Czerwone (tam, gdzie rządzą Republikanie) czy niebieskie (tradycyjny kolor Partii Demokratycznej)? Postępowe Wschodnie i Zachodnie Wybrzeże, gdzie mieszkają liberalne elity? Czy raczej to, co pośrodku, złośliwe przez lewicowców nazywane „tym czymś pomiędzy” czy „strefą przelotu” na trasie pomiędzy Los Angeles albo San Francisco a Nowym Jorkiem czy Bostonem. Zeszłotygodniowa decyzja Sądu Najwyższego USA w sprawie aborcji tylko wzmogła rosnące podziały pomiędzy stanami amerykańskiej republiki.
Stany Zjednoczone coraz bardziej zaczynają przypominać dwa podzielone i poróżnione ze sobą terytoria, rządzone przez dwie, zaciekle się zwalczające partie polityczne. Partie kierujące się dwoma, odrębnymi światopoglądami, które zdaje się łączyć coraz mniej. Te dwa radykalizujące się obozy społeczno-polityczne zdają się zabierać całą przestrzeń informacji i debaty w epoce mediów społecznościowych, które kierując się wskazaniami algorytmów, wzmacniają najradykalniejsze postawy i poglądy. Pomiędzy dwoma obozami jest kurczące się polityczne centrum, zajmowane przez tzw. normalsów, czyli ludzi nie kierujących się na co dzień światopoglądem.
Czy coś ich jeszcze łączy?
Tuż po decyzji Sądu Najwyższego USA znoszącej – obowiązującą od orzeczenia SN w 1973 r. – „gwarantowane Konstytucją” prawo do aborcji i zwracającej stanom prawo do decydowania w tej kwestii, w amerykańskich mediach pokazano nową mapę Ameryki. Zaznaczono na niej stanowe regulacje dotyczące dopuszczalności aborcji. Zdominowane przez Demokratów Zachodnie Wybrzeże i północ Wschodniego Wybrzeża oraz dwie wyspy pośrodku (Kolorado i Illinois, gdzie leży Chicago) – na zielono, bo tam „prawo do aborcji jest zagwarantowane”. Reszta to różne odcienie (brąz, pomarańcz, żółć), w zależności od restrykcji. W dziewięciu stanach (Alabama, Arkansas, Kentucky, Missouri, Oklahoma, Południowa Dakota, Alabama, Ohio, Teksas i Tennessee) „większość aborcji już jest zakazana”. W kolejnych (Idaho, Missisipi, Północna Dakota, Arizona, Georgia, Iowa, Michigan, Karolina Północna, Wirginia Zachodnia i Wisconsin) dostęp do aborcji „może być zakazany” albo „znacznie ograniczony”.
Jakby tego było mało, gubernatorzy liberalnych stanów Zachodu (pod wodzą najbardziej lewicowej w USA Kalifornii) oraz Nowego Jorku ogłosili, że nie będą współpracowali ze stanami, gdzie aborcja jest nielegalna, w poszukiwaniu kobiet, które się jej dopuściły. Zachęcili jednocześnie wszystkie potrzebujące do przyjazdu do nich w celu wykonania zabiegu przerwania ciąży.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Co ciekawe w czwartek pokazano podobną mapę przygotowaną po orzeczeniu konserwatywnej większości Sądu Najwyższego znoszącego restrykcje stanu Nowy Jork ograniczające prawo do noszenia broni poza domem. Jak stwierdził w uzasadnieniu orzeczenia sędzia Clarence Thomas, korzystanie z konstytucyjnego prawa do posiadania broni palnej w miejscach publicznych dla celów samoobrony „nie wymaga, by osoby zademonstrowały jakąś specjalną potrzebę". W ten sposób unieważniono restrykcje nałożone nie tylko przez Nowy Jork, ale i sześć innych, rządzonych przez Demokratów stanów (w tym Kalifornię). Gdyby na tę mapę nałożyć stanowe wyniki ostatnich wyborów na prezydenta, znów nie odbiegałaby ona wiele od mapy, określającej stopień akceptacji dla przerywania broni i swobodnego dostępu do broni palnej.
Aborcja, dostęp do broni palnej, stosunek do religii i modlitwy w miejscach publicznych, zagrożenie klimatyczne traktowane jak religia, prawa wszelkiego rodzaju mniejszości, pełna dostępność do tzw. miękkich narkotyków, akcja na rzecz zmniejszenia budżetów departamentów policji i liberalizacja kar dla przestępców… Na amerykańskim, federalnym projekcie politycznym pojawiają się coraz większe rysy.