Rozmowy

W PRL był oknem Polaków na świat. Alfred Szklarski - sprzedawca marzeń

Miał amerykańskie obywatelstwo. Debiutował piórem w prasie koncesjonowanej przez hitlerowców. Siedział w komunistycznych więzieniu. Kim był ojciec powieściowego Tomka Wilmowskiego? Opowiada Jarosław Molenda, autor książki o Alfredzie Szklarskim (1912 – 1992).

TYGODNIK TVP: Czytając biografię Alfreda Szklarskiego doszedłem do wniosku, że miał w sobie coś z Hieronymusa von Münchhausena – niemieckiego szlachcica, żołnierza, podróżnika i awanturnika, sławnego dzięki powieści „Przygody barona Münchhausena”…

JAROSŁAW MOLENDA:
Hm, ciekawe skojarzenie, nie myślałem o Szklarskim w kategoriach porównywania go do kogokolwiek. Próbowałem wypełnić luki w jego życiorysie, a przede wszystkim stworzyć pierwszą biografię autora, którego twórczością zaczytywały się miliony ludzi w czasach, gdy podróżowanie po świecie nie było tak banalnie proste jak dzisiaj.

Bohater pańskiej książki nie był Amerykaninem z urodzenia?

To jest jedna z wielu tajemnic prozaika. Oficjalnie miejscem jego urodzenia jest Chicago, ale pierwszy dokument to potwierdzający został wydany wiele lat później. Natomiast w archiwach amerykańskich wyszukałem dokumenty wskazujące, że pierwszy raz przypłynął do Stanów Zjednoczonych, gdy miał niespełna roczek – razem z resztą rodziny widnieje bowiem na liście pasażerów statku z Europy. Trudno mi rozstrzygnąć, jaka była prawda, na pewno pojawiają się wątpliwości. Jednakowoż cel wpisania Chicago jako miejsca jego urodzenia był oczywisty: amerykańskie obywatelstwo ogromnie ułatwiało życie. Mamy początek XX wieku, do USA przybywają tysiące emigrantów, panuje chaos, potem I wojna światowa – w takich okolicznościach łatwo było przekonać urzędnika do wersji, jaką podawała rodzina.

Jako nastolatek był świadkiem porachunków gangsterskich z Alem Capone w tle?

Przynajmniej tak wynika z jego wspomnień, ale nie zdziwiłbym się, gdyby to była fantazja. Dorastał w mieście kojarzącym się z mafią i najsłynniejszym chyba gangsterem tamtej epoki. „Najlepszy” czas wprowadzonej wówczas prohibicji to lata dwudzieste, gdy Szklarski wkraczał w wiek nastolatka. Strzelaniny na ulicach, przemoc, nielegalne knajpy – to wszystko mógł oglądać chłopiec, wywodzący się ze środowiska polonijnego, które też mogło się „pochwalić” szeregiem gangsterskich gwiazd.
Pamiątki na ścianie gabinetu Alfreda Szklarskiego. Fot. PAP/ Andrzej Grygiel
Kiedy i dlaczego powrócił do Polski? I akurat do Włocławka?

Z Włocławka pochodziła jego matka. Już raz odwiedził z nią Polskę, by w końcu na stałe razem z nią powrócić nad Wisłę w roku 1928. To była decyzja mamy, która coraz gorzej czuła się w Stanach. Chorowała, przypuszczalnie nie chciała umierać na obczyźnie. Szklarski dobrze odnalazł się w nowych realiach, po kilku latach zaczął studia w Warszawie, zakochał się…

Marzył o pracy w dyplomacji?

Na pewno taka praca go interesowała. Był znawcą stosunków amerykańsko-japońskich, ale życie inaczej pokierowało jego karierą.

Z czego utrzymywał się na studiach?

Studia ukończył, choć nie było mu łatwo wiązać koniec z końcem. Myślę, że Ameryka nauczyła go zaradności i tego specyficznego sposobu myślenia: „you can”. Był inteligentny, obrotny, przedsiębiorczy, dorabiał jak mógł, a to korepetycje, a to inna fucha. Dał radę.

Do Stanów Zjednoczonych powrócić nie zamierzał?

Kto wie, co by było, gdyby nie żona. On jednak uważał, że Ameryka nie jest dla Krystyny. Natomiast, gdy wybuchła wojna, ambasada USA oferowała mu możliwość ewakuacji, lecz tylko jemu, nie jego małżonce, która nie miała obywatelstwa amerykańskiego. Nie chciał jej zostawić w kraju ogarniętym konfliktem zbrojnym. Mnie osobiście tym zaimponował, zresztą to był człowiek niesłychanie lojalny, z zasadami.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Wybuch II wojny światowej zatrzymał w Warszawie jego ojca, obywatela USA…

Tak, na ponad dwa lata. Znalazł się bezpiecznie w Stanach dzięki wymianie jeńców ze stroną niemiecką.

W tym czasie Alfred Szklarski debiutował w piśmiennictwie. Na łamach prasy koncesjonowanej przez niemieckiego okupanta!

Wydaje mi się, że nie do końca zdawał sobie sprawę z tego kroku. Miał ambicje literackie, a te periodyki dały mu szansę zaistnienia. Trudno mu było podjąć pracę fizyczną, ponieważ chorował. Nie był jedynym człowiekiem kultury, który w jakiś sposób pracował dla Niemców. Choćby liczna grupa naszych uznanych aktorów z Adolfem Dymszą na czele. Ba, dla tych samych gazet co Szklarski pracował – jako grafik – ojciec Wojciecha Manna. Takich ludzi było dużo. Po prostu wykonywali swój zawód, tak jak kolejarz, tramwajarz czy sklepikarz.

Co tam publikował i jak często? Używał pseudonimu?

Był jednym z najpłodniejszych autorów, ale trzeba jasno powiedzieć, że nie tworzył tekstów propagandowych, nie wychwalał niemieckich sukcesów czy polityki. Dostarczał teksty przygodowe, kryminalne, czasami nawet półerotyczne, które przecież dawały Polakom chwilę wytchnienia od wojennych realiów… To taka zbrodnia? Niektóre sygnował pseudonimami.

Jednocześnie działał w konspiracji i uczestniczył w powstaniu warszawskim?

Otóż to. Dostarczał informacje ludziom podziemia, czego potem komunistyczny sąd nie uwzględnił. Z bronią w ręku walczył w powstaniu warszawskim, na Ochocie, pod pseudonimem „Szklarz”. Jego dowódca wydał o nim jak najlepszą opinię.

Tomek i jego drużyna. Czyli bestsellery PRL, które przetrwały próbę czasu

Prawie 30 lat po śmierci Alfreda Szklarskiego ukazuje się 10. część kultowego cyklu – tym razem to podróż na Alaskę.

zobacz więcej
Relacje w walk w stolicy zamieścił w „Nowym Kurierze Warszawskim”?!

Zadziwiająca sprawa! Raz, że to trochę nietypowy tekst dla Szklarskiego, dwa, iż zamieszczony już po upadku powstania i trzy – zadziwiające, że Niemcy mu to zamieścili, bo w sumie opisuje bohaterską walkę powstańców… Może artykuł przeszedł dlatego, ponieważ niewiele jest tam krytyki Niemców? Tego chyba już się nie dowiemy.

Czemu po zakończeniu wojny osiadł w Katowicach? Żył już wtedy z pióra?

Warszawa była ruiną, postanowili z żoną poszukać szczęścia w Krakowie, ale zabawili tam krótko, gdyż pojawiła się szansa na otrzymanie pracy i mieszkania w Katowicach. Właśnie z Krakowa na Śląsk ruszała grupa, której zadaniem było umocnienie polskości w tym regionie, zakładanie gazet, zaktywizowanie ludzi kultury. Wielu Polaków wówczas tam przyjechało. To tam miał okazję kontynuować karierę pisarską, jaką rozpoczął na łamach „gadzinówek”. Tam narodził się prototyp Tomka Wilmowskiego, choć nie odniósł sukcesu.

Jak to się stało, że trafił do komunistycznego więzienia?

Po wojnie zaczęły się procesy ludzi kolaborujących z Niemcami, również tych piszących. Szklarski się o tym dowiedział i postanowił sam się zgłosić. Wydaje się, że nie podejrzewał, co mu może grozić. Chyba we własnym przekonaniu uważał, że nie robił nic złego. Trafił na zły moment, proces był tendencyjny, wręcz pokazowy, nie miał szans na sprawiedliwy wyrok. Dostał tyle samo, czyli osiem lat, co prawdziwa zdrajczyni Blanka Kaczorowska. Pobyt za kratami go zmienił, choć nie przeszkodził w późniejszej karierze. Tym razem miał szczęście, znalazł się w grupie ludzi, którzy trochę rozsądniej patrzyli na takie sprawy. Uznali, że odpokutował za grzechy młodości.

Cykl przygód Tomka Wilmowskiego stanowił dla peerelowskich czytelników okno na świat?

Och, to nie było okno, to była witryna (śmiech). W tamtych czasach jego książki to był taki Wojciech Cejrowski, Martyna Wojciechowska i Beata Pawlikowska w jednym, tyle że sto razy lepszy. Polacy dzięki niemu poznawali egzotyczne zakątki globu, dokąd mogli dotrzeć jedynie nieliczni.

Scenerię, charakteryzującą kolejne tomy, pisarz kreował jedynie z wyobraźni?

Wręcz przeciwnie, wszystko do bólu sprawdzał, konfrontował ze źródłami. Jeśli tylko miał sprzeczne dane, próbował weryfikować, a jeżeli pozostawały wątpliwości, nie zamieszczał takich danych. Niektórzy potem wspominali, że książki Szklarskiego tak perfekcyjnie opisywały miejsca, w których przecież nie był, że po latach jadąc z nimi w ręku, wszystko się zgadzało.

„Władza ludowa” usiłowała jakoś wykorzystać propagandowo popularność Szklarskiego?

Oczywiście, niemniej bronił się, jak mógł. Od czasu do czasu musiał coś napisać „pod jedyną, słuszną linię”, ale gdy kolejne „Tomki” zaczęły odnosić sukces komercyjny, zorientowano się, że lepiej wykorzystać literata na innym polu niż ordynarnej, tępej propagandy.
Biurko Alfreda Szklarskiego w jego gabinecie, zrekonstruowanym w 2014 roku w Domu Oświatowym Biblioteki Śląskiej w Katowicach. Autor powieści o przygodach Tomka Wilimowskiego przez ponad 40 lat mieszkał i tworzył w stolicy Górnego Śląska.. Fot. PAP/ Andrzej Grygiel
Angażował się w życie polityczno-społeczne?

Rozmawiałem z osobami go pamiętającymi. Podkreślali, iż nie był towarzyski, znalazł swój świat w książkach. Po pracy – a wiele godzin spędzał w bibliotekach czy archiwach – wracał prościutko do domu, nie bywał na salonach. Nie chciał mieć nic wspólnego z tą władzą. Podziwiał Józefa Piłsudskiego, którego portret wisiał w jego gabinecie na honorowym miejscu. Z drugiej strony nie unikał kontaktu ze zwykłymi ludźmi, lubił z nimi rozmawiać, często bywały u niego dzieci, wykorzystywane w charakterze pierwszych recenzentów tekstu czy pomysłów.

Czym wytłumaczyć wątek indiański w twórczości prozaika?

Był zafascynowany Indianami od lat chłopięcych, podziwiał ich odwagę, honor. Być może trochę mu przypominali Polaków w walce o niepodległość. Myślę, że w jego osobistym rankingu trylogia indiańska stała wyżej niż Tomki. I fakt, odwalił kawał dobrej roboty, trzeba docenić mrówczą pracę autora, ale i jego żony, która mu pomagała w rekonstrukcji życia rdzennych mieszkańców Ameryki. Na tamte czasy to była fantastyczna pozycja.

Seria o Tomku nie umarła wraz z jej pomysłodawcą?

Dla mnie umarła, bo kontynuacje pisane przez innych autorów to nie to samo. A i czasy się zmieniły, dzisiaj internet niszczy wszystko. Ludzie czytają mało książek, co dopiero powieści mocno anachroniczne. W dobie Wikipedii przypisy trącą nudziarstwem. Bohater Szklarskiego, w porównaniu do współczesnych ikon literatury młodzieżowej, jak choćby Harry’ego Pottera, raczej się do kultury masowej nie przebije. Minęło sporo lat nim zdecydowano się na reanimację Tomka, lecz obawiam się, że to będzie wegetacja, a z pewnością nie bestseller.

– rozmawiał Tomasz Zbigniew Zapert

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Jarosław Molenda
– pisarz, publicysta i podróżnik. Absolwent filologii klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zajmuje się szeroko rozumianą publicystyką popularnonaukową, jego teksty ukazywały się na łamach takich pism, jak „Focus Historia” „Mówią Wieki”, „Rzeczpospolita”, „Voyage”. W 2015 roku został odznaczony przez Prezydenta Rzeczypospolitej Srebrnym Krzyżem Zasługi za upowszechnianie kultury i propagowanie historii. W 2016 roku Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznał mu Honorową Odznakę „Zasłużony dla Kultury Polskiej". Autor kilkudziesięciu książek z dziedziny historii, geografii, turystyki i gastronomii. W tym najnowszej „Alfred Szklarski - sprzedawca marzeń”.
Zdjęcie główne: Alfred Szklarski w swoim gabinecie. Reprodukcje zdjęć z archiwum rodzinnego. Fot. Maciej Jarzębiński / Forum
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.