Można stworzyć zarodek bez plemnika i nawet bez komórki jajowej. Z dowolnej dojrzałej komórki ssaka.
zobacz więcej
Czyli te „twory zarodkopodobne”, jak to pani określa, są w jakiś sposób i z nieznanych jeszcze przyczyn słabsze od naturalnie powstałych zarodków?
Każdy dzień hodowli
in vitro wpływa negatywnie na dobrostan zarówno zarodka, jak i embrioidu. Zarodkowi zawsze jest lepiej wewnątrz organizmu samicy, niż w warunkach hodowli, mimo że te ostatnie są od lat optymalizowane. Dodatkowo, zlepienie ze sobą kilku typów komórek macierzystych nie odtwarza, jak widać, w idealny sposób naturalnych procesów rozwojowych zarodka.
Do czego nam takie modele zarodkowe, poza „czystą nauką”?
Modele te mogą być wykorzystywane do testów toksyczności różnych substancji, np. leków, do badań nad ich aktywnością biologiczną czy wpływem na wczesny rozwój zarodkowy. Teraz nie zawsze możliwe jest zbadanie wpływu leku na rozwój płodu, stąd bardzo wiele terapeutyków jest odradzanych kobietom w ciąży. Embrioidy mogą tu w przyszłości pomóc.
Ja jednak mam problem z pojmowaniem embrioidów tak, jak innych organoidów, coraz częściej stosowanych w naukach biomedycznych, nawet w formie tzw. minimózgów. Embriologia nas jednak uczy od zawsze, że zarodek to coś specjalnego…
To jest bardzo ważne pytanie: czy embrioid powinniśmy traktować jak normalny zarodek? A jeśli nie, to co jest tu wyróżnikiem? Gdzie leży granica, jeżeli będziemy udoskonalać tę technikę i kiedyś okaże się, że embrioidy są już całkowicie nierozróżnialne pod względem strukturalnym, molekularnym i wszelkim innym od zarodków powstałych z zapłodnienia? Czy wtedy należy im przyznać „prawa zarodka”?
Prawodawcy oraz środowisko naukowe w rozmaitych rekomendacjach stosują zwykle proste rozróżnienie: prawdziwym zarodkiem jest to, co powstaje z połączenia dwóch gamet – plemnika i komórki jajowej. Trudno jest bowiem określić inne kryteria bycia prawdziwym zarodkiem. Na razie wszystko wskazuje na to, że embrioidy nie mają pełnego potencjału rozwojowego, czyli nie są w stanie rozwinąć się w dojrzały organizm. Są wciąż uproszczonym modelem rozwoju zarodkowego. Będziemy się z tym pewnie mierzyć przez kilka-kilkanaście najbliższych lat.
Jakimś rozwiązaniem mogłoby być sprawienie, za pomocą metod biologii molekularnej, by embrioidy nigdy nie osiągnęły pełnej zdolności rozwojowej. Np. stosować do ich konstruowania komórki macierzyste obarczone defektem, który będzie powodował śmierć takiego embrioidu na jakimś konkretnym etapie rozwoju. Można to zrobić tak, by nie ingerować w procesy, które dzięki takiemu modelowi chcemy badać.
Rekomendacje wypracowane jeszcze bodajże w latach 80. XX wieku, niezależnie w USA i Wielkiej Brytanii, blokowały hodowanie zarodków ludzkich poza organizmem matki na etapie 14 dni.
Tam najsilniej rozwijały się techniki hodowli zarodków
in vitro ze względu na dopuszczalność i popularność zapłodnienia pozaustrojowego. Ostatnie jednak rekomendacje Międzynarodowego Towarzystwa Badań nad Komórkami Macierzystymi przekonują, by regułę 14 dni uelastycznić. Prawda jest taka, że owe 14 dni zostało wybrane trochę na zasadzie: „i tak nie uda nam się hodować zarodków ludzkich tak długo, więc…”. Teraz, gdy okazało się, że jesteśmy w stanie zarodki ludzkie hodować do 14. dnia rozwoju, naukowcy chcieliby badać i późniejsze procesy zarodkowe. Apetyt rośnie w miarę jedzenia.