Cywilizacja

Woodstock: nie ma buntu, jest Balcerowicz na tle pacyfki

Nie twierdzę, że w ciemnych pokojach siedziby Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy powstał jakiś niecny plan omamienia młodych Polaków, w którym uczestniczyli prominentni politycy liberalni. Uważam raczej, że Owsiak trafnie diagnozuje swoje interesy klasowe, a przy okazji wie również, czego oczekują od niego jego przyjaciele z liberalnych salonów.

Amerykański Woodstock umarł w 1999 roku. Ostatnio dzięki filmowi „Totalna katastrofa: Woodstock '99”, który jest dostępny na jednej z platform streamingowych, widzowie w Polsce mogli się przekonać, w jakie piekło może przeistoczyć się impreza muzyczna. Na tym tle wielu obserwatorów mogłoby się pokusić o pochwały dla Jerzego Owsiaka jako sprawnego organizatora polskiego Woodstocku i biznesmena, nawet jeśli wspieranego hojnymi datkami sponsorów i korzystającego z przychylności liberalnych mediów. Tyle że on już od dawna ma ambicję bycia kimś więcej: chce być nauczycielem młodzieży, nowym mesjaszem ideałów wolnościowych, a także edukatorem ekonomicznym w luzackim wydaniu.

Miłość, muzyka i horror

Organizowany na terenie byłej bazy wojskowej „Griffis Force” festiwal z 1999 roku, który miał nawiązywać do antywojennych i pacyfistycznych idei pierwowzoru sprzed 30 lat, zamienił się w orgię przemocy, gwałtów i molestowania dziewczyn.

Niepokojąca i duszna atmosfera narastająca przez cały festiwal znalazła swój finał w podpaleniach stoisk handlowych, infrastruktury festiwalowej, radiowozów i karetek czy w niszczeniu bankomatów. Wielu uczestników wypowiadających się w filmie jako główną przyczynę takiego zachowania podaje liczne nadużycia organizatorów. Erupcja gniewu tłumu miała nastąpić między innymi na skutek narzuconych absurdalnych cen wody (swojej nie można było wnosić) i jedzenia, przy jednocześnie nietanich biletach wstępu, braku odpowiedniej opieki medycznej i zaplecza socjalnego, niewystarczającej liczby pryszniców oraz stref cienia przy niemiłosiernym upale.

Nastroju wymęczonego gorącem i niedogodnościami tłumu nie uspokoiły wymijające wypowiedzi organizatorów na konferencjach. Po latach jeden z nich, John Sher powiedział nawet, że kobiety są same winne gwałtów, bo zachowywały się wyzywająco.

Mimo wysokich cen biletów brakowało odpowiedniej ochrony, którą zajmowali się wolontariusze-amatorzy nieukrywający, że znaleźli się tam przypadkiem. Ustawienie wielkiego kolorowego płotu między zwykłymi uczestnikami a VIP-ami dodatkowo rozsierdziło tłum i stanowiło idealną dekonstrukcję egalitarnego mitu Woodstocku.
Woodstock '99 został zapamiętany głównie z powodu zamieszek. Fot. Andrew Lichtenstein/Sygma via Getty Images
Komercyjne przedsięwzięcie próbowano ludziom sprzedać jako święto wolności, ale poniesiono porażkę zarówno na płaszczyźnie ideologicznej, jak i komercyjnej. Festiwal, w domniemaniu kontrkulturowy i antysystemowy, stał się ucieleśnieniem najgorszych patologii kapitalizmu.

Owsiak takich wtop podczas swojego festiwalu, do niedawna organizowanego w Kostrzynie nad Odrą, nie zaliczył. Oczywiście, jak to bywa na tak wielkiej imprezie, i tam dochodziło do różnych ekscesów, jednak zachowując wszelkie proporcje, nie ma co tego porównywać do horroru, jaki zgotowano ludziom w USA w 1999 roku. To dlatego polska wersja imprezy przetrwała do dziś, choć już w zmienionej formie, bo od 2018 roku festiwal nie nosi historycznej nazwy, lecz tytułowany jest mianem Pol'and'Rock Festival. Nie zmienia to jednak faktu, że Jerzy Owsiak jako ideolog równości i sprawiedliwości społecznej, jak często się go przedstawia w zaprzyjaźnionych z nim mediach, wypada mało wiarygodnie.

Sprzedajmy im sznur

Agonia Polski małomiasteczkowej

Ta książka powinna być wyrzutem sumienia liberalnych elit. Ale czy jest nim w istocie?

zobacz więcej
Bo Owsiak sprzedaje młodym pacyfkę, antyprawicowy bunt, a zamiast egalitaryzmu ekonomiczny elitaryzm wymierzony w mniej zamożną część społeczeństwa, czyli w dużej mierze również bywalców sierpniowego festiwalu. Idee walki z „nacjonalizmem” czy „dyskryminacją” różnorakich mniejszości mieszają się u niego z hasłami leseferystycznymi, co w skrócie oznacza akceptację najbardziej skrajnych form neoliberalizmu.

Ze sceny wzywa on więc do prywatyzacji szpitali i służby zdrowia (w Stanach Zjednoczonych doprowadziło to do tego, że miliony obywateli pozbawione zostały opieki medycznej). A wezwanie to jest tym bardziej absurdalne, że przecież Woodstock jest jakby pobocznym projektem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy organizowanej po to, żeby zbierać pieniądze na sprzęt medyczny.

Niemniej jednak układa się to wszystko w pewną spójną całość, jeśli przypomnimy sobie słowa Jerzego Owsiaka w reakcji na działania rządu zmierzającego do podwyższenia podatków i składki zdrowotnej dla lepiej zarabiających obywateli. Celebryta powiedział wtedy, że teraz ze swoich pieniędzy musi łożyć dodatkowe kwoty dla tych, którym się nie chce pracować. Gdyby takie słowa padły z ust typowego neoliberała, trudno by się dziwić, jednak kto jak kto, ale będąc blisko tematyki zdrowotnej, Owsiak powinien wiedzieć, że to z podatków finansowana jest polityka społeczna oraz właśnie służba zdrowia. I mieć świadomość, że programy socjalne, do których w tej wypowiedzi wyraźnie nawiązywał, pozwalają obywatelom przeznaczać większe kwoty na reperowanie zdrowia.

Ponadto neoliberalna wizja kultu pracy, gdzie lenistwo można zarzucić nawet osobom aktywnym zawodowo, stoi w zdecydowanej sprzeczności z krytyką kapitalistycznego wyścigu szczurów zawartej w hasłach ruchu hipisowskiego z lat 60. XX wieku.

Paradoks? Z perspektywy zwykłego człowieka jak najbardziej, ale neoliberałowie nie pierwszy raz promują akcje charytatywne jako zamiennik państwa, po to, żeby to państwo osłabiać, zablokować transfer środków od bogatych do biednych, a siebie kreować na osoby wrażliwe społecznie. Tym samym Owsiak działa na szkodę również tych, do których bezpośrednio się zwraca na Woodstocku, czyli osób młodych.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Oczywiście skutki wprost postulowanego przez niego „planu Balcerowicza w służbie zdrowia” nie od razu mogłyby być tak bardzo odczuwalne przez osoby młode i zdrowe, ale już inne pomysły guru polskiego neoliberalizmu jak najbardziej. Bo przecież to Leszek Balcerowicz jest zwolennikiem tzw. śmieciówek, ograniczania pomocy socjalnej dla młodych rodzin i jednym z głównych z twórców zjawiska prekaryzacji rynku pracy, a co za tym idzie powstania armii młodych bez stałego etatu, którzy są uzależnieni od pomocy rodziców.

Chyba nie bez powodu Balcerowicz jest dość często przywoływany przez Owsiaka. W 2008 roku polityk osobiście gościł na Woodstocku i nie dość, że przez organizatorów i uczestników festiwalu był przyjmowany z honorami, to jeszcze, według świadków, wszelkie próby podważania jego ekonomicznych dogmatów były szybko uciszane przez muzyka Zbigniewa Hołdysa i Jerzego Owsiaka. Festiwal z założenia mający być świętem wolności, stał się więc oazą neoliberalnego betonu.

Cokolwiek absurdalny był też widok młodych osób z długimi włosami i pacyfkami na koszulkach ślepo zapatrzonych w człowieka, który poprzez plan schładzania gospodarki i dewastacji polskiego przemysłu doprowadził do bezrobocia i nędzy wielu rodaków.

Zresztą problemem jest nie tylko to, że były minister finansów był na Woodstocku, lecz to, iż Jerzy Owsiak odważnie promuje jego idee podczas różnych wystąpień na festiwalu. Bardziej przypomina to więc parodię buntu niż jest prawdziwym buntem wobec konformizmu, którym w teorii miał być pierwszy Woodstock z 1969 roku. A może od początku właśnie taki był plan?

Przekierowanie młodzieńczego gniewu

Nie ma co ukrywać, że liberalnemu establishmentowi jest w smak, żeby młody człowiek zamiast organizować się w związkach zawodowych, walczyć o prawa pracownicze oraz poprawę własnego bytu ekonomicznego, zwalczał „polskiego kołtuna” i był przekonany, że to on stoi na drodze społecznego postępu i „fajnej Polski”. Organizatorzy polskiego Woodstocku poszli nawet dalej i próbują wmówić młodym, że gwarantem skutecznej ochrony zdrowia i odpowiedniego poziomu życia jest balcerowiczowska terapia szokowa w postaci cięć wydatków publicznych oraz prywatyzacji szpitali.
Kostrzyn nad Odrą, czyli polski Woodstock – oaza elegancji, spokoju i neoliberalizmu. Na zdjęciu: prof. Leszek Balcerowicz rozmawia ze Zbigniewem Hołdysem. Fot. PAP/Lech Muszyński
Oczywiście uczestnicy festiwalu nie są jednolitą ciemną masą i na pewno spora część z nich woli skupiać się na muzyce niż politykowaniu Owsiaka. Ale nie ma też co ukrywać: słowa ubranego w kolorowe ciuchy celebryty od rockowej muzy rezonują wśród młodych o wiele bardziej niż wywody nudnego polityka w garniturze czy korporacyjnego menedżera z zestawem wyświechtanych sloganów ekonomicznych.

Nie twierdzę, że w ciemnych pokojach siedziby Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy powstał jakiś niecny plan omamienia młodych Polaków, w którym uczestniczyli prominentni politycy liberalni. Uważam raczej, że Owsiak trafnie diagnozuje swoje interesy klasowe, a przy okazji wie również, czego oczekują od niego jego przyjaciele z liberalnych salonów.

Bo też nie pierwszy raz w Polsce i na świecie zamiast promować zaangażowanie w rozwój kraju i jego dobrobyt gospodarczy, młodym pod nos podsuwa się liberalny, antypaństwowy chaos i chwilowe zrywy.

Gdy rozmawiałem ze znajomymi, którzy wiele lat temu bywali na polskim Woodstocku, w większości wyrażali oni zawód z powodu promowania tam takich postaci jak Balcerowicz czy wręcz narzucania neoliberalnych poglądów. Przy okazji mówili też, że polski Woodstock odszedł od pierwotnych ideałów amerykańskiego pierwowzoru z 1969 roku. Ale czy te rzekomo antysystemowe ideały nie były bardziej częścią mitu, jaki narósł wokół tamtej imprezy?

Jak koszulki z Che

Mit Johna Lennona. Buntownik, idealista… hipokryta

Domagał się zniesienia własności choć sam miał pałac z siedmioma sypialniami.

zobacz więcej
W końcu organizatorzy niechlubnego Woodstocku '99, który mógłby się stać prędzej przestrogą przed kapitalistyczną chciwością niż afirmacją egalitaryzmu, to w dużej mierze te same osoby, które pracowały nad organizacją edycji odbywającej się 30 lat wcześniej (choćby nieżyjący już ojciec założyciel Michael Lang). Nawet we współczesnych filmach dokumentalnych o Woodstocku mówi się, że w 1969 też chciano zrobić komercyjne przedsięwzięcie, z tym, że wyszło lepiej niż w 1999 roku. A komercja to kapitalizm w czystej postaci.

Oczywiście w tle hipisowskiej kontestacji był sprzeciw wobec twardych reguł kapitalistycznej ekonomii mającej stać wyżej niż potrzeby zwykłego człowieka. Problem polega jednak na tym, że w przypadku Woodstocku działało to tak jak twarz komunisty Che Guevary na koszulkach sprzedawanych przez kapitalistyczne sieci odzieżowe.

Symboliczne wydają się w tym kontekście słowa Johna Shera, jednego z organizatorów Woodstocku '99, który nie dość, że nie poczuwał się do odpowiedzialności za fiasko imprezy, ale wolał za nie obwinić „kapele grające zbyt agresywną muzykę” (sam je przecież zaprosił) i bliżej nieokreślonych tych, którzy wywołali chaos i „boją się podjąć prawdziwej pracy, dorosnąć oraz założyć rodzinę”. Chcąc słusznie potępić zamieszki, Sher zrzucił odpowiedzialność na tych, którzy wchodząc w dorosłość, nie mogą się odnaleźć w kapitalistycznej rzeczywistości. I zrobił to nie 23 lata temu, ale właśnie teraz, gdy teoretycznie miał dużo czasu, by się zreflektować.

Degeneracja lewicy

Nie bez znaczenia jest też fakt, że Woodstock '69 zbiegł się z radykalnymi przemianami kulturowymi i obyczajowymi tamtej epoki, a także zmianami na samej lewicy. To właśnie w latach 60. XX wieku powstał ruch Nowej Lewicy, który porzucił wspólnotowe wartości na rzecz indywidualizmu i idei nieskrępowanej wolności.

Skutki tego zjawiska zmieniły całkowicie postrzeganie lewicy. Przestała być ona kojarzona z odbudową powojennych gospodarek i tworzenia zrębów państwa opiekuńczego w Europie, jak europejska socjaldemokracja po 1945 roku. Za to skupiała się ona coraz bardziej na kwestiach kulturowych, a dodatkowo program partii lewicowych żeglował w stronę liberalizmu gospodarczego, praktycznie czyniąc lewicę nieodróżnialną od środowisk stricte liberalnych.

Wydaje się więc, że era hipisów była raczej zapowiedzią rezygnacji z socjalnych pryncypiów aniżeli antykapitalistyczną rewoltą. Woodstock z 1969 roku jest zwierciadłem tamtych wydarzeń, a polski odpowiednik również stanowi odbicie coraz śmielszego zlewania się lewicy i liberałów.

– Bartosz Oszczepalski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Pol'and'Rock Festival 2022 w Czaplinku. Fot. STAFF / Reuters / Forum
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.