Rozmowy

Po co elitom współczesne „chłopstwo”?

Elity nie pracują na rzecz poszerzenia sfery wiedzy, ale raczej na rzecz stworzenia ideologicznych ograniczeń, nawet w takich dziedzinach jak matematyka, medycyna czy nauka. Ta sama mentalność, która już zepsuła nauki humanistyczne, rozszerza się na nauki ścisłe. Wielu uważa nawet, że posłuszeństwo wobec „oficjalnej nauki” już wzięło górę nad niezależnością myślenia – mówi prof. Joel Kotkin.

TYGODNIK TVP: Nie przebiera pan profesor w słowach. W jednym z ostatnich artykułów napisał pan o „zabójstwie na tle klasowym”, jakie dokonuje się w Stanach Zjednoczonych, gdzie „nierówności klasowe oraz tworzenie się systemu neofeudalnego prawie całkowicie zniszczyły społeczną mobilność”, a tym samym klasę średnią. Czy naprawdę jest tak źle?

JOEL KOTKIN:
Tak, sytuacja jest poważna. Dotyka nas to szczególnie mocno, gdyż cały etos Ameryki opierał się, i opiera, na możliwości szybkiego awansu społecznego. To dlatego miliony Polaków mogą tutaj piąć się po drabinie społecznej, podobnie jak to uczynili także moi przodkowie, pochodzący z Ukrainy, Besarabii i Litwy. Kryzys widać choćby po zmniejszającej się liczbie młodych ludzi, których stać na posiadanie domu oraz na zwiększającej się koncentracji kapitału wśród coraz mniejszej grupy posiadaczy.

Dla pana, wieloletniego zwolennika Demokratów, który dopiero od niedawna określa się jako wyborca „niezależny”, nie jest to kwestia ideologiczna. W swojej ostatniej książce „The Coming Age of Neo-Feudalism: A Warning to the Global Middle Class” („Nadchodząca epoka neofeudalizmu: ostrzeżenie dla globalnej klasy średniej”) przewiduje pan, że ograniczenie możliwości awansu społecznego wraz z potężną koncentracją kapitału spowodują nadejście ery neofeudalizmu: ze współczesnym odpowiednikiem arystokracji zespolonej z władzą centralną oraz grupą współczesnych wolnych chłopów. To ludzie na umowach o pracę, którzy tylko dzięki przelewom pieniędzy ze źródeł rządowych są w stanie poprawić swą sytuację materialną. W ten sposób stają się zależni niczym średniowieczni poddani. Czy to nieunikniona ewolucja kapitalizmu?

Mam nadzieję, że nie. Największym problemem nie jest jednak skrajna lewica, która ma ograniczone poparcie, ale elita korporacyjna. Lenin powiedziałby o niej, że ci ludzie przygotowują sobie wysokiej jakości sznur, na którym zostaną powieszeni.

Co ma pan na myśli?

Eliminacja konkurencji czy wymuszanie irracjonalnej polityki energetycznej zmniejszają poparcie dla wolnego rynku. Liderzy naszego społeczeństwa – politycy, ludzie stojący na czele korporacji, nauczyciele akademiccy – nie identyfikują się już z tak ważnymi instytucjami jak religia, stabilna rodzina czy kontrola na poziomie lokalnym. To wszystko osłabia kapitalizm, stawiając nas przed dwoma wyborami: albo oligarchiczny socjalizm, albo – niech Bóg na broni – powrót do prawdziwego komunizmu.

Koszmarny sen Brukseli. Nieprawidłowe partie wygrywają wybory

Co przyniosą Europie rządy prawicy we Włoszech i Szwecji?

zobacz więcej
W swojej książce pisze pan, że specjalna rola przypada tu elitom intelektualnym, które niczym kler w Średniowieczu (Kotkin używa określenia „clerisy” – przyp. red.) dostarczają intelektualnego usprawiedliwienia dla powstającej hierarchii. Ta świecka, globalna elita (twórcy kultury, intelektualiści, wykładowcy akademiccy i pracownicy mediów) to współczesny kler. Niczym Światowi Kontrolerzy z „Nowego wspaniałego świata” Aldusa Huxleya, wspomagani przez technologię i kulturę, legitymizują nowy porządek świata.

Widzimy to na wielu poziomach. Tzw. eksperci są oczywiście ważni, ale w takich dziedzinach jak zmiany klimatyczne, kwestie rasy czy gender zaakceptowali, albo stworzyli, ortodoksję, która szkodzi społeczeństwu. Jak zauważył Daniel Bell w świetnej książce „Coming of Post-Industrial Society” (Nadejście społeczeństwa postindustrialnego), rosnące znaczenie nauki i technologii daje tym elitom nieprawdopodobną siłę. Smuci jednak to, że nie pracują one na rzecz poszerzenia sfery wiedzy, ale raczej na rzecz stworzenia ideologicznych ograniczeń, nawet w takich dziedzinach jak matematyka, medycyna czy nauka. Ta sama mentalność, która już zepsuła nauki humanistyczne, rozszerza się na nauki ścisłe. Wielu uważa nawet, że posłuszeństwo wobec „oficjalnej nauki” już wzięło górę nad niezależnością myślenia. Ci należący do elity wybrańcy mają niesamowitą władzę, tworząc to, co jest akceptowalne. A ci wszyscy, którzy mają odmienne zdanie, są coraz bardziej marginalizowani lub „unieważniani” (cancelled).

Te neofeudalne elity bardzo potrzebują rządów centralnych, dlatego – przy wsparciu elity intelektualnej – popierają rozbudowę państwa opiekuńczego. Państwo poprzez transfery socjalne i bezpośrednie wypłaty ma za zadanie powstrzymywać rozmaite rebelie w rodzaju „żółtych kamizelek” we Francji, protestów kierowców w Kanadzie czy rolników w Holandii. To dlatego też ludzie nazywający sami siebie libertarianami, którzy na co dzień są za nieograniczoną wolnością przepływu kapitału, wspierają tak radykalne rozszerzenie państwa opiekuńczego jak choćby postulat wprowadzenia powszechnie gwarantowanego dochodu, prawda?

To zjawisko, które staram się zrozumieć. Libertarianie stali się ślepymi niewolnikami kapitału, a ponieważ system produkuje niewyobrażalne nierówności, chcą – jak to zauważył już Marks w „Manifeście Komunistycznym” – „potrząsać proletariacką torbą żebraczą, żeby skupić lud wokół siebie”. Zamiast czerpać korzyści płynące z pracy najemnej i koncentrować się na tym, by jak największa liczba ludzi mogła zwiększać swoje możliwości, libertarianie i oligarchowie pomyśleli, że lepiej będzie przekupić współczesne „chłopstwo” niż ryzykować własną głową…
Dla kalifornijskiego modelu rozwoju konkurencją jest Floryda, ale prawdziwą alternatywą wydaje się być Teksas, twierdzi prof. Kotkin. Na zdjęciu Austin, stolica Teksasu przeżywająca boom budowlany napędzany m.in. przez napływ firm technologicznych z Doliny Krzemowej. Fot. George Rose/Getty Images
Pisze pan, że proces oligarchizacji kapitalizmu rozpoczął się już w latach 70. XX wieku, gdy zmniejszyły się możliwości klasy średniej. W 1989 r. Polacy byli chyba najbardziej prokapitalistycznym społeczeństwem świata. Sęk w tym, że nasza ówczesna wizja amerykańskiego kapitalizmu znana z hollywoodzkich filmów – pięknych domów z przyciętą trawą na przedmieściach, dwóch samochodów, dzieciaków na rowerach czy deskorolkach – już wtedy w dużej mierze nie była aktualna. Teraz przerabiamy jej ostatnią wersję: turbokapitalizm ze spekulacjami i nadużyciami rynków finansowych, umowami śmieciowymi, pensjami duszonymi eksportem produkcji przemysłowej na tańsze rynki i masową emigracją. Ciężko zobaczyć lepszą przyszłość…

W wielu częściach Ameryki model opisany przez pana wciąż funkcjonuje. Marzenie o domku na przedmieściach wciąż jest żywe na Południu – w Teksasie, na terenach Wielkich Równin Prerii czy Środkowego Zachodu. Ale jednocześnie to marzenie jest coraz trudniej zrealizować, zwłaszcza w rejonach rządzonych przez Demokratów. Wprowadzane przez nich przepisy zmuszają ludzi do przeprowadzki na gęsto zaludnione tereny miejskie, gdzie z kolei ceny nieruchomości są najwyższe.

Problem Polski, jak i innych krajów, które załapały się na późny kapitalizm typu neoliberalnego, polegał na tym, że w momencie, gdy wyzwoliliście się z socjalizmu, duża część przemysłu przeniosła się już do Chin i innych krajów rozwijających się. Sytuacja może się zmienić jedynie wtedy, gdy kraje Zachodu rozpoczną proces reindustrializacji, a zapewnienie stanowisk pracy przedstawicielom klasy średniej stanie się politycznym priorytetem. Tyle że kapitał finansowy i korporacyjny wolą produkcję w dalekich krajach, bo dzięki temu mają większe zyski oraz dostęp do taniej i ujarzmionej już siły roboczej.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     W świecie, w którym ustalona hierarchia społeczna pozbawia ludzi szans na awans, często dochodzi do reakcji: brexit, wybór Donalda Trumpa na prezydenta w 2016 r., triumf prawicy na Węgrzech i w Polsce. Ostatnie wybory w Szwecji, a zwłaszcza we Włoszech pokazują, że wyborcy chcą powrotu do starych, burżuazyjnych wartości: prawa do wyboru własnej drogi życiowej, do normalnej rodziny, do życia w lokalnej społeczności, narodu. Z drugiej strony obserwujemy silne parcie do ustanowienia neofeudalizmu w skali globalnej.

Smuci mnie to, że właściwa odpowiedź na ekscesy kapitalizmu jest proponowana nie przez polityczne centrum, a z pozycji ekstremalnych. We Włoszech i w Szwecji to prawa strona sceny politycznej, ale w Ameryce Południowej czy we Francji w siłę rośnie lewacki autorytaryzm. A przecież można przeciwstawiać się ekscesom neoliberalizmu bez szermowania hasłami wymierzonymi w prawa kobiet, gejów czy imigrantów. Problem polega na tym, że intelektualna elita (clerisy) staje się coraz bardziej wyznawcą własnej religii. Ta religia to mieszanka klimatycznej apokalipsy, przekonania o płynności płci i antyrasizmu, według którego wszyscy biali są rasistami i muszą za to odpowiedzieć albo zostać przeprogramowani.

Tymczasem potrzebujemy racjonalnej, pragmatycznej alternatywy, która wspiera wzrost gospodarczy, legalną imigrację oraz rosnącą rolę kobiet w społeczeństwie.

Jak w Kalifornii czy jak w Teksasie? Podzielone (i poróżnione) Stany Zjednoczone

Czy to koniec USA jako federacji?

zobacz więcej
Porozmawiajmy jeszcze o sytuacji politycznej Ameryki, kraju podzielonego na dwie niemal równe, bo liczące 45 proc., połówki z 5-10 procentowym centrum. Jak pan twierdzi, Republikanie „wierzą w świętość kapitału w każdej formie”. Z kolei Demokraci mogliby mówić o nierównościach społecznych, jednak zamiast tego – jak napisał Thomas Frank w „Guardianie” – odrzucają „populizm” i mają „wielką wizję, jak społeczeństwo powinno być prowadzone” przez „odpowiedzialnych profesjonalistów”, którzy podzielają ich ulubione poglądy takie jak choćby ochrona środowiska traktowana niczym fundamentalistyczna religia. Wybory do Kongresu już za kilka tygodni (zgodnie z tradycją, odbywają się w pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku listopada, w tym roku 8 listopada – przyp. red), kto wygra?

Trudno powiedzieć. Republikanie powinni przejąć kontrolę nad Izbą Reprezentantów, ale mogą zaprzepaścić szansę na zwycięstwo w Senacie. Decyzja Sądu Najwyższego unieważniająca legalizację aborcji na poziomie federalnym oraz toksyczna obecność Donalda Trumpa na arenie publicznej, mogą zatrzymać ich zwycięską falę. Z drugiej strony wysoka inflacja, wzrost przestępczości, to, co się dzieje na granicy z Meksykiem oraz postulat zwiększenia kontroli rodziców nad edukacją dzieci – wszystko to powinno pomóc Republikanom. W przeszłości wielkie media mogły wpływać na wynik wyborów, ale ich jednoznaczny polityczny przechył (w stronę Demokratów – przyp. red.), spowodował, że wiele osób je po prostu ignoruje, nawet jeśli mają one czasem rację i dobrze informują.

Wybory prezydenckie w 2024 r. mogą pokazać, czego tak naprawdę chcą Amerykanie: więcej Florydy czy więcej Kalifornii. Jak pan opisuje, Kalifornia to dzisiaj kolebka high-tech, gdzie panuje „segregacja innowacji”, w której „klasa wyższa kwitnie, klasa średnia zanika, a klasy niższe żyją w biedzie”. Z drugiej strony jest gubernator Florydy Ron DeSantis, prezentujący „trumpizm bez Trumpa”. Zderzenie tych wizji jest niemal nie do uniknięcia. Czy Ameryka przetrwa polityzację niemal każdej dziedziny życia?

To kluczowa sprawa. Najbliższe wybory, zwłaszcza federalne, mają przesadnie duże znaczenie. Prezydenci są dzisiaj niczym wybieralni dyktatorzy, zwłaszcza gdy Kongres jest sparaliżowany przez partyjne gry oraz kontrolę korporacji. Pewnym rozwiązaniem byłoby zwiększenie kontroli lokalnej czy potwierdzenie znaczenia rodziny. Model kalifornijski jest dobry dla bogatych i do niedawna produkował wystarczająco dużo pieniędzy, aby rozbudowywać państwo dobrobytu. Nie wydaje się jednak, aby można go było powtórzyć gdzie indziej, bez kalifornijskich atrakcji i technologicznej przewagi. Floryda jest konkurencją, ale prawdziwą alternatywą wydaje się być Teksas. Jednak gubernator DeSantis wydaje się być bardziej wiarygodny na arenie krajowej niż gubernator Teksasu Greg Abbot.

Nie jest pan do końca pesymistą. Napisał pan, że w 2021 r. po latach stagnacji, Amerykanie „zagłosowali nogami”, przenosząc się na przedmieścia i do mniejszych miejscowości w poszukiwaniu szansy na życie według dawnych standardów klasy średniej. Czy jest więc nadzieja, że Ameryka wymyśli się na nowo?

Znane jest stare, niemieckie powiedzenie, przypisywane Otto von Bismarckowi: „Istnieje Opatrzność, która chroni głupców, pijaków i Stany Zjednoczone Ameryki”. Ono się wciąż sprawdza. Pozostajemy jedynym krajem, które jest jednocześnie imperium surowcowym i technologiczno-przemysłowym. Jeden z naszych głównych rywali – Rosja – okazał się zdecydowanie słabszy niż ktokolwiek myślał: zwłaszcza technologia wojskowa nie dorównuje amerykańskiej. Europa z kolei jest zbyt podzielona, ma problemy demograficzne, nie posiada surowców, aby konkurować z nami czy z Chinami. Tak więc, bardzo mi przykro, ale wygląda na to, że Ameryka pozostaje jedynym wyborem dla świata.

– rozmawiał Paweł Burdzy

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Fot. https://joelkotkin.com
Prof. Joel Kotkin jest uznanym autorytetem w kwestiach związanych ze współczesnymi trendami w polityce i gospodarce, zwłaszcza na poziomie globalnym.

Wybitny specjalista w dziedzinie urbanistyki (nazywany czasami „nad-geografem Ameryki”), prowadził wiele projektów badawczych dotyczących amerykańskich miast i aglomeracji (zwłaszcza w Kalifornii i Teksasie). Autor wielu książek i publikacji prasowych.

W opublikowanej w 2020 r. książce „The Coming Age of Neo-Feudalism: A Warning to the Global Middle Class” prof. Kotkin sugeruje, że współczesne społeczeństwa zachodnie zmierzają w kierunku modelu feudalnego, trend który przyspieszył na skutek konsekwencji pandemii koronowirusa. „Miliony małych biznesów są na granicy bankructwa, kolejne miliony ludzi straciły pracę, a jeszcze więcej zostało zredukowanych do statusu nie posiadających niczego poddanych. Wielkimi zwycięzcami jest klasa tzw. ekspertów, ale przede wszystkim oligarchowie Big Tech, którzy zyskują coraz więcej, im więcej zwykli ludzie korzystają z algorytmów w relacjach z innymi” napisał.

Prof. Kotkin mieszka w Kalifornii. Więcej na: https://joelkotkin.com
Zdjęcie główne: Dom na sprzedaż w San Francisco w Kalifornii. Wysokie stopy procentowe w połączeniu z gwałtownie rosnącymi cenami domów sprawiły, że wielu nabywców nie jest w stanie pozwolić sobie na kupno. Fot. Justin Sullivan/Getty Images
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.