Cywilizacja

Czy Zachód szykuje się do normalizacji stosunków z Moskwą? Raport z Monachium

Autorzy dokumentu uważają, że zagrożeniem jest osobiście prezydent Władimir Putin, zaś Rosja to tylko kraj, który zdestabilizował światowy rynek energetyczny i uczynił transformację energetyczną bardziej skomplikowaną.

Są ludzie, którzy zawsze mają rację. Niezależnie od tego, co głoszą. Trochę tak, jak w wierszu Mariana Hemara ujawniającym, kto rządzi światem: nie Żydzi, niestety… i nie my, ludzie normalni, którzy jesteśmy – „skłóceni więc słabi”, oni zaś – ci rządzący – są „zwarci i silni”, my się często mylimy, oni – „są nieomylni”. Celowo usunąłem rzeczownik, żeby nikogo nie obrażać, bo nie o to chodzi, chodzi o zjawisko. Kto ciekaw, niech sobie wiersza poszuka.

Wyjaśniać, nie przepraszać

Można powiedzieć, że nieomylność jest immanentną cechą dyplomatów i ekspertów „starej Europy”, a zwłaszcza niemieckich. Taki na przykład obecny przewodniczący Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa (MSC), która zaczyna się w ten weekend, Christoph Heusgen. Doradca kanclerz Merkel do spraw międzynarodowych i bezpieczeństwa w latach 2005-17, czyli w czasie, gdy Niemcy prowadziły wobec Rosji politykę „Wandel durch handel” (którą Aleksandra Rybińska lapidarnie streściła w zdaniu „my wam płacimy za gaz, a wy za zarobione pieniądze kupujecie u nas mercedesy”), rozbrajały Bundeswehrę (czego skutki widać obecnie) i suflowały osłabionej Ukrainie Porozumienia Mińskie, które były niczym innym, tylko próbą oficjalnego zmuszenia kraju do zrzeczenia się terytoriów zajętych przez Rosjan. Przypomnijmy, że zakładały one zorganizowanie „referendów” na terenach okupowanych.

Heusgen zresztą był w ekipie negocjującej te porozumienia. W jednym z wywiadów udzielonych w roku ubiegłym, czyli już po słynnym „Zeitenwende” [polityczny zwrot Niemiec po agresji rosyjskiej na Ukrainę; dosłownie: przełom czasów - red.], uznał dokumenty podpisane przez Władimira Putina i Siergieja Ławrowa za „niewarte papieru, na jakim są spisane”, ale można z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że po nieuchronnym sfałszowaniu przez Rosjan owych „referendów”, gdyby do nich doszło, wyraziłby zdziwienie i współczucie, ale przecież nie doradzałby zaryzykowania wojny, aby odwrócić ich rezultaty. Na każdym etapie bowiem był politykiem odpowiedzialnym i miał rację nawet wtedy, gdy jej nie miał.

Doskonale widać to w innym ubiegłorocznym wywiadzie, w którym na pytanie o politykę Merkel (czyli jego własną) wobec Rosji odpowiedział: „Naszym punktem odniesienia była II wojna światowa i fakt, że Niemcy ponoszą odpowiedzialność za śmierć 20 milionów ludzi na terenach byłego Związku Sowieckiego. W trakcie Ostpolitik zbudowaliśmy zaufanie i to pomogło zrealizować zjednoczenie Niemiec w 1989 i 1990. Te uczucia winy i wdzięczności były także obecne przy kształtowaniu niemieckiej polityki wobec Rosji.” ODWIEDŹ I POLUB NAS Zamiast uznać wejście w taką relację za błąd, a jego uczestnictwo w tak kształtowanej polityce za jednoznacznie negatywne, Heusgen skonkludował: „Mówię to nie po to, aby próbować przepraszać, ale po prostu aby wyjaśnić.” Słowo „błąd” owszem, pojawiło się w jego ustach, ale w odniesieniu do projektu Nord Stream-2, nie zaś w odniesieniu do całokształtu stosunków z Rosją. To charakterystyczne.

Trzeba rozmawiać

Na marginesie zauważmy, że zaraz po wypowiedzi o „20 milionach ofiar na terenach byłego Związku Radzieckiego” padło w tymże wywiadzie naturalne pytanie o niemieckie zobowiązanie wobec ofiar z Białorusi, Ukrainy i Polski, które może być nawet większe niż wobec Rosji, ale Heusgen zbył je krótkim „to prawda” i nie zdecydował się na rozwijanie tego niewygodnego tematu.

Widać wyraźnie, że Rosja zajmuje nadal specjalne miejsce w myśleniu byłego doradcy Angeli Merkel, choć na Putinie i Ławrowie wiesza on psy. Jeszcze w maju ubiegłego roku Heusgen mówił, zachowując cały sztafaż antyputinowskiej retoryki („bezprawna i niesprowokowana agresja”), że „częścią rzeczywistości jest również to, że bez wątpienia trzeba ze sobą rozmawiać.”

Teraz nie zdecydował się zaprosić nikogo z Rosjan na konferencję w Monachium, co jest ważnym sygnałem, ale w moim odczuciu bardziej pokazuje to siłę zewnętrznego nacisku niż wewnętrzną zmianę. Po prostu zaproszenie Rosjan do Monachium byłoby w obecnym świecie polityki światowej całkowicie nie do pomyślenia.
Rok 2012, brukselski szczyt Unia Europejska-Rosja. Prezydent Rosji Władimir Putin, przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy i przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. Fot. EPA/OLIVIER HOSLET. Dostawca: PAP/EPA
Sam Putin będzie natomiast tam obecny przynajmniej poprzez opatrzony swoim portretem cytat o tym, że świat znajduje się „na rozdrożu” (swoją drogą nie nazbyt oryginalny), który znalazł się w Raporcie otwierającym MSC pośród cytatów innych przywódców światowych: Joe Bidena, Olafa Scholza, Emmanuela Macrona, Andrzeja Dudy… Chociaż w taki sposób autorzy raportu postanowili z prezydentem Rosji „rozmawiać”.

Zagrożenie głównie polityczne

Zadziwiające jest, jak mało w monachijskim Raporcie poświęcono zagrożeniom najbardziej namacalnym, czyli militarnym. Owszem, cały rozdział poświęcony jest Ukrainie i konieczności pomocy dla niej, ale reszta trochę wygląda tak, jakby ta wojna toczyła się gdzieś na dalekich rubieżach, jakby cały świat spokojnie przyglądał się, temu, jak Ukraińcy mierzą się z zagrażającym wszystkim opryszkiem, a reszta za zasłoną tego konfliktu zajmować się powinna swoimi sprawami.

Jedyną kwestią militarną, która budzi niepokój autorów Raportu jest ewentualność użycia broni jądrowej i fakt, że świat stoi obecnie przed realną groźbą jej niekontrolowanej proliferacji. Z jednej bowiem strony Chiny dążą do tego, by stać się trzecim supermocarstwem atomowym i nie wykazują najmniejszej chęci by rozmawiać o przystąpieniu do trójstronnego porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi i Rosją, które miałoby regulować posiadane przez te kraje arsenały, z drugiej natomiast realizacja ambicji nuklearnych Iranu może doprowadzić do tego, że inne kraje Bliskiego Wschodu zdecydują się na pozyskanie broni jądrowej. Wówczas układ o nieproliferacji stanie się całkowicie pustym dokumentem i świat XXI wieku będzie pełen kieszonkowych mocarstw nuklearnych, zaś możliwość konfliktu wzrośnie znacząco.

Prawdę powiedziawszy to jest jednak przede wszystkim zagrożenie polityczne, a jego militarny aspekt jest raczej drugorzędny. Inaczej mówiąc: jeżeli nie da się zagrożenia nuklearnego uniknąć politycznie, to przeciwdziałanie militarne będzie miało znaczenie, jakby to rzec… zaniedbywalne.

Eksperci MSC zajmują się więc w większości czymś, co można by określić jako „business as usual”, korzystając z tego, że czują się bezpieczni od zagrożenia rosyjskiego, a zagrożenie chińskie uważają za mocno przesadzone i starają się raczej wymyślić sposób, aby współpracować z Chinami tak, aby nie zdenerwować zanadto Stanów Zjednoczonych.

Prawa człowieka i Globalne Południe

Zasadniczą swoją uwagę kierują na dwie kwestie: współpracę z krajami trzeciego świata zwanymi obecnie krajami Globalnego Południa i na bezpieczeństwo energetyczne i transformację energetyczną. Jedno i drugie jest ze sobą rzecz jasna ściśle powiązane, bo surowce niezbędne do budowy nowej energetyki znajdują się – tak się składa – w ogromnej większości w trzecim świecie. Można się zastanawiać, jak by wyglądało zainteresowanie tym rejonem, gdyby złoża były rozmieszczone geograficznie inaczej…

Koncepcja, by nie kłaść zanadto wielkiego nacisku na konflikt militarny i zagrożenie rosyjskie, przy zachowaniu całego sztafażu retorycznego, który jest obecnie nieodzownym kostiumem każdego liberalnego i demokratycznego polityka, i skoncentrować się na współpracy z krajami rozwijającymi się, bardzo przypomina układ przemówienia kanclerza Olafa Scholza w Davos sprzed miesiąca.

Wszyscy oczekiwali wówczas od niego ustosunkowania się do rozpalającej umysły kwestii eskalacji pomocy militarnej dla Ukrainy, czyli tego, że odpowie na pytanie, czy Niemcy dostarczą Kijowowi czołgi Leopard. Krótko rzecz ujmując: oczekiwano konkretów w odniesieniu do żywotnych kwestii militarnych, które wobec narastającego nacisku rosyjskiej armii przybierały coraz bardziej dramatyczne rozmiary.

Scholz natomiast ogromną większość czasu poświęcił współpracy z krajami Globalnego Południa, współpracy rozwojowej, pomocy humanitarnej i prawom człowieka. W odniesieniu do Rosji ograniczył się do rytualnych zaklęć, zaś do wspomnienia o Leopardach zmusiło go dopiero pytanie, które padło z sali po jego zasadniczym wystąpieniu. Nie warto nawet wspominać, że pytanie to skwitował rzuceniem paru niezobowiązujących uwag.

Nie pytaj o Polskę

Poza tym w monachijskim raporcie w rozdziale o Ukrainie przedstawione są poglądy społeczeństwa tego kraju na wojnę i bezpieczeństwo. Bardzo charakterystyczne jest jedno z pytań: „Czy zgadzasz się ze zdaniem, że nie będziemy (my, Ukraińcy) nigdy bezpieczni dopóki Putin zasiada na Kremlu?”. Na tak postawione pytanie pozytywnie odpowiedziała miażdżąca większość – 85% pytanych. Zauważmy, że nie było to pytanie o zagrożenie rosyjskie. To było pytanie o zagrożenie ze strony Władimira Putina. Tak, jakby to on był jedynym Rosjaninem zagrażającym Ukrainie. Pytanie o zagrożenie ze strony Rosji zwyczajnie nie padło.

„Rosja Putina zmierza donikąd. Wszyscy, którzy potrafią myśleć, uciekają”

– Jak ceny ropy jeszcze bardziej spadną, to Rosji już nie będzie – przewiduje Wiktor Suworow, były oficer radzieckiego wywiadu GRU.

zobacz więcej
Zupełnie na marginesie zauważyć wypada, że wielkim nieobecnym w rozdziale o Ukrainie jest Polska. Ani razu nie zapytano Ukraińców, co sądzą o wkładzie naszego kraju w ich obronę, choć zadano takie pytanie w odniesieniu do Brazylii, czy Indonezji, nie wspominając o Niemczech, czy Włoszech. Jednak to wypada traktować jak swego rodzaju spełnienie idiosynkrazji autorów i projektantów raportu i nie jest w żadnej mierze sprawą o pierwszorzędnym znaczeniu.

Paradoksalnie więc w raporcie Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w rok po rosyjskiej agresji na Ukrainę Rosja jest w pewnym sensie nieobecna lub – precyzyjniej – mało obecna jako zagrożenie militarne. Zagrożeniem jest raczej prezydent Putin, zaś Rosja występuje głównie jako kraj, który zdestabilizował światowy rynek energetyczny i uczynił transformację energetyczną bardziej skomplikowaną.

Nie sposób przy tym oprzeć się wrażeniu, że ta pozorna nieobecność może w każdej chwili zmienić się w silną obecność, o ile tylko na Kremlu pojawi się ktoś inny. Trzeba będzie bowiem wspólnie z tą nową Rosją rozwiązywać problemy klimatyczne i dogadywać się co do redukcji zagrożenia nuklearnego. Wolno sądzić, że ambasador Heusgen będzie wówczas z równym przekonaniem jak wtedy, gdy suflował kanclerz Merkel politykę wobec Rosji Putina opowiadał się za uwierzeniem w dobrą wolę Rosji jakiegoś nowego dyktatora, który rzecz jasna w jego ustach wcale dyktatorem nie będzie, zaś dokumenty przezeń podpisane będą miały wartość podobną, jak swego czasu Porozumienia Mińskie.

Plan dla Rosji po Putinie

Tę „nieobecną obecność” Rosji widać wyraźniej poprzez kontrast z innym dokumentem, jaki został opublikowany w mijającym tygodniu, a mianowicie listą problemów „do załatwienia” przez NATO, jaka została sporządzona przez inicjatywę o nazwie Międzynarodowa Rada Przywództwa afiliowaną przy amerykańskim think tanku CEPA. Jest to rada, w której zasiadają eksperci oraz politycy i byli politycy o nastawieniu liberalnym (jak choćby Carl Bildt, Anne Applebaum, czy Timothy Garton Ash), charakteryzujący się trzeźwym spojrzeniem na Rosję i na zagrożenie stamtąd płynące.

Pozornie ta sporządzona przez CEPA lista jest dość podobna do listy problemów przedstawianych w Raporcie MSC: jest tam o Ukrainie, o bezpieczeństwie energetycznym, o Globalnym Południu. Eksperci jednej i drugiej formacji zgodziliby się ze sobą zapewne także w takich kwestiach, jak wzmocnienie europejskiego bezpieczeństwa ekonomicznego, czy transatlantyckiej architektury bezpieczeństwa.

Jest tam jednak jeden punkt o zasadniczo innej wymowie: „Plan dla przyszłości Rosji”. Autorzy dokumentu nie mają wątpliwości, że cywilizowany świat powinien się zająć przyszłością kraju, który jest winien największej agresji od czasu II wojny światowej. Przyszłością kraju, nie Władimira Putina.

Zacytujmy fragment: „NATO i jego partnerzy powinni przygotować się na następstwa zwycięstwa Ukrainy: osłabienie Rosji. Brak strategicznego myślenia o przyszłości Rosji jest niepokojący. Zachód zanadto skoncentrował się w ostatnich latach na osobistej roli Putina. Planowanie awaryjne na czas powojenny powinno obejmować scenariusze od powstania realizującego twardą linię post-Putinowskiego reżimu, aż po możliwy rozpad Federacji Rosyjskiej”.

To jest zasadnicza różnica w myśleniu między tymi, którzy zawsze mieli rację i tymi, którzy starają się naprawdę przygotować świat na nadejście nowej ery stosunków międzynarodowych. W Monachium będziemy mogli oglądać, jak ci pierwsi będą się starali przekonać publiczność, że możliwy jest powrót do przeszłości. Warto uważnie obsewrować, czy im się to uda.

– Robert Bogdański

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.