TYGODNIK TVP: Dlaczego Władysław Gomułka po wojnie sześciodniowej (między Izraelem a państwami arabskimi – red.) w czerwcu 1967 roku zachował się tak serwilistycznie wobec Kremla? Dlaczego nie próbował zachować choćby minimalnej niezależności, jak na przykład ówczesny przywódca Rumunii Nicolae Ceaușescu?
ANTONI LIBERA: Ceaușescu miał mocniejszą pozycję w „obozie socjalistycznym” niż Gomułka i dlatego mógł sobie na taki opór pozwolić. Przede wszystkim już w latach 60. wypracował sobie osobny status w Układzie Warszawskim i nie podporządkowywał się wszystkim dyrektywom płynącym z Kremla.
Po wtóre był osobiście uzależniony finansowo od Izraela, który zapłacił pokaźne kwoty (na tajne konta) za utworzenie rumuńskiej gminy na terenie Izraela.
Po trzecie wreszcie, Rumunia nigdy nie była dla Sojuza tak ważna strategicznie jak Polska. Podsumowując: Ceaușescu jako lokalny watażka i bezwzględny dyktator trzymał u siebie wszystkich za mordę i nie obawiał się przewrotu inspirowanego przez Sowietów.
Natomiast Gomułka od co najmniej czterech lat miał w kraju rywala, i to dosyć silnego, w postaci szefa aparatu bezpieczeństwa, Mieczysława Moczara, który dążył do przejęcia władzy. Przypuszczam, że gdyby Gomułka postawił się wtedy Moskwie, to szybko by poleciał i jego miejsce zająłby właśnie Moczar. Moskiewska centrala nie znosiła sprzeciwu i samowoli, i za niesubordynację karała pałacowym przewrotem. Jego mechanizm był prosty: wywoływano sztuczny, kontrolowany bunt przeciw panującej ekipie, po czym tak zwane zdrowe siły w partii przejmowały władzę. Moskwa zawsze hodowała w krajach satelickich takie „zastępcze” ekipy na wypadek, gdyby panująca wymknęła się spod kontroli.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Dlaczego jednak w swych działaniach posunął się tak daleko? Nie rozumiał, że zerwanie stosunków dyplomatycznych z Izraelem, a zwłaszcza nagonka antysemicka, będą fatalne w skutkach i położą się cieniem na Polskę na wiele lat?
Gomułka nie myślał w tych kategoriach. Wizerunek i pozycja Polski na arenie międzynarodowej nie miały dla niego żadnego znaczenia. Obchodziło go wyłącznie utrzymanie władzy. A utrzymanie władzy wymagało bezwzględnego podporządkowania się Moskwie. W tym wypadku oznaczało to jednak rzeczy szczególne, bo zerwanie stosunków dyplomatycznych z Izraelem i jednoznaczne opowiedzenie się po stronie świata arabskiego uderzało pośrednio w ludzi o żydowskich korzeniach, którzy, choć w znacznej mierze współtworzyli system komunistyczny w Polsce i należeli do partii, nie chcieli poprzeć tych decyzji, a wręcz wzięli stronę Izraela. To dało powód, aby się ich pozbyć. Była to haniebna i fatalna w skutkach akcja.
Czy można ją jednak traktować jako część historii Polski, czy raczej jako element historii PZPR?
Była to całkowicie rozgrywka partyjna – element walki o władzę – niemniej jej skutki położyły się cieniem na historię Polski jako państwa. Bo za sztucznie wzbudzony antysemityzm zapłaciło społeczeństwo, a nie komunistyczni sprawcy. W kraju, w którym dokonał się Holokaust, taka heca nie powinna mieć miejsca, nawet jeśli obywatele pochodzenia żydowskiego byli zaangażowani w budowę tego systemu i służyli znienawidzonej władzy.
Ceausescu oczywiście święty nie był, przeciwnie, był skrajnie brutalnym i cynicznym dyktatorem, ale akurat tę sprawę załatwił w rękawiczkach. Po prostu za pieniądze otworzył dla Żydów granice i pozwolił im wyjechać na normalnych warunkach. I formalnie pozostał wobec Izraela lojalny. Natomiast Gomułka z Moczarem rozegrali tę sprawę w najgorszy sposób jak to możliwe. Sami nic nie zyskali – Gomułka upadł po dwóch latach, a Moczar nie zdobył władzy – a zaszkodzili wszystkim. Na wiele lat.
Od 1967 r. studiował pan polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Czy 30 stycznia 1968 r. po ostatnim spektaklu „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka był pan pod pomnikiem Mickiewicza na manifestacji przeciw zdjęciu tego przedstawienia z afisza? Może opowiedzieć pan o atmosferze tamtych dni?
Na tamtych „Dziadach” byłem chyba dwukrotnie, ale akurat na tym ostatnim przedstawieniu nie. Protest był bardzo gwałtowny. Nigdy wcześniej nie widziałem tak ostrej manifestacji, a zwłaszcza tak brutalnego kontrataku sił bezpieczeństwa. Jak się miało okazać, był to przedsmak tego, co za miesiąc wydarzyło się na dziedzińcu uniwersytetu i na Krakowskim Przedmieściu przed kościołem Świętego Krzyża.