Wsie nie były gotowe na Jerzego Nowosielskiego
piątek,
31 marca 2023
Wierni i turyści różnie reagują na wystrój świątyni. Kiedyś oprowadzałem po cerkwi duchownego z Francji i mówię mu, że Jerzy Nowosielski budzi kontrowersje, jednym się podoba, drugim nie. A on mi powiedział: „Dzięki Bogu, że nikt nie pozostaje obojętnym” – opowiada ks. Jarosław Antosiuk, proboszcz prawosławnej parafii Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy w Krakowie.
Profesor miał też w sobie dużo cierpliwości i stoickiego spokoju. Kiedyś odwiedził go pewien mężczyzna i na odchodne dostał jedną z jego prac. Zofia, żona Nowosielskiego powiedziała wtedy z wyrzutem do męża: „Jurku, przecież ten obraz w najbliższych dniach ma wyjechać na wystawę, jest wydany katalog, co my teraz zrobimy?”. Nowosielski nic na to nie odpowiedział, tylko zamknął się w pracowni. Po jakimś czasie wraca i w milczeniu daje żonie namalowany przed chwilą taki sam obraz, jaki podarował swojemu gościowi. Co było dla mnie dość niezwykłe.
Dopiero gdy go bliżej poznałem, zrozumiałem sens jego kontrowersyjnych wypowiedzi. Chciał poruszyć to, co jest nieco uśpione, zburzyć zastój w myśleniu. Swoimi odważnymi tezami posuwał się do prowokacji, aby zmusić innych do refleksji. Był też przecież aktywnym akademicko profesorem, a taki styl wypowiedzi jest często stosowany na uczelniach, żeby zachęcić studentów do myślenia szerzej i głębiej na dany temat.
Jego sposób myślenia wynikał też z jego głębokiej duchowości.
Dla niego wiara była ważna przez całe życie. Był wychowany w rodzinie polsko-ukraińskiej. Ojciec, urzędnik kolejowy, był unitą z Łemkowszczyzny, matka katoliczką o niemieckich korzeniach. Jerzy Nowosielski został ochrzczony w Kościele greckokatolickim. Później miał okres poszukiwań i buntu. Poznawał religie i filozofie Wschodu, przeszedł okres ateizmu. Ostatecznie świadomie postanowił przyjąć prawosławie, choć nadal obrządek grekokatolicki pozostał bardzo bliski jego sercu. Jednak studiując różnorakie idee i światopoglądy, zatrzymał się przy prawosławiu i w nim pozostał, uznając jego nauki za najcenniejsze. I właściwie od tego momentu nigdy nie było u niego żadnych wątpliwości co do wyznania.
Jego droga w prawosławiu była bardzo stabilna i jasna. Świadczy o tym choćby deklaracja, którą można przeczytać w książce złożonej z jego publikacji prasowych „Inność prawosławia”: Przyszedł wreszcie moment, kiedy odzyskałem wiarę. Nie była to ta sama wiara, którą odziedziczyłem po rodzicach. Raczej zupełnie inna. Poprzedzona pewnymi informacjami i doświadczeniami ze środowiska okultystów. Ale sam moment powtórnego oświecenia był chyba niezależny. Był to moment mojego powtórnego wejścia do Kościoła. Do Kościoła prawosławnego.
Wrażliwość religijna przekładała się też na jego twórczość artystyczną. Mówił, że nie jest malarzem ikon, tylko po prostu malarzem, a mimo to jego dorobek sakralny robi wrażenie. Większość ikon w cerkwi w prawosławnej w Krakowie jest dziełem profesora Jerzego Nowosielskiego. Jak to się stało, że aż tyle jego prac znalazło się w tej świątyni?
To głównie zasługa ks. Witolda Maksymowicza, który był tutaj proboszczem od 1984 do 2004 roku. Był wielkim miłośnikiem prac Nowosielskiego – czuł tę sztukę, uważał za unikatową i dbał, by w tych przestrzeniach było jej jak najwięcej. To było zresztą naturalne, skoro profesor był naszym parafianinem i brał udział w nabożeństwach. Jedna z najstarszych parafianek Ałła Bałasz wspominała: Jurek – bo tak o nim mówiła – spędzał tu wiele godzin na modlitwie i patrząc na ówczesne ikony, widział potrzebę uzupełnienia pewnych braków nie jako artysta, tylko jako osoba uczestnicząca w życiu codziennym parafii. Zatem widoczne obecnie zmiany w ikonografii były efektem jego głębokich przemyśleń i przeżyć.
Widać ogromny kryzys w sztuce sakralnej. Jestem zdruzgotany tym wszechobecnym kiczem – mówi brat Marcin Świąder.
zobacz więcej
I tak w głównej części cerkwi widzimy przestrzeń stworzoną w dużej mierze przez profesora. Pracował między innymi nad upiększeniem XIX-wiecznego ikonostasu. Część ikon z tego wieku się nie zachowała, w okresie międzywojennym uzupełniono więc ubytki, ale Nowosielski uznał, że trzeba je jeszcze dopracować. I tak też się stało. Zatem w pierwszym rzędzie mamy ikony jego autorstwa przedstawiające „Zaśnięcie Bogurodzicy” i arcydiakona Stefana, potem ikonę „Pokrowa”, czyli Opieki Matki Bożej oraz ikonę Archanioła Michała. Natomiast z prawej strony widzimy chyba najstarszą w świątyni ikonę z wizerunkiem św. Mikołaja. Sceny z jego życia są uzupełnione przez artystę, stąd dzieło nabrało bogatszego i bardziej dostojnego wyglądu. Z małej ikony stało się dużą kompozycją.
Mamy też zaprojektowaną i wykonaną przez malarza Golgotę. Za ołtarzem znajdują się witraże zaprojektowane przez profesora a wykonane przez krakowskich plastyków. Co ciekawe, podczas prac w świątyni Jerzy Nowosielski odstąpił od swoich zasad malarskich, aby zachować spójność z tym, co już tam było. Na przykład użył złota w aureolach ikon, aby scalić kompozycje ikonostasu, mimo że nie uważał złota za kolor i nie stosował go w swej twórczości.
Ducha Nowosielskiego szczególnie czuć w kaplicy-refektarzu pw. Wszystkich Świętych, której wnętrze pokrywa wykonana przez niego polichromia. Tu w latach 70. ubiegłego wieku trafił szafirowy ikonostas, zamówiony do drewnianej cerkwi prawosławnej pw. Wniebowstąpienia Pańskiego w Orzeszkowie na Podlasiu. Wiejska społeczność nie zgodziła się jednak na jego przyjęcie.
O tym szeroko pisze w swoich opracowaniach między innymi krytyk i historyk sztuki Krystyna Czerni, która jest autorką biografii Jerzego Nowosielskiego. Artysta został zaproszony do wystroju wnętrza i wykonania ikonostasu w Orzeszkowie przez ojca Leoncjusza Teofiluka. Ojciec Leoncjusz bardzo sobie cenił uwagi profesora Nowosielskiego na temat ikonografii, bo jak wiemy artysta był nie tylko malarzem, ale też znawcą historii sztuki, filozofii, starożytnych zabytków architektury, dawnych ikon i malarstwa. Był więc źródłem pewnej inspiracji. Kontakt z profesorem wpłynął na decyzję ojca Leoncjusza o zorganizowaniu warsztatów ikonograficznych, a później utworzenia Policealnego Studium Ikonograficznego w Bielsku Podlaskim, które dało początek odrodzenia ikonografii w Polsce.
Wracając jednak do zamówienia dla Orzeszkowa, zacytuje krótki opis Krystyny Czerni z publikacji „Nowosielski w Małopolsce. Sztuka sakralna” z 2015 roku: Ściany miały być pokryte szarym płótnem, pomalowane w błękitno-wrzosowej tonacji, a lamperia na granatowo w charakterystyczny dla Nowosielskiego „marmurkowy” wzór, a sufit na biało, w gwiazdki. Sam zaś ikonostas dźwięcznie rozgrywały dwie barwy: dominujące błękity, poprzez głębokie szafirowe tony, po jaśniejsze odcienie oraz intensywna, nasycona czerwień.
Ikony Nowosielskiego odbiegały od powszechnie spotykanych w cerkwi. Bardziej nawiązywały do malarstwa zachodniego, stąd nie spotkały się ze zrozumieniem tamtejszych ludzi. Zakomunikowali proboszczowi, że jeśli się tam pojawią, to oni nie przyjdą na nabożeństwa. Stąd podjęto decyzję, aby nie umieszczać tam tego ikonostasu. Podobnie stało się z dwiema ikonami przeznaczonymi do podlaskiej cerkwi w Klejnikach [hist. Kleniki] – „Ostatnią Wieczerzą” i „Deesis” [1982]. Miejscowy proboszcz stwierdził, iż zostały wykonane na materiałach, które nie nadają się do nieogrzewanej świątyni.
Sam Jerzy Nowosielski przyznał, że umieszczanie jego ikon w małych miejscowościach jest przedwczesne, że ludzie nie są na nie przygotowani.
Mówi się, że prof. Jerzy Nowosielski zdecydowanie wyprzedzał swoje czasy. Tacy prekursorzy nie mają łatwo, bo są o krok dalej od tego, co jest do przyjęcia w danej chwili. Artysta połączył tradycję ikonopisania ze zdobyczami awangardy XX wieku. Odmienność ikonografii spowodowała, że nie wszystkie projekty zdołał ukończyć, niektóre prace były niszczone czy przemalowywane. To musiał być bolesny cios dla artysty. Profesor ubolewał nad takim zagadnieniem, że dla katolików jest zbyt prawosławny, dla prawosławnych zbyt katolicki czy powiedzmy wychodzący w nowoczesność, która nie mieściła się w ramkach istniejącej tradycji.
A jaka była reakcja parafian na ikony Nowosielskiego w krakowskiej cerkwi ?
Jeśli chodzi o przyjmowanie i nieprzyjmowanie ikon, to również w tej świątyni bywało z tym różnie. Jedynie Golgota została wykonana na wyraźnie zamówienie księdza proboszcza. Pozostałe ikony były samodzielną inicjatywą profesora, co rzeczywiście spotkało się z krytyką czy niezadowoleniem niektórych parafian. Krystyna Czerni pisze w biografii o Jerzym Nowosielskim, że jego praca kosztowała go tu nawet wiele upokorzeń. Turyści zwiedzający to miejsce też bardzo różnie reagują na wystrój świątyni. Jedni są w zachwycie i pobudza ich to do modlitwy, natomiast inni twierdzą, że ta estetyka do nich nie przemawia. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Po prostu są różni ludzie, upodobania, estetyki, duchowości. Jedni lubią gotyckie świątynie, inni renesansowe, inni grecką architekturę. Taka jest rzeczywistość i trzeba się z nią pogodzić. Kiedyś oprowadzałem po cerkwi duchownego z Francji i mówię mu, że Nowosielski budzi te kontrowersje, jednym się podoba, drugim nie. On mi wtedy powiedział taką głęboką myśl, która towarzyszy mi do dzisiaj. „Dzięki Bogu, że nikt nie pozostaje obojętnym”.
A jak ksiądz sam odbiera te ikony?
Jestem przyzwyczajony do tego wystroju świątyni. Dla mnie to jej nieodłączny element, który stanowi pewną harmonię, więc trudno mi sobie wyobrazić tę przestrzeń bez ikon Nowosielskiego. Nie mogę jednak powiedzieć, że podobają mi się wszystkie prace artysty. Są takie, które budzą we mnie mieszane uczucia, muszę się głębiej zastanowić nad tym, jak je odbierać. Relacja z ikoną jest zawsze bardzo intymna. Oglądana z bliska czy z daleka, zawsze robi wrażenie, że oczy świętego/świętej patrzą na nas. Natomiast jeśli chodzi o sakralne obrazy Nowosielskiego, pojawia się pewien zgrzyt. Z daleka bije od nich światło, a kiedy podchodzi się bliżej, to wizerunek się rozmywa, pojawia się ciemna plama. W jego pracach nie ma wyraźnego podziału na sacrum i profanum. Z jednej strony widzi się obraz damy, a z drugiej niemal identyczny obraz przedstawiający Bogurodzicę.
Rzeczywiście, pisząc ikony Jerzy Nowosielski nie stosował się wiernie do kanonu, przetwarzał je na współczesność. Miał swoją charakterystyczną paletę kolorów, do kompozycji religijnych dodawał elementy abstrakcji.
Trzeba zadać sobie pytanie, po co w ogóle jest ikona? Odpowiedź jest prosta. Jest po to, aby człowiek nie wyobrażał sobie Pana Boga, bo wyobraźnia może nas zaprowadzić na manowce. O kanonie mówimy wtedy, kiedy ikona jest zgodna z nauczaniem Kościoła, ma odpowiedni kształt, kolor czy materiał. Ma pokazywać świat przemieniony, pozbawiony niedoskonałości ziemskiej czy ludzkiej. Ale co najważniejsze, ma doprowadzić człowieka do obcowania z Bogiem, do modlitwy. I jak wcześniej wspomniałem, jedni klękają i modlą się przed ikonami Nowosielskiego, inni natomiast nie. Mamy więc do czynienia z niejednoznacznością w odbiorze jego prac.
Na pewno profesor Nowosielski przyczynił się do odrodzenia ikonografii, nadał jej nowy kierunek. Najlepiej tu zacytować słowa teologa i duchownego prawosławnego księdza Henryka Paprockiego:
Niewątpliwie, w wypadku ikon Jerzego Nowosielskiego mamy do czynienia z twórczym rozwinięciem sztuki ikony, być może największym od czasów upadku samej ikony. Poza tym w wieku chaosu i pogardy dla człowieczeństwa, antropologiczna wizja przemienionego człowieczeństwa, widoczna na każdej ikonie Nowosielskiego, daje nadzieję nie tylko dla sztuki, ale także dla człowieka. Sztuka Nowosielskiego głosi chrześcijański optymizm, gdyż ujawnia, że wszystkie sprzeczności zostaną pogodzone, ponieważ ujawnia, iż rzeczywistość zmierza ku Bogu, który jest jej ostatecznym spełnieniem. W chwili obecnej ikony Jerzego Nowosielskiego są ostatnim akcentem – i to niezwykłym – w wielowiekowej historii ikony.