Historia

Mackiewicz, Goetel, Skiwski. Niewygodni świadkowie Katynia

Niemcom zależało na rozgłosie, Polakom, żeby im żadnej satysfakcji propagandowej nie dawać.

Zbrodnia katyńska została objawiona światu przez niemiecka agencję prasową Transocean 70 lat temu, 11 kwietnia 1943 roku. Wiadomość o odkryciu masowych grobów polskich oficerów w tak zwanym Lesie Katyńskim, czyli terenie wypoczynkowym NKWD w Kozich Górach (Koziegorach) pod Smoleńskiem powtórzyło Radio Berlin 13 kwietnia. Komunikaty mówiły o 10 tysiącach ofiar, w rzeczywistości w Katyniu leżało koło cztery i pół tysiąca zwłok.

Oficerów wymordowanych w 1940 roku przez NKWD było rzeczywiście około 12 tysięcy, ale las katyński stał się miejscem spoczynku oficerów, jeńców wojennych tylko z obozu w Kozielsku. Były jeszcze obozy w Starobielsku i Ostaszkowie, gdzie trzymano policjantów, oficerów Korpusu Ochrony Pogranicza, funkcjonariuszy Straży Więziennej i innych służb mundurowych II Rzeczypospolitej. Miejsca mordu więźniów Starobielska i Ostaszkowa to Charków i Miednoje.

Na podstawie tego samego rozkazu Biura Politycznego KPZR zamordowano także pewną ilość osób cywilnych przetrzymywanych w Ostaszkowie i w niektórych więzieniach. To, że mogli być przeszkodą w zaprowadzeniu ustroju komunistycznego na terenach zdobytych w przyszłości przez Armię Czerwoną czyniło z nich jedną kategorię „wrogów ludu”. Wszystkich wymordowanych wiosną 1940 roku zwykło się nazywać w literaturze metonimicznie ofiarami Katynia, a używane publicystycznie ogólne hasło „Katyń” zawiera wspomnienie o wszystkich ofiarach.

Odkrycie masowych grobów oficerskich w samym Katyniu było prezentem od losu dla propagandy niemieckiej, choć są źródła mówiące, że Niemcy wiedzieli o Katyniu na długo przed 11 kwietnia 1943 roku. Już wiosną i jesienią 1942 roku grupy polskich robotników przymusowych pracujących przy okolicznych torach odkryły na skutek informacji od okolicznej ludności, że w katyńskim lesie leżą zwłoki polskich oficerów. Jesienią 1942 robotnicy postawili w lesie dwa drewniane krzyże. Władze niemieckie początkowo nie reagowały na informacje, które musiały do nich docierać. Ich postawę zmieniła klęska Wehrmachtu w bitwie pod Stalingradem na początku lutego 1943 roku.

Nagłośnienie odkrycia mogło zasiać niezgodę w koalicji antyhitlerowskiej i – przede wszystkim – zmienić stosunek do Niemiec w okupowanej Polsce. Zerwanie koalicji Anglików i Amerykanów ze zbrodniczym ZSRR było płonną nadzieją propagandy Rzeszy, nie zmienił się nawet stosunek Rządu RP na uchodźstwie i Polaków w kraju do Niemiec – zbyt wiele zbrodni już mieli na swoim koncie. Udało się osłabienie pozycji Polski wśród aliantów zachodnich, którzy jak ognia unikali podnoszenia sprawy Katynia w obawie, że ZSRR może zawrzeć separatystyczny pokój z III Rzeszą. Rząd polski w Londynie stał się kłopotliwy i niewygodny dla gospodarzy i ich sojuszników zza Oceanu.

17 kwietnia 1943 roku rząd londyński generała Władysława Sikorskiego zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o zbadanie sprawy. MCK stanął na stanowisku, że zgodę na badania i ekshumacje w Katyniu powinny wyrazić wszystkie zainteresowane strony, także ZSSR, co dało pretekst Stalinowi do zastopowania tej inicjatywy.

Niemcy powołały Międzynarodową Komisję Lekarską złożoną z przedstawicieli dwunastu krajów sojuszniczych i zależnych od Rzeszy i jednego przedstawiciela Szwajcarii. Komisja udała się do Katynia 28 kwietnia i przedstawiła swój raport we wrześniu, uznając winę sowiecką.

Pomimo postawy MCK Niemcy żądali od Polskiego Czerwonego Krzyża wyłonienia własnej delegacji. Do Katynia pojechali więc przedstawiciele PCK, Rady Głównej Opiekuńczej (wspieranej przez Kościół organizacji charytatywnej) oraz kilku pisarzy i dziennikarzy koncesjonowanej przez niemieckie władze okupacyjnej prasy wydawanej po polsku w Generalnym Gubernatorstwie. Swojego delegata dołączył metropolita krakowski, kardynał Adam Sapieha.

W Katyniu pomiędzy 28 kwietnia a 7 czerwca 1943 roku, kiedy to ekshumacje przerwano z uwagi na zbliżający się front, było, krócej lub dłużej, ponad pięćdziesięciu Polaków. Nie tylko oficjalnych przedstawicieli PCK czy RGO i ludzi pióra, ale także polskich pracowników instytucji i zakładów niemieckich. Niemcom zależało na rozgłosie, Polakom, żeby im żadnej satysfakcji propagandowej nie dawać. Odmawiano wywiadów w „gadzinowej” prasie i starano się raportować wyłącznie komórkom Armii Krajowej i prasie podziemnej. Dziennikarze na żołdzie niemieckim pisali dużo, nieraz się powołując na „rozmowy” z Polakami powracającymi z Katynia, których w rzeczywistości nie było.

Siedząc cicho służyło się Rosji, rozgłaszając co się widziało drogą oficjalną – Niemcom. Wszyscy, którzy byli w Katyniu, stanęli przed tym dylematem. Nie tylko pisarze, także robotnicy byli nakłaniani przez okupanta do wystąpień na specjalnych zebraniach w swoich zakładach pracy.

Dwaj pisarze Ferdynand Goetel i Józef Mackiewicz opisali, co widzieli. Goetel w raporcie dla PCK, Mackiewicz w okupacyjnej prasie. Po wojnie, na emigracji przylepiono im łatki kolaborantów. Bardziej Mackiewiczowi, bo po przekazaniu Wileńszczyzny przez Sowietów Litwie wyraził zadowolenie z tego faktu w jednej z litewskich gazet. W czasie niemieckiej okupacji Wilna napisał kilka artykułów do „Gońca Codziennego” i zamieścił tam dwa fragmenty swojej prozy. Sąd Specjalny AK wydał za to na pisarza wyrok śmierci, którego nie wykonano i po jakimś czasie anulowano.
Ferdynand Goetel i Józef Mackiewicz. Fot. Wikimedia
Do Katynia wyjechał Józef Mackiewicz za wiedzą i zgodą AK. Podobnie rzecz się miała w przypadku Ferdynanda Goetla. Trzeci ze znanych przed wojną pisarzy, Jan Emil Skiwski, wyjechał bez takiej zgody. Wyjazdy proponowali i organizowali Niemcy.

Mackiewicz był w Katyniu w maju i 3 czerwca ukazał się w „Gońcu Codziennym” wywiad z nim zatytułowany „Widziałem na własne oczy”. Pisarz unikał ocen politycznych, mówił o tym, co zobaczył – oczywiście, dobitnie wyraził pogląd, że sprawcami masakry w Katyniu byli Sowieci. Armia Czerwona zbliżała się do dawnych polskich Kresów i Józef Mackiewicz przedostał się wraz z żoną do Warszawy. Stamtąd wyjechał 31 lipca 1944 roku do Krakowa. Nie wiadomo, czy wiedział o mającym rozpocząć się nazajutrz Powstaniu Warszawskim, w Warszawie był krótko, bez kontaktów z miejscową konspiracją. Miał już swoje lata, a za Polskę walczył w wojnie 1920 roku.

Przed Armią Czerwoną podchodzącą pod Kraków uciekał pieszo, wraz z żoną. Po kilkutygodniowym pobycie w Wiedniu oboje docierają do Mediolanu jako fikcyjni członkowie Waffen SS. Tam zastaje ich koniec faszystowskich Włoch. Mackiewicz zgłasza się do II Korpusu generała Andersa w Rzymie, tam zbiera materiały i przygotowuje książkę „Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów” wydaną w 1949 roku w Londynie bez podania nazwiska autora i opatrzoną przedmową generała. Dalsze emigracyjne losy pisarza to Londyn, Brighton i Monachium, gdzie zmarł w marcu 1985 roku.

Pomimo, że Syndykat Dziennikarzy Polskich oczyścił Mackiewicza z zarzutów o kolaborację z Niemcami, pismo II Korpusu „Orzeł Biały” nie chciało go drukować, nie mógł też wydać w wydawnictwie Korpusu swojej książki napisanej jeszcze w Wilnie „Dziękujemy Stalinowi za nową radosną przyszłość”, którą uznano za zbyt defetystyczną. Zarzuty o kolaborację ścigały pisarza jeszcze w latach 60-tych i 70-tych.

Mackiewicz popsuł sobie stosunki w literackim Londynie, wystąpił z Akademii Literatury i Pen Clubu zarzucając tym instytucjom zbyt pobłażliwy stosunek do literatury krajowej. Zraził sobie Stefana Korbońskiego, Jana Nowaka-Jeziorańskiego, a Gustaw Herling– Grudziński – co ciekawe, w laudacji do jednej z nagród literackich przyznanych pisarzowi – nazwał jego publicystykę „niepoczytalną”. Czesław Miłosz skarżył się na trudności, jakie ma z promowaniem Mackiewicza w USA, stwarzane przez „niektóre koła emigracyjne”.

Józef Mackiewicz pisał dużo, był wielokrotnie nagradzany przez emigrację polską w Europie i obu Amerykach, odznaczony przez rząd emigracyjny i żył bardzo skromnie, na granicy ubóstwa. Przekłady jego dzieł na niemiecki nie mogły znaleźć wydawcy, a zdarzało się, że po polsku wydawał własnym sumptem. Wśród antykomunistycznej emigracji polskiej jego publicystyka okazała się antykomunistycznie „ niepoczytalna”.

Można się domyślać, że kilka artykułów do wydawanego przez Niemców w Wilnie „Gońca Codziennego” położyły się cieniem na odbiorze jego twórczości w czasie, gdy w kraju aktywność innych w lwowskim „Czerwonym Sztandarze” wydawanym przez Sowietów po 17 września 1939 roku stała u początku błyskotliwych karier literackich po wojnie. W PRL Józef Mackiewicz był na indeksie, nie istniał nawet jako przedmiot surowej krytyki. ODWIEDŹ I POLUB NAS Przed Józefem Mackiewiczem był w Katyniu Ferdynand Goetel, przed wojną prezes polskiego Pen Clubu i Związku Zawodowego Literatów Polskich. Politycznie piłsudczyk oscylujący na prawo w czasach Obozu Zjednoczenia Narodowego. Gdy zmarł w 1960 roku w Londynie przemawiający nad mogiłą Sergiusz Piasecki żegnał Goetla słowami: „Zgromadziliśmy się tu, by oddać hołd ostatniej ofierze Katynia”. Przesada – na pewno – ale jak wielka?

Ferdynand Goetel też zmagał się z piętnem kolaboranta już w kraju pod okupacją. Niemcy zarządzili, że ludzie pióra mają się zarejestrować w Urzędzie Propagandy i on się zarejestrował. Żadnej współpracy z propagandą niemiecką nie podjął, ale dla nadającej ton w podziemiu liberalnej inteligencji miał i tak złą opinię przedwojenną. Podobnie, jak Józef Mackiewicz ostrzegał przed niebezpieczeństwem komunizmu, a w kręgach literackich nierzadko patrzono na ZSRR z ostrożną nadzieją, przynajmniej z zaciekawieniem.

W 1928 roku pisarz zwiedził Włochy, czego owocem była książka „Pod znakiem faszyzmu”, gdzie chwalił reżim Mussoliniego za osiągnięcia socjalne, spadek przestępczości, rozwój gospodarczy i wzrost płac, zawarł w niej także żarliwą krytykę komunizmu. Doczekał się listu od Wandy Wasilewskiej, w którym napisała po lekturze: „Proszę pamiętać panie prezesie, że przyjdzie czas, gdy pan będzie zlizywać kurz z moich butów”.

Po pobycie na niemieckich ekshumacjach w Katyniu Ferdynand Goetel sporządził raport dla PCK i złożył ustne sprawozdanie Komendantowi Głównemu AK i grupie wyższych oficerów. Powstanie Warszawskie przeżył w piwnicy domu, w którym mieszkał. Losy wojenne sprawiły, że stracił kontakt z żoną i dziećmi. Przez obóz w Pruszkowie dostał się do brata, do Krakowa.

Ponieważ Goetel był świadkiem ekshumacji katyńskich i po zajęciu Krakowa przez Armię Czerwoną zaczęto go poszukiwać, wydano za nim list gończy. Pisarz 11 miesięcy ukrywał się w jednym z krakowskich klasztorów i w grudniu 1945 roku wyjechał z kraju na fałszywym paszporcie holenderskim.

Sprawa wyroku wydanego przez podziemie ciągnęła się za nim do śmierci

Prof. Kazimierz Maciąg: Mackiewicza wzburzyło, że nagrodą „Wiadomości” zaczęto honorować twórców krajowych. Czarę goryczy przelało zgłoszenie Jacka Kuronia.

zobacz więcej
Podobnie, jak Józef Mackiewicz, Ferdynand Goetel musiał oczyścić swoją opinię przed organami II Korpusu. Po oficjalnym oddaleniu oskarżeń o kolaborację został oficerem prasowym i następnie, jak wielu, osiadł w Londynie. Współpracował, z londyńskimi „Wiadomościami i paryską „Kulturą”, był nagradzany, ale pewna atmosfera podejrzeń towarzyszyła mu do końca życia. W PRL w obiegu literackim Ferdynand Goetel nie istniał.

Dla nagłośnienia sprawy Katynia, czyli konkretnie tego, że wina leżała po stronie Sowietów niezbyt fortunną była okoliczność, że walczyli o to ludzie znani z nieprzejednanego antykomunizmu. Po śmierci Stalina i w łagodniejszej fazie zimnej wojny były to postawy „niepoczytalne”, które mogły tylko zaszkodzić. Emigracja polska w Londynie miała duże kłopoty z postawieniem pomnika katyńskiego jeszcze w 1976 roku. Dwaj wspomniani pisarze przynajmniej w PRL nie dostali wyroków, co spotkało innego wizytatora dołów katyńskich, Jana Emila Skiwskiego.

W 1949 roku skazano Skiwskiego na dożywocie, na szczęście dla siebie był już wtedy w Wenezueli. Inaczej, niż w przypadku Mackiewicza i Goetla współpraca Skiwskiego z gazetami niemieckimi wydawanymi po polsku nie budziła wątpliwości. Dwie gadzinówki współredagował i po klęsce wrześniowej jawnie głosił konieczność współpracy z Niemcami przeciwko bolszewickiemu niebezpieczeństwu. Przed wojną początkowo piłsudczyk, później endek i oczywisty kolaborant w czasie okupacji jeszcze bardziej, niż w przypadku Goetla i Mackiewicza, był zagrożony przez nadchodzącą władzę ludową. No i widział Katyń. Skiwski, naturalnie, nie istniał w PRL w obiegu literackim. Zmarł w zapomnieniu w Caracas w 1956 roku.

Coś jest w pretensjonalnie pompatycznym określeniu: „ostatnia ofiara Katynia”, które padło na pogrzebie Ferdynanda Goetla. Czy wszyscy trzej wspomniani pisarze musieliby emigrować pod koniec i po wojnie, zdając się na niepewny los, gdyby nie byli na ekshumacjach w Katyniu?

Dwaj polscy emigranci, Mackiewicz i Goetel, spotkali we Włoszech innego emigranta, Iwana Kriwoziercewa (nazwisko nagminnie pisane – Kriwoziercow), mieszkańca okolic lasu katyńskiego i to być może w jego przypadku adekwatne byłoby powiedzieć; „ostatnia ofiara Katynia”.

Krowoziercew widział, jak na stację Gniezdowo podjeżdżają pociągi, z których wyładowuje się polskich oficerów i następnie autobusami NKWD, zwanymi w całym ZSRR „cziornyje worony” (czarne kruki) przewozi się ich w kierunku ośrodka NKWD w Katyniu. Iwan Kriwoziercew widział także powracające stamtąd samochody z walizkami i plecakami po zamordowanych. Zeznał to Niemcom, co znaczyło, że zbliżanie się frontu wschodniego jest dla niego śmiertelnie niebezpieczne. Ojca Kriwoziercewa rozstrzelano za bycie kułakiem – miał 11 hektarów ziemi – w czasie utrwalania władzy radzieckiej, więc nie miał żadnych złudzeń.

Uciekł z wycofującym się Wehrmachtem, legitymując się prawdziwą Arbeitskartą świadczącą o jego przydatności dla Rzeszy. W pokonanych Niemczech początkowo zgłosił się do Amerykanów, co omal się nie skończyło wydaniem w ręce sowieckie. Amerykanie, podobnie Anglicy, nie mogli, a może nie chcieli zrozumieć jego opowieści.

Bezpieczną przystań znalazł przy II Korpusie we Włoszech. Tam poznali go Goetel i Mackiewicz. Goetel pisał o nim i o jego zeznaniach w emigracyjnej prasie. Po przerzuceniu wraz z wojskiem polskim do Anglii Kriwoziercew znalazł się w jednym z obozów dla tzw. dipisów (displaced persons) i tam w październiku 1947 roku urwał się z nim kontakt.

Józef Mackiewicz pisał do ministra spraw wewnętrznych Wielkiej Brytanii pytając o losy Krowoziercewa. Nie dostał odpowiedzi. Odpowiedź musiał dostać jeden z posłów do Izby Gmin zainteresowany sprawą przez Mackiewicza. Była lakoniczna, że Kriwoziercew zginął śmiercią samobójczą przez powieszenie.

Iwa Kriwoziercew nie był typem samobójcy, bardzo mu zależało na rozgłoszeniu w świecie tego, co widział w okolicach Katynia. Osobiście, przedostając się na Zachód dostał niewyobrażalna w reżimie bolszewickim życiową szansę, z anonimowego chłopa stał się kimś ważnym, słuchanym z uwagą przez znaczące postaci. Już we Włoszech, a potem w Anglii, Kriwoziercewa nie odstępował przyjaciel, też uciekinier z Sowietów, który po jego „samobójstwie” zniknął bez śladu.

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Pierwsza strona "Deutsche Algemeine Zeitung" z 14 kwietnia 1943 roku z informacją o zbrodni katyńskiej. Fot. John Frost Newspapers/Mary Evans / Mary Evans Picture Librar / Forum
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.