Na ulicach większych kanaryjskich miast widać ludzi przybyłych z Afryki. Nie jest ich może wielu, ale są widoczni nawet na nadmorskich promenadach, gdzie próbują sprzedawać płachty kolorowej tkaniny, przypominającej wielkie chusty i służącej do rozkładania na plaży, noszą też naręcza podróbek markowych zegarków.
Łatanie, nie rozwiązywanie
Na Wyspach Kanaryjskich są też uchodźcy z Ukrainy, ale z oczywistych względów jest ich bardzo niewielu. Według lokalnej TV Canaria ich liczbę szacuje się na około 4 tys. (czyli tak jakby w Polsce było ich 80 tys.). Szefowa miejscowej organizacji ukraińskiej Ołesia Łyłak mówiła w związku z rocznicą rosyjskiej agresji, że jej rodaków przyjęto bardzo gościnnie, a społeczeństwo na wyspach „dało z siebie wszystko”.
Ale to nie Ukraińcy są problem. W komentarzu dla gazety „Canarias7” Silvia Fernández pisała, że od przybycia pierwszej łodzi wiozącej nielegalnych imigrantów z Afryki na Wyspy minęło właśnie trzydzieści lat. I podkreśliła, że to, co robią władze – czy to lokalne, czy Hiszpanii, czy Unii Europejskiej – to jedynie „łatanie” gigantycznych problemów. „Potrzebna jest długoterminowa strategia, określająca to, co i jak należy robić, by migracja odbywała się w sposób uporządkowany, a zarazem, by były jakieś sensowne limity przybywających migrantów” – podkreśliła.
Francisco Suarez Alamo mówi dokładnie to samo. – Owszem, pomagamy Ukraińcom, trzeba się z tego cieszyć. Do Unii Europejskiej, w tym i do nas, przybywają bowiem ludzie z kraju ogarniętego wojną. Ale wojny są też gdzie indziej, chociażby w Mali. Tego jednak nikt nie dostrzega – podkreśla. A z punktu widzenia mieszkańców Wysp Kanaryjskich Ukraina jest bardzo daleko (ponad 5 tys. kilometrów!), a Mali blisko.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Warto zauważyć, że na wyspy docierają też migranci jak najbardziej legalni – z Ameryki Łacińskiej. To zupełnie odwrotny trend niż sto, i więcej, lat temu. Dawniej to mieszkańcy Wysp Kanaryjskich wyjeżdżali na Kubę czy do Wenezueli, szukając pracy w przemyśle cukrowniczym lub tytoniowym. Migracja na Kubę ostatecznie zakończyła się w 1959 roku wraz z przejęciem władzy przez Fidela Castro. Dojście do władzy komunistów i nacjonalizacja gospodarki spowodowały, że wielu potomków przybyszy z wysp pośpiesznie wracało na Kanary. Wenezuela w połowie XX wieku dawała możliwości zarabiania w związku z rozwojem przemysłu naftowego. Z Wysp Kanaryjskich wyjechało tam około 100 tys. osób. Ale od lat 90. trend odwrócił się całkowicie.
Tego wszystkiego nie dostrzegają odpoczywający na plażach turyści. Bo i nie powinni dostrzegać: Wyspy mają kojarzyć się im z wszystkim, co miłe i przyjemne. Gdyby było inaczej, mogliby nie chcieć tu przyjeżdżać – a wystarczyła jedna katastrofa związana z pandemią Covid-19. Gdyby nie pomoc państwa hiszpańskiego, gospodarka kanaryjska po prostu by zbankrutowała. Dla uchodźców z Afryki, Islas Canarias z kolei też nie są celem; w założeniu mają być tylko krótkim postojem na drodze do raju, jakim jest kontynentalna Europa.
– Piotr Kościński
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy