Rozmowy

Kulisy Jałty. Stalin oszukał sojuszników, że Polacy nie dojechali

Premier Wielkiej Brytanii zdawał sobie sprawę z tragicznej sytuacji Polski i sądzę, że był nią bardzo sfrustrowany. W końcu to jego kraj wypowiedział wojnę Niemcom, aby obronić Polskę, a na koniec i tak traciła ona suwerenność. Churchill podchodził do tego bardzo osobiście – mówi Catherine Grace Katz, autorka książki „Córki Jałty”.

TYGODNIK TVP: Jak wpada się na pomysł, żeby pisać o jednym z najważniejszych wydarzeń politycznych II wojny światowej i całego XX wieku, ale przez pryzmat córek uczestniczących w nim polityków?

CATHERINE GRACE KATZ:
Absolutny zbieg okoliczności. Studiowałam historię na Harvardzie i w Cambridge, ale po uzyskaniu stopnia naukowego porzuciłam tę dziedzinę i zajęłam się sektorem finansowym w Nowym Jorku. Traf sprawił, że nasze biuro mieściło się w tym samym budynku, co księgarnia Chartwell, nazwana tak na cześć domu Winstona Churchilla i specjalizująca się w tytułach związanych z II wojną światową oraz biografiach swojego patrona. Odwiedzając wielokrotnie to miejsce, za pośrednictwem właściciela poznałam rodzinę Churchillów, zaczęłam pisać dla magazynu „Finest Hour” i miałam okazję poznać udostępnione właśnie pamiętniki Sarah Churchill. Była to dobra okazja do zapoznania się z pierwszą bohaterką opowieści, ale także mój własny powrót do pisania o historii.

Córka premiera Wielkiej Brytanii wyraźnie panią fascynuje, ale właściwie dlaczego?

Była niezwykle czarującą i energiczną kobietą, ale przede wszystkim była aktorką, co w przypadku dyplomacji ma znaczenie, bo to przecież sztuka bardzo podobna do aktorstwa. Sarah była także bardzo błyskotliwą pisarką, co chyba odziedziczyła po ojcu. Zresztą współpracowała z nim w trakcie konferencji w Teheranie i Jałcie. To ona stała za pomysłem Churchilla, aby na konferencję krymską w lutym 1945 prezydent USA Franklin Delano Roosevelt i amerykański ambasador w Moskwie Averell Harriman zabrali swoje córki. To było punktem wyjścia również dla mojej książki, gdyż rodzina Churchillów umożliwiła mi dotarcie do przodków Kathy Harriman i Anny Roosevelt. Jeden trop prowadził więc do drugiego i tak mamy ciekawą historię tych trzech kobiet.

Sowieci raczej nie zabierali dzieci na ważne spotkania dyplomatyczne...

Niezupełnie! Ławrientij Beria zabrał tam swojego syna, Sergo Berię, ale jako szefa służb podsłuchujących Amerykanów i Brytyjczyków. Zresztą młody Beria robił to także wcześniej, w czasie konferencji w Teheranie. Sowieci rzecz jasna systematycznie zakładali podsłuchy swoim sojusznikom i nie jest do końca jasne, czy Amerykanie oraz Brytyjczycy zdawali sobie sprawę, że są podsłuchiwani. Jedną z zabawniejszych historii związanych ze szpiegowaniem gości w Jałcie była anegdota związana z drzewkiem cytrynowym, wstawionym do hallu przez Sowietów. Pojawiło się tam, gdy w zupełnie prywatnej rozmowie któryś z Anglików wspomniał, że dobrze by było mieć pod ręką świeże cytryny do drinków.
W Jałcie nie było córki Józefa Stalina, choć wcześniej – w czasie podróży do Moskwy w 1942 – została przedstawiona Churchillowi. Stalin zabrał Swietłanę na uroczysty obiad, bardziej w roli rekwizytu, aby pokazać się jako człowiek rodzinny. Churchill w czasie pogawędki ze Swietłaną opowiadał jej, że ma córkę w podobnym wieku i że obie mają rude włosy. Później Swietłana przesłała Sarze z Moskwy prezent: broszkę. I właśnie taką ozdobę córka Churchilla symbolicznie nosiła w Jałcie.

Kolejną fascynującą częścią książki są relacje, ale nie te dyplomatyczne, lecz... romantyczne.

Chyba jedynym z ważnych uczestników konferencji nie uwikłanym w żadne romanse był Winston Churchill (śmiech). On bardzo kochał swoją żonę. Natomiast wśród uczestników z Zachodu faktycznie sporo było ciekawych konfiguracji. Coś łączyło Sarę i amerykańskiego ambasadora w Londynie Gilberta Winanta. Z kolei ambasador USA w Moskwie Averell Harriman miał romans z Pamelą, synową Churchilla. Ona była też uwikłana w relacje z dwoma innymi członkami delegacji. Pameli nie było na Krymie, ale jeden z jej kochanków pisał stamtąd do niej listy. Szef RAF Peter Portal chyba bardzo chciał jej zaimponować, gdyż relacjonował to co widział w korespondencji liczącej aż 30 stron. Oczywiście romanse między osobami z najwyższych alianckich kręgów miały miejsce, był czas wojny, raczej przymykano na to oko. Służby Churchilla wręcz próbowały wyciągać od Pameli jakieś informacje na temat Amerykanów i ich opinii, cennych z brytyjskiego punktu widzenia.

Przenieśmy się więc do Liwadii, letniego pałacu cara Mikołaja II i Aleksandry Fiodorownej. Jak wyglądało to miejsce?

Gdy już zadecydowano, że spotkanie odbędzie się w Jałcie, Sowieci musieli doprowadzić willę do stanu używalności adekwatnego dla wydarzenia dyplomatycznego tej rangi. Miejsce wyglądało na wspaniałe tylko z zewnątrz, gdyż Niemcy, uciekając przed Armią Czerwoną, wręcz obrócili je w ruinę. Zagrabili meble, żyrandole, dzieła sztuki, zastawę, a nawet poodkręcali klamki w drzwiach. Sowieci mieli tylko trzy tygodnie, aby przygotować miejsce dla delegacji i posiedzeń. Konfiskowano rzeczy z okolicy, a najważniejsze przewieziono z luksusowych moskiewskich hoteli, na przykład Metropolu.

Warunki musiały szokować zachodnich gentlemanów. Z jednej strony beczki kawioru i wódki, z drugiej brak dostępu do sanitariatów.

Na kilkuset gości było tylko kilka toalet, zatem każdego ranka ustawiała się kolejka dystyngowanych oficerów, stojących przed łazienkami. Generałowie ustawieni w rządku… to faktycznie musiało wyglądać śmieszne. Jednak najbardziej zabawna historia związana z toaletami dotyczy Stalina. Gdy w czasie przerwy niepostrzeżenie dla swojej ochrony wyszedł za potrzebą, jego ludzie nie zorientowali się, gdzie zniknął. Wpadli w panikę, sądząc, że został porwany przez Amerykanów. W Jałcie Sowieci chcieli przede wszystkim zaimponować gościom. Pomimo prymitywnych warunków na Krymie, zapewniono im wszelkie możliwe luksusy, bankiety z wyszukanymi daniami i morza alkoholu. Ale oczywiście daleko było do perfekcji. Wszędzie roiło się od pluskiew, które pogryzły Winstona Churchilla. Próbowano pozbyć się insektów, pryskając pokoje jakimś – jak się później okazało – rakotwórczym preparatem, ale to mało pomagało.

Kłamstwo chatyńskie

80 lat temu spłonęła wioska, której popiołów Sowieci użyli, by zatrzeć prawdę o Katyniu.

zobacz więcej
Ciekawą uczestniczką konferencji była Kathy Harriman, córka amerykańskiego milionera i ambasadora USA w Moskwie. To bardzo inteligentna i jednocześnie urocza kobieta, którą jednak zapamiętamy z czego innego: jako osobę uwiarygodniającą kłamstwo katyńskie.

To nie jest takie proste. Najpierw przybliżmy może postać córki Averella Harrimana. Pracowała jako korespondentka „Newsweeka” w ogarniętej wojną Europie i już wtedy w Londynie miała okazję poznać przedstawicieli polskiego rządu na uchodźstwie. Wiedziała, że Stalinowi nie można ufać i doszła do takich wniosków zanim w końcu przekonał się o tym jej ojciec. Ta dwójka dość wcześnie uświadomiła sobie, że Sowieci to trudny sojusznik. Kathy od roku 1943 rezydowała w Moskwie i była chyba jedyną osobą w amerykańskiej ambasadzie, której ojciec naprawdę ufał. Była też jego prawą ręką. Niestety to on uwikłał córkę w sprawę Katynia. Jak wiemy, gdy Niemcy odkryli groby polskich oficerów, Sowieci utrzymywali, że to właśnie naziści wymordowali jeńców. Wtedy Harriman wysłał córkę jako uczestniczkę delegacji dziennikarzy. Wiedział, że jakiekolwiek jego zaangażowanie w tę sprawę z dyplomatycznego punktu widzenia będzie niezręczne. Amerykanie prawdopodobnie od początku wiedzieli, że obarczanie Niemców winą za mord to kłamstwo, ale wtedy ważyła się sprawa otwarcia frontu zachodniego, zaangażowanie Armii Czerwonej na wschodzie również było dla nich istotne.

W Katyniu wszystko od początku było podejrzane. Tylko, czy zachodni delegaci na konferencję w Jałcie zdawali sobie z tego sprawę, znali prawdę?

Dokumenty znalezione przy zwłokach nie zgadzały się z podstawowymi faktami. Kathy widziała zwłoki Polaków rzekomo zamordowanych latem 1941 roku, ale w zimowych płaszczach i ciepłej bieliźnie. Rosjanie powkładali tam listy, noszące daty z roku 1941. Miała więc przeczucie, że coś tu jest nie tak, ale jako córka ambasadora nie mogła wprost oskarżyć Sowietów o kłamstwo. Zdawała sobie sprawę, jak ważne jest ich zaangażowanie w walce z Adolfem Hitlerem, wiedziała, że Brytyjczycy i Amerykanie przygotowują się do otwarcia frontu zachodniego. O swoich wątpliwościach powiedziała ojcu, ale ostatecznie do oficjalnych dokumentów trafiła wersja uwiarygodniająca kłamstwo. Sądzę, że Katyń był dla niej trudnym doświadczeniem. Miała raptem 26 lat, wiedziała, że sojusznik USA kłamie i nie mogła o tym głośno mówić. Wydaje się, że to ciążyło na niej w późniejszym życiu.

Tymczasem Amerykanie zdawali sobie sprawę, że muszą zgodzić się na zatuszowanie sprawy przez Sowietów. Na miejscu masowych grobów Sowieci posadzili świeży sosnowy zagajnik, a brytyjski ambasador przy polskim rządzie emigracyjnym w Londynie Owen O’Malley napisał: „Użyliśmy dobrego imienia Wielkiej Brytanii, tak jak Sowieci młodych sosenek, aby zatuszować kłamstwo”. Sądzę, że Churchill i Roosevelt rozmawiali o Katyniu, ale nie mogli ryzykować utraty sojusznika. To był ogromny dylemat aliantów i jedna z największych tragedii II wojny światowej.
Kathleen Harriman w mundurze w 1943 r. Podczas II wojny światowej sześć korespondentek wojennych, w tym ona, relacjonowało walki armii amerykańskiej w Europie. Fot. Centrum Historii Wojskowej Armii Stanów Zjednoczonych - Oficjalne zdjęcie US Army, Domena publiczna, Wikimedia
Czy wie pani, że „Jałta” w polskim języku zaczęła być używana jako synonim słowa „zdrada”? Bardzo doceniam, ile miejsca w swojej książce poświęca pani kwestii polskiej w czasie konferencji, tylko kto był jej największym rzecznikiem? Czy naprawdę mamy wierzyć, że… Winston Churchill?

Premier Wielkiej Brytanii zdawał sobie sprawę z tragicznej sytuacji Polski i sądzę, że był nią bardzo sfrustrowany. W końcu to jego kraj wypowiedział wojnę Niemcom, aby obronić Polskę, a na koniec i tak traciła ona suwerenność. Churchill doskonale znał przedstawicieli polskiego rządu w Londynie, miał z nimi bliskie relacje, uważam zatem, że podchodził do tego także bardzo osobiście. W książce starałam się przesunąć na bliższy plan sprawę polską w czasie konferencji w Jałcie. Wasza rola w II wojnie światowej ostatnio nie jest już tak pamiętana w Wielkiej Brytanii i USA, jak jeszcze kilka dekad wcześniej.

Ostatecznie Polska została sprzedana. Jak dużą rolę w tej tragicznej transakcji odegrała forma Franklina Delano Roosevelta, który w lutym 1945 był jedną nogą w grobie, a jednocześnie był wciąż naiwny wobec Sowietów i opętany ideą stworzenia Organizacji Narodów Zjednoczonych?

W lutym 1945 prezydent USA był już bardzo chory, wręcz umierał na zastoinową niewydolność serca. Jego stan wpływał na relacje z Churchillem, który był osobą pełną energii, posiadającą w kluczowych sprawach bardzo stanowcze poglądy. Tylko jest jeszcze jeden aspekt tych relacji. Tak się nieszczęśliwie składa, że już w tym czasie Roosevelt zdawał sobie sprawę z tego, iż USA są na fali wznoszącej, a Wielka Brytania to raczej przygasająca gwiazda. Dlatego nie liczył się już tak bardzo z Churchillem, nie potrzebował już Brytyjczyków. Postawił na bliższą relacje ze Stalinem, dzięki której chciał powołać podmiot polityczny o znaczeniu globalnym, Organizację Narodów Zjednoczonych. Prezydent USA wierzył, że pozwoli ona zachować pokój w Europie na powiedzmy 50 lat. Pamiętajmy, że Roosevelt miał wyjątkowy dar zjednywania sobie sojuszników zarówno w polityce wewnętrznej, jak i na arenie międzynarodowej, także na poziomie czysto przyjacielskich relacji. Tylko że tu trafił na kogoś, z kim takie umiejętności nie miały prawa zadziałać. Nie miał niestety wiedzy o rosyjskiej mentalności, historii, kulturze i naturze państwa Stalina.

Jednym słowem nie wiedział, z jakim potworem ma do czynienia?

Myślę, że nie. Roosevelt nie był zainteresowany nawet historią Rosji w czasach carskich, co przecież i dziś jest niezbędne do zrozumienia przyczyn agresji Władimira Putina na Ukrainę. Nie wiedział nic o wojnie rosyjsko-japońskiej w roku 1905, zmianach terytorialnych na Dalekim Wschodzie, które przecież same w sobie były ważne w jego negocjacjach ze Stalinem.
Premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill, prezydent USA Franklin Delano Roosevelt i sowiecki dyktator Józef Stalin na konferencji w Jałcie, 4 - 11 lutego 1945 r. Fot. PAP/DPA
Był tak ogarnięty wizją stworzenia ONZ, że zgodził się nawet, aby sowieckie republiki ZSRR – Ukraińska i Białoruska – stały się członkami założycielami organizacji...

Myślę, że w przeciwieństwie do Churchilla, nie skupiał się na aktualnych sporach między państwami i narodami, wierząc, że w dłuższej perspektywie to właśnie ponadnarodowa organizacja będzie w stanie je rozwiązywać. Zakładał, że na forum dyplomatycznym będzie można załagodzić każdy spór, w tym regionalne konflikty. W pewnym sensie starał się zatem poświęcić mniejsze sprawy dla długoterminowej wizji pokoju na świecie. Nie uważam, że Roosevelt był obojętny na sprawę polską. Sądził jednak, że kreuje coś większego dla dobra ludzkości, nawet jeżeli na krótką metę stanie się to z pokrzywdzeniem krajów takich, jak Polska.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Czy uważa pani, że w Jałcie Stalin ostatecznie okłamał wszystkich? Ważną częścią ustaleń konferencji był udział Rosji w wojnie z Japonią. Tylko że Armia Czerwona wypowiedziała ją kilka dni po zbombardowaniu Hiroszimy i Nagasaki.

Ustalenia ugody jałtańskiej zakładały, że Rosja zaangażuje się w wojnę przeciwko Japonii trzy miesiące po pokonaniu Niemców w Europie. I patrząc od tej strony, Stalin umowy dotrzymał. Było mu to na rękę, gdyż bez zaangażowania własnych sił mógł domagać się łupów i korzyści terytorialnych na wschodzie. Niektórzy twierdzą, że wizja dołączenia Związku Radzieckiego do wojny przeciwko Japonii była drugim istotnym czynnikiem, obok użycia bomby atomowej, który zadecydował o kapitulacji cesarstwa. Trudno jednak powiedzieć, czy tak było rzeczywiście, w mojej ocenie to jednak atak atomowy odegrał tu kluczową rolę. Wracając do ustaleń z Jałty odnośnie Dalekiego Wschodu, to Stalin faktycznie uzyskał tu duże korzyści bez konieczności walki z Japończykami, a jednocześnie w tym czasie Amerykanie już wiedzieli, że dysponują bronią jądrową.

Decyzję o jej zrzuceniu podejmował Harry Truman, po śmierci Roosevelta nowy amerykański prezydent. Był znany z twardszego kursu wobec ZSRR. Co by było, gdyby to reprezentował Stany Zjednoczone w Jałcie? Czy polska historia mogłaby potoczyć się inaczej?

Truman faktycznie nie uległ urokowi Stalina, od początku w relacjach z ZSRR był bardziej sceptyczny od poprzednika. Już w czasie pierwszego spotkania inauguracyjnego ONZ stanowczo zwrócił się do Wiaczesława Mołotowa. Na tej podstawie można oczywiście zakładać, że gdyby Truman był w Jałcie, sama rozmowa z Sowietami i pewne uzgodnienia mogłyby wyglądać inaczej. Tylko że moim zdaniem to, co najważniejsze także w odniesieniu do Polski, nie mogło już potoczyć się inaczej. Przecież w czasie konferencji jałtańskiej Armia Czerwona kontrolowała Europę Środkową, stojąc u wrót Berlina. Według mnie, cała tragedia Polski była widoczna już wcześniej, w sierpniu 1944 roku. Stosunek ZSRR do Powstania Warszawskiego powinien być ważnym ostrzeżeniem dla aliantów, a był to ostatni zryw, który mógł doprowadzić do wyraźnego zaistnienia sprawy polskiej na arenie międzynarodowej, wywalczenia sobie wręcz miejsca przy stole. I co najważniejsze: w Jałcie miało nawet znaleźć się prawdziwe miejsce dla polskiej delegacji, lecz w wyniku intrygi Stalina i tego miejsca zabrakło. Z premedytacją oszukał sojuszników mówiąc, że przedstawiciele Polski nie mogli dotrzeć. Nie wiem zresztą, czy w tym momencie takie uczestnictwo cokolwiek by zmieniło, skoro proces utraty polskiej suwerenności trwał już od dawna. Wszystko to było jak rozpędzony pociąg, którego w pewnym momencie już nie można zatrzymać.

– rozmawiał Cezary Korycki

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Catherine Grace Katz jest amerykańską pisarką i historykiem z Chicago, absolwentką Uniwersytetu Harvarda. Zajmowała się historią kontrwywiadu. „Córki Jałty” to jej debiut literacki.
Zdjęcie główne: Franklin D. Roosevelt i Winston Churchill rozmawiają w cztery oczy w przerwie konferencji w Jałcie, 4 – 11 lutego 1945. Fot. awkz / Interfoto / Forum
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.