Kultura

Parszywa dwunastka, czyli oblicza władzy

Sascy władcy Rzeczpospolitej nieprzypadkowo nazwali się Augustami. Angielski król Henryk VIII wydał fortunę na olbrzymie tapiserie, ilustrujące karierę Juliusza Cezara. Ludwik XIV i Jan III Sobieski kazali się portretować w rzymskich zbrojach. Napoleon pozwolił nawet, by wyrzeźbiono go nagiego, jak przystało na władcę ubóstwionego za życia.

Rzymscy cesarze. Nie żyją od wieków, a jednak są ciągle wśród nas. Powracają w filmach, powieściach, komiksach i politycznych debatach.

Pomijając Jezusa i kilku świętych, nikogo nie malowano i nie rzeźbiono tak często. Nadgryzione zębem czasu podobizny starożytnych autokratów dostarczyły natchnienia nowożytnym artystom, walnie przyczyniając się do rozkwitu sztuki portretowej.

Galeria potworów

Juliusz Cezar za młodu żył w konkubinacie z królem Bitynii, Nikomedesem. Oktawian będąc niemowlęciem, nocą zniknął z kołyski. Znaleziono go rankiem na szczycie wysokiej wieży, podziwiającego wschód słońca. Tyberiusz pozbawił życia niemal wszystkich swoich krewnych, a Kaligula uznał się za równego bogom. Galba był patologicznym skąpcem, Klaudiusz i Witeliusz – obżartuchami, zaś Domicjan kazał wygnać z Rzymu wszystkich filozofów. A to tylko wierzchołek piramidy faktów, plotek i mitów. Jej głównym budowniczym był Gajusz Swetoniusz Trankwillus, autor zbioru biografii pierwszych dwunastu cesarzy.

Z owego tuzina tylko jeden imperator zmarł śmiercią naturalną, reszta (jeśli wierzyć naszemu dziejopisowi) zginęła z własnej lub cudzej ręki. Trudno ich żałować. Nawet August, tak chętnie odwołujący się do tradycyjnych rzymskich cnót, w rzeczywistości był hipokrytą, mającym na rękach krew wielu Bogu ducha winnych ludzi. A cóż dopiero mówić o innych. Neron może i nie podpalił Rzymu, jednak do końca świata pozostanie błaznem i matkobójcą.

„Żywoty cezarów”, antyczny bestseller, w średniowieczu stracił palmę pierwszeństwa na rzecz Biblii oraz „Złotej Legendy”, lecz w wąskim gronie ludzi umiejących czytać nadal cieszyły się powodzeniem – świadczy o tym liczba zachowanych rękopisów. Petrarca miał aż trzy kopie. I pomyśleć, że swetoniuszowe opus magnum przetrwało cudem. Okres zamętu, który nastąpił po upadku łacińskiego imperium, przetrwał tylko jeden egzemplarz, we francuskim Tours. Brakuje w nim prologu i początku pierwszego rozdziału. Wynalazek druku i tłumaczenia spopularyzowały „Żywoty” w stopniu nadzwyczajnym, potwierdzając przy okazji regułę, że skandale zawsze sprzedają się lepiej, niż książki naukowe.

Dzisiejsi historycy za Swetoniuszem nie przepadają. Mają go za szczególarza o wąskich horyzontach, który małpował Greków, bo to oni wymyślili gatunek literacki „biografie sławnych mężów”. Nie mogą odżałować, że z dzieł o wiele przez nich wyżej cenionego Tacyta zachowały się ledwie fragmenty.
Swetoniusz (ilustracja z XV-wiecznej „Kroniki norymberskiej”). Fot. Michel Wolgemut, Wilhelm Pleydenwurff - Domena publiczna, Wikimedia Commons
Swetoniusz nie był senatorem, ale miał wpływowych przyjaciół. Zatrudniony w kancelarii Hadriana, przez jakiś czas miał dostęp do cesarskich archiwów. Można więc uznać go za człeka dobrze poinformowanego. A że był zabobonny, obojętny na chronologię i czasem nie potrafił oddzielić ziarna od plew, a faktów od pogłosek? Taka była jego epoka. „Żywoty cezarów” są i pozostaną podstawowym źródłem wiedzy o wypadkach sprzed 20 wieków. Ukształtowały nasze wyobrażenie o pierwszych rzymskich dynastiach. Zawdzięczamy im masę anegdot, na przykład o kościach, które „zostały rzucone”, czy pieniądzach niewydających przykrego zapachu.

Kłopotliwe dziedzictwo

Trzeba trafu, by wraz z nowym (wreszcie godnym eksponowania w domowej bibliotece) wydaniem dzieła Swetoniusza trafiła na księgarskie lady książka Mary Beard „Dwunastu cesarzy”. Autorka wykłada filologię klasyczną w Cambridge, lecz kto miał w ręku „Pompeje”, „SPQR” czy „Partenon” wie, że zamiast nudnego akademickiego wykładu o ikonografii czeka go podróż do krainy erudycji. Beard owszem, analizuje wizerunki rzymskich autokratów, ale – jak sama przyznaje – prawdziwą treścią jej pracy jest „historia odkryć, błędnych identyfikacji, nadziei, rozczarowań, kontrowersji, interpretacji i reinterpretacji”.

Temat rzeka, gdyż portrety (anty)bohaterów Swetoniusza były i nadal są wszechobecne, Pamięć o Juliuszu Cezarze podtrzymują filmy o Asteriksie, Brytyjczycy piją piwo „Augustus”, Neron pojawia się w reklamach zapałek i bokserek. Dodajmy, że tradycja przedstawiania cesarzy jako łotrów, których absolutna władza zdemoralizowała do cna, jest stosunkowo świeża. Czarną legendę utrwaliły powieści („Ja, Klaudiusz”) i filmy („Gladiator”, serial BBC „Ja Klaudiusz”). Historycy, sceptyczni wobec rewelacji zawartych w „Żywotach cezarów” od dawna wskazują, że nawet jeśli w centrali panował terror, imperium kwitło. Oktawian i jego następcy, widząc niesprawność republiki, sięgnęli zaś po sprawdzone przez Hellenów rozwiązanie ustrojowe w postaci monarchii, w której władza (póki się da) zostaje w rodzinie.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Polityka polegająca na podbojach i umacnianiu jednoosobowych rządów szalenie imponowała nowożytnym, europejskim dynastiom. Poza tym pozowanie na rzymskiego imperatora dodawało prestiżu. Sascy władcy Rzeczpospolitej nieprzypadkowo nazwali się Augustami. Angielski król Henryk VIII wydał fortunę na olbrzymie tapiserie, ilustrujące karierę Juliusza Cezara. Ludwik XIV i Jan III Sobieski kazali się portretować w rzymskich zbrojach. Napoleon pozwolił nawet, by wyrzeźbiono go nagiego, jak przystało na władcę ubóstwionego za życia, jednak przerażony efektem zakazał publicznego eksponowania posągu.

Jeszcze w XIX wieku podobizny polityków, żołnierzy, poetów i filozofów nawiązywały do antycznych wzorów. Dość wspomnieć monument księcia Józefa Poniatowskiego pod pałacem prezydenckim w Warszawie, unieśmiertelnionego w pozie i odzieniu cesarza Marka Aureliusza.

Z czasem pojawił się jednak problem. Autokraci sprzed wieków stali się negatywnymi punktami odniesienia. Przywódcy, deklarujący przywiązanie do republikańskich i demokratycznych wartości tudzież pacyfizmu znaleźli się w nie lada kłopocie. Rzymski kostium zamiast z rządami prawa zaczął się bowiem kojarzyć z tyranią, tudzież imperializmem. Premierom i prezydentom, którzy nader często musieli zmagać się z posądzeniem o cezaryzm i oglądać w gazetach karykatury „nowego” Kaliguli albo Nerona, wcale nie było do śmiechu. Pseudoantyczną manię wielkości ostatecznie skompromitowała trójca dyktatorów. Mussolini, Hitler i Stalin mieli podobny gust: podobała im się imperialna, przeskalowana architektura, tudzież toporny realizm.

Był cesarzem, jest nikim

Beard podąża śladem Swetoniusza, więc jej poczet też otwiera Juliusz Cezar, samorodny geniusz propagandy. Hurtowo emitował monety z własną podobizną, chciał, by jego posąg stał w każdej świątyni imperium. Cel osiągnął, ale pośmiertnie. Imię pogromcy Galów stało się synonimem władcy Rzymu, zaś konterfekty jego następców powielane w tysiącach egzemplarzy można było spotkać dosłownie wszędzie. Powstawały z użyciem marmuru, złota, srebra, brązu, drewna, wosku, farby a nawet ciasta (odkryto formy, pozwalające wypiekać desery w kształcie twarzy panującego). Z tej masowej produkcji przetrwało około jednego procenta, co wystarczyło, by zapełnić muzea i kolekcje prywatne.
Muzeum Kapitolińskie w Rzymie. Kawałki kolosa - gigantycznego posągu cesarza Konstantyna. Fot. Education Images/Universal Images Group via Getty Images
Najsłynniejszy zbiór znajduje się w Sali Cesarzy w Muzeum Kapitolińskim, która przez dwa stulecia była obowiązkowym przystankiem dla turystów zwiedzających Wieczne Miasto. Zaopatrzeni w ściągę ze Swetoniusza, jak zahipnotyzowani wbijali wzrok w 67 marmurowych popiersi (na początku było ich 84). Nikt nie wie, ile jest wśród nich nowożytnych hybryd i falsyfikatów. Wiadomo, że już w starożytności często je retuszowano i przerabiano z powodu zmiany panującego. Błędne identyfikacje są zmorą archeologii. Odkrywcy antycznych artefaktów notorycznie mylili cesarzy, nie umiejąc poprawnie odczytać łacińskich inskrypcji. Nawet eksperci mają problem z odróżnieniem oryginału od renesansowej kopii, gdyż narzędzia i techniki rzeźbiarskie zmieniły się dopiero w XVIII wieku, zaś Włosi byli mistrzami podróbek.

Najwięcej kłopotów sprawia dynastia julijsko-klaudyjska. Dzisiejszy Oktawian August jutro może okazać się Germanikiem, a pojutrze Kaligulą. Twórca systemu pryncypatu rządził lat 40 z górą, tymczasem jego publiczny wizerunek stale był młodzieńczy, wręcz faraoński. Nieludzko spokojne oblicze Augusta służyło jako awatar, za którym ukrywał się ów sprytny komediant (umierając prosił o brawa za dobrze odegraną rolę w teatrze życia). Nie dziwota, że następcy chcieli być do niego podobni, nawet z fryzury.

Popiersia i głowy cezarów z reguły nie są opatrzone podpisem, zaś porównania z twarzami z monet bywają bałamutne. W rezultacie podobizny imperatorów przez wieki uznawane za kanoniczne, dziś wzbudzają tak wielkie wątpliwości, że opatruje się je podpisem „nieznany Rzymianin”. Portret władcy wykonany z natury, będący prototypem posągów znajdowanych wszędzie, gdzie stanęła stopa rzymskiego legionisty, to Święty Graal archeologii śródziemnomorskiej. Całkiem prawdopodobne, że już go mamy, ale nie potrafimy rozpoznać.

Jeszcze bardziej anonimowe są wizerunki matek, żon i sióstr princepsów. Ich wpływ na politykę imperium jest zresztą przeceniany. Znamienne, że żaden rzymski historyk nie napisał pocztu cesarzowych, zaś artyści pragnący taki zestaw (choćby dla symetrii) stworzyć, musieli bazować na własnej fantazji. Rzecz jasna, ignorowanie tak wyrazistych postaci jak rozpustna Messalina czy złowroga Agrypina Młodsza byłoby grzechem i stały się one ulubionymi bohaterkami malarzy i literatów czerpiących natchnienie z dzieła Swetoniusza.

Krzesło z Kaligulą

W XIX wieku katowano studentów Akademii Sztuk Pięknych, każąc im rysować gipsowe odlewy głów cezarów, zwłaszcza Witeliusza. W 1847 roku paryskim malarzom ubiegającym się o stypendium wyznaczono jako temat lincz, popełniony na osobie nieszczęsnego władcy. Skąd ta popularność? W Rzymie znaleziono antyczne popiersie otyłego mężczyzny, tak dobrze pasujące do opisu Swetoniusza, że uznano je za portret towarzysza hulanek Nerona, który panował zaledwie kilka miesięcy i nie pozostawił po sobie dobrej pamięci. Głowa tłuściocha zafascynowała artystów (można ją wypatrzeć między innymi w „Ostatniej wieczerzy” Veronesa) tudzież amatorów fizjonomistyki i frenologii, pseudonauk wyciągających wnioski na temat charakteru oraz inteligencji z kształtu czaszki, nosa czy uszu. Dziś uważa się, że rzeźba powstała sto lat po śmierci Witeliusza i nie ma z nim żadnego związku.

Konterfektami bohaterów „Żywotów cezarów” w epoce nowożytnej zaczęto dekorować wnętrza domów, najpierw ludzi wpływowych i bogatych, potem zwykłych mieszczuchów. Obrazy i grafiki najczęściej umieszczano w jadalniach (poprawiały apetyt?). Oblicza jedynowładców zdobiły zastawy stołowe, tapety i opakowania towarów. Rzemieślnicy, chcąc zaspokoić rosnący popyt, zarzucali rynek tanimi, a co za tym idzie tandetnymi główkami i figurkami. XVI-wieczny elektor saski zamówił komplet krzeseł z wizerunkami cesarzy. Beard zastanawia się, kogo sadzał na miejscu Kaliguli. Trzy stulecia później włoska firma ceramiczna produkowała fajansowe popiersia, które dziś są rozsiane po całym świecie.

Biust Kleopatry. Do władzy doszła po trupach braci, którzy byli zarazem jej mężami

Zmienne koleje losu, romanse z kandydatami na władców świata, egzotyczny anturaż i efektowna śmierć.

zobacz więcej
Czasem do swetoniuszowego tuzina wprowadzano zmiany, uzupełniając poczet o postaci kobiece (zwykle Kleopatrę) lub zastępując cesarzy-niegodziwców władcami godnymi szacunku (na przykład Hadrianem lub Markiem Aureliuszem). W promowaniu pogańskich autokratów miał swój udział również Kościół. W klasztorze kartuzów pod Pawią w XV wieku na elewacji pojawiły się półmetrowe medaliony z podobiznami cesarzy, do których nieznany autor zaliczył króla Hunów, Attylę. Katedra w Akwizgranie jest w posiadaniu krucyfiksu, w który wstawiono kameę Oktawiana. W kielich mszalny z Nitry średniowieczny złotnik wkomponował z kolei monety z podobizną Nerona. Postać pierwszego prześladowcy chrześcijan zdobi też drzwi bazyliki św. Piotra w Rzymie i witraż katedry w Poitiers. W tym ostatnim przypadku na plecach Nerona siedzi mały, niebieskim diabełek.

Sarkofag dla prezydenta

Wzór do nowożytnych wizerunków cesarzy zwykle czerpano z numizmatów, znajdowanych nawet w krajach, które nigdy nie zaznały rzymskiego panowania. Medale i monety, zwykle obojętnie mijane przez zwiedzający muzea, niegdyś były przedmiotami pożądania kolekcjonerów, takich jak Michał Anioł. W średniowieczu dekorowano nimi oprawy książek. Książka Mary Beard dostarcza wielu wdzięcznych przykładów pośmiertnej popularności łotrów, którzy dwa tysiące lat temu rządzili cywilizowanym światem. Z zatopionego hiszpańskiego okrętu Wielkiej Armady wydobyto niedawno łańcuch z dwunastoma portrecikami cesarzy z lapis lazuli, oprawionymi w złoto i perły. Ani chybi, zdobił szyję szlachcica-oficera.

Dla ilustrujących dzieło Swetoniusza, wzorcem był imaginacyjny poczet 11 cezarów (bez Domicjana) stworzony przez księcia malarzy, Tycjana. Jego pierwszym właścicielem był Federico Gonzaga z Mantui. Ów ambitny władca, który odziedziczył po poprzednikach zbiór antycznych rzeźb, wymarzył sobie komnatę, sławiącą rzymskich imperatorów oraz ich krewnych od sufitu po podłogę. Pracami kierował uczeń Rafaela. Camerino dei Cesari była obiektem podziwu w całej Europie (książę Bawarii czym prędzej kazał ją skopiować we własnej rezydencji) lecz nie minęło sto lat, gdy Gonzagowie popadli w takie tarapaty, że musieli sprzedać kolekcję Federica. Większość kupił król angielski. Obrazy Tycjana przez Londyn trafiły do Madrytu, gdzie przepadły w pożarze. Znamy je tylko z mniej lub bardziej udolnych kopii, takich jak seria rycin produkowanych w masowych nakładach przez flamandzkiego rytownika Aegidiusa Sadelera. W tej wersji towarzyszyły im łacińskie wierszyki, dosadnie oceniające charaktery oraz dokonania boskiego Juliusza i jego następców. Ciekawa sprawa, zważywszy na fakt, że grafiki powstały na zlecenie cesarza Ferdynanda II Habsburga, mieniącego się spadkobiercą tradycji rzymskich imperatorów.

Książkę otwiera anegdota o rzekomym sarkofagu Aleksandra Sewera, w XIX wieku kupionym w Libanie przez dowódcę amerykańskiej eskadry na Morzu Śródziemnym. Komandor Elliot proponował, aby pochować w nim któregoś z zasłużonych rodaków, a najlepiej prezydenta USA. Ten rzecz jasna odmówił. Obecnie marmurowy artefakt zalega w magazynie w Maryland, mając za towarzystwo stare samochody i znaki drogowe. Sic transit gloria mundi. Niewykluczone, że postępujący zanik znajomości łaciny i klasycznego wykształcenia sprawią, że również inne pamiątki po rzymskiej cywilizacji staną się nam obce i obojętne.

– Wiesław Chełminiak

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Nowe wydanie dzieła Swetoniusza i książka filolog klasycznej z Cambridge
Mary Beard „Dwunastu cesarzy”, tłum. Norbert Radomski, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2022

Gajusz Swetoniusz Trankwillus „Żywoty cezarów”, tłum. Janina Niemirska-Pliszczyńska, Czytelnik, Warszawa 2022
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.