Czy islamiści infiltrują armię francuską? Być może już 30 proc. żołnierzy Republiki to muzułmanie
piątek,
18 listopada 2022
W bazach wojskowych na całym świecie zaczęto budować meczety, w kantynach oferować żywność halal, uznawać święta muzułmańskie, a godziny służby dostosować tak, aby umożliwić muzułmańskim żołnierzom uczestniczenie w modlitwach.
Każdy kto obserwuje ewolucję demograficzną francuskiego społeczeństwa musi sobie wcześniej czy później zadać pytanie, czy rosnąca obecność populacji muzułmańskiej we Francji przekłada się również na jej obecność w instytucjach państwowych, w tym w armii. Kwestia ta jest o tyle ważna, że pośród zwykłych muzułmanów mogą się znaleźć przedstawiciele rozmaitych radykalnych nurtów islamistycznych promujących dżihad. Problem ten często wywołuje drażliwe reakcje.
Personel w burce
Całkiem niedawno przykładem takiej reakcji była „afera kalendarzowa”. Popularny prawicowy influencer Damien Rieu zamieścił w mediach społecznościowych reprodukcję kalendarza na z logo francuskiego resortu obrony. W szpalcie pokazującej styczeń 2024 (pośród ilustrujących inne miesiące zdjęć żołnierzy rozmaitych służb) pokazano kobietę w islamskim stroju i nakryciu głowy. To oczywiste „promowanie islamskiej chusty”, skomentowali internauci. Detal, ale zapalny w kontekście polemik o zagrożeniach płynących z masowej imigracji.
Odpowiedź Ministerstwa Obrony była szybka: „To fake! (…) To fotomontaż. Bądźcie ostrożni, nie powielajcie fałszywych informacji”. A zatem prowokacja skrajnej prawicy? Nie tak szybko.
Oskarżony o nierzetelność autor wiralowego tweeta w odpowiedzi ujawnił swoje źródła, precyzując, że kalendarz został wydany kilka tygodni wcześniej i jest rozprowadzany pośród personelu wojskowego. Ministerstwo szybko i dyskretnie skasowało kłamliwego tweeta, a w zamian wypuściło zupełnie inną wersję. Owszem, to prawdziwy kalendarz, ale nie ministerstwa jako takiego, a tylko jednej służby, Głównego Kwatermistrzostwa (Commissariat des Armées), a wydany został jako czyjaś osobista inicjatywa, bez konsultacji ani aprobaty przełożonych. Ale przy okazji resort dodał, że „wybór zdjęcia miał na celu podkreślenie znaczenia rekrutowanego lokalnie personelu cywilnego, który wnosi istotny wkład w misję naszych jednostek w terenie”.
Czyli Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Republikańska i świecka armia nie promuje oficjalnie wiary Mahometa, ale jednocześnie prowadzi rekrutację personelu, który przestrzega zasad radykalnych zasad islamu choćby w takich detalach jak strój. Przyjrzyjmy się więc faktom i obecności muzułmanów we francuskich siłach zbrojnych.
Rekrutacja wśród imigrantów
Armia Republiki od zawsze przyjmowała w swoje szeregi obywateli wyznających islam. Czy ich religia pozwala służyć we francuskiej armii? Teoretycznie odpowiedź brzmi „nie”. Żaden muzułmanin nie może wziąć do ręki broni, chyba że „na drodze Allaha” (في سبيل الله, Fi sabil Allah). Fatwa 232057 precyzuje, że zbrojne pomaganie niewiernym przeciw muzułmanom jest zabronione przez Koran.
Wydaje się jednak, że francuscy muzułmanie albo nie biorą tego zakazu na poważnie, albo uznają, że francuska armia nie jest armią niewiernych, gdyż ich obecność w siłach zbrojnych stale rośnie. Albo…
Być może odpowiedzią jest takijja, zasada roztropności (تقية , taqīya) obowiązująca w islamie od początku jego istnienia. Oznacza ona przyzwolenie na skrywanie prawdziwych wierzeń dla wyższych celów.
Badanie przeprowadzone przez Ministerstwo Obrony w latach 2003-2005 szacuje, że dwie trzecie rekrutów pochodzenia imigranckiego to muzułmanie. „Szacuje”, a nie dokładnie wylicza, gdyż we Francji ustawowy zakaz prowadzenia statystyk religijnych i etnicznych uniemożliwia ustalenie ich liczby.
Karim Zéribi, lewicowy polityk z Marsylii, stwierdził niedawno w telewizji, że „30% naszych żołnierzy jest wyznania muzułmańskiego”. Dawałoby to liczbę ponad 65 tys., co wydaje się dość nieprawdopodobne, ale nie tak bardzo odstające od szacunków sprzed kilkunastu lat, kiedy to już mówiono o 15%. Nawet przyjmując, że 15-20% francuskich żołnierzy to muzułmanie, to i tak jest to dwu- lub trzykrotnie więcej, niż ich udział w całej populacji.
Jaka jest geneza tego zjawiska? W 1996 roku zniesiono obowiązkową służbę wojskową, co zmusiło francuską armię do prowadzania masowych kampanii rekrutacyjnych, w tym również w dzielnicach imigranckich. Kariera wojskowa, pewność zatrudnienia, ucieczka przed bezrobociem i brak perspektyw finansowych innych niż zorganizowana przestępczość sprawiły, że kampania spotkała się z szerokim odzewem. Dzieci muzułmańskich imigrantów przywdziały mundur, a „widzialne mniejszości” (tak określa się imigrantów i ich potomków, którzy odróżniają się wyglądem od reszty populacji) stanowią dziś znaczny odsetek żołnierzy i coraz większy odsetek podoficerów.
Meczet w bazie, halal w kantynie
Zwiększająca się obecność muzułmanów sprawiła, że konieczne stało się uregulowanie spraw natury religijnej nowych rekrutów. Wymogi wiary islamskiej, nawet w wersji minimalnej, znacznie komplikują organizację tak złożonego organizmu jak armia: jedzenie halal, surowe wymogi ramadanu, czas na salat czyli modlitwę pięć razy w ciągu dnia… W celu między innymi odpowiedzi na te wyzwania zdecydowano się powołać instytucję imamów wojskowych na wzór kapelanów chrześcijańskich czy rabinów.
Pierwsi kapelani muzułmańscy zostali ustanowieni w 2005 roku (jak do tego doszło piszę poniżej). Wg danych sprzed trzech lat we francuskiej armii czynną służbę pełniło wtedy 36 imamów (którzy stanowili około 17% wszystkich kapelanów), obok 125 księży katolickich, 34 pastorów protestanckich i 14 rabinów). We francuskich bazach wojskowych na całym świecie zaczęto budować meczety i organizować sale modlitewne, oferować dostosowaną do wymogów islamu żywność w kantynach, uznawać święta muzułmańskie, a godziny służby dostosować tak, aby umożliwić muzułmańskim żołnierzom uczestniczenie w piątkowych modlitwach.
Według wielu ekspertów armia jest jedną z instytucji, gdzie integracja muzułmanów jest najbardziej udana, co w praktyce oznacza największe dostosowanie się wojska do islamskich zasad. W czerwcu 2021 liberalno-lewicowy „The New York Times” zamieścił pochwalny wobec francuskiej armii tekst pisząc, że w niej „muzułmanie znajdują tolerancję, która gdzie indziej jest niewidoczna”.
Za chwilę wejdą wagnerowcy?
zobacz więcej
Dylemat konia trojańskiego
Zdarza się jednak, że niektórzy francuscy oficerowie, świadomi politycznej niepoprawności swoich poglądów, wyrażają prywatnie pewne wątpliwości co do stopnia lojalności części wojskowych obcego pochodzenia lub wyznających niektóre religie. Pojawiają się opinie, że wpuszczenie do koszar kapelanów muzułmańskich otworzyło islamistom swobodny dostęp francuskiej armii.
Ten problem zresztą nie dotyczy tylko Francji i jest kwestią analizowaną (mniej lub bardziej otwarcie) od lat w wielu krajach. Przykładem książka „Military manpower policy in multiethnic states” wydana w 1998 roku, w której profesor Alon Peled z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie nazwał ten syndrom, obecny we wszystkich wojskach świata, „dylematem konia trojańskiego”.
Skąd przekonanie, że to nie teoria spiskowa, ale rzeczywistość? Z analizy niedawnych wydarzeń w krajach arabskich. Islamiści, w szczególności Bractwo Muzułmańskie, mają długie doświadczenie w infiltracji armii państw, w których planowali przejęcie władzy. Dotyczyło to Sudanu, Egiptu czy Syrii, a wcześniej nawet Algierii.
Obserwując rozwój sytuacji we Francji łatwo dostrzec, że radykalni wyznawcy Allaha działają według tej samej metody i co najmniej od początku XXI wieku wykorzystując słabość i naiwność klasy politycznej, stopniowo zwiększają swoje wpływy w wojsku. Przyjrzyjmy się ciągowi wydarzeń.
Legia Honorowa dla imama
Dostęp do francuskich sił zbrojnych otworzyła im decyzja Nicolasa Sarkozy'ego z 2003 roku, by włączyć islamskich fundamentalistów do powołanej przez siebie Centralnej Rady Kultu Muzułmańskiego (CFCM). Skutkiem było, wspomniane powyżej, utworzenie w roku 2005 kapelanii wojskowej kultu muzułmańskiego. To właśnie w łonie CFCM rozmaite nurty francuskiego islamu uzgadniały między sobą nazwiska muzułmańskich kapelanów w siłach zbrojnych.
Głównym imamem został Abdelkader Arbi, zbliżony do algierskiego Wielkiego Meczetu w Paryżu, uważanego za umiarkowany i pozostającego w dobrych stosunkach ze wszystkimi kolejnymi prezydentami Republiki. W jego otoczeniu szybko znalazły się jednak osoby z nurtu Bractwa Muzułmańskiego we francuskich mundurach: imam Abdelhaq Nabaoui, który w 2015 r. w katarskiej telewizji pogratulował sobie, że muzułmanie stanowią 10% żołnierzy. Nie przeszkodziło to prezydentowi François Hollande’owi, w kwietniu 2017 roku, na dwa tygodnie przed wyborami, odznaczyć go Legią Honorową.
Wśród muzułmańskich kapelanów jest też Abdellatif Benzellif odpowiedzialny za koordynację działań lokalnych imamów południowego regionu obrony. Nosi przystrzyżona brodę i zgolone wąsy zgodnie według mody salafickiej. W reportażu państwowej telewizji France24 w 2009 r. domagał się bardziej restrykcyjnego przestrzegania w kantynach wojskowych zasad islamskiej diety: „Często ludzie myślą, że racje bez wieprzowiny to racje, które mogą jeść muzułmanie. Brak wieprzowiny nie oznacza halal.” Na rękawie munduru naszywka z trójkolorową flaga, a w ustach ideologia Koranu. Żadne ustępstwo nie jest wystarczające. Aż do wprowadzenia szariatu?
W 2010 roku czterech wojskowych imamów, w tym Benzellif, uczestniczyło w zgromadzeniu Bractwa Muzułmańskiego (UOIF) w Le Bourget, obok radykalnych islamistów, przeciw którym dziś toczy się we Francji postępowanie karne, takich jak Tariq Ramadan czy Hassan Iquioussen.
Ten sam Benzellif udał się w 2018 r. do Bośni i Hercegowiny, by współorganizować z bośniackim muftim wojskowym Mensurem Pašalićem międzynarodową Konferencję Imamów Wojskowych w Sarajewie, w której udział ponad 50 imamów z 14 krajów, w większości zachodnich, ale także z Arabii Saudyjskiej i Kataru. Na spotkaniu w Sarajewie był również obecny Nadir Mehidi, obecny muzułmański naczelny imam sił zbrojnych, mianowany w 2021 roku. Podobna konferencja została zorganizowana we Francji przez byłego naczelnego imama, Abdelkadera Arbiego.
Infiltracja i roszczenia
Antyislamistyczny bloger Mohamed Louizi podkreśla, że udział francuskich kapelanów wojskowych w takich naradach, wraz z przedstawicieli obcych, często fundamentalistycznych, państw, rodzi wiele pytań:
Czy francuski resort obrony o tym wiedział? Czy dał zielone światło? Co ze słynnym „francuskim islamem”, ponoć umiarkowanym i laicko-kompatybilnym? Czy kapelania muzułmańska w ramach francuskich sił zbrojnych rzeczywiście zaspokaja potrzeby duchowe francuskich żołnierzy muzułmańskich, czy też służy raczej celom islamskiej międzynarodówki?
Chociaż armia od czasu do czasu stawia sobie pytania na temat islamu w wojsku, to niestety nie udziela odpowiednich odpowiedzi. Trudno się temu dziwić skoro nadwornym ekspertem Ministerstwa Obrony od socjologicznych badań nad „fenomenem muzułmańskim” w siłach zbrojnych jest skrajnie lewicowy wykładowca akademicki Elyamine Settoul, który powiela schematy pojęciowe islamolewactwa (islamogauchisme), tropiąc rzekome grupy skrajnie prawicowe, a bagatelizując zagrożenie islamistyczne. Sam nie waha się występować na konferencjach obok najbardziej radykalnych islamistów.
„Krótko mówiąc, widzimy, że nasze siły zbrojne są przedmiotem infiltracji i roszczeń islamistów. Prawdziwa armada różnych uczestników, jak kapelani, naukowcy, politycy, media, dąży do banalizowania [problemu] islamizmu w armii” – pisze Mohamed Louizi.
Mikrozjawisko
To, że obecność muzułmanów we francuskim wojsku jest problemem realnym, pokazują fakty. Choćby takie jak sprawa marynarza z bazy w Tulonie, który odmówił zaokrętowania na lotniskowiec Foch w ramach operacji Daguet w 1991 r., podczas pierwszej wojny irackiej, mówiąc „Nie będę walczyć z moimi braćmi, to ziemia islamu”. „Wszyscy ci, którzy uważają, że islamizacja naszego kraju i naszych sił zbrojnych jest fikcją, łudzą się, podobnie jak wszyscy ci, którzy ją ukrywają i udają, że jej nie widzą” – komentował to wydarzenie kapitan rezerwy Alexandre Brune.
W czerwcu 1999 roku komunistyczny dziennik „L’Humanité” donosił natomiast o buncie na pokładzie tego samego lotniskowca Foch, kiedy ok. 60 marynarzy zawodowych na kontrakcie krótkoterminowym stworzonym specjalnie dla „młodych ludzi z przedmieść” (wszyscy byli pochodzenia północnoafrykańskiego), wzięło na zakładnika oficera i przetrzymywało go przez 48 godzin w stołówce lotniskowca, zanim interweniowali komandosi z piechoty morskiej. Gazeta twierdziła, iż odreagowywali oni karę wymierzoną im za to, że zbuntowali się w czasie misji u wybrzeży Jugosławii. Marynarka Wojenna nie zabrała głosu na ten temat.
W 2009 r. kilku żołnierzy odmówiło wyjazdu na wojnę w Afganistanie, powołując się na względy religijne. Jeden przypadek odnotowano w 1. pułku piechoty w Sarrebourg, ale żołnierz zmienił swoją decyzję po rozmowie z muzułmańskim kapelanem. „To młodzi muzułmanie, którzy nie chcieli iść walczyć z innymi muzułmanami” – pisał wtedy na swoim blogu dziennikarz i uznany ekspert od obronności Jean-Dominique Merchet, a płk Benoît Royal bagatelizował mówiąc, że „odmowa wyjazdu na misję z powodów religijnych to mikrozjawisko, które odzwierciedla niezrozumienie rekrutów, że zobowiązali się bronić Francji, jej interesów i jej wartości w każdym czasie i w każdym miejscu”. Według niego „w przypadku odmowy wyjazdu na operację systematycznie wszczynana jest procedura dyscyplinarna, prowadząca w większości przypadków do rozwiązania kontraktu”.
Przeszkoleni dżihadyści
Jednak niektórzy biją na alarm. Raport Centrum Analiz Terroryzmu z 2019 r. twierdzi, że armia jest „strategicznym celem rekrutacyjnym” nie tylko dla islamistów, ale wręcz dla zbrojnych grup dżihadystów. Dokumentuje on przypadki 23 zidentyfikowanych żołnierzy, którzy wyjechali na dżihad w strefie iracko-syryjskiej lub afgańskiej, po służbie w elitarnych jednostkach francuskich np. w Legii Cudzoziemskiej, fizylierach morskich, jednostkach spadochroniarzy etc.
Z tego powodu, choć z punktu widzenia liczebnego „radykalizacja islamska w siłach zbrojnych pozostaje marginalna”, to władze starają się bacznie śledzić kariery zradykalizowanych żołnierzy. W ten sposób 5 maja 2017 r. na obrzeżach bazy wojskowej w Evreux aresztowany został były wojskowy podczas przygotowań do zamachu terrorystycznego.
Filip Memches: Prezydentowi Macronowi jest dziś łatwo grać przyjaciela Kościoła. Jego ideowi poprzednicy zdążyli już rozprawić się z katolicyzmem.
zobacz więcej
O wiele groźniejszym zjawiskiem od prób rekrutacji francuskich żołnierzy pochodzenia arabskiego przez islamistów, jest celowe wstępowanie młodych radykałów muzułmańskich do wojska (zgodnie z przywołaną wcześniej zasadą takijja) w celu uzyskania militarnego wyszkolenia, które mogą następnie wykorzystać „na drodze Allaha”.
Szacuje się, że do dżihadystów przystało ok. 30 francuskich żołnierzy i byłych żołnierzy. „Ich znajomość środowiska, zamiłowanie do broni i do wiedzy wojskowej ułatwiły im karierę w ramach różnych grup terrorystycznych” - podkreśla Raport Centrum Analiz Terroryzmu. „Niektórzy byli żołnierze mogli również planować zamachy we Francji dzięki przeszkoleniu w armii francuskiej, znajomości miejsc i doświadczeniu w tym zakresie w ramach organizacji dżihadystycznych.”
Dokument CAT opisuje przypadek Borisa V., nawróconego na islam Francuza, który wstąpił do wojska w wieku 18 lat z zamiarem zdobycia wiedzy w dziedzinie wojskowości, aby później dołączyć do dżihadu. Przyszły „Younes dezerter” znany też pod pseudonimem Abu Walid al Faransi, bogaty w doświadczenie nabyte w jednostce spadochroniarzy, dołączył w Syrii na początku 2014 roku do grupy Harakat Sham-al-Islam, a następnie walczył w szeregach Państwa Islamskiego. Miał zginąć w 2016 roku w pobliżu Aleppo.
Niemcy: bezsilność
Co ciekawe, podobne sytuacje i podobne obawy można zaobserwować także w innych krajach europejskich. Po zamachu na tygodnik „Charlie Hebdo” w 2015 r. szef służby niemieckiego kontrwywiadu wojskowego MAD (Militärischer Abschirmdienst) Christof Gramm otwarcie wyraził obawę, że siły zbrojne mogą być infiltrowane przez islamistów, którzy traktują służbę w Bundeswehrze jako darmowe szkolenie w obsłudze broni, by następnie wykorzystać nabyte umiejętności w szeregach dżihadystów w Syrii czy Iraku.
Jednocześnie przyznał on, że służby są wobec tego zjawiska bezsilne i nie prowadzą żadnego szczególnego prześwietlania rekrutów. „Jeśli zgłosi się wystarczająco uzdolniony islamista, który ukrywa swoje motywy, to trudno zapobiec, by wstąpił do wojska” - powiedział w wywiadzie dla „Die Welt”. Obecnie w Bundeswehrze służy 3000 do 4000 żołnierzy, którzy wyznają islam. Choć jeśli żaden dezerter nie znalazł się wśród niemal 900 obywateli niemieckich walczących w szeregach dżihadystów, to w konflikcie po stronie islamskiej uczestniczyło ponad 20 byłych żołnierzy niemieckich.
Szwecja: Irańczycy szpiegują dla Rosji
Z kolei szwedzki rząd w 2009 r. wydał dyrektywę, by armia „zwiększyła różnorodność etniczną i religijna” w swoich szeregach. Efektem był nabór do wszelakiego rodzaju służb imigrantów, z których niektórzy otrzymali obywatelstwo całkiem niedawno.
Krajem wstrząsnęła ostatnio afera dwóch Irańczyków, którzy przez dziesięć lat sprzedawali szwedzkie tajemnice wojskowe rosyjskiemu wywiadowi. Według aktu oskarżenia, bracia „Peyman Kia i Payam Kia, wspólnie i w porozumieniu, w okresie od 28 września 2011 r. do 20 września 2021 r., przekazali Rosji i rosyjskiej służbie wywiadowczej GRU informacje, których ujawnienie obcemu mocarstwu mogłoby zaszkodzić bezpieczeństwu Szwecji.”
Starszy z braci pracował w wywiadzie i służbie bezpieczeństwa sił zbrojnych Must, a młodszy między innymi w supertajnej szwedzkiej agencji wywiadowczej KSI (Biuro Pozyskiwania Specjalnego), którego jednym z zadań jest rekrutacja źródeł i uciekinierów ze służb wywiadowczych innych krajów.
Peyman Kia urodził się w Teheranie. Do Szwecji przyjechał jako dziecko z rodzicami w latach 80. Dorastał w Uppsali, od 1994 jest obywatelem Szwecji. Przed zatrudnieniem w służbach wojskowych, pracował jako specjalista ds. bezpieczeństwa i wywiadu w kontrwywiadzie Säpo.
Wielka Brytania: nie przeszkadzać
Także armia Wielkiej Brytanii w ciągu ostatnich kilku lat postanowiła prowadzić nabór wśród muzułmańskiej mniejszości z powodów ideologicznych, aby lepiej się dostosować się do norm poprawnej politycznie wielokulturowości.