Kultura

Jak Żydzi „sprzedają” światu swoją narrację. Izraelska polityka kinematograficzna

Serial „Fauda” przekonuje, że bez izraelskiego zdecydowania, odwagi i siły, nawet Unia Europejska jest bezsilna wobec tych, którzy – mówiąc językiem Georga W. Busha – „nienawidzą naszego stylu życia”.

Serial „Fauda” z jednej strony budzi niechęć i ledwo skrywane odrzucenie, nawet przez niektóre media w Izraelu. Z drugiej strony podziw, nie tylko wśród Żydów. Lewica krytykuje militarny przekaz filmu. Prawica próbuje ją uwiązać do swojego powozu. A twórcy, choć są dalecy od politycznych manifestów, to przekonują świat, że Izrael w wojnie z terroryzmem musi być bezwzględny.

„Macie już militarne zwycięstwa i kontrolę nad przekazem obrazu izraelskiej okupacji w kulturze: dajcie przynajmniej Palestyńczykom możliwość nienawidzenia «Faudy». Czy międzynarodowy i komercyjny sukces na Netflixie, służący piarowi Izraela to dla was za mało?” – pytał w 2018 roku w lewicowym dzienniku „Haaretz” izraelski pisarz i publicysta Sayed Kashua. Ten ostry komentarz pojawił się po premierze trzeciego sezonu serialu, w którym twórcy najmocniej ze wszystkich serii zajeli się losem Palestyńczyków.

W 2022 roku Sheren Falah Saab na lamach tej samej gazety napisała, że w czwartym sezonie „Faudy” Palestyńczycy nadal są „przedmiotem służącym izraelskiej narracji. Takim, który może być podeptany, zgnieciony, przeklęty i nazwany sukinsynem”.

Stworzony w 2014 roku przez dziennikarza (pracownika m.in. właśnie „Haaretza”) Avi Issacharoffa i Liora Raza serial bywa oceniany jako narzędzie szerzenia nacjonalistycznej izraelskiej percepcji polityczno-historycznej. Jednocześnie nawet jego krytykom trudno odmawiać mu niezwykłego realizmu.

Lennon nie zwalczy terroryzmu

Lior Raz był komandosem w elitarnej antyterrorystycznej jednostce Sayaret Duvdevan, której żołnierze pracują pod przykryciem. W 1990 roku dziewczyna Raza została zamordowana w Jerozolimie. Palestyński terrorysta zadźgał ją 15 centymetrowym nożem. Wyszedł z więzienia w 2011 roku w ramach wymiany więźniów w zamian za zwolnienie po 5 latach izraelskiego żołnierza Gilada Shalita. Hamas wymienił go na ponad tysiąc islamskich terrorystów.

Raz wyjechał do USA, gdzie pracował w ochronie Arnolda Schwarzeneggera, co być może zachęciło go po powrocie do Izraela do aktorstwa. Artystyczne połączenie sił byłego żołnierza, któremu Palestyńczyk zamordował dziewczynę z Issacharoffem, dziennikarzem liberalnych izraelskich mediów, dało zdumiewający rezultat. „Fauda” stała się fenomenem, który z jednej strony oburza pięknoduchów, uważających, że z terroryzmem można walczyć za pomocą piosenek Johna Lennona, a z drugiej otworzył wielu Izraelczykom oczy na los Palestyńczyków.

Lior Raz opowiadał w wywiadach, że po pierwszym sezonie dostawał bardzo dużo maili od Izraelczyków, którzy pierwszy raz poczuli współczucie do Palestyńczyków. Jednocześnie serial zdejmuje zasłonę milczenia z tego co dzieje się w życiu żołnierzy, którzy są na pierwszej linii frontu walki o bezpieczeństwo Izraela. Raz wciela się w główną rolę Dorona Kavillio, który w czterech sezonach płaci najwyższą osobistą cenę za swoją służbę. Hamas morduje mu członków rodziny, rozpada mu się małżeństwo, a syndrom stresu pourazowego, to najmniejsza przypadłość, jaka masakruje jego psychikę. ODWIEDŹ I POLUB NAS Pozostałe postacie z oddziału są równie solidnie napisane i świetnie zagrane. Ich problemy rodzinne, załamania nerwowe, rany i śmierć (nie będę robił spoilerów dla tych, którzy nie widzieli serialu) w każdym kolejnym sezonie wywołały we mnie zaskakująco silne emocje, a przecież jako krytyk filmowy uodporniony jestem na filmową manipulację. Wybrzmiewa tutaj prawda o istocie braterstwa broni, którą widać w najlepszych opowieściach wojennych. Wojny z terroryzmem nie da się nigdy do końca wygrać. Wyeliminowanie jednego lidera, tworzy natychmiast kilku nowych. Ostatecznie można tylko usiłować kontrolować świat terroryzmu i bronić swoich przyjaciół. „Fauda” doskonale to pokazuje.

To szczera opowieścią o męskiej przyjaźni, poświęceniu i więzach rodzinnych, które mogą zbawić, ale też sprowadzić na drogę potępienia. Nie tylko zaglądamy do domów izraelskich komandosów, oraz ich dowódców, widząc cenę, jaką za ich służbę płaci ich rodzina, ale zaczynamy rozumieć, co powoduje, że bezwzględnym i brutalnym terrorystą zostaje np. dobrze zapowiadający się sportowiec, wrażliwy chłopak z „dobrego domu” albo zwykłe kobiety, które przeistaczają się w żądne krwi istishhad (męczennice).

Po stronie komandosów

Twórcy „Faudy” pokazują, jak brutalność izraelskich oddziałów (już w pierwszym odcinku serialu widzimy jak żydowski odział zabija niewinnego pana młodego na weselu, gdzie miał pojawić się poszukiwany terrorysta), pozbawione moralnego i etycznego zahamowania szpiegowskie gry i czysty przypadek mogą pchnąć każdego Araba w ręce Hamasu, ISIS czy Hezbollahu. Z zemsty, frustracji, strachu albo chęci zaimponowaniu otoczeniu.

Ale oglądamy też Palestyńczyków, którzy potrafią odrzucić terroryzm i cierpią z powodu zemsty Hamasu. Jest też wiele wątków pokazujących, że islam niekoniecznie musi prowadzić do terroryzmu. Ba, gdy ISIS obcina głowę ojcu jednego z głównych bohaterów, rodzinę pocieszają jego sąsiedzi muzułmanie.

Twórcy „Faudy” robią wiele, by obraz konfliktu nie był jednowymiarowy, za co zresztą są przez wielu Żydów krytykowani. Niesłusznie, bo robią wszystko, by pokazać pełne spektrum problemu wojny z palestyńskim terrorem. Osobiste, społeczne i polityczne. Nie robią jednak jednej rzeczy. Nie potępiają własnego kraju za politykę wobec terroryzmu. Widzimy ten świat oczami Izraelczyków, co powoduje, że każdy, kto uważa, że Palestyna jest okupowana przez Żydów, będzie serial odrzucał z zasady.

Amerykańska publicystka Yasmeen Serhan (nie ukrywająca, że jest Arabką i muzułmanką) w tekście dla „The Atlantic” zatytułowanym „Oglądając izraelski serial «Fauda» jako Palestynka” napisała, że tak pokazana przemoc w jakimkolwiek filmie albo serialu, by jej się nie podobała, ale oglądanie tej produkcji sprawia jej jeszcze większą trudność, bo bezimienne i pozbawione dialogów postacie, które giną na ekranie, są dla niej ludźmi. Nie dodała jednak, czy również uważa ich za wojowników o wolność.
Serial "Szpieg", w środku odtwórca tytułowej roli Sascha Baron Cohen. Fot. materiały prasowe
To jest zresztą istota krytyki „Faudy”. Dla piszącego te słowa Izrael ma niezaprzeczalne prawo bronić swojego bezpieczeństwa, natomiast islamski terroryzm i religijny fanatyzm są sprzeczne z wartościami zachodniego świata i powinny zostać powstrzymane. Jasne jest więc, że stoję po stronie komandosów z „Faudy”.

Jak jednak „Fauda” może działać na tych, którzy poznają wojnę z terroryzmem głównie dzięki popkulturze? Twórcy serialu konsekwentnie „sprzedają” światu za pomocą Netflixa żydowską narrację o wojnie z terroryzmem, i nie wpadają w sidła politycznej poprawności.

Izrael buduje

Amerykański serial „24 godziny” (2001-10) zaczynał się jako neokonserwatywne zbrojne ramię bushowskiej polityki po atakach z 11 września 2001 (w jednym odcinku wystąpił nawet senator John McCain). Współtwórca „24” Joel Surnow przekonywał nawet w liberalnym „New Yorkerze”, że serial pomógł po zamachach na WTC w budowaniu patriotyzmu w Ameryce, a żołnierze w Iraku namiętnie go oglądali. Grany przez Kiefera Sutherlanda Jack Bauer w 9 sezonach ścigał, zabijał i torturował islamskich terrorystów w imię bezpieczeństwa USA.

Serial usprawiedliwiał „wzmocnione techniki przesłuchań” i racjonalizował łamanie międzynarodowych procedur i prawa, jeżeli mogło to ratować ludzkie życie. Surnow szczycił się tym, że jego wizję kocha administracja Busha i Chaneya. Jednak z biegiem lat, gdy miejsce neokonów w Białym Domu zajął Demokrata Barack Obama (swoją drogą to właśnie „24” najpierw stworzyło postać czarnoskórego prezydenta USA), a prawica amerykańska zaczęła skręcać w stronę izolacjonistycznego skrzydła z Tea Party, twórcy mocno rozmiękczyli przekaz. Kolejne seriale o walce z terroryzmem, jak choćby (oparty swoją droga na izraelskim formacie) „Homeland” (2011) szły również w stronę daleką od percepcji neokonserwatywnej.

Jednak „Fauda” po 4 sezonie, który zadebiutował na Netflix w styczniu 2023 roku wciąż trzyma obrany 9 lat temu kurs. Nie wiadomo czy powstanie kolejny sezon. Finał najnowszej odsłony jest mocno krwawy i symboliczny, zaś Netflix przyjął politykę nierozciągania seriali do zbyt wielu sezonów.

Dwa lata temu felietonistka Al Jazeery Yara Hawari piętnowała Netflixa za produkowanie nie tylko „dehumanizującej Palestyńczyków” „Faudy”, ale również miniseriali „Szpieg” (2020) z Sachą Baronem Cohenem w roli – wzorowanego na autentycznym – agenta Mosadu Eliego Cohena oraz „Mesjasz” (2020), który mimo dobrego przyjęcia został jednak po jednym sezonie skasowany przez Netflixa. Dostało się też HBO za izraelski serial „Nasi chłopcy” (2019) o wybuchu konfliktu w Strefie Gazy. Nie pomogło, że premier Izraela Benjamin Netanyahu zobaczył w produkcji krytykę państwa Izrael oraz antysemityzm i wezwał do jego bojkotu.

Hawari w swoim tekście wygrażała arabskim aktorom, którzy biorą udział w „rasistowskich i dehumanizujących” Palestyńczyków serialach i zwróciła uwagę, że Izrael buduje z pomocą Netflixa swoją propagandę, skierowaną do masowego odbiorcy.

Zgadzam się, że „Fauda” może przysłużyć się szerzeniu izraelskiego spojrzenia na to, co dzieje się w relacjach z Palestyną. Jednak to spojrzenie triumfuje nie dzięki jednowymiarowemu obrazowi, ale właśnie złożoności scenariusza. Momentami trudno jest odróżnić, czy to co widzimy jest fikcją czy może obrazem z wiadomości, które co jakiś czas donoszą nam o krwawych informacjach z ulic Jerozolimy czy innych części Izraela.

To odróżnia izraelski serial od „24 godzin”, który od pewnego momentu nużył przesadzonym dramatyzmem w życiu Jacka Bauera (ostatecznie porwali go Rosjanie) i patosem typowym dla Hollywood.

Bezczelny partiotyzm

„Fauda” pozostaje drapieżna, uliczna i realistyczna. Jest też to produkcja bezczelnie… patriotyczna. W pierwszych odcinkach czwartego sezonu żydowski odział jedzie do Brukseli ratować swojego dowódcę, który został porwany przez Hezbollah. Widzimy jak izraelscy komandosi są sfrustrowani i wściekli przez unijne biurokratyczne bariery nie pozwalające na rozpoczęcie akcji. Dopiero zakulisowa interwencja i mocna presja agenta Mossadu, który uratował kiedyś z opresji partnera belgijskiej szefowej akcji powoduje, że izraelski odział ramie w ramię z belgijskimi antyterrorystami może wejść do budynku i wystrzelać terrorystów.

Morał? Bez izraelskiego zdecydowania, odwagi i siły nawet stolica Unii Europejskiej jest bezsilna wobec tych, którzy, mówiąc językiem Georga W. Busha, „nienawidzą naszego stylu życia”.

Ja jestem polskim Żydem

Przyjaciel swoje setne urodziny świętował i w synagodze, i w kościele.

zobacz więcej
„Fauda” jest też wolna od obyczajowej rewolucji, która stała się synonimem telewizji Netflix. O parytety płciowe twórcy nie muszą się starać, bo Izraelki służą w armii i są dowódcami oddziałów antyterrorystycznych. Palestynki również dokonują zamachów i mimo islamskiego patriarchalizmu dbają, by mężowie i synowie nie zboczyli ze ścieżki męczenników.

Twórcy serialu pozostali natomiast odporni na umieszczanie w scenariuszu wątków związanych z mniejszościami seksualnymi, choć w ostatnim sezonie jeden z Palestyńczyków idzie na współpracę z Żydami, szantażowany, że jego orientacja zostanie ujawniona „po drugiej stronie muru”. Czy może zdumiewać fakt, że w czasach tak silnej presji politycznej poprawności z jej zbrojnym ramieniem w postaci dyktatury myśli zwanej cancel culture, twórcy „Faudy” idą zupełnie własną drogą, zgodną z polityką ich państwa? Nie, jeżeli pamiętamy, że dla Hollywood najważniejsze są zielone banknoty z wizerunkiem prezydentów.

Dopóki „Fauda” się sprzedaje na świecie, dopóty nie będzie presji na twórców, by ją przepisywali według akurat panującej mody w zachodniej popkulturze. Cenzurowanie własnych filmów na chiński rynek pokazało, że nawet najbardziej patetyczne idee, wygłaszane z zatroskaną miną podczas rozdania Oscarów można łatwo zmonetyzować. No, ale walka o literalnie rozumiany egalitaryzm, który rozbawiłby pewnie nawet Marksa, jest czymś innym niż obrona swojej ojczyzny przed nienawiścią jej sąsiadów.

„Jestem Izraelczykiem. Jestem Żydem. Jestem Syjonistą. Mam izraelskie spojrzenie”– powiedział w NYT współtwórca serialu Avi Issacharoff, dodając że każdy, kto wysyła zamachowca samobójcę jest okropnym człowiekiem. „Większość Palestyńczyków, w głębi serca dobrze to wie” – wyznał w wywiadzie po premierze trzeciego sezonu.

Odważna obrona własnego dzieła? W przypadku tych twórców, to nic specjalnego. Oni kochają swój kraj i będą bronić jego polityki, „sprzedając” swoją wizję światu. Na tym właśnie polega skuteczna polityka kulturalna własnego państwa. Nie pierwszy raz Polacy powinni uczyć się jej od Żydów.

– Łukasz Adamski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.