Najemnik, który prowadził osobistą wojnę z Sowietami
piątek,
19 maja 2023
Antykomunizmu nauczyli go komuniści. Opowiada o tym w moim filmie, podając przykład zrzucenia przez komunistę ze schodów bohatera Powstania Warszawskiego, kalekę bez nogi – mówi Piotr Zarębski, reżyser dokumentu „Pistolet do wynajęcia” o Rafale Gan-Ganowiczu.
Trudno było zdobyć pieniądze na film „Pistolet do wynajęcia”?
Spodziewałem się, że w ówczesnej Polsce będę miał ogromne trudności, by zdobyć fundusze na taki film, ponieważ już wcześniej doświadczyłem perypetii związanych z cenzurą, po filmie o Solidarności. Media były opanowane przez środowiska lewicowe i bardzo dbano o to, aby nic poza oficjalną propagandą nie dostawało się do obiegu publicznego. Nie można było przekazać np. prawdy o Okrągłym Stole. Przez około dwa lata prosiłem różne redakcje o środki finansowe, które umożliwiłyby mi zrealizowanie wywiadu z Rafałem. W końcu, w Redakcji Filmów Dokumentalnych Programu 1 TVP kierowanej przez Andrzeja Fidyka dostałem obietnicę sfinansowania wyjazdu z ekipą do Francji. Zasugerował mi, żebym realizując nagranie, zmierzał w kierunku pokazania Gan-Ganowicza jako „faceta biegającego z pistoletem i strzelającego do Murzynów”…
Dokument powstał w 1997 r., ale pojawiły się problemy z emisją w TVP. Dlaczego tak się stało?
W Polsce istniała wtedy jedna prawda – komunistyczna i postkomunistyczna okrągłostołowa narracja, chroniona przez propagandę w mediach państwowych, jak i prywatnych. Mój film dotykał istoty komunizmu. Na bazie faktów historycznych pokazywał, że komunizm zawsze jest zbrodniczą ideologią. Mówienie, że zbrodnie komunistyczne są wypaczeniem tej rzekomo pięknej idei jest kłamstwem. Nie ma faktów potwierdzających to twierdzenie. Mocną stroną mojego filmu był też wyrazisty bohater. Chyba przestraszono się tego i film stał się kolejnym „pułkownikiem”, którego cenzura nie chciała wyemitować.
Przecież cenzura przestała działać w Polsce w 1989 r.
Oficjalnie tak, ale w praktyce nadal była. Działała w ukryciu, w sali kolaudacyjnej, w zaciszu TVP, czyniona rękoma zaufanych reżyserów.
Skąd ten wniosek?
Z treści kolaudacji filmu, która została nagrana i upubliczniona. Dziennikarz Andrzej Potocki po przeczytaniu jej zapisu stwierdził, że to nie była kolaudacja tylko egzekucja reżysera.
Ale jednak TVP wyemitowała film i to w bardzo dobrym czasie antenowym. Dodatkowo złamała telewizyjną ramówkę, co należy do rzadkości i jest stosowane przy okazji ważnych i niespodziewanych wydarzeń.
Stało się tak tylko dzięki temu, że byłem koproducentem filmu i miałem kilku znajomych dziennikarzy, którzy nagłośnili sprawę cenzurowania. Liczne pokazy filmu z udziałem Rafała Gan-Ganowicza, przy wypełnionych po brzegi kinach, wymusiły na TVP emisję filmu, bez cięć i to w tzw. prime timie. „Pistolet do wynajęcia” wyemitowano bez jakiejkolwiek zapowiedzi, nie można było dowiedzieć się o nim z programu telewizyjnego. Na początku oglądalność była niska, a pod koniec – bardzo wysoka. Ludzie przekazywali sobie informację o nim telefonicznie.
Pamięta pan występ Rafała Gan-Ganowicza w programie publicystycznym Moniki Olejnik, która wówczas pracowała jeszcze w TVP?
Tak, warto, by TVP go przypomniała. Rafał wykazał jej, że nie przygotowała się do programu, nie zna przedmiotu rozmowy, a przede wszystkim nie oglądała filmu o nim.
Generała i jego syna życie ciężko doświadczało. Nigdy nie poddali się w walce.
zobacz więcej
Dlaczego nie zgodził się walczyć za ogromne pieniądze dla komunistycznej Kuby? Mógłby walczyć w komunistycznej partyzantce ramię w ramię z Ernesto „Che” Guevarą.
Z kilku powodów. Nie walczył dla pieniędzy, jego celem była walka z komunizmem. Przecież gen. Władysław Anders przyjął go do korpusu oficerskiego Wojska Polskiego. W czasach zimnej wojny w tajnych bazach w całej Europie Zachód szkolił komandosów, którzy mieli wesprzeć ruch oporu w Polsce, gdyby wybuchła III wojna światowa. Francji przypadło szkolenie Polaków. Rafał w latach 1955-1957 przeszedł wszechstronny kurs wojskowy w bazie komandosów francuskich. Szkolenia odbywały się w tajemnicy, kiedy bazy były puste z powodu urlopu. Czasami szkolenie trwało tydzień, a czasami tylko weekend. Podczas szkolenia z obsługi materiałów wybuchowych instruktor popełnił błąd i przypadkowo wysadził duży hangar. W dwa dni nie udało się tego posprzątać, ani odbudować. Kiedy francuscy żołnierze wrócili do bazy, nie mogli zrozumieć co się wydarzyło…
Opowiadał panu o innych przygodach wojennych niż o tych, które opisał w „Kondotierach”?
Bardzo dużo opowiadał, żałuję, że nie zapisałem ani nie utrwaliłem jego wszystkich historii. Wpadł na pomysł, aby sprowadzić do Konga polskich emigrantów wojennych. Nie mógł pogodzić się z tym, jak po II wojnie światowej potraktowano na Zachodzie Polaków, którzy nie mogli lub nie chcieli wracać do komunistycznego kraju. Byli to nie tylko wojskowi, ale także inżynierowie, naukowcy, lekarze. Polacy walczyli w obronie Zachodu, jednak alianci potraktowali ich po wojnie fatalnie, kierując do najgorszych i najmniej płatnych prac. Najlepszym przykładem jest gen. Stanisław Maczek, który musiał pracować za barem, by się jakoś utrzymać w Szkocji. Rafał wiedział, że Kongo to kraj posiadający wiele surowców naturalnych, ale eksploatowany przez kolonistów francuskich i belgijskich, co przyczyniło się do popularności wśród rdzennych mieszkańców ruchów komunistycznych i wyzwoleńczych. Rafał uważał, że sprowadzi tam Polaków, którzy nie będą wyzyskiwać tego kraju, jak koloniści, ale przyczynią się do jego rozwoju. Miała to być „ziemia obiecana” dla Polaków nieposiadających własnego kraju. Snuł wizje, że Kongo będzie stanowić kraj przyjazny gospodarczo dla wolnej Polski.
Podjął działania w tym kierunku?
Po otrzymaniu zgody gen. Władysława Andersa spotkał się z kongijskim przywódcą i prezydentem secesjonistycznej prowincji Katanga Mojżeszem Czombe, który wtedy ukrywał się w Hiszpanii. Jego miejsce pobytu ze względów bezpieczeństwa było tajne. Mimo to Rafałowi udało się do niego dotrzeć i przedstawić plan, który Czombemu bardzo się podobał. Czombe, będąc na emigracji przygotowywał kontrofensywę wojskową, która miała wyzwolić Kongo. Umówili się z Rafałem, że jak przejmie władzę w Kongu, rozpoczną sprowadzanie Polaków, którzy obejmą godne stanowiska. Niestety, w 1967 r. samolot z Czombe lecący z Hiszpanii został porwany przez agentów francuskiej tajnej służby SDECE (choć mówi się, że Amerykanie też maczali palce w tej operacji) i zmuszony do wylądowania w Algierii. Tam Czombe został uwięziony i zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w 1969 r.
Gan-Ganowicz w „Kondotierach” tak opisywał walki w Jemenie: „Pomiar. Radio. Cel: Dom Partii. Cztery pociski na wstrzelenie się i... w celu – melduję. – Pierwsze rozerwały się na poddaszu, następne na piętrach. Obserwowałem przez silną lornetkę jak z budynku wylatywały okna, w kłębach dymu rozbłyskiwały wybuchy. Z okien wyskakiwali partyjniacy i ludzie w mundurach. Sowieckich. (...) W mało znanym kraju, w wojnie, o której mało kto słyszał, po raz pierwszy od wielu lat – znów dane było Polakowi stanąć z bronią w ręku naprzeciw Armii Czerwonej. Błogosławiony los. Koledzy dziwili się, że wsłuchiwałem się w wycie katiusz z uśmiechem i że drżały mi ręce trzymające lornetkę. – Dajcie mu spokój – powiedział Georges. – On tu ma swoje osobiste porachunki”.
Wyrównał swoje osobiste rachunki z Sowietami?
Tak, ale przestrzegał przed zatruciem padliną sowieckiego słonia.
A jak było ze słynnym, przypisywanym mu powiedzeniem: „Nie wiem jak to jest zabić człowieka, zabijałem tylko komunistów”? Rzeczywiście tak mówił?
Nigdy nie słyszałem, aby tak mówił. Sądzę, że to nieprawda. Chyba z nikim, poza rodziną, nie rozmawiał tak długo jak ze mną podczas długich wakacyjnych wieczorów w Bretanii, a później również w Polsce. O Rafale wiele zakompleksionych i żądnych sławy osób opowiada wymyślone historie, bo chcą zaistnieć w sferze publicznej. Tak to już jest z wybitnymi postaciami, że wzbudzają zazdrość i zawiść. A Rafał był postacią wyjątkową. Może kiedyś doczekamy się fabularnego filmu o nim. Amerykanie dawno by go nakręcili. Pasjonowałem się żołnierskimi opowiadaniami polskich emigrantów, ale nie byłem zwolennikiem pełnienia obowiązków żołnierskich z bronią w ręku. Nie byłem w wojsku, miałem alergię do broni i armii, bo kojarzyły mi się z komunistycznym wojskiem i agenturą. I właśnie z takich pozycji rozmawiałem z Rafałem, chcąc zrozumieć czym się kierował w swojej najemniczej służbie.
I czym się kierował?
Zasadą wojny sprawiedliwej. Walczył z ideologią komunistyczną tam, gdzie mógł, widząc w niej zagrożenie dla wolności przyszłych pokoleń. Rafał mówił, że nie lubi wojny, bo oprócz żołnierzy giną w niej niewinni cywile. Walczył wyłącznie przeciwko uzbrojonym przeciwnikom i to zwykle przeciwko lepiej uzbrojonym wrogom. W Kongo zdobył 42 tony broni! Dzięki odmienności żołnierz – twórca, bardzo się zaprzyjaźniliśmy.
Jak wyglądało jego życie na emeryturze?
Po wojnach w Kongo i Jemenie i rozwodzie z żoną, zajmował się wychowaniem dorastającej córki. Swoje umiejętności inżynierskie wykorzystywał jako serwisant ekspresów do kawy. Był też nauczycielem języka polskiego w polskiej szkole w Angers pod Paryżem. Angażował się w życie Polonii we Francji. Pod koniec lat 80. był m. in. sekretarzem generalnym Stowarzyszenia Polskich Kombatantów i Ich Rodzin. Kiedy córka wyszła za mąż, dorabiał remontując mieszkania i domy na prowincji. W takim domu mieszkał w Wandei podczas realizacji pierwszych zdjęć do filmu. Potem zamieszkał w Bretanii koło Dinan, w zaadaptowanym do celów mieszkaniowych baraku – dosłownie „wozie Drzymały” bez wygód. Tam w 1998 r. spędziliśmy z żoną i córką jedne z piękniejszych wakacji w naszym życiu. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Prowadziliśmy wspaniałe nocne rozmowy o wszystkim, najczęściej przy odrobinie whisky.
Czasem amerykański sen okazywał się amerykańskim koszmarem...
zobacz więcej
Potrafił żyć bez adrenaliny?
Nie miał takiego poziomu adrenaliny, jak jego słynny kolega i poprzednik w Kongo kapitan Kowalski, który próbował się ustatkować. Ożenił się, a za odniesione rany dostał odszkodowanie, za które kupił hotel na Wyspach Kanaryjskich. Po jakimś czasie normalnego życia, żona Kowalskiego znalazła na stole list, w którym mąż pisał do niej: „Wybacz mi, kocham Cię, ale takiego życia nie mogę znieść. Nudzę się. Jadę tam, gdzie mnie jeszcze nie było, nie czekaj na mnie. Tacy jak ja nie wracają nigdy”. Pamiętajmy, że to było pokolenie wojny, skrzywione tragedią tamtego okresu i niełatwo im było – jak my to rozumiemy – normalnie żyć.
A może to właśnie wojenne przeżycia z dzieciństwa i młodości, gen ryzyka i żądza przygody sprawiły, że Rafał Gan-Ganowicz był tym, kim był?
Przeżycia zawsze mają wpływ na człowieka. Jednak to, z jaką siłą wpłyną na ukształtowanie późniejszej postawy człowieka zależy od wrażliwości danej osoby. Jedni zamykają się w sobie, a inni działają. Przy czym należy tu podkreślić rolę, jaką w tym procesie odgrywa wychowanie rodzinne, ale też wpływ szerszego otoczenia, jego tradycje i wiara. One kształtują człowieka, stanowią pewien model, ryt kulturowy. Dlatego też ideologa komunistyczna, widząc w tym bezpośrednie zagrożenie, opierała się na odcinaniu człowieka od historii, wychowania rodzinnego, od korzeni. Antykomunizmu nauczyli Rafała komuniści. Mówi o tym w moim filmie, podając przykład zrzucenia przez komunistę ze schodów bohatera Powstania Warszawskiego, kalekę bez nogi. Rafał wspominał mi o swoich kolegach z Konga – m. in. o kapitanie Kowalskim, sierżancie Konopce, sierżancie Józefie Swarze, kapitanie Stanisławie Toporze-Staszaku, poruczniku hrabim Stanisławie Krasickim, sierżancie Romanie Wiatrze – że ich wolą, nawet obowiązkiem, było dalej walczyć. Doświadczyli tego, co niosła II wojna światowa, ale także widzieli zagrożenie, jakie niosła rozprzestrzeniająca się ideologia komunistyczna. Nie mogli przejść obojętnie obok tego, co działo się na świecie.
Dlaczego w Radiu Wolna Europa nie występował pod własnym nazwiskiem, tylko pod pseudonimem Jerzy Rawicz? Pracował tam od 1985 r.
Radio Wolna Europa nie chciało, by występował na jej falach z przyczyn – jak byśmy dziś powiedzieli – poprawności politycznej. Nie chcieli, by najemnik występował ze swoimi felietonami, by nie dawać komunistom pretekstu do głoszenia, że pracuje tam rzekomy morderca. Ale poprawność polityczna i tak dopadła Rafała, kiedy zbliżał się Okrągły Stół. Wówczas postanowiono go odsunąć od mikrofonu. RWE przyjęło opcję nie przeszkadzania w dogadywaniu się tzw. opozycji z komuną. Jak mi mówił Rafał: RWE konsultowała z Michnikiem, kto ma na antenie występować… Nie wiem czy to prawda, ale odsunięto go od prowadzenia audycji. Może Bronisław Wildstein mógłby coś więcej powiedzieć na ten temat, bo przyjaźnił się z nim i razem pracowali.