Kultura

Ludwik XV - rozrzutnik i sybaryta ożeniony z Polką: „Po nas choćby potop”

Król hedonista doskonale nadaje się na patrona dzisiejszych Francuzów, dążących do błogostanu i nie lubiących się przepracowywać, lecz przekonanych o swej przewadze nad innymi nacjami.

„Po nas choćby potop” – Ludwik XV nigdy czegoś podobnego nie powiedział, ale te słowa od dawna są uważane za najlepszą syntezę jego rządów. Król, lekkoduch, rozrzutnik i sybaryta, nie sprostał wyzwaniom epoki. Miał absolutną władzę, z której rzadko robił użytek. A mógł przecież wprowadzić radykalne reformy, zapobiec rewolucji, wykorzystać potencjał najbardziej ludnego państwa Europy mądrzej od Napoleona i uczynić Paryż stolicą cywilizowanego świata. Tak przywykli oceniać Ludwika rodacy, lecz ostatnimi czasy ów osąd stopniowo zaczął łagodnieć. Pod pretekstem obchodów trzechsetnej rocznicy powrotu dworu do Wersalu, w pałacu będącym pomnikiem potęgi francuskiej monarchii otwarto wystawę, poświęconą władcy, który nie chciał słuchać rad filozofów.

Od miłości do nienawiści

Pamięć historyczna płata figle, a łaska ludu na pstrym koniu jeździ. Dzisiejsi Francuzi odsyłają do lamusa skompromitowanego Woltera, zaś republikańskie święta obchodzą raczej z przyzwyczajenia, niż z przekonania. Kolejni lokatorzy pałacu Elizejskiego przybierają królewskie pozy. Rewolucja bardziej niż z prawami człowieka kojarzy się z podpalonymi samochodami i wybitymi wystawami sklepów. Znienawidzona Maria Antonina, uosobienie ancien regime’u, w XXI wieku dla jednych stała się ikoną mody glamour, dla drugich męczennicą, potrafiącą zachować godność w obliczu niezasłużonej kaźni. Trzy lata temu w Conciergerie, dawnym więzieniu zwanym „poczekalnią do gilotyny”, urządzono ekspozycję, oddającą sprawiedliwość Austriaczce. Teraz coś podobnego dzieje się z jej teściem.

Kiedy jako dzieciak wstępował na tron, mówiono o nim „Bien-Aimé” – ukochany. Konającego starego lubieżnika nikt nie żałował. Bogu ducha winny Ludwik XVI zapłacił za cudze grzechy. Tak naprawdę zbuntowani Francuzi chcieli uciąć głowę jego dziadkowi. Godzina zemsty wybiła 16 października 1793 roku, gdy rozjuszona tłuszcza wtargnęła do bazyliki Saint-Denis. Rozbijano sarkofagi i profanowano szczątki „tyranów”, najbardziej pastwiąc się nad Ludwikiem XV. Trzeba trafu, tego samego dnia ulicami Paryża wieziono na szafot Marię Antoninę. Półtora miesiąca później jej śladem podążyła madame Du Barry – ostatnia metresa króla.

Polski sekret Burbona

Bien-Aimé to jedyny francuski monarcha, który w Wersalu urodził się i umarł. Z natury był nieśmiały i skłonny do melancholii. Męczyła go dworska etykieta i wypełnianie obowiązków reprezentacyjnych. Przed tłumem dworaków chronił się w wąskim kręgu ludzi, do których miał zaufanie. W miejscu stworzonym ku chwale Króla-Słońce musiał czuć się nieswojo. W odróżnieniu od swojego poprzednika megalomana lubił pomieszczenia skrojone na ludzką miarę. Jeśli jego duch krąży w Wersalu, to raczej nie w Galerii Zwierciadlanej i Wielkich Apartamentach, ale piętro wyżej, w buduarze markizy de Pompadour lub kameralnym Petit Trianon, który kazał zbudować w nowym „greckim” stylu, w ustronnej części parku.

Wystawa nosi podtytuł „Pasje króla”. Polityka do nich nie należała. W rządzeniu wyręczali Ludwika najpierw wujowie, potem były wychowawca, kardynał Fleury, a w końcu ambicjonerzy, protegowani przez aktualne kochanki. Bilans długiego, trwającego ponad pół wieku panowania prezentował się kiepsko. Francji udało się anektować Lotaryngię i Korsykę, lecz poza tym zaliczyła serię bolesnych porażek. Anglia – odwieczny wróg – oskubała ją z cennych, kolonialnych zdobyczy, gromiąc flotę pływającą pod sztandarem z liliami. Armia lądowa, uchodząca za niepokonaną, uległa Prusakom.

Pod koniec życia Ludwik bezradnie przyglądał się pierwszemu rozbiorowi Polski. A przecież los Rzeczpospolitej leżał mu na sercu, choćby ze względów rodzinnych: jego żona Maria była córką Stanisława Leszczyńskiego. Władca Francji starał się pomóc teściowi w odzyskaniu korony, lecz w końcu spasował i wydał syna za saską księżniczkę, której ojciec August III przez 30 lat zasiadał na polsko-litewskim tronie. Nie przeszkadzało to Ludwikowi w uprawianiu tajnej dyplomacji. Za plecami ministrów uknuł plan zainstalowania w Warszawie (lub przynajmniej Mitawie) kuzyna, księcia Conti. Ujawnienie w XIX wieku „sekretu królewskiego” wprawiło w konfuzję historyków, przekonanych że Bien-Aimé nie miał głowy do zajmowania się sprawami wagi państwowej.

Przyjaciółki z drugiego piętra

Bilet wstępu do dawnej rezydencji Burbonów upoważnia również do zwiedzenia wystawy. Dla tłumu turystów oblegających Wersal to tylko kilka dodatkowych sal do przejścia, odfajkowania i sfotografowania telefonem komórkowym. Dla zainteresowanych tematem – doznanie porównywalne do wrażeń dworaka, pragnącego ujrzeć Jego Majestat z możliwie najbliższej odległości. Po intensywnych pracach konserwatorskich udostępniono publiczności apartamenty wspomnianej pani du Barry (skromne 350 metrów kwadratowych). Mieszkała tu cztery lata i nie miała dużo czasu, by się spakować. Na łożu śmierci kochanek spełnił bowiem życzenie rodziny, każąc usunąć z pałacu źródło zgorszenia.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Na wystawę składa się czterysta eksponatów. Część nie była wcześniej prezentowana publicznie, a niemal wszystkie po upadku monarchii zostały wywiezione z Wersalu. Obraz przedstawiający Ludwika z piastunką i bogato zdobioną komodę z monarszej sypialni trzeba było sprowadzić z Londynu, a popiersie pięcioletniego Bien-Aimé z Nowego Jorku. Z Archiwum Narodowego wydobyto między innymi zeszyty szkolne Burbona, listę kandydatek na jego małżonkę oraz przedmioty związane z procesem niedoszłego królobójcy Damiensa.

5 stycznia 1757 roku ten sfrustrowany lokaj dźgnął wsiadającego do powozu władcę nożem między żebra. Mimo krwotoku Ludwik wydobrzał i chciał ułaskawić zamachowca, lecz paryscy sędziowie zdecydowali inaczej. Damiensa torturowano i publicznie stracono z okrucieństwem „godnym średniowiecza”, nad czym ubolewali koryfeusze Oświecenia. Los władcy, głuchego na postulaty filozofów postulujących demontaż absolutyzmu, był im w najlepszym razie obojętny. Ludwik, mimo libertyńskich skłonności, tytuł Króla Arcychrześcijańskiego traktował serio. Religii nie uważał za „przesąd”. Zdawał też sobie sprawę, że Kościół jest filarem monarchii. Czy taki człowiek mógł liczyć na sympatię salonów?

Jak dobrze wstać skoro świt. Burzliwe dzieje jednego z najsłynniejszych obrazów świata

Malarz, który umarł jako człowiek szanowany i bogaty.

zobacz więcej
Spłodziwszy z polską żoną dziesiątkę potomstwa, Bien-Aimé zaczął się oglądać za młodszymi kobietami. Niektóre przewyższały kochanka w koronie sprytem, a nawet inteligencją, wywierając znaczny wpływ na sprawy państwa. Kuratorzy wystawy dość zdawkowo potraktowali metresy Ludwika. Ich kosztem wyeksponowano wizerunki królewskich córek, które zwiędły w staropanieństwie, gdyż król nie zdołał znaleźć im godnych małżonków. Najsłynniejsza z faworyt, markiza Pompadour, użyczyła twarzy marmurowej rzeźbie zatytułowanej „Przyjaźń”. Co bystrzejsi wypatrzą w kącie sali konterfekt Jutrzenki, czyli Marie-Anne, najmłodszej z sióstr Mailly-Nesle (wszystkie trzy gościły w monarszej sypialni), tudzież księcia Richelieu, który w haremie Burbona pełnił mało zaszczytną funkcję naganiacza.

Ma się rozumieć, w Wersalu nie brakuje portretów głównego bohatera. Najbardziej efektowny jest dziełem Hyacinthe Rigauda, który tytułu nadwornego malarza dochrapał się jeszcze w epoce Ludwika XIV. Jest też korona. Zdobią ją 282 brylanty, 230 pereł, 16 rubinów i tyleż samo szmaragdów, szafirów i topazów. Lepszego dowodu na karygodną rozrzutność ancien regime’u w Wersalu nie uświadczysz.

Smutny koniec hipopotama

Wróćmy jednak do tytułowych pasji. Bien-Aimé mocno interesował się geografią, fizyką i astronomią. Nieprzypadkowo pierwszym eksponatem jubileuszowej wystawy jest zegar astronomiczny Passemanta z ruchomymi sferami. Zgodnie z teorią kopernikańską, planety krążą tu wokół Słońca, a Księżyc dookoła Ziemi. Oprócz czasu słonecznego, zegar pokazuje fazy Księżyca i temperaturę powietrza. Monarcha posiadał też teleskop, mikroskop, machinę elektrostatyczną, kolekcję globusów i pokaźną naukową bibliotekę. Finansował morskie ekspedycje, założył w Wersalu największy na świecie ogród botaniczny. Pod jego auspicjami powstała pierwsza szczegółowa mapa Francji.

Jak wszyscy Burboni, Ludwik był zapalonym myśliwym. Jeśli nic mu nie dolegało, wyruszał na łowy trzy razy w tygodniu. Z Amiens sprowadzono dziewięć obrazów ilustrujących polowania na egzotyczne zwierzęta. Niegdyś te wielkie płótna zdobiły królewską jadalnię. Zwiedzający reagują różnie. Jedni mają ubaw, inni są zdegustowani. Walkę afrykańskiego lwa i polskiego niedźwiedzia z wielkimi psami da się jeszcze jakoś znieść. Gorzej, gdy ofiarami chwackich myśliwych padają struś czy hipopotam.

Po prawdzie, malarstwo zajmowało monarchę mniej niż architektura i dekoracja pałacowych wnętrz. Wersal zawdzięczał mu operę, Paryż - kościół św. Genowefy, który w czasach republiki stał się Panteonem. W jednej z wystawowych sal zebrano modele pomników Ludwika, które za jego życia wznoszono w największych francuskich miastach. Jako pierwszy zniknął konny posąg z Paryża. W jego miejscu pojawiła się gilotyna. Dziś plac, który oglądał egzekucję setek prawdziwych i urojonych wrogów rewolucji, nazywa się Placem Zgody.

Taniec pod wulkanem

Wersalska ekspozycja rehabilituje nie tylko króla, lecz również rokoko, przez Francuzów określane mianem „stylu Ludwika XV”. Władysław Tomkiewicz twierdził, że barok był dzieckiem teatru, zaś rokoko czerpało inspirację z tańca. Kuratorzy wystawy idą jeszcze dalej: ich zdaniem ów styl „uwolniony od wszelkich ograniczeń symetrii i reguł formalnych, zrewolucjonizował twórczość artystyczną XVIII wieku”. Dowodem, oprócz produktów manufaktury w Sevres, są przepiękne wazy z miśnieńskiej porcelany, które władca Francji otrzymał w prezencie od naszego Augusta III. Wystawę dość nieoczekiwanie kończy współczesna instalacja „Po nas choćby potop”, nawiązująca do luksusowego designu epoki rokoka.
Właściwie nie widać powodów, by trójkolorowi mieli źle wspominać czasy, w których model polityczny, kulturalny i artystyczny obowiązujący nad Sekwaną dominował w świecie. Król hedonista doskonale nadaje się na patrona dzisiejszych Francuzów, dążących do błogostanu i nie lubiących się przepracowywać, lecz przekonanych o swej przewadze nad innymi nacjami, zwłaszcza anglojęzycznymi. Poza tym, warto się pogodzić z własną historią. Nawet jeśli nie bardzo nam się ona podoba.

– Wiesław Chełminiak

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Wystawa „Louis XV. Passions d’un Roi” w pałacu wersalskim jest otwarta do 19 lutego
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.