Rozmowy

Redaktor-dyktator, ale genialny. Emigrantem był niezłomnym

W lutym 1944 r. władze brytyjskie zdecydowały się na odebranie „Wiadomościom” przydziału papieru. Była to kara za niezależność i obronę polskiej racji stanu: niepodległości i integralności terytorialnej RP. Brytyjczycy zrobili ten krok pod naciskiem Moskwy, która domagała się uciszenia tygodnika dowodząc, że stanowi zagrożenie dla jedności aliantów i szybkiego zakończenia wojny – mówi profesor Rafał Habielski, historyk, prasoznawca, badacz polskiej emigracji w wojennym i powojennym Londynie.

TYGODNIK TVP: Mieczysław Grydzewski kierował kolejnym mutacjami „Wiadomości” niemal pół wieku – najpierw w Warszawie, potem Paryżu i Londynie. Jakim był dziennikarzem?

RAFAŁ HABIELSKI:
W zasadzie był redaktorem, a nie dziennikarzem. Osobą obdarzoną wyjątkowym talentem wymyślania formuł czasopism, korespondujących z oczekiwaniami odbiorców. Nie sposób rzec, że nie brał pióra do ręki, zwłaszcza w okresie powojennym, lecz pisanie nie było dla niego najważniejszym sposobem wyrażania siebie. Czynił to właśnie poprzez redagowanie.

Skąd w międzywojniu czerpał fundusze na przedsięwzięcia prasowe?

Wedle informacji, które kolportował – trudno orzec, na ile prawdziwych – kapitałem założycielskim umożliwiającym wydawanie „Wiadomości Literackich” (zaczęły się ukazywać na początku 1924 r.) był pierścionek jego matki oraz… kilka opon samochodowych, należących do Antoniego Bormana, wspólnika Grydzewskiego i wieloletniego administratora tygodnika. Początkowo pismo wyglądało biednie, ale z biegiem czasu stało się atrakcyjne formalnie, zdobyło czytelników, a więc także środki umożliwiające bezpieczny byt.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
„Wiadomości Literackie” stanowiły najważniejszą trybunę intelektualną II Rzeczpospolitej, aczkolwiek w drugiej połowie lat trzydziestych utraciły ten prymat na rzecz „Prostu z Mostu”. Zgodzi się pan z tą hipotezą?

Owszem, początkowo nie miały konkurencji ze względu na nowatorską formułę, znakomite pióra i styl redagowania, ale również czynniki zewnętrzne. Autorzy i czytelnicy pisma cieszyli się niepodległością i mieli poczucie, że Polsce nic poważnego nie zagraża. Zmieniło się to w połowie lat 30. XX wieku, za sprawą widma wojny oraz zmiany sytuacji w kraju. Trendy liberalne kwestionowano na rzecz przekonania o konieczności skupiania się pod jednym przywództwem, inaczej definiowano powinności literatury, chciano, by była zaangażowana. Innymi słowy klimat z okresu, kiedy powstały „Wiadomości Literackie”, minął bezpowrotnie. Czego przejawem stało się zakładanie tygodników, które określić można jako „antywiadomowościowe”. Podważających, wprost albo pośrednio, styl i ducha pisma Grydzewskiego. Najbardziej charakterystyczny przykład tej tendencji stanowił właśnie tygodnik „Prosto z Mostu”, redagowany przez Stanisława Piaseckiego, a odwołujący się do ideologii narodowej i niechętny wartościom bliskim „Wiadomościom Literackim”. Grydzewski zyskał poważnego konkurenta, ale jego pismo, poważniejsze niż przed laty, nie straciło sympatii czytelników. Do końca, to jest do wybuchu wojny dowodziło swojej popularności i przydatności.

Dla niego kelnerzy podsłuchiwali polityków. Najlepiej opłacany dziennikarz, autor laurek na cześć władzy

Kiedy zaczęły się obrady rządu, coś poruszyło się za kotarą. Odsunięto zasłonę i oczom zdumionych ministrów ukazał się…

zobacz więcej
Po wojnie „Wiadomości” przegrały rywalizację z „Kulturą” paryską. Z racji swojej hermetyczności?

W jakimś sensie tak. Grydzewski zbudował szczególną relację z inteligencją emigracyjną, podobnie jak on nieakceptującą świata powojennego. Formacją zdeklasowaną, chętnie wracającą do przeszłości i w miarę upływu czasu mającą coraz mniejsze rozeznanie w tym, co dzieje się w krajowym życiu kulturalnym. Można chyba mówić o sprzężeniu zwrotnym między pismem a jego czytelnikami. „Wiadomości” oferowały to, czego od nich oczekiwano i z tego powodu dysponowały stałą sympatią czytelników, ten kapitał utrzymywał je przy życiu. Rzecz jasna ważną rolę grały talenty redakcyjne Grydzewskiego, potrafiącego w każdych warunkach robić pismo interesujące i, paradoksalnie, nieprzewidywalne. To znaczy proponujące coś, czego czytelnik się nie spodziewał, choć zawsze przyjmował to z aprobatą. Problemy pojawiły się wówczas, gdy generacja czytająca „Wiadomości” zaczęła odchodzić i – jak się okazało, a co było do przewidzenia – nie bardzo miał kto ją zastąpić.

Grydzewski nie myślał, żeby wzorem Instytutu Literackiego zachęcić do współpracy również autorów krajowych?

To złożona sprawa. W 1947 i w 1956 r. Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie wypowiedział się przeciw wydawaniu w kraju książek przez autorów emigracyjnych. Z kolei, poza krótkim okresem 1956-1957 r., władze komunistyczne nie tolerowały kontaktów autorów krajowych z periodykami i oficynami emigracyjnymi. W tej sprawie jednoznacznie wypowiedział się m.in. prokurator generalny. Pisarze decydujący się na współpracę z czasopismami emigracyjnymi musieli liczyć się z poważnymi konsekwencjami: zakazem druku, brakiem zezwoleń na wyjazdy zagraniczne, nawet więzieniem – exemplum Jan Nepomucen Miller. Grydzewski nie miał nic przeciwko temu, żeby w „Wiadomościach” drukowali autorzy krajowi, nie było jednak wielu chętnych. Jeśli już ktoś decydował się na taki krok, wybierał „Kulturę” docierającą do Polski Ludowej, czytaną i komentowaną. Stanisław Cat-Mackiewicz, który przed powrotem do kraju w 1956 r. sporo publikował w „Wiadomościach”, uświadomiwszy sobie omnipotencję peerelowskiej cenzury, zdecydował się drukować na emigracji, ale też w „Kulturze”.

Ortodoksyjnie niepodległościowa linia programowa „Wiadomości” uwzględniała światopogląd wojennej emigracji, która ze stratą Kresów Wschodnich nie chciała się pogodzić, zaś jakąkolwiek współpracę z Polską Ludową traktowała w kategorii niemal zdrady narodowej?

Grydzewski był tolerancyjny i skłonny drukować rzeczy, z których wymową się nie zgadzał. Miał jednak poczucie istnienia nieprzekraczalnej granicy, poza którą kończyły się przekonania, a zaczynało odstępstwo od zasad i wartości. W takich przypadkach nie było mowy o taryfie ulgowej. Cenionego przez siebie Ksawerego Pruszyńskiego, sporo pisującego w „Wiadomościach Literackich”, a potem w „Wiadomościach Polskich”, który w 1944 r. zaakceptował żądania terytorialne Stalina oraz uzurpacyjne rządy komunistów, uznał za odstępcę. Odmówił zgody na opublikowanie o nim wspomnienia pośmiertnego.

W II RP jednym tekstem postawił klinikę. W PRL był przemilczany, zapomniany, zmanipulowany

Gdyby w Polsce przed 1939 rokiem rozwinęła się telewizja, byłby jej twarzą! – mówi autor książki „Kiedy Zygmunt Nowakowski wróci wreszcie do Krakowa?”

zobacz więcej
Co sprawiło, że nominalnym redaktorem naczelnym „Wiadomości Polskich” został Zygmunt Nowakowski?

Generał Władysław Sikorski przy wszystkich swoich zaletach miał nadmierną skłonność do kontrolowania różnych przejawów życia, w tym kulturalnego. Poza tym żywił niechęć do sanacji. On i jego przyjaciel, prof. Stanisław Kot, uważali, że „Wiadomości Literackie” hołdowały piłsudczykom, co – nawiasem mówiąc – odległe od prawdy nie było. Na stanowisku szefa „Wiadomości Polskich”, uruchomionych w Paryżu wiosną 1940 r., lepiej było więc obsadzić kogoś, kogo polski rząd na emigracji uznawał za osobę lojalną, czyli właśnie Nowakowskiego. W praktyce oznaczało to, że pismo robił Grydzewski, a firmował je Nowakowski, przy czym współpraca obu układała się zupełnie dobrze. Od 1941 r. Nowakowski był krytyczny wobec polityki wschodniej Sikorskiego, w czym wspierał go Grydzewski, zatem rachuba na dyspozycyjność nominalnego redaktora okazała się płonna.

Dlaczego pismo na dwa lata zniknęło z rynku? Reaktywacja okazała się skomplikowana?

W lutym 1944 r. władze brytyjskie zdecydowały się na odebranie „Wiadomościom Polskim” przydziału papieru, towaru podczas wojny reglamentowanego. Była to kara za niezależność i obronę polskiej racji stanu. Brytyjczycy zrobili ten krok pod naciskiem Moskwy. Kreml domagał się uciszenia tygodnika dowodząc, że jego stanowisko – powtórzmy: broniące niepodległości i integralności terytorialnej Rzeczypospolitej – stanowi zagrożenie dla jedności aliantów i szkodzi dziełu szybkiego zakończenia wojny. Londyn uległ tej argumentacji, dbając o dobre stosunki ze Stalinem. W 1946 r., już w innych okolicznościach, borykając się z kłopotami finansowymi Grydzewski zdecydował się wznowić tygodnik po raz trzeci. Tym razem pod nazwą bezprzymiotnikową – „Wiadomości”. Chociaż czas na wznowienie pisma wydawał się ku niesprzyjający, bo emigracja zakorzeniała się w nowych warunkach, szukano bardziej pracy i dachu nad głową, niż słowa drukowanego. Gazeta stanęła jednak na nogi i już niebawem nabrała charakteru instytucji pozakrajowego życia kulturalnego.

Oferował jej łamy także przedwojennym adwersarzom, choćby Karolowi Zbyszewskiemu. Antykomunizm przyćmił dawne waśnie?

Zmiana w postawach zaszła wcześniej, po kampanii wrześniowej. Z powodów dość oczywistych uznano, że niegdysiejsze spory i niechęci zostały w dużym stopniu zdezaktualizowane. Priorytet stanowiła niepodległość i całość Polski, co unieważniało przeszłe zatargi – chociaż całkiem ich nie znosiło – otwierając drogę do dialogu. Karol Zbyszewski, przed wojną przeciwnik „Wiadomości Literackich”, felietonista „Prosto z Mostu”, przeistoczył się nie tylko w autora „Wiadomości”, ale także człowieka pozostającego z Grydzewskim w relacjach towarzyskich. Oprócz niego w „Wiadomościach” publikowało wielu autorów, z których poglądami, przed i powojennymi, Grydzewski się nie zgadzał. Drukował ich uważając, że po pierwsze mają coś do powiedzenia, a po drugie, że potrafią pisać. Zderzenie stanowisk nie było problemem – wprost przeciwnie, zaletą potwierdzającą zasadę wyznawaną przez Grydzewskiego od początków redagowania „Wiadomości Literackich” – ważne jest nie kto, a co.
Francja, Maisons-Laffitte pod Paryżem w 1997 r. Redaktor naczelny miesięcznika „Kultura” Jerzy Giedroyc w siedzibie Instytutu Literackiego przy Avenue de Poissy 91, gdzie mieszkał od 1954 r. Fot. PAP/Jerzy Ruciński
Co wiadomo o relacjach Grydzewskiego z Jerzym Giedroyciem?

Na poziomie osobistym w okresie powojennym w zasadzie nigdy one nie istniały. Natomiast stanowiska pism przez nich redagowanych, i ich poglądy, zupełnie do siebie nie przystawały. Grydzewski robił gazetę dla emigrantów, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Zamieszczał to, czego oczekiwali jego czytelnicy i z czym się identyfikowali. „Kultura” usiłowała docierać do kraju i była dla Giedroycia narzędziem oddziaływania. Ale w „Kulturze” pojawiali się autorzy bliscy „Wiadomościom” i ich redaktorowi.

Czemu zerwał kontakty ze skamandryckim tercetem: Jarosław Iwaszkiewicz, Julian Tuwim, Antoni Słonimski?

Pierwszy z wymienionych spędził wojnę w kraju, po 1945 r. poszedł na współpracę z władzą komunistyczną. Nie uszło to uwadze „Wiadomości”, kontakty korespondencyjne między Grydzewskim a Iwaszkiewiczem stawały się coraz rzadsze. Na krytykę swojej postawy politycznej, poeta reagował pretensjami o niechętny, jakoby od zawsze, stosunek Grydzewskiego do jego twórczości i osoby – co nie odpowiadało prawdzie. Z kolei jeśli chodzi o stosunki ze Słonimskim i Tuwimem, to oni opuścili kraj, tak jak Grydzewski, we wrześniu 1939 r., ale ich relacje pogarszały się od czasu wejścia do wojny Związku Sowieckiego. Obaj poeci skłonni byli widzieć w Stalinie przede wszystkim tego, który zdoła pokonać Niemcy, a Grydzewski dostrzegł w nim głównie zagrożenie dla niepodległości Polski. Jak się okazało – słusznie.

Za to zażyłość z Janem Lechoniem oraz Kazimierzem Wierzyńskim przetrwała próbę czasu?

Podobnie jak Grydzewski, panowie zdecydowali się nie wracać do Polski w 1945 r. z powodów politycznych. To z pewnością wzmocniło przyjaźń, którą darzyli się od lat 20. XX w. Myślę, że jej spoiwem, naturalnie oprócz uznania dla talentu literackiego, było zbliżone pojmowanie sytuacji politycznej. Zarówno w aspekcie międzynarodowym, jak i – zwłaszcza – krajowym. Poeci osiedli po wojnie w Stanach Zjednoczonych. Z Lechoniem Grydzewski nie widział się od lata 1940 r., kiedy to wspólnie ewakuowali się z Paryża. Natomiast Wierzyński podróżował po Europie i zahaczał o Londyn, w którym zamieszkał na jakiś czas przed śmiercią. O jego przyjaźni z Grydzewskim przekonuje ujmująca korespondencja, sięgająca początku lat 20., która niedawno ukazała się drukiem w czterech pokaźnych tomach.

Powodem samodzielnego kierowania „Wiadomościami” była ciężka sytuacja materialna gazety, czy raczej przekonania Grydzewskiego, iż nikt mu w tym nie dorówna?

Należał do typu redaktorów-dyktatorów. Czyli takich, którzy chcieli zachowywać pełny wpływ na kształt tygodnika. Redakcja w przyjętym tego słowa znaczeniu, z szefami działów i osobami powiązanymi z nią stałą współpracą etatową, ograniczałaby mu w jakimś stopniu wgląd we wszystko to, co drukowałyby „Wiadomości”. Ale przede wszystkim odbierałaby mu przyjemność z redagowania. Coś w rodzaju zabawy, na którą składało się oczekiwanie na teksty, ich czytanie, poprawianie, polemiki z autorami, wreszcie układ i łamanie numeru. Inna sprawa, że stan finansowy pisma nie pozwalał na ekspens w postaci pensji dla grona redaktorów.

Grydzewski żył w Anglii ze świadomością, że do Polski nigdy nie wróci?

Myślę, że tak. Nie powróciłby do Polski rządzonej przez komunistów i zależnej od Moskwy. Był emigrantem niezłomnym. Nieaprobującym powojennego porządku geopolitycznego. W jakimś stopniu patriotą II Rzeczypospolitej. Mimo szeregu ułomności, w sferze politycznej umożliwiała Grydzewskiemu – i nie tylko jemu – spełnianie ambicji oraz realizowanie misji pod tytułem: dbałość o kulturę literacką. Całe życie robił to poprzez pismo, którego zadania i charakter sprawiały, że mogło się ukazywać wyłącznie w warunkach poszanowania różnorodności i odmienności.

– rozmawiał Tomasz Zbigniew Zapert

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Prof. Rafał Habielski – historyk, prasoznawca, badacz polskiej emigracji w wojennym i powojennym Londynie. Wspomnieniowe szkice poświęcone Mieczysławowi Grydzewskiemu i jego pismom, zawarł w opublikowanym niedawno tomie pt. „Bieg czasu, bieg atramentu”, poprzedzonym obszernym przedsłowiem.
SDP2023
Zdjęcie główne: Mieczysław Grydzewski. Fot. z archiwum Aleksandry Janty – jej książki „Lustra i reflektory”, 1982 - Domena publiczna, Wikimedia
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.