O wiele trudniej było znaleźć szare strefy, w których możliwe było trwanie bez konieczności kolaboracji. Każdy zwykły życiowy wybór mógł mieć nieodwracalne skutki dla jednostki i jej najbliższych – nie tylko działania stricte polityczne, ale także np. praktykowanie religii. „Wejście w spór z władzą oznacza w naszym państwie, że oprócz mnie osobiście wchodzi weń także cała moja rodzina aż do trzeciego pokolenia i wszyscy moi przyjaciele, którzy nie zdążą publicznie się mnie wyprzeć. Będzie to spór długi, wyczerpujący i – według ludzkich miar – beznadziejny” – napisał w styczniu 1978 roku Václav Benda, podobnie jak Šustrová jeden z rzeczników Karty 77 i współzałożycieli czeskiego KOR czyli VONS-u. A Šustrová opowiadała: – Czytałam materiały bezpieki na temat mojej osoby. Tam były relacje z poszczególnych dni mojego życia. Zawsze zaczynały się od tego, jak idę z dziećmi do przedszkola, potem je odbieram. I tak dalej, Wyobraziłam sobie samą siebie, jak wlokę dzieci i torby z zakupami, a oni zawsze idą za mną krok w krok. Zrobiło mi się niedobrze.
Czescy dysydenci decydując się na walkę o wolność świadomie płacili cenę, którą były wykluczenie i izolacja. Pracowali jako palacze w kotłowniach czy sprzątaczki (to przypadek Petruški Šustrovej). Albo myli okna, jak późniejszy kardynał i arcybiskup praski Miloslav Vlk, który opowiadał później, jak w przerwach między jedną witryną sklepową, a drugą, spowiadał siedząc na podwórzu na odwróconym wiadrze.
Z tego wynikał też intymny, rodzinny charakter czeskiego sprzeciwu. Z braku innej przestrzeni wolności odbywał się często na poziomie rodzin. W samej Pradze ruch dysydencki to de w dużej mierze archipelag kilkudziesięciu mieszkań, które służyły jako miejsca spotkań i azyl dla każdego, kto azylu potrzebował. To właśnie w takich malutkich „republikach słowa” – choć pod stałym i bardzo uciążliwym spojrzeniem tajnej policji – kwitła wolna debata i wolność duchowa.
W takiej sytuacji nic dziwnego, że historia czeskiej drogi do wolności pełna jest silnych bohaterek kobiecych, które były swoistymi zwornikami tych domowych „republik” – z jednej strony angażując się politycznie, a z drugiej prowadząc dom i wychowując dzieci. Kilka tygodni temu pożegnaliśmy w kościele św. Ignacego jedną z nich, Danę Nemcovą, matkę siódemki dzieci, z zawodu psycholog, która podobnie jak także zarabiała na życie jako sprzątaczka. Petruška Šustrová zdołała wychować piątkę własnych dzieci (dodajmy, że z czterema różnymi mężami). Kamila, żona twórcy pojęcia „równoległej polis” Vaclava Bendy, miała także pięcioro dzieci.
A w polskiej refleksji na temat czeskiego ruchu dysydenckiego nie może też zabraknąć Anny Šabatovej, pomysłodawczyni polsko-czeskich spotkań na granicy, w której mieszkaniu narodziła się później idea Solidarności Polsko-Czechosłowackiej. Ich domy, zresztą wszystkie położone w dzielnicy Praga 2 – Nowe Miasto i Vinohrady – tworzyły dla wszystkich środowisk niezależnych stabilne punktu odniesienia i bezpieczny azyl.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Słowo dysydent dobrze charakteryzuje również przewagę pierwiastka moralnego nad politycznym w czeskim sprzeciwie wobec reżymu. Podstawowym celem była raczej walka o prawo jednostki do godnego życia niż zmiana polityczna, która w warunkach czechosłowackich jawiła się jako fantasmagoria. Paradoksalnie jednak po upadku reżymu to właśnie nieliczna grupka czeskich dysydentów, uzbrojona w etyczne zasady, zahartowana przez życie na marginesie społeczeństwa, zbudowała zręby systemu politycznego w o wiele bardziej jednoznaczny sposób zrywającego z komunistyczną przeszłością niż udało się to w przypadku– masowej – opozycji polskiej.
Wtedy właśnie Petruška Šustrová po raz kolejny znalazła się na pierwszej linii frontu – w roli wiceministra spraw wewnętrznych przeprowadzającego weryfikację pracowników dawnej bezpieki czy przygotowującego ustawę lustracyjną. Była jedną z osób bezpośrednio odpowiedzialnych za wiele elementów czeskiej dekomunizacji, która w Polsce wzbudzała przez lata zazdrość wszystkich zwolenników rozliczenia z komunizmem.
Filarem czeski rozrachunków była jednoznaczna ocena moralna, która została wpisana do lakonicznej ustawy z 13 listopada 1991 (480/1991) stwierdzającej, że „w latach 1948–1989 reżym komunistyczny łamał prawa człowieka oraz swoje własne prawa”, później uzupełniona przez „ustawę o bezprawności reżymu komunistycznego oraz o oporze wobec niego” z 9 lipca 1993 r. (198/1993). W preambule wyraża ona przekonanie, iż „wybrany w wolnych wyborach parlament ma obowiązek rozliczenia okresu komunizmu”, a następnie uznaje, że Komunistyczna Partia Czechosłowacji i jej członkowie są odpowiedzialni za „planowe niszczenie tradycyjnych wartości cywilizacji europejskiej, łamanie podstawowych praw i swobód, upadek moralny i gospodarczy” czy „dewastację środowiska naturalnego”.