Cywilizacja

Dlaczego francuska policja jest tak brutalna?

Kamieniem węgielnym sił porządkowych nad Sekwaną jest reforma dokonana przez kolaboracyjny rząd Vichy, który je scalił i scentralizował. System powołany wówczas istnieje do dziś.

Kiedy po bitwie między siłami porządkowymi a ekologami w ostatni weekend marca, na polach koło Sainte-Soline, opadły chmury gazu łzawiącego i dogasły wraki spalonych pojazdów żandarmerii, opinia publiczna znalazła w mediach spektakularne obrazy jednoznacznie kojarzące się z traumatycznym epizodem „żółtych kamizelek”.

Mimo upływu kilku lat wszyscy mamy w pamięci obrazy manifestacji, kiedy to na przełomie roku 2018-19 w każdy weekend Paryż i wiele innych dużych francuskich miast pogrążały się w chaosie godnym wojny domowej. Wielotysięczne demonstracje, przemoc skrajnej lewicy, płonące barykady i budynki, splądrowane sklepy i banki, a z drugiej strony riposta sił porządkowych.

Riposta dość brutalna, jeśli wierzyć danym francuskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które mówią o 12 tys. zatrzymanych oraz 2 tys. rannych manifestantach i 1500 policjantach. Inne źródła uzupełniają te liczby o kilka ofiar śmiertelnych, w tym co najmniej jedną trafioną policyjnym granatem, pięć urwanych dłoni, 29 wybitych oczu, 353 ran czaszki oraz wiele innych ciężkich obrażeń. Kilku manifestantów straciło rękę lub oko, jak np. Jérôme Rodrigues, jeden z przywódców ruchu, którego brodate oblicze z przepaską na oku stało się memicznym symbolem kontestacji.

Organizacje obrońców praw człowieka, a nawet instytucje międzynarodowe, jak Parlament Europejski czy ONZ, stwierdziły wtedy, że taki poziom przemocy wobec demonstrantów jest bezprecedensowy, a bilans obrażeń nie mieści się w normie. To prawda: brutalne represje są raczej domeną dyktatur i państw totalitarnych, a nie dojrzałych demokracji wrażliwych na punkcie praw człowieka.

W zestawieniu chociażby z Polską te obrazy i liczby robią wrażenie. Nawet najbardziej brutalne represje wobec manifestacji górników, zabezpieczanie imprez z agresywnymi kibicami czy pamiętne pacyfikacje Marszu Niepodległości nie były tak spektakularne. Przypadek fotoreportera „Naszego Dziennika” Roberta Sobkowicza, którzy stracił oko od gumowej guli w 1999 r., pamiętany jest do dziś, ćwierć wieku później, podczas gdy we Francji takich „wypadków przy pracy” jest multum.

Czy mając na uwadze te fakty, można stwierdzić, że policja francuska wyróżnia się szczególną brutalnością na tle innych policji europejskich?

Lewica krytykuje, prawica usprawiedliwia

Trzeba powiedzieć, że w samej Francji opinie na temat policji są zróżnicowane. Nie będzie zbyt wielkim przekłamaniem stwierdzenie, że burżuazyjno-prawicowa część sceny politycznej sił porządkowych pryncypialnie broni, zaś część ludowo-lewicowa bezkompromisowo je atakuje.

Nic w tym w sumie zaskakującego. W systemie aksjologicznym szeroko pojętej prawicy istotną wartością jest porządek, którego policja w teorii broni, nawet za cenę niewielkich uchybień, które są w zasadzie do przyjęcia, przynajmniej dopóki owe wióry lecące przy rąbaniu drew nie rzucają się zbytnio w oczy.

Znamienny był skądinąd szok i dysonans poznawczy tej grupy społecznej, kiedy to jej samej przyszło zderzyć się z brutalnością sił porządkowych podczas bezsensownej i brutalnej represji skierowanej przeciw wielusettysięcznym pokojowym manifestacjom sprzeciwu przeciw ustawie o małżeństwach homoseksualistów w 2013 r. Wielu młodych Wersalczyków i starszych mieszkańców XVI dzielnicy Paryża (uważanej za najbardziej ekskluzywną i elegancką), zazwyczaj skandujących „La Police avec nous!” („Policja z nami!”) poczuło wtedy pierwszy raz w życiu smak pałki na plecach i płakało po raz pierwszy od gazu łzawiącego.

Z kolei dla lewicy często funkcjonującej według klucza marksistowskiego, policja to symbol reakcyjnego państwa, łańcuchowy pies wielkiego kapitału i narzędzie ucisku. Nawet pojawienie się na lewicy nowej tematyki ideologicznej w postaci imigrantów jako erzatzu klasy robotniczej nie zakłóciło tego schematu myślowego, wręcz przeciwnie. Lewica gładko włączyła do swego żelaznego katalogu lejtmotywów przekopiowane od amerykańskich lewicowców zarzuty o profilowanie rasowe czy systemowy rasizm w policji.

To oczywiście w sporym uproszczeniu, bo trzeba pamiętać, że opinie na temat policji w samym społeczeństwie są złożone i zależą od wielu czynników, takich jak doświadczenie osobiste i punkt widzenia poszczególnych osób, jak również od kontekstu politycznego i społecznego. Dlatego należy brać pod uwagę opinię uśrednioną, statystyczną, maksymalnie obiektywną i opartą na danych.

Problem polega na tym, że naukowych badań poziomu represyjności po prostu nie ma.

Z badań socjologicznych wynika, że pozytywny i negatywny stosunek obywateli do policji w państwach europejskich idzie według osi południe-północ.

Rekordowy wskaźnik zadowolenia można odnotować w krajach skandynawskich, a zwłaszcza w Danii, gdzie 80% obywateli sądzi, że policja wykonuje dobrą robotę.

Globalnie, w porównaniu do swoich europejskich sąsiadów – Niemiec i Anglii – Francuzi mają bardziej negatywny obraz swojej policji. Badanie z 2015 r. wskazuje, że ponad 30% mieszkańców Francji uważa, że policja odnosi się do obywateli z szacunkiem rzadko lub bardzo rzadko. Podobnie odpowiadają respondenci z Grecji, Portugalii czy Cypru, podczas gdy w Wielkiej Brytanii i Niemczech liczba ta wynosi poniżej 20%. Ponad 60% Francuzów zarzuca policji brak uczciwości, w porównaniu z 40% w Wielkiej Brytanii i Niemczech.

„Zarządzanie tłumem”

Nie daje to jednak odpowiedzi na pytanie o to, czy policja jest tam faktycznie szczególnie brutalna. Pozostaje zatem odwołać się do twardych danych.

Zanim zaczniemy liczyć wybite oczy i urwane kończyny, to weźmy proste statystyki dotyczące aresztowań we Francji, Niemczech i Polsce. Mogą one się różnić z roku na rok i w zależności od źródeł, ale dają ogólny ogląd sytuacji.

W 2019 roku we Francji było 1 781 278 przypadków zatrzymania w areszcie policyjnym (garde à vue), podczas gdy w Niemczech liczba ta wynosiła około 753 tys., a w Polsce ok. 246 tys. (w 2020 r.). Nawet biorąc pod uwagę różnice w liczbie ludności, widać od razu, że w Polsce obywatel ma cztery razy mniejsze szanse, by znaleźć się za kratami na 48 godziny niż nad Sekwaną.

Zatem większą represyjność da się zauważyć nie tylko w utrzymywaniu porządku publicznego, ale także w codziennym zwalczaniu przestępczości. Gdy dodać do tego legitymowanie, podstawową chyba czynność policjanta obok patrolowania, to okazuje się, że dysproporcja jest jeszcze większa. We Francji w 2019 r. było ich 12,7 milionów, w Niemczech 8,3 milionów, a w Polsce raptem 1,5 miliona, czyli prawie pięć razy mniej niż we Francji, po uwzględnieniu liczby ludności.
Fracuscy policjanci w czasie antyrządowych protestów w Paryżu w maju 2016 roku. Fot. NnoMan Cadoret / Anadolu Agency Dostawca: PAP/Abaca
Francuski „krawężnik” legitymuje obywatela pięć razy częściej, a francuski „zomowiec” bije dwa razy mocniej? Czemu tak się dzieje? Kryminolodzy od lat wysuwają rozmaite hipotezy, niekoniecznie ze sobą sprzeczne, a często komplementarne.

Socjologowie Fabien Jobard i Olivier Fillieule uważają, że quasi militarne metody zastosowane wobec „żółtych kamizelek” odtwarzają „w skali jeden do jednego” model policji „typowy dla końca XIX wieku”. „Tolerancja zero od momentu wezwania do rozejścia się, zgodnie z ustawą o zgromadzeniach z 1848 roku, oraz praktyka polegająca na interweniowaniu po pierwszych starciach, nawet niewielkich, poprzez jednoczesne wpuszczenie w manifestację małych grup funkcjonariuszy gdzie się da, aby rozpraszać grupy i przeprowadzać aresztowania wybranych jednostek”.

Doktryna dotycząca utrzymania porządku publicznego we Francji opiera się na zasadzie „zarządzania tłumem” (gestion des foules). Strategia kontroli wielkoskalowych demonstracji, manifestacji oraz imprez publicznych ma na celu zminimalizowanie ryzyka wystąpienia przemocy i zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom, demonstrantom, organom ścigania oraz własności publicznej i prywatnej.

Strategia policyjna oparta jest teoretycznie na gradacji, gdzie użycie siły ma być proporcjonalne do zagrożenia lub agresji, z jaką spotyka się policja lub osoby trzecie. Policjanci mają najpierw stosować techniki dialogu i negocjacji w celu rozwiązania sytuacji konfliktowych, zanim sięgną po środki przymusu. Funkcjonariusze sił porządkowych muszą przede wszystkim dążyć do zachowania spokoju i unikania gwałtownych konfrontacji z demonstrantami, gwarantując jednocześnie bezpieczeństwo osób i mienia.

Tyle teoria, ale w razie eskalacji „zarządzanie tłumem” może obejmować użycie technik kontroli fizycznej i użycie siły pośredniej czyli tzw. nieśmiercionośnych środków przymusu, takich jak gaz łzawiący czy armatki wodne, w celu powstrzymania demonstrantów od popełnienia aktów przemocy lub zakłócenia porządku publicznego, a w ostateczności w celu rozproszenia tłumu i zapobieżenia zamieszkom.

TNT przeciw obywatelom

Stosownie do doktryny przyzwalającej na banalizację użycia siły, policja francuska wyposażona jest w środki przymusu bezpośredniego, których zastosowanie wobec ludności jest nie do pomyślenia w innych państwach europejskich.

Najlepszym przykładem był osławiony granat hukowo-błyskowy GLI-F4, odpowiedziany za dziesiątki ciężkich ran podczas tłumienia protestów „żółtych kamizelek”, nazywany jest grenade de désencerclement, czyli granat do przerywania okrążenia. Widać tu wyraźnie logikę konfrontacji, w której manifestanci uważani są implicite za wrogie siły.

Wspomniany granat zawiera 26 gramów TNT. Do momentu zaprzestania jego używania w 2020 r., Francja była jedynym państwem w Europie zezwalającym na stosowanie materiałów wybuchowych przeciw własnym obywatelom.

Jego następca, stosowany dziś granat GM2L, „jedyny przed którym uciekają Black Blocs”, jak twierdzą policjanci bogaci w doświadczenie ostatniej bitwy z ekologami manifestującymi w Sainte-Soline, nie zawiera już środków wybuchowych. Tego typu granaty są używane także i w Polsce, ale przez jednostkę specjalną GROM, a nie przez policję.

Inna kontrowersyjna broń używana przeciw manifestantom, to tzw. LBD, czyli ręczna wyrzutnia granatów z gazem łzawiącym. Teoretycznie jej użycie jest obłożone wieloma restrykcjami – np. nie można celować w ludzi, należy strzelać co najmniej 10 metrów od grup ludzi, nie wolno celować w tors ani w głowę etc. – ale w praktyce co roku są ciężko ranni. To właśnie wyrzutnie LBD odpowiedzialne są za wybite oczy manifestantów z „żółtych kamizelek”.

Od sierpnia używane przez siły porządkowe modele Cougar i Chouka zostały zakwalifikowane przez francuskie MSW do kategorii A2 (sprzęt wojenny), także w katalogu producenta dla klientów eksportowych figurują właśnie jako broń nadająca się dla wojska.

Z biegiem lat doktryna „zarządzania tłumem” ewoluowała w kierunku ograniczenia kontaktu między siłami porządkowymi a demonstrantami: rolą policji nie jest już dziś rozpraszanie demonstracji, ale powstrzymywanie przemocy np. poprzez aresztowanie wichrzycieli.

Zaletą tej doktryny jest jej niewątpliwa prostota i przyswojenie psychologii tłumu. Autorzy policyjnej strategii sięgającej korzeniami połowy XIX wieku uzupełnili ją o lekturę klasycznego dzieła Gustawa Le Bona pod tym właśnie tytułem. Fabien Jobard, badacz z Centrum Marka Blocha twierdzi, że w szkołach policyjnych uczy się, iż tłum jest jeden i niepodzielny, ma zwierzęce impulsy i jest posłuszny tylko swojemu przywódcy. Stąd taktyka salami, użycia siły, profilaktycznego nadzorowania czy zatrzymywania prowodyrów.

Wielu historyków twierdzi jednocześnie, że policja nad Sekwaną stosuje podobne metody jak sto lat temu, a „francuski wyjątek” na tle Europy to złudzenie spowodowane kontrastem z innymi państwami, których siły porządkowe przeszły w ostatnich latach głęboką ewolucję w kierunku miękkich metod, podczas gdy francuska doktryna się nie zmieniła.

Europejska reforma

Pionierami tej ewolucji są, jak to często bywa, Niemcy. Podczas gdy Francuzi studiują Le Bona traktującego tłum jako autonomiczną całość, niemieccy eksperci uważają, że tłum składa się z jednostek, a wszystkie jednostki mają godność człowieka i rozum, do którego można im przemówić, jeśli tylko wie się, jak. Dlatego nowa strategia oznacza skupianie się sił porządkowych na małych grupach, które mogą sprawić, że demonstracja zmieni się w zamieszki, a także stawia na prewencję, dialog i mediację. Orzeczenie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego z 1985 r. wręcz do tego zobowiązuje.

Od osławionej w latach 60. Leberwursttaktik, czyli „taktyka na pasztet” (wjeżdżamy w tłum z pałkami i robimy z niego pasztet) niemieckie siły porządkowe przeszły do Deeskalation – nie interweniuje się już w sposób represyjny, aby przywrócić porządek, ale zapobiega się zakłócaniu porządku: jest masowa i odstraszająca obecność sił porządkowych, rewizje przed demonstracjami i bardzo ścisły nadzór w ich trakcie.

Za Niemcami poszła reszta Europy. W latach 2010-2013 z inicjatywy Szwecji był prowadzony projekt o nazwie GODIAC (Good practice for dialogue and communications as strategic principles for policing political manifestations in Europe) w celu stworzenia jednolitej europejskiej doktryny dla policji. Udział wzięło w nim dziewięć krajów m. in. państwa Skandynawii i Półwyspu Iberyjskiego, ale także Austria, Niemcy i Wielka Brytania.

Nowa taktyka ma obejmować działania prewencyjne, takie jak negocjacje z organizatorami protestów w celu ustalenia tras i harmonogramów, monitorowanie mediów społecznościowych w celu przewidywania zgromadzeń oraz ustawianie barier fizycznych w celu oddzielenia grup protestujących.

Efektem tego projektu było m.in. zdefiniowanie tzw. modelu KFCD opartego o cztery filary: wiedzy o grupach protestujących, ich celach, strategii i dynamice protestu, ułatwianiu i towarzyszeniu protestom, komunikacji przed, w trakcie i po zakończeniu w celu wyjaśnienia strategii i interwencji policji oraz różnicowaniu tzn. indywidualnym podejściu do agresywnych „zadymiarzy”, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się nielegalnych zachowań. Powołano do tych celów mediatorów: „oficerów dialogu” w Szwecji, „policję wydarzeń” w Danii, „jednostki pokojowe” w Holandii, „oficerów łącznikowych” w Anglii etc.

Czy to taktyka skuteczna? Patrząc na zamieszki z okazji szczytu G7 w Genui czy w Hamburgu, można mieć wątpliwości. Ponadto, choć w Niemczech policja jest mniej brutalna niż wcześniej, to paradoksalnie ludność, aktywiści polityczni i demonstranci mają tam znacznie silniejsze poczucie represji niż dawniej.

Paryż wrze. Bunt przeciwko elitom

Prezydent twierdzi, że to Marine Le Pen ponosi odpowiedzialność za przemoc, bo zwołała ludzi w okolice Pól Elizejskich. Sęk w tym, że „żółte kamizelki” z jej partią nie mają wiele wspólnego.

zobacz więcej
Pomimo intensywnych nacisków ze strony szwedzkiej dyplomacji, Francja nie wzięła udziału w tym programie, który nieoficjalnie stał się punktem odniesienia dla współczesnej doktryny ochrony ładu w Europie. Może więc po prostu policyjny pociąg w kierunku liberalizmu, praw człowieka i świetlanej przyszłości odjechał, a francuskie siły porządkowe pozostały na przystanku fetyszu prawa i porządku?

Wojsko pilnuje porządku

Być może wyjaśnienia szczególnej brutalności policji nad Sekwaną należy szukać także w długiej historii Francji i jej tożsamości jako państwa, które stosowało represyjne metody wobec swoich obywateli, szczególnie podczas rewolucji i rządów Napoleona Bonapartego.

Trzeba przy okazji zwrócić uwagę, że policja taka jaką znamy dziś, a zwłaszcza jednostki specjalne do utrzymywania porządku publicznego, to w dziejach Francji instytucja raczej świeża. Upraszczając, w epoce ancien regime’u władca powierzał tego typu niewdzięczne zadania wojsku. Podczas Rewolucji Francuskiej na krótki czas pojawiła się pierwsza formacja o kompetencjach przypominających współczesną policję, czyli Gwardia Narodowa. Znany idealista markiz La Fayette chciał uczynić z niej „armię krajową”, ale po przewrocie termidoriańskim skończyła ona, strzelając z dział do sankiulotów (najbardziej radykalnych rewolucjonistów) na Faubourg Saint-Antoine oraz tłumiąc zamieszki rojalistów i federalistów.

Po rewolucji przyszedł Bonaparte, który do „zarządzania tłumami” używał m. in. żołnierzy na przepustce, aby obejść zakaz gromadzenia sił porządkowych w sąsiedztwie instytucji rządowych, a następnie kolejne monarchie i republiki, jedna bardziej represyjna od drugiej wobec własnych poddanych i obywateli.

Za Trzeciej Republiki (1870-1940), podobnie jak w poprzednich okresach, wojsko było nadal kluczowym elementem w arsenale represji w rękach władzy cywilnej, a także gdy ta była lewicowa. Szef MSW i dwukrotny premier Francji Georges Clemenceau (skądinąd polityk lewicowo-liberalny) chwalił się, że jest „pierwszym policjantem we Francji” i nie wahał się wysyłać żołnierzy przeciwko strajkującym.

Używanie wojska do celów utrzymania porządku jest jednak ryzykowne. To, co zdawało egzamin w epoce sprzed rewolucji przemysłowej, nie sprawdzało się począwszy od końca XIX wieku.

Z jednej strony występowała groźba fraternizacji szeregowych żołnierzy i podoficerów ze strajkującymi robotnikami czy manifestującymi rolnikami jak w 1907 r., kiedy to zbuntowany 17 pułk piechoty odwrócił karabiny kolbami do góry, nie chcąc strzelać do protestujących robotników winnic w Béziers. Z drugiej strony armia to ryzyko użycia na froncie wewnętrznym środków z arsenału przeznaczonego dla wroga zewnętrznego i strzelanie do tłumu tam, gdzie wystarczyłaby pałka jak podczas manifestacji górników w Fourmies w 1891, gdzie od kul padło dziewięć osób.

Rząd Vichy centralizuje

Dopiero po I wojnie światowej francuska klasa polityczna doszła do wniosku, że niezbędna jest specjalna jednostka do utrzymania porządku w sytuacji wrzenia społecznego i pojawienia się coraz bardziej skłonnych do przemocy nurtów kontestacyjnych, zwłaszcza komunistycznych. W ten sposób w 1921 r. powstała Gwardia Mobilna, nie do końca cywilna, bo należąca do żandarmerii, która we Francji jest częścią sił zbrojnych. To z rąk jej funkcjonariuszy zginęli manifestanci 6 lutego 1934 r. na placu Concorde.

Paradoksalnie pierwsze jednostki policyjne, czyli cywilne, mające na celu „zarządzanie tłumami” to dzieło rządu w Vichy, kiedy to postanowienia o zawieszeniu broni z Niemcami (a w praktyce o kapitulacji) zmusiły kolaboracyjne władze Francji do ograniczenia liczebności Gwardii Mobilnej. W czasie II wojny światowej i okupacji niemieckiej rząd Vichy przejął kontrolę państwową nad lokalnymi siłami policyjnymi, które wcześniej podlegały władzom miejskim, dokonując ich fuzji z Sûreté (służbą kryminalną) oraz z jednostkami podlegającymi prefekturze paryskiej. Powstała w ten sposób państwowa policja, a w jej łonie Mobilne Grupy Rezerwy. ODWIEDŹ I POLUB NAS Rząd Vichy nie musząc się liczyć z parlamentem, dokonał niezbędnych reform. Etatyzacja policji, odpowiadająca wieloletniemu centralizującemu charakterowi państwa, miała miejsce w sierpniu 1941 roku, a więc w bardzo szczególnym kontekście obcej okupacji i quasi wojny domowej, gdy priorytetem była ochrona państwa, a nie służba społeczeństwu. Przekształcono lokalne policje czy straże miejskie w jednostki służby państwowej, wyjmując je całkowicie spod kontroli samorządów i poddając władzy prefektów: przedstawicieli rządu.

Rekrutacja i kariery policjantów, które wcześniej były zasadniczo lokalne, stały się ogólnopaństwowe: funkcjonariusze są przydzielani w zależności od potrzeb do komisariatów na całym obszarze kraju, niezależnie od regionu ich pochodzenia, tak więc większość policjantów nie jest związana z otoczeniem, w którym pracuje.

Ponieważ to staż pracy decyduje o możliwości przeniesienia do innego regionu, to najmniej doświadczeni, młodsi funkcjonariusze są przydzielani do najtrudniejszych obszarów, skąd uciekają, gdy tylko przepracują odpowiedni okres. Szacuje się, że w regionie paryskim mającym reputację najtrudniejszego, co roku przenoszona jest jedna trzecia pracowników, co oczywiście nie sprzyja znajomości miejscowej ludności i specyfiki.

Reforma Vichy do dziś stanowi kamień węgielny współczesnej policji francuskiej. Kryminolog Xavier Raufer przytacza jako ciekawostkę fakt, ze opracowana wtedy mapa lokalizacji komisariatów niemal się nie zmieniła do dziś.

Po 1944 nie zlikwidowano policji Vichy, a jedynie przekształcono jednostki do tłumienia manifestacji w istniejące do dziś Republikańskie Kompanie Bezpieczeństwa, osławione CRS. Zmianom nie sprzyjały zawirowania historii. Napięcia po wyzwoleniu kraju, potem zimna wojna, następnie dekolonizacja, wojna w Algierii, trauma wywołana przez wydarzenia maja 1968 roku i współczesne rewolty miejskie, jak w 2005 na gorących imigranckich przedmieściach oraz wzrost islamskiego radykalizmu skłaniały i skłaniają do utrzymania silnego aparatu represji, aby nie osłabiać państwa.

Dla wielu Francuzów brutalność policyjnych represji jest więc w pewnym stopniu usprawiedliwiona: choć wizerunkowo szkodliwa, to niezbędna z punktu widzenia racji stanu.

– Adam Gwiazda

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Fracuscy policjanci w czasie antyrządowych protestów w Paryżu w maju 2016 roku. Fot. NnoMan Cadoret / Anadolu Agency Dostawca: PAP/Abaca
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.