Cywilizacja

99 lat więzienia za aborcję. Od kiedy bije serce, życie jest chronione

Partia Demokratyczna swobodny dostęp do aborcji traktuje niemal jak świętość. Wśród 235 demokratycznych kongresmenów zaledwie jeden – Dan Lipiński, polityk polskiego pochodzenia z przedmieść Chicago – deklaruje postawę pro-life.

Zdominowane przez Republikanów amerykańskie stany Alabama, Georgia, Ohio, Kentucky i Mississippi uchwaliły przepisy znacznie ograniczające prawo do aborcji. Wcześniej w bastionie Partii Demokratycznej – stanie Nowy Jork – przegłosowano prawo zezwalające właściwie na aborcję na życzenie, a w Wirginii podobnie daleko idące przepisy z trudem zablokowali Republikanie.

Te dwa rozbieżne trendy znajdą zapewne ostateczne rozwiązanie w Sądzie Najwyższym USA, który będzie musiał rozstrzygnąć czy jego decyzja o dopuszczalności aborcji z 1973 r. (znana jako sprawa Roe vs. Wade) będzie utrzymana w mocy.

20 zmian w prawie

Uchwalona przez stanową legislaturę i podpisana w maju 2018 r. przez panią gubernator ustawa jest najostrzejsza w całej Ameryce. Właściwie zakazuje ona aborcji na każdym etapie ciąży, nawet jeśli jest ona wynikiem gwałtu czy kazirodztwa. Jedyny wyjątek stanowi zagrożenie życia matki. Za przerwanie życia dziecka lekarzowi grozić będzie do 99 lat więzienia.
"Aborcja jest OK!" twierdzą amerykańscy działacze pro-choice na bannerze ciagniętym przez samolot. Na zdjęciu stanowy Kapitol w Montgomery w Alabamie 15 maja 2019, w dniu gdy gubernator Kay Ivey podpisała zmiany w przepisach ograniczające mozliwości przerywania ciąży. Fot. Julie Bennett/Getty Images
Promotor ustawy, republikański senator stanowy Clyde Chambliss bezkompromisowo zabiegał, aby zakaz aborcji dotyczył także przypadków gwałtu I kazirodztwa. „Kiedy Bóg stworzył cud życia w kobiecym łonie, nie możemy jako ludzie przerywać tego życia” - argumentował. Ustawa ma wejść w życie w listopadzie, ale bardzo prawdopodobne, że jej przeciwnicy zablokują ją, przynajmniej czasowo, w sądach.

W stanie Missouri miejscowy Senat uchwalił ustawę zakazującą aborcji po ósmym tygodniu ciąży, z wyjątkiem zagrożenia zdrowia i życia kobiety. Kara za przeprowadzenie nielegalnego zabiegu – do 15 lat. Aby weszła w życie, ustawę musi zatwierdzić izba niższa stanowej legislatury oraz podpisać gubernator, co wcale nie jest takie pewne.

Jak argumentują zwolennicy prawa do aborcji, to już ponad dwadzieścia aktów prawnych na poziomie stanowym w tym roku, które znacznie ograniczyły możliwość zabijania dzieci. Większość z nich znacznie obniża wiek płodu, do którego można go zgodnie z prawem zabić.

Ustawy wprowadzają pojęcie „bicia serca” – zakazując przeprowadzenia aborcji, gdy zostanie wykryte bicie serca dziecka, co z reguły następuje ok. szóstego tygodnia od poczęcia. Takie rozwiązania przyjęły m.in. stany Georgia, Ohio, Kentucky i Mississippi, a w kolejce są kolejne.

Zaczęli demokraci

Choć faktycznie od początku roku widać zdecydowanie ruch na rzecz ograniczenia aborcji w Stanach, to pierwsi zaczęli dąć w wojenne trąby zwolennicy jak najszerszej dopuszczalności zabiegów przerywania ciąży. Stało się to jesienią zeszłego roku w czasie zatwierdzania przez Senat Bretta Kavanaugha na sędziego Sądu Najwyższego. Lewica wytoczyła przeciw niemu najcięższa działa: oskarżano go o gwałty, napaści na kobiety, pijaństwo do nieprzytomności - a wszystko miało ponoć miejsce przed ponad trzydziestu latu i oparte było jedynie na niezbornych wspomnieniach pojedynczych świadków.

Ale nie mogło być inaczej, skoro sędzia – nie dość, że żarliwy katolik, to jeszcze młody (a więc będzie orzekał przez dziesiątki lat - co mogłoby skutkować w przyszłości orzeczeniem Sądu cofającym dopuszczalność aborcji. A akurat ta sprawa dla amerykańskiej lewicy jest świętością.

W styczniu tego roku legislatura stanu Nowy Jork – gdzie Demokraci w wyniku listopadowych wyborów 2018 zdobyli większość w obu izbach - przyjęła radykalną liberalizację prawa do aborcji. Przewiduje możliwość aborcji nawet w końcowym etapie ciąży. Dotąd nielegalne przerwanie ciąży zagrożone było więzieniem do siedmiu lat, teraz nie będzie już karane wcale.

Czy zmiany w Sądzie Najwyższym doprowadzą do zakazu aborcji?

Opozycja wprowadza dyscyplinę partyjną i zapowiada użycie „wszelkich, możliwych środków”, aby decyzja nie została zatwierdzona.

zobacz więcej
Ponadto aborcji będzie mógł dokonać nie tylko lekarz (jak dotąd), ale także inna licencjonowana osoba, np. pielęgniarka lub położna, bez wskazania powodu do 24 tygodnia ciąży. Zabicie dziecka będzie możliwe także w późniejszym okresie - ze względu na zagrożenie życia matki lub jeśli płód nie będzie zdolny do życia.

Ustawę z uśmiechem na ustach podpisał demokratyczny gubernator stanu Andrew Cuomo. Uchodzący za wiecznego kandydata na prezydenta (choć na razie nie zgłosił się do wyścigu w 2020) oraz podający się za katolika polityk gromadzi w ten sposób polityczny kapitał, sygnalizując lewicy, że w kwestii aborcji jest za jak największą liberalizacją, a właściwie za przerywaniem ciąży na życzenie.

W stanie Wirginia Demokraci chcieli posunąć się jeszcze dalej, umożliwiając zabicie dziecka właściwie do samego porodu, a nawet… po nim. Tutaj jednak szybko sprawa przedostała się do mediów i politykom Partii Republikańskiej udało się zablokować nowe prawo.

Rode vs. Wade

W 1973 r. Sąd Najwyższy wywiódł prawo do aborcji z prawa do „prywatności osobistej” gwarantowanej w Konstytucji USA z 1787 r. W słynnej decyzji w sprawie Roe vs. Wade sędziowie dokonali kilku ważnych rozróżnień.

Otóż aborcja w pierwszym trymetrze ciąża całkowicie zależy od kobiety. W trymestrze drugim – stany mają prawo „regulować procedurę” zabiegu, ale nie mogą zakazywać przerywania ciąży. W trymestrze trzecim, gdy – zdaniem Sądu Najwyższego – płód staje się „zdolny do życia”, stany mają prawo regulować procedury, a także zakazywać zabiegów, o ile nie jest zagrożone życie matki.

W efekcie, w prawie federalnym, aborcja jest dopuszczalna do 24 tygodnia życia płodu. Co jest w jawnym konflikcie z nowoprzyjętym prawodawstwem stanowym, które zakazuje przerywania ciąży po szóstym tygodniu życia.

Nie ulega wątpliwości, że pewnego dnia Sąd Najwyższy będzie musiał zająć się tymi sprzecznościami. Zwolennicy aborcji próbują udowadniać, że przez 46 lat obowiązywania, dopuszczalność aborcji stała się zasadą prawną, której nie można obalić.

Ale oczywiście Sąd Najwyższy ma prawo unieważnić każdą decyzję poprzedników, jak choćby było to w przypadku orzeczeń sankcjonujących segregację rasową. I jak przekonują spokojniejsze głowy – unieważnienie decyzji z 1973 r. w sprawie Roe vs. Wade, wcale nie musi być jednoznaczne z zakazem aborcji na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Najprawdopodobniej, gdyby taka decyzja zapadła, w gestii poszczególnych stanów byłoby ustalenie dopuszczalności bądź zakazu aborcji.
Sąd Najwyższy o prawie do aborcji zadecydował w 1973 r. podejmując decyzję w sprawie Roe vs. Wade. Na zdjęciu z lewej Norma L. McCorvey, która występowała wówczas pod pseudonimem „Jane Roe” domagając się aborcji, choć zakazywało jej prawo stanowe. Po latach McCorvey wycofała się ze swoich dawnych poglądów i przystąpiła do ruchu pro-life. Fot. Getty Images/Sue Ogrocki
Nie wydaje się jednak, aby przed wyborami prezydenckimi w 2020 r. Sąd Najwyższy zajął się sprawą. Kwestia aborcji, jak żadna inna rozpala ogromne emocje społeczne, a sędziowie – wybierani na stanowisko dożywotnio – bardzo dbają o swoje „dziedzictwo”. Więc nawet jeśli obecnie konserwatywni (i co najciekawsze, w większości – przynajmniej formalnie – katoliccy) członkowie Sądu mają przewagę nad liberałami 5 do 4, bardzo wątpliwe, aby przewodniczący sędzia John Roberts zdecydował się zająć sprawą. Wikłałoby to bowiem nieuchronnie sędziów w kampanie wyborczą.

Trump konsekwentny

Na razie więc decydują poszczególne stany: konserwatywne, „czerwone” (kolor Republikanów) generalnie idą w kierunku przesuwania zakazu przerywania ciąży bliżej poczęcia. Z kolei stany „niebieskie” (gdzie dominuje Partia Demokratyczna) idą w przeciwnym kierunku: odchodząc od dotychczasowego hasła „bezpieczna, legalna i rzadka”, do czynienia aborcji dopuszczalnej niemal do samego porodu.

Jakie w tej kwestii ma stanowisko prezydent Donald Trump, który przez większą część swego życia do kwestii aborcji nie przywiązywał większej wagi? Dopiero wtedy, gdy walczył o nominację Partii Republikańskiej oportunistycznie stał się przeciwnikiem zabijania dzieci w łonie matki.

Jednak trzeba mu przyznać, że od tego momentu w swej postawie pro-life jest bardzo konsekwentny, czego głównym przejawem jest walka (nawet jeśli nieskuteczna) z finansowaniem z pieniędzy podatników proaborcyjnej organizacji Planned Parenthood i mianowanie do sądów konserwatywnych sędziów, w tym Neila Gorsucha i Bretta Kavanaugha, do Sądu Najwyższego. Zaskarbił tymi działaniami wdzięczność i wyborcze poparcie wielu konserwatystów, którzy nie poważali go wcześniej ze względu na libertyński sposób życia.

W czasie ostatnich stanowych bojów o aborcję, Trump – wykorzystując do tego swój ulubiony instrument komunikacji, Twitter – oświadczył: „Większość ludzi wie, a dla tych, co chcieliby wiedzieć: mocno opowiadam się za życiem, z trzema wyjątkami – gwałt, kazirodztwo i ochrona życia matki – dokładnie tak samo, jak Ronald Reagan”.

Pedofil, pijak, zbiorowy gwałciciel. Jak wykończyć sędziego

Lewica zapowiedziała, że będzie walczyć z nim „wszelkimi metodami”.

zobacz więcej
I oczywiście nie zabrakło wezwania do boju, bo przecież bitwa o reelekcję rozstrzygnie się już za siedemnaście miesięcy. „Zaszliśmy tak daleko w ciągu ostatnich dwóch lat ze 105 wspaniałymi nowymi sędziami federalnymi (a będzie ich więcej), mamy dwóch wspaniałych sędziów Sądu Najwyższego, Mexico City Policy [rozporządzenie prezydenckie blokujące pieniądze amerykańskich podatników dla organizacji pozarządowych, które wspierają aborcję – przyp. red] i zupełnie nowe pozytywne nastawienie do ruchu Prawo Do Życia. Radykalna lewica ze swoim żądaniem aborcji w ostatnim stadium ciąży (oraz gorszymi pomysłami), załamuje się pod własnym ciężarem w tej kwestii. Musimy trzymać się razem i ZWYCIĘŻYĆ dla ŻYCIA w 2020. Jeśli będziemy głupcami i nie będziemy zjednoczeni w JEDNOŚCI, cała tak ciężko wywalczona ochrona życia, może szybko zniknąć” zaapelował na Twitterze 45. prezydent USA.

Jedyna szansa

Polaryzacja będzie się pogłębiać, bo obie partie są pod wpływem aktywistów, dla których aborcja jest jednym z najważniejszych, o ile nie najważniejszym zagadnieniem. Dla polityków Partii Demokratycznej swobodny dostęp do aborcji jest traktowany niemal jak świętość, Credo, rodzaj świeckiego sakramentu. Wzmacnianego oczywiście sowitymi dotacjami od Planned Parenthood, które zawiaduje setkami klinik aborcyjnych w całym kraju.

Dość powiedzieć, że wśród 235 kongresmenów Partii Demokratycznej zaledwie… jeden – Dan Lipiński, polityk polskiego pochodzenia z przedmieść Chicago – deklaruje postawę pro-life. W Senacie tylko dwóch: Bob Casey z Pensylwanii i Joe Manchin z Zachodniej Wirginii.

I jest tendencja, aby takich ludzi z partii wypychać. „Nie możesz o sobie powiedzieć, że jesteś Demokratą, jeśli jesteś przeciw aborcji, imigrantom, małżeństwom jednopłciowym i prawom LGBT” – powiedziała ostatnio kongresmenka Pramila Jayapal. Dobrze wie o tym wieloletni kongresmen Lipinski, który z najwyższym trudem wygrał ostatnią elekcję do Izby Reprezentantów.

Nic dziwnego, że zdominowana przez Demokratów Izba już po raz 48 – jak skwapliwie zanotował prolajferski portal LifeNews.com – odmówiła wniesienia pod obrady projektu ustawy prawnie chroniącej życie dzieci, które przeżyły aborcję.

Po stronie pro-life, do głosu doszło pokolenie, które bez żadnych kompleksów i kalkulacji chce się zmierzyć z problemem dopuszczalności aborcji. To działacze lokalni, którzy się policzyli i zrozumieli, że teraz – gdy Partia Republikańska zdominowała politykę na szczeblu stanowym i lokalnym w większości kraju – nadarza się być może jedyna i niepowtarzalna szansa, aby przynajmniej ograniczyć do minimum prawną dopuszczalność aborcji.
Jednynym przedstawicielem Partii Demokratycznej w Kongresie USA sprzeciwiającym się aborcji jest Daniel "Dan" Lipinski z Chicago, który od 2005 roku reprezentuje okręg, z którego kongresmenem wcześniej był jego ojciec William Oliver "Bill" Lipinski. Fot. REUTERS/Kamil Krzaczynski
Konfrontacja zaczyna przybierać coraz ostrzejsze formy, zwłaszcza że strona proaborcyjna nie przebiera w środkach. Dwoje dziennikarzy obywatelskich z Center for Medical Progress, którzy stosując ukrytą kamerę ujawnili w 2015 r. prawdziwe, krwawe oblicze sieci klinik aborcyjnych Planned Parenthood, wciąż ma kłopoty prawne. W Kalifornii urząd prokuratora generalnego stanu, który sprawują Demokraci (sowicie opłacani z wyborczych datków PP) wciąż ściga ich za złamanie prawa. W ostatnich dniach sąd zdecydował, że oboje muszą stanąć przed ławą przysięgłych pod zarzutem piętnastokrotnego złamania prawa, za co może im grozić długoletnie więzienie.

Tylko dla dorosłych

Z kolei od marca 2019 r. w kinach wyświetlany jest film „Unplanned” czyli „Nie planowany”, prawdziwa historia Abby Johnson, aktywistki aborcyjnej i kierowniczki kliniki Planned Parenthood w Teksasie, która pod wpływem widoku dzieci na ultrasonografie tuż przed zabiegiem, nawróciła się, stając jedną z najsłynniejszych działaczek pro-life w USA. Film zrealizowany kosztem 6 milionów dolarów przez niezależnego producenta, zarobił już 18 milionów. I stało się tak pomimo tego, że do ograniczono do niego dostęp młodszym widzom. Film otrzymał kategorię „R”, co oznacza, że aby obejrzeć film w kinie trzeba mieć skończone 17 lat. Oficjalnie ze względu na „delikatną tematykę”, co sugerowało, że to temat zbyt drastyczny dla nastolatków, choć jako żywo, większość bezmyślnych strzelanek, gdzie krew leje się wiadrami, jest dostępna od lat 13. Później doszły odmowy dystrybucji reklam i blokowanie konta filmu na Twitterze, ze względu na rzekomo „ekstremalne” treści…

Zdaniem publicystki gazety „Washington Examiner” Kimberly Ross, to właśnie aborcja może zadecydować o wyniku wyborów prezydenckich w 2020 r. „Ciągłe przepychanki pomiędzy stanami oddają stale pogłębiający się podział, który doprowadzi do starcia na poziomie krajowym 3 listopada 2020 r. [w dniu wyborów prezydenckich – przyp. red.]”

Wszystkie grzechy obrońców życia

Polskie ruchy pro life mają rację, ale nie potrafią do niej przekonać.

zobacz więcej
Zdaniem publicystki zwolennicy swobodnej aborcji poprą kandydata lub kandydatkę Partii Demokratycznej, a zwolennicy ochrony życia - część z nich z rezerwą, ale jednak – Trumpa: „Kwestia aborcji zawsze była ważnym argumentem wyborczym, jednak czasy Trumpa wypchnęły ją jeszcze mocniej na polityczną scenę (…) głosowanie na danego kandydata jest głośną deklaracją, gdzie się jest, gdy chodzi o rzekome «prawo» do odbierania życia. To bardzo silny barometr społecznych nastrojów, który może pomóc Trumpowi wygrać drugą kadencję, albo przynieść mu pierwszą wyborczą klęskę”.

Jak na razie obie strony sporu o aborcję wydają się niemal w takim stopniu rozgrzane i zdeterminowane. Kto uniesie ten żar przez kolejne 17 miesięcy permanentnej wyborczej kampanii, ten najprawdopodobniej wygra nie tylko Biały Dom, ale i Kongres.

– Jeremi Zaborowski z Chicago

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Antyaborcyjny baner "Wybierz życie" w Kaliforni. Fot. George Rose/Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.