Rozmowy

Wsie nie były gotowe na Jerzego Nowosielskiego

Wierni i turyści różnie reagują na wystrój świątyni. Kiedyś oprowadzałem po cerkwi duchownego z Francji i mówię mu, że Jerzy Nowosielski budzi kontrowersje, jednym się podoba, drugim nie. A on mi powiedział: „Dzięki Bogu, że nikt nie pozostaje obojętnym” – opowiada ks. Jarosław Antosiuk, proboszcz prawosławnej parafii Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy w Krakowie.

TYGODNIK TVP: Aby uhonorować 100. rocznicę urodzin artysty, 2023 ustanowiono Rokiem Jerzego Nowosielskiego – znakomitego malarza, rysownika, scenografa, pedagoga, filozofa, teoretyka sztuki i myśliciela religijnego. Był zafascynowany liturgią wschodnią, pisał ikony i cerkiew prawosławna w Krakowie – gdzie się urodził i żył – posiada jeden z największych zbiorów jego prac sakralnych. Która z ikon w tej świątyni najbardziej do księdza przemawia?

KS. JAROSŁAW ANTOSIUK:
Ikoną szczególną w swoim przekazie jest tu „Błagoobraznyj razbojnik”, czyli wizerunek dobrego łotra, który wisiał na Krzyżu obok Jezusa Chrystusa. Uznał swoją grzeszność i jako pierwszy człowiek na ziemi został zbawiony. Ikonę określa się jako autobiografię profesora. I jak popatrzymy na twarz tej postaci, to zobaczymy samego Jerzego Nowosielskiego. On chyba tak siebie postrzegał: zdawał sobie sprawę, że miał wiele grzechów i wad i nie próbował siebie upiększać. Jako człowiek był po prostu autentyczny.

Przytoczę taką niezwykłą historię. Jak powszechnie wiadomo, profesor pod koniec życia miał słabość do alkoholu i zdarzało mu się go nadużywać. Choroba była czasami silniejsza od niego, ale nie był z nią do końca pogodzony. W tej oto świątyni w Niedzielę Wybaczenia Win, poprzedzającą rozpoczęcie Wielkiego Postu, potrafił uklęknąć przed parafianami i poprosić ich o przebaczenie, że mógł być zgorszeniem dla nich i dla innych postronnych osób, które przez to mogły tak postrzegać prawosławnych. Potrafił się ukorzyć przed ludźmi i przyznać do swoich błędów. Dlatego ten obraz dobrego łotra jest taki prawdziwy. Miał w sobie skromność i pokorę i w tym odnajdywał nadzieję na zbawienie. A pokora to cecha silnych i wielkich ludzi.

Kiedy ksiądz poznał osobiście artystę?

Jestem proboszczem parafii prawosławnej w Krakowie od ponad 18 lat. Pierwsze moje spotkanie z profesorem było niedługo po rozpoczęciu mojej posługi. Mój poprzednik ks. Witold Maksymowicz poinformował mnie, że Nowosielski jest regularnie odwiedzany ze świętą Eucharystią. Był osobą głęboko wierzącą i praktykującą i to było dla niego bardzo ważne. Zaś w tym czasie choroba degenerowała już jego umysł, miał między innymi zaniki pamięci, był przykuty do łóżka i nie wychodził z domu. Muszę się przyznać, że za pierwszym razem z pewną obawą pojechałem do profesora. Przypominały mi się czasy moich studiów i jego kontrowersyjne wypowiedzi na tematy teologiczne. Ponoć sam o sobie mawiał: „z upodobania i natury jestem heretykiem”. Z innymi teologami brałem udział w burzliwych dyskusjach na temat tych wypowiedzi, trwały czasem wiele godzin. Kiedy jednak zetknąłem się z nim osobiście, dystans do niego zniknął natychmiast. Miałem poczucie, że poznałem niezwykle dobrotliwego i serdecznego starca.

Na drugiego człowieka patrzył z czułością. a rozmowę zaczynał zazwyczaj od pytania: jak się pan/pani czuje? Kiedyś jedna z parafianek poprosiła, bym ją zabrał do Jerzego Nowosielskiego. Bardzo chciała go poznać. Profesor wyraził zgodę. Pojechaliśmy, a podczas wizyty artysta z uśmiechem popatrzył na panią i zapytał właśnie o jej samopoczucie. Ona ze wzruszenia aż się rozpłakała. Było to dla niej ogromne przeżycie. Przypomina mi się też historia, którą opowiadał jego krakowski opiekun i przyjaciel Andrzej Starmach. Kiedyś zadzwoniono do niego z informację, że prof. Nowosielski przestał oddychać. Wezwano karetkę, po jej przyjeździe ratownicy rozpoczęli reanimację. Nagle profesor się ocknął, otworzył oczy, popatrzył na panią doktor i też zapytał rozczulająco: „Jak się pani czuje?”.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Profesor Jerzy Nowosielski w Krakowie w 1995 roku. Fot. PAP/Jacek
Profesor miał też w sobie dużo cierpliwości i stoickiego spokoju. Kiedyś odwiedził go pewien mężczyzna i na odchodne dostał jedną z jego prac. Zofia, żona Nowosielskiego powiedziała wtedy z wyrzutem do męża: „Jurku, przecież ten obraz w najbliższych dniach ma wyjechać na wystawę, jest wydany katalog, co my teraz zrobimy?”. Nowosielski nic na to nie odpowiedział, tylko zamknął się w pracowni. Po jakimś czasie wraca i w milczeniu daje żonie namalowany przed chwilą taki sam obraz, jaki podarował swojemu gościowi. Co było dla mnie dość niezwykłe.

Dopiero gdy go bliżej poznałem, zrozumiałem sens jego kontrowersyjnych wypowiedzi. Chciał poruszyć to, co jest nieco uśpione, zburzyć zastój w myśleniu. Swoimi odważnymi tezami posuwał się do prowokacji, aby zmusić innych do refleksji. Był też przecież aktywnym akademicko profesorem, a taki styl wypowiedzi jest często stosowany na uczelniach, żeby zachęcić studentów do myślenia szerzej i głębiej na dany temat.

Jego sposób myślenia wynikał też z jego głębokiej duchowości.

Dla niego wiara była ważna przez całe życie. Był wychowany w rodzinie polsko-ukraińskiej. Ojciec, urzędnik kolejowy, był unitą z Łemkowszczyzny, matka katoliczką o niemieckich korzeniach. Jerzy Nowosielski został ochrzczony w Kościele greckokatolickim. Później miał okres poszukiwań i buntu. Poznawał religie i filozofie Wschodu, przeszedł okres ateizmu. Ostatecznie świadomie postanowił przyjąć prawosławie, choć nadal obrządek grekokatolicki pozostał bardzo bliski jego sercu. Jednak studiując różnorakie idee i światopoglądy, zatrzymał się przy prawosławiu i w nim pozostał, uznając jego nauki za najcenniejsze. I właściwie od tego momentu nigdy nie było u niego żadnych wątpliwości co do wyznania.

Jego droga w prawosławiu była bardzo stabilna i jasna. Świadczy o tym choćby deklaracja, którą można przeczytać w książce złożonej z jego publikacji prasowych „Inność prawosławia”: Przyszedł wreszcie moment, kiedy odzyskałem wiarę. Nie była to ta sama wiara, którą odziedziczyłem po rodzicach. Raczej zupełnie inna. Poprzedzona pewnymi informacjami i doświadczeniami ze środowiska okultystów. Ale sam moment powtórnego oświecenia był chyba niezależny. Był to moment mojego powtórnego wejścia do Kościoła. Do Kościoła prawosławnego.

Wrażliwość religijna przekładała się też na jego twórczość artystyczną. Mówił, że nie jest malarzem ikon, tylko po prostu malarzem, a mimo to jego dorobek sakralny robi wrażenie. Większość ikon w cerkwi w prawosławnej w Krakowie jest dziełem profesora Jerzego Nowosielskiego. Jak to się stało, że aż tyle jego prac znalazło się w tej świątyni?

To głównie zasługa ks. Witolda Maksymowicza, który był tutaj proboszczem od 1984 do 2004 roku. Był wielkim miłośnikiem prac Nowosielskiego – czuł tę sztukę, uważał za unikatową i dbał, by w tych przestrzeniach było jej jak najwięcej. To było zresztą naturalne, skoro profesor był naszym parafianinem i brał udział w nabożeństwach. Jedna z najstarszych parafianek Ałła Bałasz wspominała: Jurek – bo tak o nim mówiła – spędzał tu wiele godzin na modlitwie i patrząc na ówczesne ikony, widział potrzebę uzupełnienia pewnych braków nie jako artysta, tylko jako osoba uczestnicząca w życiu codziennym parafii. Zatem widoczne obecnie zmiany w ikonografii były efektem jego głębokich przemyśleń i przeżyć.

Ikona jest charyzmatem, darem. Jest pewną tajemnicą, jak rodzi się ikonograf

Widać ogromny kryzys w sztuce sakralnej. Jestem zdruzgotany tym wszechobecnym kiczem – mówi brat Marcin Świąder.

zobacz więcej
I tak w głównej części cerkwi widzimy przestrzeń stworzoną w dużej mierze przez profesora. Pracował między innymi nad upiększeniem XIX-wiecznego ikonostasu. Część ikon z tego wieku się nie zachowała, w okresie międzywojennym uzupełniono więc ubytki, ale Nowosielski uznał, że trzeba je jeszcze dopracować. I tak też się stało. Zatem w pierwszym rzędzie mamy ikony jego autorstwa przedstawiające „Zaśnięcie Bogurodzicy” i arcydiakona Stefana, potem ikonę „Pokrowa”, czyli Opieki Matki Bożej oraz ikonę Archanioła Michała. Natomiast z prawej strony widzimy chyba najstarszą w świątyni ikonę z wizerunkiem św. Mikołaja. Sceny z jego życia są uzupełnione przez artystę, stąd dzieło nabrało bogatszego i bardziej dostojnego wyglądu. Z małej ikony stało się dużą kompozycją.

Mamy też zaprojektowaną i wykonaną przez malarza Golgotę. Za ołtarzem znajdują się witraże zaprojektowane przez profesora a wykonane przez krakowskich plastyków. Co ciekawe, podczas prac w świątyni Jerzy Nowosielski odstąpił od swoich zasad malarskich, aby zachować spójność z tym, co już tam było. Na przykład użył złota w aureolach ikon, aby scalić kompozycje ikonostasu, mimo że nie uważał złota za kolor i nie stosował go w swej twórczości.

Ducha Nowosielskiego szczególnie czuć w kaplicy-refektarzu pw. Wszystkich Świętych, której wnętrze pokrywa wykonana przez niego polichromia. Tu w latach 70. ubiegłego wieku trafił szafirowy ikonostas, zamówiony do drewnianej cerkwi prawosławnej pw. Wniebowstąpienia Pańskiego w Orzeszkowie na Podlasiu. Wiejska społeczność nie zgodziła się jednak na jego przyjęcie.

O tym szeroko pisze w swoich opracowaniach między innymi krytyk i historyk sztuki Krystyna Czerni, która jest autorką biografii Jerzego Nowosielskiego. Artysta został zaproszony do wystroju wnętrza i wykonania ikonostasu w Orzeszkowie przez ojca Leoncjusza Teofiluka. Ojciec Leoncjusz bardzo sobie cenił uwagi profesora Nowosielskiego na temat ikonografii, bo jak wiemy artysta był nie tylko malarzem, ale też znawcą historii sztuki, filozofii, starożytnych zabytków architektury, dawnych ikon i malarstwa. Był więc źródłem pewnej inspiracji. Kontakt z profesorem wpłynął na decyzję ojca Leoncjusza o zorganizowaniu warsztatów ikonograficznych, a później utworzenia Policealnego Studium Ikonograficznego w Bielsku Podlaskim, które dało początek odrodzenia ikonografii w Polsce.

Wracając jednak do zamówienia dla Orzeszkowa, zacytuje krótki opis Krystyny Czerni z publikacji „Nowosielski w Małopolsce. Sztuka sakralna” z 2015 roku: Ściany miały być pokryte szarym płótnem, pomalowane w błękitno-wrzosowej tonacji, a lamperia na granatowo w charakterystyczny dla Nowosielskiego „marmurkowy” wzór, a sufit na biało, w gwiazdki. Sam zaś ikonostas dźwięcznie rozgrywały dwie barwy: dominujące błękity, poprzez głębokie szafirowe tony, po jaśniejsze odcienie oraz intensywna, nasycona czerwień.

Ikony Nowosielskiego odbiegały od powszechnie spotykanych w cerkwi. Bardziej nawiązywały do malarstwa zachodniego, stąd nie spotkały się ze zrozumieniem tamtejszych ludzi. Zakomunikowali proboszczowi, że jeśli się tam pojawią, to oni nie przyjdą na nabożeństwa. Stąd podjęto decyzję, aby nie umieszczać tam tego ikonostasu. Podobnie stało się z dwiema ikonami przeznaczonymi do podlaskiej cerkwi w Klejnikach [hist. Kleniki] – „Ostatnią Wieczerzą” i „Deesis” [1982]. Miejscowy proboszcz stwierdził, iż zostały wykonane na materiałach, które nie nadają się do nieogrzewanej świątyni.

Sam Jerzy Nowosielski przyznał, że umieszczanie jego ikon w małych miejscowościach jest przedwczesne, że ludzie nie są na nie przygotowani.

Mówi się, że prof. Jerzy Nowosielski zdecydowanie wyprzedzał swoje czasy. Tacy prekursorzy nie mają łatwo, bo są o krok dalej od tego, co jest do przyjęcia w danej chwili. Artysta połączył tradycję ikonopisania ze zdobyczami awangardy XX wieku. Odmienność ikonografii spowodowała, że nie wszystkie projekty zdołał ukończyć, niektóre prace były niszczone czy przemalowywane. To musiał być bolesny cios dla artysty. Profesor ubolewał nad takim zagadnieniem, że dla katolików jest zbyt prawosławny, dla prawosławnych zbyt katolicki czy powiedzmy wychodzący w nowoczesność, która nie mieściła się w ramkach istniejącej tradycji.
A jaka była reakcja parafian na ikony Nowosielskiego w krakowskiej cerkwi ?

Jeśli chodzi o przyjmowanie i nieprzyjmowanie ikon, to również w tej świątyni bywało z tym różnie. Jedynie Golgota została wykonana na wyraźnie zamówienie księdza proboszcza. Pozostałe ikony były samodzielną inicjatywą profesora, co rzeczywiście spotkało się z krytyką czy niezadowoleniem niektórych parafian. Krystyna Czerni pisze w biografii o Jerzym Nowosielskim, że jego praca kosztowała go tu nawet wiele upokorzeń. Turyści zwiedzający to miejsce też bardzo różnie reagują na wystrój świątyni. Jedni są w zachwycie i pobudza ich to do modlitwy, natomiast inni twierdzą, że ta estetyka do nich nie przemawia. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Po prostu są różni ludzie, upodobania, estetyki, duchowości. Jedni lubią gotyckie świątynie, inni renesansowe, inni grecką architekturę. Taka jest rzeczywistość i trzeba się z nią pogodzić. Kiedyś oprowadzałem po cerkwi duchownego z Francji i mówię mu, że Nowosielski budzi te kontrowersje, jednym się podoba, drugim nie. On mi wtedy powiedział taką głęboką myśl, która towarzyszy mi do dzisiaj. „Dzięki Bogu, że nikt nie pozostaje obojętnym”.

A jak ksiądz sam odbiera te ikony?

Jestem przyzwyczajony do tego wystroju świątyni. Dla mnie to jej nieodłączny element, który stanowi pewną harmonię, więc trudno mi sobie wyobrazić tę przestrzeń bez ikon Nowosielskiego. Nie mogę jednak powiedzieć, że podobają mi się wszystkie prace artysty. Są takie, które budzą we mnie mieszane uczucia, muszę się głębiej zastanowić nad tym, jak je odbierać. Relacja z ikoną jest zawsze bardzo intymna. Oglądana z bliska czy z daleka, zawsze robi wrażenie, że oczy świętego/świętej patrzą na nas. Natomiast jeśli chodzi o sakralne obrazy Nowosielskiego, pojawia się pewien zgrzyt. Z daleka bije od nich światło, a kiedy podchodzi się bliżej, to wizerunek się rozmywa, pojawia się ciemna plama. W jego pracach nie ma wyraźnego podziału na sacrum i profanum. Z jednej strony widzi się obraz damy, a z drugiej niemal identyczny obraz przedstawiający Bogurodzicę.

Rzeczywiście, pisząc ikony Jerzy Nowosielski nie stosował się wiernie do kanonu, przetwarzał je na współczesność. Miał swoją charakterystyczną paletę kolorów, do kompozycji religijnych dodawał elementy abstrakcji.

Trzeba zadać sobie pytanie, po co w ogóle jest ikona? Odpowiedź jest prosta. Jest po to, aby człowiek nie wyobrażał sobie Pana Boga, bo wyobraźnia może nas zaprowadzić na manowce. O kanonie mówimy wtedy, kiedy ikona jest zgodna z nauczaniem Kościoła, ma odpowiedni kształt, kolor czy materiał. Ma pokazywać świat przemieniony, pozbawiony niedoskonałości ziemskiej czy ludzkiej. Ale co najważniejsze, ma doprowadzić człowieka do obcowania z Bogiem, do modlitwy. I jak wcześniej wspomniałem, jedni klękają i modlą się przed ikonami Nowosielskiego, inni natomiast nie. Mamy więc do czynienia z niejednoznacznością w odbiorze jego prac.

Na pewno profesor Nowosielski przyczynił się do odrodzenia ikonografii, nadał jej nowy kierunek. Najlepiej tu zacytować słowa teologa i duchownego prawosławnego księdza Henryka Paprockiego: Niewątpliwie, w wypadku ikon Jerzego Nowosielskiego mamy do czynienia z twórczym rozwinięciem sztuki ikony, być może największym od czasów upadku samej ikony. Poza tym w wieku chaosu i pogardy dla człowieczeństwa, antropologiczna wizja przemienionego człowieczeństwa, widoczna na każdej ikonie Nowosielskiego, daje nadzieję nie tylko dla sztuki, ale także dla człowieka. Sztuka Nowosielskiego głosi chrześcijański optymizm, gdyż ujawnia, że wszystkie sprzeczności zostaną pogodzone, ponieważ ujawnia, iż rzeczywistość zmierza ku Bogu, który jest jej ostatecznym spełnieniem. W chwili obecnej ikony Jerzego Nowosielskiego są ostatnim akcentem – i to niezwykłym – w wielowiekowej historii ikony.

„Ikon”, mroczny przedmiot pożądania

W PRL dzieła sztuki cerkiewnej rabowano na masową skalę.

zobacz więcej
Jest pewien paradoks w twórczości sakralnej Nowosielskiego. Z jednej strony artysta rozmywał granicę między sacrum a profanum, zaś z drugiej buntował się przeciw temu, aby jakakolwiek ikona trafiła do przestrzeni muzealnej czy galeryjnej. Według niego, jej miejsce było jedynie w świątyni. Dlatego na drugim piętrze cerkwi mamy też urządzoną kaplicę. Zrobiliśmy przestrzeń ołtarzową i są tu sprawowane nabożeństwa. Na co dzień udzielamy tu sakramentu Chrztu Świętego, więc profesor byłby z tego powodu najbardziej szczęśliwy. Warto przy tym dodać, że jeszcze za życia profesor przekazał naszej parafii prawa autorskie do swoich prac o tematyce sakralnej. W swojej darowiźnie zapisał, że ma wspierać jej utrzymanie. Dla niego było bardzo ważne, aby ta świątynia przetrwała. To jest dla nas niezwykle wzruszający testament profesora.

Czy ksiądz przygotował się na ostatnie pożegnanie z Nowosielskim?

Nasze obcowanie było przede wszystkim na poziomie duchowym. On był przepełniony wiarą i nie bał się śmierci. Dla człowieka wierzącego on tylko zasnął. Dlatego ze spokojem przyjąłem jego odejście na tamten świat.

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, iż niezmiernie się cieszę, że miałem okazję poznać człowieka wielkiej sztuki. Szczególnie uświadomił mi to fragment wspomnianej biografii Jerzego Nowosielskiego, w którym Krystyna Czerni opisuje jego wizytę w Muzeum Narodowym we Lwowie. Kiedy patrzył na zgromadzoną tam sztukę miał wrażenie, że za chwilę po prostu pęknie czy eksploduje. Jaką trzeba mieć wrażliwość, żeby tak reagować? Każdy z nas może sobie zadać takie pytanie, czy odczuliśmy coś podobnego patrząc na obrazy czy ikony? Taka wrażliwość pozostała w nim do końca. Kiedy był już bardzo schorowany i jego ręce nie pracowały, to ktoś go zapytał, czy jeszcze maluje. Odpowiedział krótko: „Bezustannie”. Obrazy powstawały w nim, on je po prostu materializował na płótnie, kiedy jeszcze mógł. Pozostawił tutaj tyle siebie i swojej twórczości, że właściwie jest ciągle z nami obecny.

– rozmawiała Monika Chrobak, dziennikarka Polskiego Radia

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Rok 2023 został przez Sejm ustanowiony Rokiem Jerzego Nowosielskiego. W ten sposób uhonorowano znakomitego malarza, rysownika, scenografa, pedagoga, filozofa, teoretyka sztuki i myśliciela religijnego. W tym roku obchodzimy bowiem 100 lat od urodzin tego artysty. Urodził się 7 stycznia 1923 r. w Krakowie i z tym miastem związany był przez większość swojego życia. Od najmłodszych lat był zafascynowany liturgią wschodnią, w której został wychowany. Pisał ikony, głównie przedstawione w metafizycznych kompozycjach figuralnych i pejzażach. Wykonał wyposażenie i polichromie wewnątrz licznych świątyń rzymskokatolickich, grekokatolickich i prawosławnych. Projektował między innymi polichromie, ikonostasy, witraże, drogi krzyżowe czy nawet szaty liturgiczne. Można je oglądać między innymi w kościołach w Tychach, św. Ducha w Nowej Hucie, Opatrzności Bożej w Wesołej czy w cerkwi w Hajnówce. Cerkiew prawosławna w Krakowie posiada jeden z największych zbiorów jego prac sakralnych.
Zdjęcie główne: Kościół grekokatolicki w Białym Borze, zaprojektowany i polichromowany przez Jerzego Nowosielskiego. Styczeń 2020. Fot. Wojciech Kryński / Forum
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.