Podobno ktoś rozpoznał ją na sali sądowej podczas procesu jednego ze zbrodniarzy wojennych. Przyszła się mu przysłuchiwać.
zobacz więcej
W książce „Kat polskich dzieci” publikuję rozmowę z doktorem Giennadijem Płużnowem, psychiatrą i psychoterapeutą zaangażowanym w inicjatywy edukacyjne upamiętniające dzieje obozu przy ul. Przemysłowej. Mój rozmówca stawia hipotezę, że: „Pol miała kontakty z Urzędem Bezpieczeństwa, później być może ze Służbą Bezpieczeństwa”. Nie znalazłem na to dowodów w archiwum IPN, ale może to jest właśnie odpowiedź na pytanie, czemu wymiar sprawiedliwości dopadł ją dopiero w 1970 roku.
Jej proces się ślimaczył. Rozprawa była wydarzeniem medialnym?
Nigdy wcześniej o łódzkim obozie nie było w Polsce tak głośno, jak podczas dwóch procesów Eugenii Pol w latach 1972 - 1975, relacjonowanych przez wszystkie lokalne media. Ale informowanie opinii publicznej o tych zbrodniach zaczęło narastać od 1968 roku, kiedy gen. Mieczysław Moczar wyciągnął na światło dzienne dramat polskich dzieci w kontrze do zbrodni na Żydach w łódzkim getcie. Siłę rażenia miał także film fabularny Zbigniewa Chmielewskiego „Twarz anioła” – premiera odbyła się w styczniu 1971 roku.
Sąd Wojewódzki w Łodzi skazał Pol w procesie poszlakowym na 25 lat więzienia, ale wyszła ona na wolność przed upływem tego terminu, bo w 1989 roku. Postępowanie sądowe było wyjątkowo skomplikowane. Wielokrotnie wymieniano materiał dowodowy, świadkowie zmieniali zeznania – nie potwierdzały się one w dowodach. Śledczych, prokuratorów i sędziów poddawano rozmaitym naciskom. Ostatecznie wachmanka przyznała się do eksterminacji dzieci polskich, ale nie do przypisywanych jej konkretnych morderstw.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Skąd się wywodziła (anty)bohaterka pańskiej książki? Czy na wojenne zachowanie mogło rzutować jej dzieciństwo?
Pochodzenie i wychowanie zawsze kształtują człowieka. Przy pomocy psychologii zrobić można wszystko. Od siódmego do czternastego roku życia można skorygować charakter, którego potem nie zmieni żaden system penitencjarny. Podkreśla to dr Płużnow, który dokładnie przeanalizował psychikę Eugenii Pol. Najpierw zacytował amerykańskiego psychologa Williama James’a: dajcie mi dziesięcioro siedmio-, ośmioletnich dzieci z rodzin kryminalnych i tyle samo z porządnych, dobrze wykształconych. Zmienię je: pierwsze staną się porządnymi obywatelami, a drugie – kryminalistami. Według Płużnowa osobowość Pol balansowała na granicy zrównoważenia. Krótko mówiąc, była ona sangwinikiem z domieszką choleryka. Kto idzie pracować do obozu lub więzienia? – pyta psychoterapeuta. I odpowiada: Ktoś, kto ma przekonanie, że ma nad więźniami władzę, może deptać ich godność, robić z nimi, co tylko zechce. Do takiej pracy potrafią się dostosować tylko silni psychicznie, i ona taka była. Ale musiała też z domu wynieść zdolność do przemocy i pogardy. Takie cechy nie biorą się znikąd. Z pewnością usłyszała też od esesmanów zarządzających obozem, że musi być bezwzględna. Musi konsekwentnie realizować nadrzędną zasadę Trzeciej Rzeszy: Ordnung muss sein („porządek musi być”). Gdyby nie pilnowała wykonania norm i planu, podzieliłaby los więźniów.