Historia

Terroryści pod francuską ochroną

Terroryści przebywający we Francji na zaproszenie prezydenta Mitterranda wmówili opinii publicznej, że w latach 70. we Włoszech trwało coś w rodzaju wojny, którą oni wprawdzie przegrali, ale mieli rację moralną i jak najczystsze intencje.

Francuski Sąd Kasacyjny wydał pod koniec marca wyrok uniemożliwiający ekstradycję do Włoch dziesięciu byłych terrorystów z czasów nazywanych we Włoszech anni di piombo – latami ołowiu, które liczy się na dwie dekady: od roku 1970 do 1990. Najgoręcej było w latach 70., w latach 80. akty terroru były już rzadsze, gdyż najgroźniejsze organizacje zostały rozbite przez policję. Sukcesy policji były zaś możliwe, dlatego że zastosowano przepisy o świadku koronnym stworzone pierwotnie do walki z mafią.

Win odpuszczenie

Większość ze wspomnianej dziesiątki to byli członkowie osławionych Czerwonych Brygad, choć są też w tej grupie weterani innych organizacji. Trudno się dziwić, w „najlepszym” roku lewackiego terroru, w 1978, było ich aż 269.

Ciekawe są fragmenty uzasadnienia wyroku podane w prasie francuskiej, a za nią w światowej. Między innymi można przeczytać, że: „Ci uchodźcy we Francji założyli stabilne rodziny, więc ekstradycja pociągnęłaby za sobą nieproporcjonalnie szkodliwe konsekwencje dla ich życia prywatnego i rodzinnego”.

W latach ołowiu terroryści chronieni dziś przez Francję zabijali i trwale okaleczali (specjalność Czerwonych Brygad – strzały w kolana) ludzi, których uważali za przeciwników szczęścia proletariatu. Szkodliwe konsekwencje dla życia prywatnego i rodzinnego ofiar nie zaprzątnęły jednak uwagi francuskiego trybunału kasacyjnego. Było to dawno, a jak się mawia w Polsce o sprawach już bez znaczenia – dawno i nieprawda.

A czerwony terror, i odpowiadający nań brunatny, pochłonęły we Włoszech około 450 ofiar śmiertelnych i ponad cztery tysiące rannych.

Próby wyjaśnienia motywów terroryzmu lewackiego – głównie włoskiego, ale i niemieckiego – zajęły wiele stron papieru, co nie znaczy, że wtedy i współcześnie można coś z tych wyjaśnień zrozumieć. Cząstkowo, w elementach i fragmentach oraz aspektach owszem, ale dla kogoś, kto tamte lata przeżył po naszej stronie żelaznej kurtyny to nadal egzotyka.

Czerwony terror, i odpowiadający nań brunatny, pochłonęły we Włoszech około 450 ofiar śmiertelnych

Po tej lepszej, pod każdym względem, stronie żelaznej kurtyny, a szczególnie we Francji, Włochy miały opinię reżimu niepraworządnego i autorytarnego. I nieważne, że kraj, w którym od końca wojny do czasów Silvia Berlusconiego większość rządów statystycznie trwała krócej niż rok – w jubileuszowym roku czterdziestolecia Republiki Włoskiej doliczono się 42 rządów – słabo się nadawał na państwo policyjne. Francuska lewica uważała inaczej. Tym tłumaczyć chyba można fakt, że byli lewaccy terroryści włoscy, pomimo wyroków in absentia zapadających na nich w ojczyźnie, we Francji mogli się cieszyć wolnością i kultywować cnoty życia rodzinnego. Wszystkie włoskie wnioski ekstradycyjne były odrzucane przez władze francuskie, co nie poprawiało stosunków wzajemnych w innych kwestiach.

Nastawienie Francji zmieniło się nieco po 11 września 2001 roku, a już na pewno po zamachach terrorystów islamskich w Paryżu. W związku z ostatnim wnioskiem ekstradycyjnym francuski minister spraw wewnętrznych powiedział: „Czy kiedykolwiek moglibyśmy się zgodzić na to, aby któryś z zamachowców z Bataclanu uciekł do Włoch, by żyć tam spokojnie przez 40 lat?”

Wniosek dotyczący dziesiątki wspomnianej na początku tekstu dostał akceptację prezydenta Emmanuela Macrona i jego ministra spraw zagranicznych. Eksterroryści odwołali się jednak do sądu i w wieloinstancyjnym postępowaniu wygrali.

Prokuraturze i opinii publicznej zwrócono uwagę na to, że jeden z byłych terrorystów jest tłumaczem, inny restauratorem, jeszcze inny rzemieślnikiem i wszyscy zakorzenili się we Francji, no i – co oczywiste – zrezygnowali z przemocy.

Jeżeli na stare lata z przemocy rezygnuje bandyta, oczywiście ma to wpływ na opinię sądu, ale odsiedzieć swoje trzeba. Jeżeli zaś bojownik o lepsze jutro ludzkości, to ma to być mu odpuszczone – tak sądzą francuscy, i nie tylko, lewicowi intelektualiści.

Doktryna Mitteranda

Przykładem takiego myślenia jest choćby stosunek do Cesare Battistiego, byłego terrorysty Zbrojnych Proletariuszy Na rzecz Komunizmu. Battisti odsiaduje we Włoszech podwójne dożywocie, bo kilka lat temu do Boliwii wybrał się po niego Interpol. Dlatego też w grupie, w sprawie której zapadł ostatni wyrok, już go nie było.

Battisti jako siedemnastolatek opuścił dom i szkołę. Zajął się kradzieżami i włamaniami. Podczas odsiadywania trzyletniego wyroku na początku lat 70. został uświadomiony politycznie przez starszego współwięźnia. Po wyjściu z więzienia robił więc to samo co przedtem, ale na większą skalę i już z motywacją antykapitalistyczną jako rewolucjonista i mściciel. Osobiście zastrzelił dwóch „wrogów proletariatu” i brał udział w wielu innych zabójstwach i napadach, czyli „ludowych wywłaszczeniach”.

Francja chroniła go przez wiele lat na podstawie nieformalnej doktryny Francois Mitterranda – dwukrotny prezydent Francji oferował azyl za wyrzeczenie się przemocy.
Cesare Battisti został zatrzymany w Brazylii w 2007 roku. Potem uciekł do Boliwii. Fot. Jamil Bittar / Reuters / Forum
Gdy powiały wiatry nieprzychylne dla terrorystów i doktryna Mitterranda się zdezaktualizowała, Battisti w 2004 roku trafił do aresztu. W sprawie jego uwolnienia list do władz podpisało prawie 1500 intelektualistów, między innymi Bernard Henri-Levy, Gabriel Garcia Marquez i Roberto Saviano. Według nich Battisti to „człowiek uczciwy, obdarzony wyjątkową siłą intelektu, którego skromne życie pełne było trudności i wyrzeczeń”.

Cesare Battisti we Francji napisał trzynaście dobrze sprzedawanych powieści kryminalnych i był gwiazdą studiów telewizyjnych jako ekspert od lewicowego terroryzmu. Z aresztu wyszedł i z pomocą francuskich przyjaciół uciekł najpierw do Meksyku, a potem do Brazylii, gdzie azyl zapewnił mu lewicowy prezydent Luiz Ignacio Lula da Silva. Po utracie przez Lulę władzy Battisti musiał uciekać do Boliwii i tam wreszcie, po latach, został aresztowany przez Interpol.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Battisti był uznawany za lewicowego aktywistę, wokół którego narosła aura romantycznego bojownika o szczęście ludzkości. Gdy po schwytaniu w 2019 roku przyznał się do zabójstw, jedna z francuskich pisarek publicznie oznajmiła, że na pewno jest niewinny, bo taki człowiek jak on nie mógłby żyć tyle lat w kłamstwie.

Terroryści przebywający we Francji na zaproszenie prezydenta Mitterranda wmówili opinii publicznej, że w latach 70. we Włoszech trwało coś w rodzaju wojny, którą wprawdzie przegrali, ale to oni mieli rację moralną i jak najczystsze intencje.

Uchodźcy polityczni?

Marina Petrella, jedna z obronionych przed ekstradycją w marcu tego roku byłych terrorystek Czerwonych Brygad, przed ostateczną rozprawą sądową wypowiedziała się dla mediów. Stwierdziła, że rodziny ich ofiar już otrzymały satysfakcję, bo niektórzy jej koledzy we Włoszech wciąż odsiadują wyroki. „ To bałwochwalstwo ofiar jest wielkim filozoficznym krokiem wstecz –Włochy nie są krajem, który potrafi rozliczyć się ze swoją historią” – oznajmiła.

Dawni terroryści wciąż znajdują perwersyjną przyjemność w obrażaniu uczuć bliskich swoich ofiar

Ze wszystkich stron otoczyły ich samochody. Padło 91 strzałów. Kierowca polityka i wszyscy jego ochroniarze zginęli na miejscu. Były premier został wepchnięty do wozu, który ruszył z piskiem opon.

zobacz więcej
Petrella, oskarżona o udział w porwaniu i zamordowaniu wielokrotnego premiera i ministra wielu resortów, przywódcę Chrześcijańskiej Demokracji Aldo Moro w 1978 roku, dodała: „ Zbliżamy się do końca. Przez te wszystkie lata żyłam w wielkim bólu. Bólu i współczuciu dla ofiar, dla wszystkich ofiar. Dla wszystkich rodzin, w tym mojej.” Zagrożona aresztowaniem eksterrorystka nie mogła odwiedzać Włoch. Stwierdziła ponadto, że jej pokolenie urodzone tuż po wojnie czuło się spadkobiercami antyfaszystowskich partyzantów.

Prawdziwym partyzantem był za to generał Enrico Riziero Calvaligi, którego Czerwone Brygady zastrzeliły w odwecie za bezkrwawe stłumienie buntu w jednym z więzień. Petrella była wtedy w kierownictwie Czerwonych Brygad i odpowiada za śmierć generała. Kiedy za prezydentury Nicolasa Sarcozy'ego groziła jej pierwsza ekstradycja do ojczyzny, w jej sprawie skutecznie interweniowała u męża zawsze subtelnie elegancka Carla Bruni. Wszyscy weterani włoskiego czerwonego terroru cieszą się na salonach francuskich szacunkiem i są uważani za „uchodźców politycznych”.

Rewolucja jak z Lenina

W ojczyźnie, jeżeli siedzą, to najczęściej w systemie półotwartym w nagrodę za dobre sprawowanie. I nie może dziwić informacja, że dwaj szanowani dziś lekarze z Mediolanu, jako studenci medycyny w latach 70. zakatowali na śmierć kluczami do nakrętek ucznia technikum za krytyczny sąd o Czerwonych Brygadach wyrażony w wypracowaniu. Przedtem chłopak musiał zmienić szkołę na skutek ostracyzmu kolegów. Wyroki dla panów doktorów nie mogły być długie.

We włoskich kręgach opiniotwórczych i wśród inteligencji lewicowość, z terroryzmem włącznie, miała przytłaczającą przewagę przynajmniej od 1968 roku. We Włoszech nie było atmosfery paryskiego maja. Rosnące jak grzyby po deszczu organizacje złożone przeważnie ze studentów, łącząc się z elementami kryminalnymi, zaczynały od bijatyk na niekończących się manifestacjach z przeciwnikami politycznymi. Około 1974 roku zaczęto strzelać do funkcjonariuszy państwa – policjantów i innych urzędników – i przedsiębiorców. Czerwoni Brygadziści uważali, że w ten sposób atakują „centrum państwa” i rewolucja według Lenina, Mao i Herberta Marcuse – których myśli mieszano w cocktail w coraz bardziej bełkotliwych ulotkach – jest na wyciągnięcie ręki.
W czasie porwania Aldo Moro zginęli wszyscy chroniący go funkcjonariusze. Fot. Wikimedia
Napięcia pomiędzy pracodawcami i robotnikami wyładowywały się w strajkach, ale tam rządziła Włoska Partia Komunistyczna i komunistyczne związki zawodowe. Brak poparcia ze strony klasy pracującej i sympatia klasy wiecującej – na uczelniach włoskich latami głównie dyskutowano – powodowała radykalizację ruchów lewackich.

Cele ataków dobierano coraz bardziej niedbale. Na przykład w Zbrojnych Proletariuszach na Rzecz Komunizmu wytypowano kierowcę więźniarki, który przywoził „aktywistów” z więzienia na przesłuchania, tylko dlatego, że raz pokazała go telewizja, kiedy wysiadał z wozu. Zginął jako wróg rewolucji. Z tych samych rąk zginęli właściciel sklepu, który zawołał policję na kradnącą u niego narkomankę i jubiler, który nie chciał w napadniętej restauracji oddać kasetki z biżuterią, jaką akurat miał przy sobie. Pech proletariuszy polegał na tym, że jubiler miał przy sobie również pistolet i jednego z napastników położył trupem, reszta uciekła. Oddział mścicieli odwiedził go potem w jego sklepie. Podobnie stało się ze sklepikarzem, który wprawdzie na żądanie napastników otworzył szufladę kasy, ale oprócz pieniędzy miał w niej też broń. I znowu nastąpiła zemsta za „poległego” towarzysza. Czy były to uderzenia w znienawidzone, ponoć opresyjne państwo, będące emanacją złowrogich korporacji międzynarodowych?

Sekciarskie zacietrzewienie obłędną ideologią i izolacja od prawdziwych problemów społecznych od początku skazywały lewackie organizacje na ślepą uliczkę. Osobowościowo też byli to ludzie, u których przeważa kompulsywna chęć działania za wszelką cenę. Na refleksje nie było czasu, zapewne możliwości też nie były za wielkie, a bezwzględność i okrucieństwo wynikały ze spóźnienia się tej generacji – urodzonych po wojnie – na prawdziwą walkę z faszyzmem włoskim i okupacją niemiecką kraju po 1943 roku. Wszyscy oni powtarzają – co wiadomo z francuskiego procesu ekstradycyjnego – że byli jak partyzanci, mieli rację, ale przegrali „wojnę”.

Wojna się skończyła, oni już nie strzelają, więc o co właściwie chodzi? Są niewinni i prześladowani. Francuskie sądownictwo i elity opiniotwórcze też tak uważają. Władza wykonawcza z prezydentem Macronem doszła co prawda do innych konkluzji, ale dziwnym trafem doprowadziła do procedury ekstradycyjnej przed wyborami prezydenckimi, kiedy o drugą kadencję Emmanuele Macron musiał walczyć z coraz silniejszą Marine Le Pen.

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023
Zdjęcie główne: Baner ze zdjęciami premiera Włoch Aldo Moro oraz funkcjonariuszami jego ochrony, którzy zostali zamordowani w 1978 roku przez terrorystów z Czerwonych Brygad. Fot. Alessandro Garofalo / Reuters / Forum
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.