Nie próbowałem być bohaterem, chciałem tylko przeżyć
piątek,
4 listopada 2022
Dopiero jako nastolatek zrozumiałem historię ojca i znaczenie słowa „bohater”. Później, w mojej piosence zatytułowanej „Daddy’s Uniform”, starałem się oddać jego myśli zdaniem: „Bohaterowie nie rodzą się, są wykuwani z ognia. Nigdy nie próbowałem być bohaterem, chciałem tylko przeżyć”. To podsumowanie rozmów z tatą o jego heroicznych wyczynach – mówi Stefan Gnyś, autor biografii swojego ojca Władysława, polskiego pilota myśliwca, który 1 września 1939 roku jako pierwszy strącił niemiecki bombowiec.
TYGODNIK TVP: Pański ojciec, kapitan Władysław Gnyś, był pierwszym polskim pilotem myśliwskim, który odniósł lotnicze zwycięstwo w walce z Niemcami we wrześniu 1939 roku. Jak wspominał tamte wydarzenia?
STEFAN GNYŚ: Jako młodzi chłopcy czasami pytaliśmy go ze starszym bratem Haydnem: jak było na wojnie, tatusiu? Zadawaliśmy mu to pytanie bardzo rzadko, ponieważ wiedzieliśmy, że nie lubi rozmawiać o swoich doświadczeniach wojskowych. Wojna była dla niego koszmarem, więc niechętnie o niej opowiadał, zwłaszcza małym dzieciom.
Kiedy dowiedział się pan o bohaterskich wyczynach ojca?
Kiedy miałem sześć lat o jego udziale w wojnie opowiedziała mi mama, Barbara. Ale byłem wtedy jeszcze zbyt mały, by zrozumieć przeżycia ojca. Razem z drugim bratem Ashleyem przymierzaliśmy jego płaszcz RAF-u, czapkę, kurtkę lotniczą i buty, które oczywiście były na nas za duże. Ale wszyscy, zwłaszcza mama, mówili, że wyglądamy uroczo. Dopiero jako nastolatek zrozumiałem historię ojca i znaczenie słowa „bohater”. Później, w mojej piosence zatytułowanej „Daddy’s Uniform”, starałem się oddać jego myśli zdaniem: „Bohaterowie nie rodzą się, są wykuwani z ognia. Nigdy nie próbowałem być bohaterem, chciałem tylko przeżyć”. To zdanie jest podsumowaniem moich i brata rozmów z tatą o jego heroicznych wyczynach. Ojciec wiedział, że był szczęśliwcem, bo przetrwał wojnę.
Jak pański ojciec wspominał wybuch II wojny światowej?
31 sierpnia 1939 r. znalazł się na lotnisku w Balicach pod Krakowem. Nad ranem 1 września obudził go huk wybuchów i ryk silników lotniczych. Kiedy wyjrzał przez okno, zobaczył czerwone niebo nad Krakowem. Nie miał wątpliwości, że zaczęła się wojna. Błyskawicznie ubrał się w kombinezon lotniczy i zaczął biec do swojego samolotu. Szerzej ten dzień, podobnie jak walki mojego ojca nad Anglią i Francją, opisuję w mojej książce.
Brytyjczycy rozważali kupienie najnowocześniejszego myśliwca na świecie od… Polski.
zobacz więcej
Życie żołnierzy, którzy po burzliwym czasie na froncie wracają do cywila, bywa trudne. Jak radził sobie z tym pana ojciec? Jak wyglądało jego życie po zakończeniu II wojny światowej?
27 sierpnia 1944 r. jako dowódca dywizjonu 317 na misji rozpoznawczej, mającej na celu zlokalizowanie Niemców wycofujących się za Sekwanę, został zestrzelony, ranny i wzięty do niewoli. Po cudownej ucieczce i powrocie do Wielkiej Brytanii, z kulą w wątrobie nie miał szans na kontynuowanie kariery pilota myśliwskiego. Mając 34 lata znalazł się w bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Po raz pierwszy od 1931 r., czyli od momentu wstąpienia do Wojska Polskiego, jego przyszłość była niepewna. Nie wiedział, jak utrzyma żonę i syna. Poza lataniem nie potrafił robić nic innego. Na szczęście RAF nie porzucił go, podobnie jak innych pilotów, którzy ryzykowali swoje życie i zostali ranni podczas służby. Przez kolejne trzy i pół roku m.in. uczęszczał do Wyższej Szkoły Lotniczej, pracował jako oficer łącznikowy w Fighter Command HQ w Stanmore, zapisał się na dwuletni kurs handlu i ekonomii na London Polytechnic, pracował w Oddziale Ogólnym Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia jako oficer. W końcu, wraz z żoną Barbarą i jej rodziną, podjął trudną decyzję o emigracji do Ontario.
W Kanadzie dla byłego pilota samolotu myśliwskiego kapitana Władysława Gnysia zaczęło się zupełnie nowe życie.
Pod koniec marca 1948 r. były oficer Sił Powietrznych, który nie wiedział nic o hodowli zwierząt i uprawie ziemi, rozpoczął pracę rolnika prowadzącego stuhektarowe gospodarstwo. Ale poradził sobie.
Koniec wojny wywołał powszechną radość, jednak dla Polaków była to radość niepełna – znaleźliśmy się pod butem kolejnego okupanta, tym razem Sowietów. Jak pański ojciec postrzegał ówczesną sytuację Polski?
Tata miał świadomość, że po wojnie Polska znalazła się pod okupacją komunistycznej Rosji, która zainstalowała nad Wisłą marionetkowy rząd, by za jego pomocą sprawować władzę. Wiedział, że powrót do ukochanej rodziny, która w większości przetrwała niemiecką agresję, jest dla niego niebezpieczny. Wiedział też, że komunistyczne służby specjalne aresztują wszystkich byłych bojowników o wolność, takich jak on, którzy mogliby stanowić zagrożenie dla nowego, kruchego rządu komunistycznego. Tata wierzył, że komunistom nie można ufać i choć bardzo pragnął wrócić do rodzinnej Sarnowy, by zobaczyć swoich bliskich, nie zrobił tego.
Ostrzegał swoich kolegów pilotów, by nie wracali do Polski?
Tak. Byli jednak tacy, którzy go nie posłuchali, jak znany pilot Stanisław Skalski, który wrócił do kraju w 1947 roku, a następnie został aresztowany, fałszywie oskarżony o szpiegostwo i skazany na śmierć. Później zmieniono mu wyrok na dożywotnie więzienie, z czego odsiedział osiem lat. Na początku lat 50. do kraju powrócił pułkownik Józef Jungrav. Również został aresztowany i skazany na podstawie fałszywych zarzutów za bycie szpiegiem – stracono go w 1952 r. Takich przypadków można wymienić wiele.