Życie publiczne i towarzyskie polskich władz na wychodztwie. Londyńskie przypadki emigracyjnych prezydentów i premierów
piątek,
11 listopada 2022
Miejscem numer 1, jeśli chodzi o spotkania polskiej elity w Anglii, było Ognisko Polskie, zwane również „Wawelem emigracji”. Powstałe w 1940 roku jako klub dla żołnierzy z Polski, po II wojnie światowej przybrało charakter przestrzeni społeczno-kulturalno-rozrywkowej.
12 listopada 2022 roku trzej prezydenci Rzeczypospolitej na wychodztwie – Władysław Raczkiewicz, August Zaleski i Stanisław Ostrowski – zostaną pochowani w warszawskiej Świątyni Opatrzności Bożej. Transmisję z uroczystości przeprowadzą TVP1 i TVP Polonia, w sobotę od godz. 15.
Koniec II wojny światowej oznaczał dla polskich władz w Londynie, a także szerzej: dla polskiej emigracji, szereg zmian. Z jednej strony, politycznych – po wejściu Stanisława Mikołajczyka do rządu w Warszawie, zdominowanego przez komunistów (Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej), USA i Wielka Brytania cofnęły uznanie gabinetowi Tomasza Arciszewskiego. Wiązało się to nie tylko z obniżeniem pozycji międzynarodowej, ale i utratą angielskich subsydiów, a co za tym idzie, koniecznymi redukcjami etatów w administracji rządowej czy choćby przeprowadzkami polskich urzędników i wojskowych do mniej prestiżowych gmachów itd.
Z drugiej strony, zmiany polityczne pociągały ze sobą konsekwencje społeczne – ci, którzy stracili dotąd zajmowane stanowiska, a także świeżo przybyli na Wyspy Polacy z innych krajów Zachodu (głównie żołnierze Polskich Sił Zbrojnych) musieli od nowa budować swoje życie, znaleźć pracę, mieszkanie, przeważnie na marnych warunkach. Znamienna jest rozmowa z lata 1945 między byłym ministrem spraw zagranicznych (i przyszłym prezydentem) Augustem Zaleskim, a dotychczasowym brytyjskim ambasadorem przy rządzie Arciszewskiego.
„– I tak to się wszystko skończyło. Zaleski kiwnął głową. Potem Anglik wtrącił […] – Znam rodzinę na wsi, która chętnie by przyjęła polską służbę. Wtedy Zaleski odpowiedział: – No, ja to mógłbym być tylko piwniczym, bo na stajennego i dojeżdżacza jestem już za stary”. Nie było w tym wiele przesady, znakomita większość emigrantów, niezależnie, czy robotników, czy chłopów, czy inteligentów, podejmowała teraz pracę fizyczną. Nie brakowało w tym gronie znanych nazwisk – weźmy za przykład generałów. Stanisław Sosabowski został magazynierem, Kordian Zamorski pracował jako windziarz, Władysław Bortnowski najął się jako pielęgniarz w polskim szpitalu, a Stanisław Maczek znalazł zatrudnienie jako barman.
Zadaniem emigracyjnych władz było zadbanie zarówno o nich, jak i o tysiące innych Polaków. W związku z tym, rząd doszedł do porozumienia z Anglikami i zgodził się na powołanie Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia (PKPR). Mogli do niego wstępować wszyscy żołnierze Polskich Sił Zbrojnych osiedli na Wyspach, a służba w PKPR (maksymalnie dwa lata) umożliwiała im adaptację do brytyjskich warunków. Przez ten czas uczyli się języka angielskiego, odbywali kursy zawodowe i nie musieli martwić się o pieniądze (pobierali żołd, a ich rodziny mogły liczyć na okazjonalne wsparcie finansowe). Po zakończeniu służby mieli zaś do wyboru jedną z czterech dróg: powrót do komunistycznej Polski, wyjazd do innego kraju, wstąpienie do brytyjskiej armii lub pracę nad Tamizą w cywilu.
Emigracyjny kalendarz patrioty
Sporo czasu poświęciliśmy polityce, ale sprowadzanie aktywności prezydenta czy rządu tylko do niej byłoby uproszczeniem. Tym bardziej, że to do Władysława Raczkiewicza, Tomasza Arciszewskiego i ich następców należało w pierwszej kolejności podtrzymywanie w rodakach ducha polskości.
Chociażby przez patronowanie i obecność na uroczystościach patriotycznych – ich przegląd warto zacząć od święta 3 Maja. Jeszcze w 1946 roku miały miejsce skromne obchody, ale rok później zorganizowano je już na dużo szerszą skalę. Z udziałem m.in. Arciszewskiego i generała Andersa odbyła się wówczas uroczysta akademia w londyńskim Convay Hall, na której jednym z mówców był Zbigniew Stypułkowski.
Przedwojenny działacz narodowy, który podczas wojny trafił do sowieckiej niewoli i o mały włos nie podzielił losu oficerów katyńskich, stwierdził m.in. że „obchody 3 Maja zawsze stanowiły okazję do manifestowania woli narodu polskiego do bytu niepodległego i [jego] nierozerwalnych związków z ideałami cywilizacji zachodniej”.
Ten ton powtarzał się w kolejnych przemówieniach, a święto Konstytucji co roku pozwalało naszym władzom przypominać, i światu, i rodakom, o Polsce jako integralnej części Zachodu od pokoleń. Bardziej współczesny charakter miały za to uroczystości organizowane z okazji 1 (rocznica początku obrony Lwowa) i 11 listopada.
W 1948 roku mijało 30 lat od tych wydarzeń i polski Londyn potraktował obchody jako okazję do zamanifestowania praw Rzeczpospolitej, z jednej strony do Kresów, z drugiej do suwerennego bytu. Obydwie rocznice świętowano przede wszystkim w centrum kulturalno-społecznym wychodźstwa – Ognisku Polskim (jeszcze do niego wrócimy), gdzie odbyły się akademie z udziałem m.in. prezydenta Zaleskiego i premiera, generała Tadeusza Bora-Komorowskiego.
Wprawdzie wątki historyczne (wykłady o gospodarce i kulturze II RP, wystąpienia obrońców Lwowa) wypełniły znaczną część uroczystości, ale nie zabrakło odniesień do współczesności – chociażby dyskusji o stosunkach polsko-ukraińskich. A musimy pamiętać, że wówczas niemal cała emigracja stała na stanowisku nienaruszalności granicy ryskiej...
Dodajmy, że stopniowo wśród emigrantów uformował się „patriotyczny kalendarz”, który obejmował najważniejsze rocznice z najnowszej historii Polski – 15 sierpnia, 1 i 17 września, 1 i 11 listopada plus 3 maja. Msze święte, pochody, gale i prelekcje – wszystko to składało się na stały repertuar każdych obchodów, a z czasem do powyższego grona dołączył 18 maja – rocznica bitwy o Monte Cassino.
W miarę upływu czasu i asymilacji Polaków w Zjednoczonym Królestwie grono uczestników co prawda się kurczyło, ale na prezydenta i ministrów zawsze można było liczyć. Także podczas świętowania 1000-lecia chrztu Polski (1966), które Londyn obchodził wyjątkowo hucznie (m.in. msza, defilada sztandarów wojskowych i spektakl historyczny – całość na stadionie White City z udziałem ok. 40 000 ludzi!).
Londyński Wawel i policja u Orła
Polityka polityką, akademie akademiami, ale przedstawiciele polskich władz prowadzili też życie towarzyskie. Miejscem numer 1, jeśli chodzi o spotkania elity, było Ognisko Polskie, zwane również „Wawelem emigracji” lub „Wawelem londyńskim”. Powstałe w 1940 roku jako klub dla polskich żołnierzy, po II wojnie przybrało charakter przestrzeni społeczno-kulturalno-rozrywkowej.
Gdy któregoś z prezydentów lub ministrów naszła ochotę na lekturę, mógł na przykład skorzystać z tutejszej czytelni. Zgłodniałych przyciągały bary i restauracje serwujące swojskie jedzenie, natomiast wieczorem „Ognisko” kusiło bogatą ofertą: były spotkania autorskie, koncerty, wykłady, kabarety – „Podwieczorek przy mikrofonie”, łącznie ponad 300 wydarzeń w roku. Między obradami, przemówieniami i uświetnianiem różnych uroczystości najważniejsi politycy mogli też rozprostować kości na parkiecie (dancingi!).
Taki stan przetrwał do lat 50., gdy „Ognisko” przeszło transformację. O ile dotychczas z usług różnych organizacji mających tu siedzibę chętnie korzystali i zwykli Polacy (uczęszczający np. na kursy angielskiego czy szycia), teraz to miejsce przeobraziło się w „publiczny salon towarzysko-polityczny polskiego Londynu”. Tak czy siak, nie zmieniło się jedno – jeden ze stolików wciąż pozostawał do wyłącznej dyspozycji generała Andersa, który siadał tu w każdy czwartek. Niekiedy sam, niekiedy w towarzystwie, łapał wówczas chwilę oddechu...
Tymczasem wyprowadzka z „Ogniska” nie wyszła na dobre wielu polskim organizacjom. Z biegiem lat z ich strony coraz częściej padały głosy o konieczności odtworzenia jednego, centralnego ośrodka polskiej społeczności nad Tamizą. Naturalnym rozwiązaniem wydawałby się w tej sytuacji powrót do dawnej siedziby, ale w tym przypadku sprawdziło się powiedzenie, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi.
Polskie organizacje zdecydowały się na budowę nowego budynku integrującego emigrację – Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny (POSK) otwarto w 1974 roku. Szybko spełnił swoją rolę, mieszcząc szereg stowarzyszeń społecznych i kulturalnych, kawiarnie, restauracje, salę teatralną, a także Bibliotekę Polską oraz Polski Uniwersytet na Obczyźnie.
Kolejne próby godzenia emigracyjnych polityków przypominały łączenie ognia z wodą.
zobacz więcej
Prócz „Ogniska” i POSK-u nasi czołowi politycy spotykali się m.in. w Domu Kombatanta i Klubie Orła Białego. Z tym ostatnim wiąże się zresztą jeden z największych skandali w dziejach powojennej emigracji. Z czasem klub przeszedł drogę od szanowanego ośrodka kultury (dawna siedziba m.in. Teatru Mariana Hemara i redakcji „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”) do podrzędnej knajpy i nieomal jaskini hazardu, z automatami do gry. Polacy postawili je samowolnie, mieli też za nic inne angielskie przepisy (np. te dotyczące godzin sprzedaży alkoholu – można go było dostać praktycznie o każdej porze), więc wreszcie się doigrali – policja zrobiła nalot na klub. I to akurat wtedy, gdy gościł tu prezydent Zaleski.
Niech żyje (polski) bal
Źródła milczą na temat reakcji głowy państwa na widok funkcjonariuszy, więcej wiemy o dalszych losach „Orła”. Niestety, nie były one zbyt wesołe – jakiś czas później, w styczniu 1954, w klubie wybuchł pożar, który okazał się gwoździem do trumny tego przybytku. W marcu 1955 roku miejsce przejęli Brytyjczycy, a Polacy musieli szukać kultury gdzie indziej.
Na przykład w teatrach, a tych na szczęście w polskim Londynie nie brakowało. Jeden z najważniejszych – Teatr Dramatyczny 2. Korpusu (później znany jako Teatr Polski im. Juliusza Słowackiego i Teatr Polski ZASP – przyp. red.) – oferował zarówno poważniejszy, jak i lżejszy repertuar, funkcjonowało też kilka innych scen teatralnych, a w odwodzie pozostawali artyści specjalizujący się w kabaretach i rewiach.
Dzięki tym ostatnim widownia, a wśród niej i politycy, mogła poczuć się, jak w przedwojennej Warszawie. Zwłaszcza, że o atmosferę na sali dbali tacy konferansjerzy, jak Marian Hemar czy „Polak humoris causa” – Fryderyk Jarossy, Węgier urodzony w austriackim Grazu, i uważający się za Austriaka.
Wesoło bywało i na imprezach, które choć organizowane raz do roku, na długo zapadały w pamięć – balach sylwestrowych. Od lat 50. frekwencja sięgała co najmniej kilkuset osób, emigracyjna elita chętnie bawiła się też na balach karnawałowych, organizowanych przez polskie stowarzyszenia. Przykładowo, impreza Stowarzyszenia Techników Polskich w 1955 roku przyciągnęła 825 osób. Z kolei zabawa karnawałowa pod patronatem połączonych sił Techników i Związku Lekarzy Polskich na Obczyźnie (1960) cieszyła się zainteresowaniem ponad 500 osób.
Przy przeglądzie imprez polskiego Londynu nie sposób również pominąć corocznego „garden party” u Andersów. Wizyta u generałostwa była obowiązkowym punktem w grafiku tak dla polityków, jak i artystów, chyba że ktoś był skonfliktowany ze zwycięzcą spod Monte Cassino – wtedy uznawano go za persona non grata.
Przykładem August Zaleski. Kiedy w 1954 roku, wbrew obietnicom, po upływie kadencji nie zrezygnował ze stanowiska prezydenta, dowódca 2. Korpusu utworzył konkurencyjny niekonstytucyjny ośrodek władzy – Radę Trzech. Anders i Zaleski stanęli po dwóch stronach politycznej barykady, a tego typu spory siłą rzeczy przekładały się na relacje towarzyskie. Konfliktu nie udało się zażegnać do śmierci generała w roku 1970, a polityczne pogodzenie emigracji dokonało się dopiero po odejściu Zaleskiego dwa lata później.