„Wieczorem po obchodzie w Zakładzie Karnym w Czerwonym Borze była gorąca woda. Poszedłem się myć. Islam A. wszedł za mną, uderzył pięścią w ucho. Upadłem do brodzika, straciłem przytomność, gdy się ocknąłem, miałem już szmatę w ustach. Włożył mi członka i mnie gwałcił. Wyjął, jeszcze raz mnie uderzył i drugi raz zgwałcił. Po umyciu przyszedłem pod celę. Dalej się mnie czepiał. Uderzył mnie z główki. Przykładał żyletkę do oka. Straszył, że jak coś powiem, to mnie pokaleczy, zabije. Później wziął ręcznik – wnioskodawca cały czas płacze – dwukrotnie zaczął mnie nim dusić. Ciemność w oczach miałem, traciłem przytomność, zaniki mowy. Bił mnie z otwartej ręki. Następnego dnia więźniowie nie dawali mi dojść do drzwi, odbierali jedzenie, pilnowali żebym do łazienki nie wychodził” – to nie jest scenariusz nowego filmu Patryka Vegi, tylko fragment protokołu, do którego dotarł Tygodnik TVP podczas dziennikarskiego śledztwa.
50-letni dziś Daniel Kasprzyk z Łomży od 4 lat musi na każdej rozprawie opowiadać o makabrze, która go spotkała w areszcie śledczym.
Zaczęło się od tego, że został oskarżony o dopuszczenie się czynów pedofilskich, z którego to zarzutu ostatecznie został prawomocnie oczyszczony. Ale wcześniej w zakładzie zamkniętym trafił do niemonitorowanej celi z najgroźniejszymi osadzonymi, w tym m.in. z Czeczenem podejrzewanym o zabójstwo. Twierdzi, że dwukrotnie został zgwałcony, codziennie był poniżany, bity, duszony i głodzony.
Prokurator Anna Zejer, która – skutecznie – wnioskowała do sądu o areszt dla Daniela Kasprzyka, zignorowała zmianę zeznań dziewczynki, która początkowo go obciążała. Gdy dowody i opinie wskazywały na niewinność 50-latka, ona domagała się przedłużenia aresztu, a później apelowała o ukaranie i osadzenie go w więzieniu.
Dziś ta sama prokurator ponownie występuje przeciwko Kasprzykowi. Tym razem w sprawie o zadośćuczynienie za niesłuszne tymczasowe aresztowanie. Za 4 miesiące pobytu w Czerwonym Borze, gdzie miał być maltretowany, zaproponowała…. 30 tys. zł odszkodowania. Czyli swoją półtoramiesięczną pensję. Kasprzyk jest wrakiem człowieka niezdolnym do pracy. Leczy się psychiatrycznie, żyje na psychotropach. W nocy moczy się, budzi się z koszmarami, boi się przejść przez jezdnię. Stracił wszystkich przyjaciół.
Gdy sąd pierwszej instancji przyznał mu 350 tys. zł odszkodowania, prokurator odwołała się, uważając, że jest to „rażąco wysoka kwota”. Niedługo kolejna rozprawa, na której Kasprzyk znowu będzie musiał przypomnieć sobie i opowiedzieć o tym, co zaszło w areszcie.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Ta dramatyczna historia dobrze ilustruje liczne słabości polskiego wymiaru sprawiedliwości. Najczęstsze w całej Unii Europejskiej wnioski o tymczasowe aresztowania, niekończące się, trwające wiele lat sprawy, brak jasnych wytycznych dotyczących zadośćuczynienia za niesłuszny areszt, pobicia i bezkarne gwałty w polskich zakładach karnych, nieumiejętność oddzielenia patologicznych zbrodniarzy od tymczasowo aresztowanych, brak odpowiedzialności pracowników aresztów i w końcu maniakalne pragnienie prawników, aby udowodnić, że mają rację, czego skutkiem są ciągnące się bez końca apelacje.
Bo tata nie pozwalał mi grać…
18 marca 2019 roku był dniem, który zrujnował całe, spokojne życie łomżyńskiej rodziny. 13-letnia wówczas Aldona (imię zmienione, dziewczyna ma inne nazwisko niż rodzice) napisała list, w którym oskarżyła swojego ojczyma Daniela Kasprzyka o molestowanie.
„Ja się boję dlatego, że tata wsadzał mi rękę do spodni i mi grzebał tam albo całował mnie po szyi” – to słowa, które znalazły się na karteczce przekazanej starszej siostrze Aldony.
Zaniepokojona matka najpierw skonfrontowała słowa córki z mężem, a później razem z nim udała się do Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Łomży, by przedstawić sytuację.
Niedługo później Kasprzyk został zatrzymany przez policję i osadzony w areszcie śledczym. Dopiero wtedy Aldona przyznała się matce, że napisała list, „bo tata kazał jej się dużo uczyć i nie mogła grać na telefonie”.
13-latka została więc ponownie przesłuchana przez prokuraturę. Przyznała, że to co powiedziała za pierwszym razem, jest kłamstwem. Potwierdziła, iż chciała zemścić się na ojczymie.
Wcześniejsze zeznania dziewczyny mówiły o tym, że w czasie ok. 10 miesięcy ojciec miał dopuszczać się względem niej niestosowanych czynów o charakterze seksualnym średnio 3 razy w tygodniu. To daje ok. 120 zbliżeń intymnych – w 50-metrowym, dość zatłoczonym mieszkaniu, bo mieszkało w nim 6 osób (rodzice, Aldona i trójka jej starszego rodzeństwa).