Cywilizacja

„Partyzanci” przeciw reżimowi Łukaszenki. Przemoc rodzi przemoc

Oficjalnej opozycji, nawet tej koncesjonowanej, na Białorusi już nie ma. Polityczni przeciwnicy dyktatora trafiają do więzień i łagrów. Powstają tajne organizacje nie ukrywające, że zamierzają działać radykalnymi metodami.

Była państwem rządzonym autorytarnie, a stała się dyktaturą, w której Aleksander Łukaszenko usiłuje rządzić terrorem i strachem. Białoruś to kraj, w którym dziś jest 1450 więźniów politycznych, a dziennikarz i działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut skazany został na osiem lat kolonii karnej za rzekome „sianie nienawiści” i „rehabilitację nazizmu”. Prokuratura zażądała niedawno wyroku 19 lat więzienia (zaocznie) dla szefowej emigracyjnego Zjednoczonego Gabinetu Przejściowego Swiatłany Cichanouskiej (przebywa w Wilnie) i jej najbliższego współpracownika Pawła Łatuszki (mieszka w Warszawie). A tymczasem na Białorusi „partyzanci” niszczą tory kolejowe i zaatakowali rosyjski samolot.

Sytuacja jest szczególna. Po sfałszowanych wyborach prezydenckich 2020 r. i po brutalnym potraktowaniu tysięcy protestujących – wielu pobitych, aresztowanych, skazanych – część państw Zachodu nie uznaje Łukaszenki za prezydenta. Jego główną kontrkandydatka Swiatłana Cichanouska stworzyła emigracyjny rząd, a w Polsce (i nie tylko) tytułowana jest przez wielu „panią prezydent”. W istocie rzeczy jest to już druga emigracyjna władza Białorusi, bo istnieje emigracyjne kierownictwo Białoruskiej Republiki Ludowej (która funkcjonowała na krótko pod koniec I wojny światowej) z przebywającą w Kanadzie Iwonką Surwiłą na czele.

Łukaszenko, który wcześniej usiłował lawirować między Rosją i Zachodem, teraz ma tylko jednego sojusznika: Władimira Putina. I faktycznie spełnia wszystkie jego żądania, co sprowadziło Białoruś do roli wasala Rosji. Co prawda Białorusini nie uczestniczą w wojnie z Ukrainą, ale udostępnili rosyjskiej armii swoje bazy i poligony oraz oddali jej znaczną część sprzętu wojskowego.

Z polskiego punktu widzenia sytuacja jest fatalna – nasz kraj jest dla Łukaszenki wrogiem, cierpią Polacy żyjący nad Niemnem czy Swisłoczą, Związek Polaków na Białorusi został rozgromiony, polskie szkolnictwo znajduje się w likwidacji, polskie media zostały zamknięte przez władze.

Wyrok za wiersz

Jeszcze kilka lat temu na Białorusi funkcjonowały opozycyjne partie i organizacje. Miały co prawda znikome możliwości działania i zerowe szanse wygranej w wyborach (chyba, że Łukaszenko pozorując demokrację, dał im jakieś pojedyncze miejsca w parlamencie lub radach terenowych), ale istniały. Teraz stare ugrupowania są w rozsypce, o nowych mówić trudno, bo oficjalnie na terytorium Białorusi nie działają – a jedyne znane to te, które obecne są w Polsce czy na Litwie. Bo dziś nawet za napisanie w mediach społecznościowych nieprzychylnego dla władz komentarza można trafić do więzienia. Ba, niebezpieczne jest noszenie parasola w biało-czerwonym kolorze, bo uznawana za opozycyjną biało-czerwono-biała flaga jest po prostu zakazana, a jej wywieszanie oznacza działalność antypaństwową.

Władze białoruskie nie publikują oczywiście informacji o wyrokach w sprawach politycznych. Zresztą takie wyroki nie są nazywane politycznymi – w zależności od potrzeb wskazuje się, że oskarżony zagrażał bezpieczeństwu państwa, stabilności społeczeństwa albo nawet prowadził działalność ekstremistyczną lub terrorystyczną. Wystarczy jednak przejrzeć tweety organizacji praw człowieka Wiasna (Wiosna). Oto kilka najnowszych:

– 62-letni Aleksiej Wieczerny został skazany za napisanie antywojennego wiersza na rok i 9 miesięcy kolonii karnej. Po rozpoczęciu ostrzału Ukrainy z terytorium Białorusi nagrał wspomniany wiersz na wideo i umieścił na TikToku. Zawierał on słowa, które rzekomo obrażały Łukaszenkę. A prezydenta Białorusi obrażać nie wolno.

– Alena Miroszniczenka, mieszkanka Orszy działająca w obronie zwierząt, została skazana na 15 dni aresztu za żartobliwy apel do spotkania i świętowania… otwarcia domku dla kotów. Sędzia Julia Wierszinina zwróciła uwagę na „charakter i stopień szkody popełnionego przestępstwa, mającego na celu destabilizację sytuacji w społeczeństwie i państwie”. Okazało się bowiem że zdaniem sądu Miroszniczenka chciała zorganizować… nielegalne zgromadzenie.

– Andrej Raptunowicz skazany został na 4 lata więzienia za zamiar wstąpienia do ochotniczego pułku im. Konstantego Kalinowskiego, walczącego po stronie Ukrainy w wojnie z Rosją.

– Wiktoria Nowicka skazana została na półtora roku kolonii karnej. Powód: jest siostrą Jana Melnika, ochotnika walczącego na Ukrainie w pułku im. Kalinowskiego.

– Uznana za „terrorystkę” 21-letnia Danuta Peradnia została skazana na 6,5 roku więzienia za ponowne udostępnienie w mediach społecznościowych postu krytykującego Putina i Łukaszenkę w związku z rocznicą rosyjskiej agresji na Ukrainę. KGB wpisało ją na „listę terrorystów”, a MSW – na „listę ekstremistów”. ODWIEDŹ I POLUB NAS Mnożą się też informacje o fatalnym traktowaniu więźniów. Były podpułkownik milicji, który w proteście przeciwko działaniom władz spalił swój mundur, był przetrzymywany w mińskim areszcie śledczym na ul. Akreścina. Spędził 46 dni w izolatce – na betonie, zimą. Wyszedł w ciężkim stanie.

Trauma za kratami

Białoruskie areszty, więzienia i kolonie karne są miejscami, w których z reguły panują nieludzkie warunki. Trafienie za kraty oznacza ciężką traumę. I tak zresztą jest od lat, tyle że teraz więźniów przybyło.

Na białoruskojęzycznym portalu „Nasza Niwa” opublikowano artykuł o „Amerykance”, jak nazywany jest areszt śledczy w KGB w Mińsku. Wypada przy okazji wspomnieć, że „Nasza Niwa” to jeden z najstarszych tygodników (i jedno z nielicznych pism białoruskojęzycznych), ale została zamknięta przez władze. Portal jest niedostępny na Białorusi, a strony „Naszej Niwy” w mediach społecznościowych uznano za ekstremistyczne.

Wracając do „Amerykanki”: w celach znajdują się po dwie dwupoziomowe metalowe prycze oraz drewniane taborety i stolik. Ściany są zagrzybione, bo panuje duża wilgotność – wentylacja jest bardzo słaba, w pomieszczeniu zazwyczaj przetrzymywanych jest wielu więźniów, którzy też usiłują prać bieliznę i nie mają jej jak wysuszyć. W efekcie pleśnieją ubrania. W „Amerykance” niektóre cele mają toalety; w innych codziennie dostarczane jest wiadro wody (czy może raczej pomyj), a więźniowie chodzą do toalety tylko zgodnie z grafikiem, rano i wieczorem.

W cyklu artykułów miejsca przetrzymywania białoruskich osadzonych opisywał też Biełsat. Jeden z nich poświęcono innemu mińskiemu aresztowi, tzw. Wołodarce, gdzie większość więźniów to „polityczni”. Tam w większości cel są toalety i jest się gdzie umyć, ale gdy w jednym pomieszczeniu przebywa ponad dwadzieścia osób, jest to dość trudne. Celą zarządza „senior” – ten, który siedzi najdłużej. To „senior” rozmawia ze strażnikami.

Cześć aresztantów trafia do ciężkiego więzienia w Żodino, też opisanego opisanego przez Biełsat; to tam wiele miesięcy spędził Andrzej Poczobut. Cały teren więzienia jest otoczony podwójną linią ochrony. Więzienie dysponuje siecią podziemnych przejść – zatrzymani przechodzą tamtędy z jednego miejsca w inne eskortowani przez strażników.

Jak opowiadał jeden z więźniów politycznych, przywieziono ich późno w nocy: „W pobliżu awtozaka (samochodu przewożącego aresztantów) stali strażnicy z pałkami. Ustawiono nas w dwóch rzędach i kazano biec, ze spuszczonymi głowami, z rękami za plecami. Biegliśmy i otrzymywaliśmy ciosy pałkami (…). Temu wszystkiemu towarzyszyły skierowane do nas obelgi. Pobiegliśmy korytarzem, schodami w górę, wciąż ze spuszczonymi głowami. Korytarze więzienia są szerokie, pomalowane brudnoczerwoną farbą”.

Po przybyciu na miejsce wepchnięto ich do „szklanek” – cel o powierzchni metr na metr. Do każdej trafiało dziesięć osób. W oczekiwaniu na rewizję trzeba było stać w takiej „celi” przez nawet dziesięć godzin. Potem wszyscy trafiali do „normalnych” cel – pomieszczeń o długości 6 metrów i szerokości 2-4 metrów. Metalowe drzwi, a przed nimi krata z metalowych prętów; w oknie krata i metalowa siatka, praktycznie bez dostępu światła słonecznego. W celi – metalowa muszla klozetowa oraz umywalka, betonowa podłoga i metalowe łóżka piętrowe. W celach siedzi do 12 aresztantów (lub więźniów po wyrokach).
Prezydent Aleksander Łukaszenka z wizytą w Grodnie w listopadzie 2021 u migrantów chcących przedostać się z Białorusi do Polski. Fot. Sefa Karacan / Anadolu Agency/ ABACAPRESS.COM Dostawca: PAP/Abaca
Gdy cele są przepełnione, więźniowie muszą spać na zmianę. Światło jest włączone w dzień i w nocy. Co 15 minut dyżurny kontroler zagląda do celi, pilnując porządku. Karcer znajduje się w piwnicy i jest to pomieszczenie o wymiarach 2,5 na 10 kroków, z betonowym „pieńkiem” pośrodku, na którym można siedzieć tylko podczas posiłków. W pozostałym czasie – od 8:00 do 22:00 – trzeba stać lub chodzić.

Jedzenie jest fatalne: porcje są bardzo małe, a główną dietą jest zupa rybna ze szprota, pasztet ze szprota, kapusta kiszona, zazwyczaj przegniłe ziemniaki. Mniej lub bardziej przyzwoite jedzenie wydaje się podczas inspekcji administracji więziennej: wtedy więźniowie mogą dostać owsiankę, a nawet grochówkę i makaron. „Jestem w GUŁAGu” – napisał żonie jeden z osadzonych, cytowany przez Radio Swoboda.

Skazani trafiają też do kolonii karnych. Do tych ostatnich jadą specjalnymi wagonami sypialnymi: korytarz i rząd zakratowanych przedziałów. W przedziałach są trzy poziomy łóżek, czy raczej półek, choć na sześciu półkach może gnieździć się i 24 skazanych. Przybycie do kolonii jest równie traumatyczne jak trafienie do aresztu: szczekają psy, strażnicy uderzają pałkami w samochód. Więźniowie wychodzą na zewnątrz i muszą kucać w „przysiadzie pacana”. Potem jest „szmon” (przeszukanie) i „kwarantanna”, gdzie wypełnia się dokumenty i pobiera więzienne ubranie.

W kwarantannie siedzi się do miesiąca, całymi dniami na zewnątrz, niezależnie od pogody i temperatury. Potem następuje dystrybucja – szefowie kolonii decydują, do którego trafi się oddziału. Każdy oddział ma swoją specjalizację: obróbka drewna, produkcja mebli, szycie, usługi porządkowe – „bałandiory” (jedzenie to w więziennym języku „bałanda”). Każdy oddział to osobne dwu– i trzypiętrowe baraki, a także pomieszczenie z telewizorem i ławkami. Po obozie nie wolno chodzić samodzielnie, tylko jako część grupy. Grupowo idzie się do pracy, do stołówki albo do ambulatorium…

Partyzanci w dyktatorskim kraju

Jeśli tak wygląda dzisiejsza Białoruś, to jak to możliwe, że istnieją jacyś „białoruscy partyzanci”, czyli zorganizowani przeciwnicy Łukaszenki?

Istnieje organizacja BYPOL, czyli stowarzyszenie białoruskich „siłowików”, byłych i podobno także aktualnych pracowników milicji i służb specjalnych. Na stronie internetowej organizacji możemy przeczytać, że „obecnie systematycznie trwa proces tworzenia organizacji, szczególnie wśród aktywnych pracowników [służb] mieszkających na Białorusi, dzięki czemu otrzymujemy aktualne i poufne informacje z wewnątrz. Powstanie takiej inicjatywy jest wydarzeniem bez precedensu w całej historii 26-letnich rządów A. G. Łukaszenki. Stało się to możliwe po bezprawnym przejęciu władzy przez dyktatora A. G. Łukaszenkę i ustanowienia całkowitego bezprawia w kraju. Uczciwi oficerowie zaczęli masowo występować ze służby, a ci najbardziej kompetentni i profesjonalni z nich stali się trzonem BYPOLU”.

Ich „publiczni przedstawiciele” to milicjanci – podpułkownik Alaksandr Azarau, podporucznik Uładzimir Żyhar, porucznik Matwiej Kupriejczyk i podpułkownik Stanisłau Łupanosau.

Właśnie z inicjatywy BYPOL zaistnieli „partyzanci kolejowi”. Jak mówił Alaksandr Azarau radiu Swoboda rok temu BYPOL zaapelował o kontakt do Białorusinów, którzy chcą pomóc Ukrainie. Głównym zadaniem było spowolnienie ruchu na kolei, aby Rosja nie mogła przewieźć sprzętu, amunicji i personelu wojskowego przez Białoruś w kierunku Kijowa, który Rosjanie próbowali wówczas zdobyć. Zgłosiło się 5 tys. osób. A jeszcze przed wybuchem wojny organizacja „Bociany lecą” opublikowała instrukcję, jak w prosty sposób uszkodzić tory kolejowe.

Pierwsza akcja po rozpoczęciu wojny miała miejsce już 26 lutego. Nieznane osoby uszkodziły sprzęt w okolicach Osipowicz. 27 lutego kolejarze poinformowali, że węzły kolejowe w Mińsku i Orszy zostały sparaliżowane. Do końca marca przeprowadzono co najmniej jedenaście takich akcji. Partyzanci kładli na tory kłody drzewa i je podpalali, łączyli szyny drutem, przez co zamykał się semafor (czujnik wykazywał, że po torach jedzie pociąg).

27 lutego i 2 marca 2022 r. przeprowadzili udane ataki na białoruską kolejową sieć internetową. Nie można było kupować biletów, wystawić dokumentów, ruchem pociągów trzeba było sterować ręcznie.

Takich działań było podobno o wiele więcej. Ale żadne nie miały takiego rozgłosu jak zniszczenie rosyjskiego samolotu zwiadu elektronicznego A-50 w Maczuliszczach. Według Azaraua partyzanci użyli dronów. Całe przedsięwzięcie przeprowadzili dwaj Białorusini, uczestnicy planu „Pieramoha” („Zwycięstwo”), którzy szybko wyjechali z kraju. Franak Wiaczorka, białoruski opozycjonista i główny doradca polityczny Cichanouskiej, napisał na Twitterze, że samolot (jeden z dziewięciu jakie ma Rosja) został poważnie uszkodzony.

Polska – wróg numer jeden Łukaszenki

Państwowe media twierdzą, że nasz kraj szykuje się do ataku na Białoruś.

zobacz więcej
A na Ukrainie walczy z Rosjami pułk im. Konstantego Kalinowskiego (białorus. Połk imia Kastusia Kalinouskaha). Kalinowski był jednym z przywódców powstania styczniowego na terenie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego; w pułku walczy blisko półtora tysiąca ochotników z Białorusi. Co ciekawe, oddział nie uznaje gabinetu sformowanego przez Swiatłanę Cichanouską, a utrzymuje kontakty z władzami Białoruskiej Republiki Ludowej, w tym z Iwonką Surwiłą.

Wszystko zależy od wojny

Media donosiły niedawno o istniejącym jakoby rosyjskim planie podporządkowania sobie Białorusi. W rzeczywistości taki plan istnieje od bardzo wielu lat. Problem polega na tym, że długo sprzeciwiał mu się Łukaszenko – on chce być szefem niepodległego państwa, a nie podrzędnym wykonawcą rosyjskich poleceń. Dziś białoruski dyktator nie ma już możliwości sprzeciwu. Ale stało się tak na jego własne życzenie.

W istocie rzeczy wszystko zależy od dalszego przebiegu wojny rosyjsko-białoruskiej i losów Władimira Putina. Paradoksalnie, Putin, który słabnie, może chcieć odnieść jakiś sukces – na przykład w postaci przyspieszenia integracji obu krajów, dziś wyłącznie formalnie tworzących ZBiR – Związek Białorusi i Rosji. Efektem może być próba rosyjskiego władcy dokonania zmiany na urzędzie prezydenta Białorusi i osadzenie tam kogoś bardziej posłusznego. Ale długofalowo rosyjska przegrana i ewentualne zmiany na Kremlu również mogą oznaczać upadek Łukaszenki.

W tym wszystkim jest jeden, nieznany czynnik: wspomniani białoruscy „partyzanci”. No i białoruskie społeczeństwo, które – choć przycichło – to może okazać się zdecydowane na bardziej radykalne działania. Bo Białoruś się zmieniła, czego nie rozumie ani Łukaszenko, ani Putin.

– Piotr Kościński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.