Z pana książki wynika, że Niewiadomski był człowiekiem niezrównoważonym psychicznie.
Oczywiście z perspektywy stulecia nie mogą o tym przesądzić choćby najlepsi psychiatrzy. Niewiadomski jako osobowość wymyka się łatwym klasyfikacjom. Na pewno był fanatykiem, outsiderem, radykałem, który nie radził sobie z relacjami społecznymi, ciągle był ze wszystkimi skłócony. Wydawało mu się, że ma genialne pomysły na reformę państwa i oświaty, a we wszystkim przeszkadzają komuniści i Żydzi. Zarazem był utalentowanym artystą, niezłym historykiem sztuki, energicznym popularyzatorem i miłośnikiem Tatr. No i mordercą.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Mam też wrażenie, że sama idea polityczna nie była dla niego ważna. Gdyby żył w bolszewickiej Rosji, mógłby być bolszewikiem, choć najbliżej było mu do poglądów faszystów, choćby tych, którzy budowali totalitaryzm we Włoszech.
To też ciekawa teoria, bo faktycznie Niewiadomski był zwolennikiem siły i przeciwnikiem demokracji, a jego fascynacje polityczne były bardzo zbliżone do idei, które w chwili jego śmierci zaczęły triumfować w tym kraju. Był z pewnością rozczarowany tym, że zamiast „wielkiej Polski” powstał kraj targany kryzysem. Tylko trzeba zarazem pamiętać, że rzeczywistość po wyniszczającej I wojnie światowej była bardzo ciężka i nie było prostych rozwiązań. Możemy się tylko zastanawiać, na ile na jego wybory życiowe wpływ miała osobowość, a na ile czasy, w których żył. Wydaje mi się, że determinizm jednostkowy zbiegł się z determinizmem historycznym i to stworzyło wybuchową mieszankę.
I ktoś tą mieszanką „wstrząsał”. W tej historii rolę odegrał jeszcze jeden człowiek...
Po niespodziewanym wyborze Narutowicza na prezydenta RP 9 grudnia 1922 roku przez Sejm głosami lewicy i mniejszości narodowych rozpoczęła się ostra nagonka na nominata. Powstała czarna propaganda, rozsiewano plotki, że Narutowicz nie jest polskim obywatelem, nie mówi dobrze po polsku oraz że jest prezydentem mniejszości narodowych, masonów i Żydów. Architektem tych teorii był m. in. publicysta Stanisław Stroński, popularyzator słynnego wyrażenia „Cud nad Wisłą”, które miało umniejszyć strategiczne osiągnięcia Józefa Piłsudskiego w czasie bitwy warszawskiej. Teraz, od 9 grudnia 1922 r., codziennie pojawiały się artykuły szkalujące „pana Narutowicza”. W Warszawie dochodziło do zamieszek (z udziałem zarówno bojówek narodowych, jak i socjalistycznych), trwało wrzenie, które zaowocowało wydarzeniami w Zachęcie. Niechlubnie zachował się też m. in. generał Józef Haller, podburzając tłum i wygłaszając z balkonu swego mieszkania odezwy, aby Narutowicz zrzekł się urzędu.