Do Katynia wyjechał Józef Mackiewicz za wiedzą i zgodą AK. Podobnie rzecz się miała w przypadku Ferdynanda Goetla. Trzeci ze znanych przed wojną pisarzy, Jan Emil Skiwski, wyjechał bez takiej zgody. Wyjazdy proponowali i organizowali Niemcy.
Mackiewicz był w Katyniu w maju i 3 czerwca ukazał się w „Gońcu Codziennym” wywiad z nim zatytułowany „Widziałem na własne oczy”. Pisarz unikał ocen politycznych, mówił o tym, co zobaczył – oczywiście, dobitnie wyraził pogląd, że sprawcami masakry w Katyniu byli Sowieci. Armia Czerwona zbliżała się do dawnych polskich Kresów i Józef Mackiewicz przedostał się wraz z żoną do Warszawy. Stamtąd wyjechał 31 lipca 1944 roku do Krakowa. Nie wiadomo, czy wiedział o mającym rozpocząć się nazajutrz Powstaniu Warszawskim, w Warszawie był krótko, bez kontaktów z miejscową konspiracją. Miał już swoje lata, a za Polskę walczył w wojnie 1920 roku.
Przed Armią Czerwoną podchodzącą pod Kraków uciekał pieszo, wraz z żoną. Po kilkutygodniowym pobycie w Wiedniu oboje docierają do Mediolanu jako fikcyjni członkowie Waffen SS. Tam zastaje ich koniec faszystowskich Włoch. Mackiewicz zgłasza się do II Korpusu generała Andersa w Rzymie, tam zbiera materiały i przygotowuje książkę „Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów” wydaną w 1949 roku w Londynie bez podania nazwiska autora i opatrzoną przedmową generała. Dalsze emigracyjne losy pisarza to Londyn, Brighton i Monachium, gdzie zmarł w marcu 1985 roku.
Pomimo, że Syndykat Dziennikarzy Polskich oczyścił Mackiewicza z zarzutów o kolaborację z Niemcami, pismo II Korpusu „Orzeł Biały” nie chciało go drukować, nie mógł też wydać w wydawnictwie Korpusu swojej książki napisanej jeszcze w Wilnie „Dziękujemy Stalinowi za nową radosną przyszłość”, którą uznano za zbyt defetystyczną. Zarzuty o kolaborację ścigały pisarza jeszcze w latach 60-tych i 70-tych.
Mackiewicz popsuł sobie stosunki w literackim Londynie, wystąpił z Akademii Literatury i Pen Clubu zarzucając tym instytucjom zbyt pobłażliwy stosunek do literatury krajowej. Zraził sobie Stefana Korbońskiego, Jana Nowaka-Jeziorańskiego, a Gustaw Herling– Grudziński – co ciekawe, w laudacji do jednej z nagród literackich przyznanych pisarzowi – nazwał jego publicystykę „niepoczytalną”. Czesław Miłosz skarżył się na trudności, jakie ma z promowaniem Mackiewicza w USA, stwarzane przez „niektóre koła emigracyjne”.
Józef Mackiewicz pisał dużo, był wielokrotnie nagradzany przez emigrację polską w Europie i obu Amerykach, odznaczony przez rząd emigracyjny i żył bardzo skromnie, na granicy ubóstwa. Przekłady jego dzieł na niemiecki nie mogły znaleźć wydawcy, a zdarzało się, że po polsku wydawał własnym sumptem. Wśród antykomunistycznej emigracji polskiej jego publicystyka okazała się antykomunistycznie „ niepoczytalna”.
Można się domyślać, że kilka artykułów do wydawanego przez Niemców w Wilnie „Gońca Codziennego” położyły się cieniem na odbiorze jego twórczości w czasie, gdy w kraju aktywność innych w lwowskim „Czerwonym Sztandarze” wydawanym przez Sowietów po 17 września 1939 roku stała u początku błyskotliwych karier literackich po wojnie. W PRL Józef Mackiewicz był na indeksie, nie istniał nawet jako przedmiot surowej krytyki.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Przed Józefem Mackiewiczem był w Katyniu Ferdynand Goetel, przed wojną prezes polskiego Pen Clubu i Związku Zawodowego Literatów Polskich. Politycznie piłsudczyk oscylujący na prawo w czasach Obozu Zjednoczenia Narodowego. Gdy zmarł w 1960 roku w Londynie przemawiający nad mogiłą Sergiusz Piasecki żegnał Goetla słowami: „Zgromadziliśmy się tu, by oddać hołd ostatniej ofierze Katynia”. Przesada – na pewno – ale jak wielka?
Ferdynand Goetel też zmagał się z piętnem kolaboranta już w kraju pod okupacją. Niemcy zarządzili, że ludzie pióra mają się zarejestrować w Urzędzie Propagandy i on się zarejestrował. Żadnej współpracy z propagandą niemiecką nie podjął, ale dla nadającej ton w podziemiu liberalnej inteligencji miał i tak złą opinię przedwojenną. Podobnie, jak Józef Mackiewicz ostrzegał przed niebezpieczeństwem komunizmu, a w kręgach literackich nierzadko patrzono na ZSRR z ostrożną nadzieją, przynajmniej z zaciekawieniem.
W 1928 roku pisarz zwiedził Włochy, czego owocem była książka „Pod znakiem faszyzmu”, gdzie chwalił reżim Mussoliniego za osiągnięcia socjalne, spadek przestępczości, rozwój gospodarczy i wzrost płac, zawarł w niej także żarliwą krytykę komunizmu. Doczekał się listu od Wandy Wasilewskiej, w którym napisała po lekturze: „Proszę pamiętać panie prezesie, że przyjdzie czas, gdy pan będzie zlizywać kurz z moich butów”.
Po pobycie na niemieckich ekshumacjach w Katyniu Ferdynand Goetel sporządził raport dla PCK i złożył ustne sprawozdanie Komendantowi Głównemu AK i grupie wyższych oficerów. Powstanie Warszawskie przeżył w piwnicy domu, w którym mieszkał. Losy wojenne sprawiły, że stracił kontakt z żoną i dziećmi. Przez obóz w Pruszkowie dostał się do brata, do Krakowa.
Ponieważ Goetel był świadkiem ekshumacji katyńskich i po zajęciu Krakowa przez Armię Czerwoną zaczęto go poszukiwać, wydano za nim list gończy. Pisarz 11 miesięcy ukrywał się w jednym z krakowskich klasztorów i w grudniu 1945 roku wyjechał z kraju na fałszywym paszporcie holenderskim.