Co będzie decydujące dla powodzenia tej ofensywy? Czy czołgi? Nie odważę się odpowiedzieć na tak zadane pytanie, ale mogę wskazać dokument, który rzuci na ten problem nieco światła. To raport opublikowany niedawno przez wspomniany wcześniej think tank RUSI, a zatytułowany dość przerażająco: „Maszynka do mięsa: rosyjska taktyka w drugim roku inwazji na Ukrainę.” Autorami raportu są Jack Watling i Nick Reynolds, a powstał on w wyniku ich podróży na front w kwietniu i maju i przeprowadzeniu szeregu wywiadów z żołnierzami wielu jednostek ukraińskiej armii.
To jest profesjonalny raport specjalistów od wojskowości, którzy nie szukają cudownych recept na zwycięstwo, tylko chłodno rozważają, co jest możliwe, a co nie. Są dalecy od lekceważenia Rosjan, bo wiedzą, że lekceważenie przeciwnika jest pierwszym krokiem na drodze do porażki. Zasadniczym przesłaniem tego raportu jest, że rosyjska armia jest zdolna uczyć się na błędach i wiele się przez ostatnie półtora roku nauczyła.
Czego? Porzuciła na przykład całkowicie pierwotną koncepcję, z jaką wkraczała na Ukrainę, opierającą się na współdziałaniu wysoce mobilnych Batalionowych Grup Bojowych i przeszła na strukturę opierającą się na podziale piechoty według specjalności i rodzaju użycia. Nie wdając się w specjalistyczne szczegóły warto podać, że dzięki temu podziałowi rosyjscy wojskowi byli w stanie wprowadzić do armii i użyć wielką liczbę źle przeszkolonych „mobików”, która zasiliła armię po jesiennej częściowej mobilizacji. Zostali oni mianowicie użyci do dwu celów: wykrywania walką stanowisk ogniowych Ukraińców i identyfikowania w ten sam sposób ich słabych punktów.
Niszczeniem tych stanowisk i atakowaniem słabych punktów zajmowały się już inne kategorie piechoty, o wiele bardziej doświadczone, wyszkolone i lepiej wyposażone. Nie trzeba dodawać, że proporcje strat były dalece nierówno rozłożone w tych różnie traktowanych rodzajach piechoty. „Mobiki” służyły, mówiąc wprost, za mięso armatnie i stąd zapewne szokujący tytuł raportu.
Nowa czołgowa strategia Rosjan
Ogromne straty w broni pancernej nauczyły też Rosjan inaczej traktować swoje czołgi. Są one rzadko używane do frontalnych ataków. Ostatni z takich ataków miał miejsce wiosną tego roku pod Wuhłedarem, gdy cała brygada pancerna została zniszczona próbując przebić się przez pola minowe i dobrze przygotowane pozycje armii ukraińskiej. To jak się wydaje skutecznie wyleczyło Rosjan z pomysłów o naśladowaniu zagonów pancernych z czasów II wojny światowej.
Do czego w takim razie używają czołgów?
Po pierwsze jako artylerii na krótkich dystansach, co może się wydawać o tyle dziwne, że armaty czołgowe są o wiele słabsze i mają o wiele krótszy zasięg od klasycznej artylerii, ale z drugiej strony są o wiele mobilniejsze i lepiej chronione. To właśnie wykorzystują Rosjanie.
Po drugie do niszczenia zidentyfikowanych celów na krótkich dystansach w walkach pozycyjnych.
Po trzecie wreszcie do angażowania przeciwnika w czasie rotacji własnych wojsk. Ukraiński atak w czasie rotacji wojsk przyniósł Rosjanom klęskę jesienią zeszłego roku na Charkowszczyźnie i o tego czasu rutynowym ich działaniem jest, że gdy pododdziały są rotowane, wówczas następuje rajd czołgów, które zasypują przeciwników gradem pocisków i starają się jak najszybciej wycofać. Wykorzystywane są do tego najsolidniej wyposażone czołgi.
Widać zatem, że Rosjanie nauczyli się działać w sposób efektywny z tym, co mają. Warto dodać, że do wykorzystania w ten sposób dobrze nadają się także starsze modele czołgów, na przykład wprowadzane ostatnio do linii T-62, nowoczesne w latach 70-tych ubiegłego wieku. Informacja o aż tak głębokim sięgnięciu do zasobów magazynowych wywołała powszechnie kpiny, ale jak się okazuje, niesłusznie.
Wojsko Putina już umie używać systemów rozpoznania
Raport dobrze ocenia dwa poważnie rozwinięte w armii rosyjskiej rodzaje wojsk: inżynieryjne i artyleryjskie. Te pierwsze są zdolne do prędkiego budowania fortyfikacji obronnych, których głębokość sięga z reguły 30 kilometrów i składają się wielu warstw, w tym pól minowych, a ponieważ Rosja nie podpisała konwencji o zakazie stosowania min przeciwpiechotnych, są nasycone takimi właśnie minami, które często występują tuż obok min przeciwczołgowych.
Artyleria jest w tej wojnie jest odpowiedzialna za około 80% strat, więc niepodzielnie panuje na polu walki. Według szacunków autorów raportu w roku 2022 Rosjanie wystrzelili około 12 milionów pocisków artyleryjskich wystrzeliwując ich dziennie od 20 do 60 tysięcy. Doprowadziło to do poważnego naruszenia zapasów, a ponieważ ich krajowa produkcja roczna to mniej więcej 2,5 miliona pocisków, więc w tym roku byli zmuszeni do zmniejszenia zużycia amunicji i przewiduje się, że wystrzelą około 7 milionów pocisków.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Jednak nie sama intensywność ognia jest groźna w starciu z rosyjską artylerią. Rosjanie coraz lepiej uczą się bowiem używać dobrego systemu rozpoznania i wskazywania celów o nazwie Strzelec. Łączy on obraz z wielu dronów i punktów obserwacji i podaje dowódcom precyzyjnie, gdzie skierować ogień. Z reguły dzieje się to już po kilku minutach od przeprowadzenia rozpoznania.
W roku 2022 w wielu rosyjskich pododdziałach elementy tego systemu nie były nawet wyjmowane z pojemników, a jeżeli już zostały wyjęte, to żołnierze nie potrafili ich używać. Teraz już potrafią i jest to jedna z poważniejszych zmian, jakie zaszły od początku wojny.
Skutecznie zakłócają ukraińską elektronikę
Innym mocnym punktem Rosjan jest walka elektroniczna polegająca na zakłócaniu i przechwytywaniu wszelkiego rodzaju sygnałów elektronicznych używanych przez przeciwnika. W ten sposób Ukraińcy tracą miesięcznie na froncie około 10 000 dronów, głównie obserwacyjnych. Rosjanie są w stanie także przechwytywać i rozszyfrowywać w czasie prawie realnym komunikację dokonywaną przy pomocy radiotelefonów Motorola posiadających systemy 256-bitowe.
Wreszcie obrona przeciwlotnicza, którą należy rozumieć nie tylko jako zdolność atakowania samolotów, bo te raczej nie zapuszczają się rejony frontowe, zresztą z obu stron, tylko głównie jako obronę przed rakietami. Wystrzeliwane z Himarsów rakiety są już w tym roku w większości przechwytywane przez rosyjskie systemy obronne i trzeba wystrzelić jednocześnie wiele pocisków, aby choć jeden trafił w cel.
Po prostu Rosjanie – mówiąc kolokwialnie – ogarnęli się i zaczęli używać swoich środków w efektywny sposób. Dotyczy to zresztą wszystkich dziedzin, w jakich prowadzi się walkę. Gdyby trzeba było raport Watlinga i Reynoldsa podsumować jednym zdaniem, to chyba musiałoby ono brzmieć właśnie tak: „Rosjanie ogarnęli się”.
Jak wobec tego postępować, aby kontrofensywa była skuteczna? Autorzy raportu umieszczają przy jego końcu znamienne zdanie, że to jak armia ukraińska zechce zmierzyć się z przedstawionymi wyżej wyzwaniami jest informacją wrażliwą i nie będzie przedstawiane w tekście. Przypominają oni w ten sposób, że to nie są ćwiczenia, że to jest operacja na żywym organizmie i od decyzji, jakie zostaną teraz podjęte zależy życie ludzi i przyszłość Ukrainy. A my możemy sobie dopowiedzieć, że i przyszłość Polski.
Oczywiście zaraz potem autorzy wymieniają dziedziny, jakie będą krytyczne dla powodzenia działań. Tytułowe czołgi są tam tylko jednym z wielu elementów i to – rzecz charakterystyczna – ujętym z punktu widzenia logistyki, a nie zdolności bojowej w bezpośrednim starciu. Kluczowe jest mianowicie, aby w pobliżu pola walki znajdowały się dostateczne zapasy części zamiennych. Nie pocisków i paliwa, bo to oczywiste, ale części.
Szansą Zełenskiego byłoby zaskoczenie wroga
Wreszcie, aby wygrać, wypada odejść od myślenia wyłącznie o sprzęcie i wyposażeniu. Autorzy raportu piszą: „W międzynarodowym wsparciu najwięcej uwagi, co zrozumiałe, poświęcano sprzętowi. Jednak to taktyka zadecyduje o tym, czy ukraińska piechota odniesie sukces na polu walki.” W ostatecznym rachunku będzie to starcie na morale i umiejętności. Co do morale, to porównanie wypada zdecydowanie na niekorzyść Rosjan. Czy intensywne szkolenia, jakim poddawano w ostatnim czasie tysiące ukraińskich żołnierzy przyniosą oczekiwany efekt? To wielkie pytanie.
Jeżeli jednak miałbym po lekturze raportu podać jeden i tylko jeden czynnik, jaki powinien zadecydować o ukraińskim (i naszym) sukcesie, to podałbym zaskoczenie. Jednak nie zaskoczenie rozumiane w sposób klasyczny, czyli taki wybór miejsca i czasu, aby przeciwnik nie zorientował się, że idzie natarcie. Przy dzisiejszym poziomie rozpoznania nie ma co marzyć o osiągnięciu tego typu zaskoczenia. To chodzi raczej o zastosowanie nowych sposobów walki i nowych rodzajów uzbrojenia, a może też i nowych sposobów wykorzystania uzbrojenia.
Rosjanie bowiem, jak zwracają autorzy raportu RUSI, co prawda ogarnęli się i walczą o wiele lepiej niż na początku, ale są reaktywni. Nauczyli się reagować na wyzwania i działają w skutecznej rutynie. Jakakolwiek zmiana po stronie ukraińskiej wywołuje u nich reakcje nieprzewidywalne, paniczne i musi upłynąć czas, zanim wypracują nowe rutyny. Ponadto dobrze działają w warunkach wojny statycznej, ale mają problemy w koordynacji w ruchu. Gdy pojawi się konieczność manewru, a ponadto wystąpią nowe, nieznane do tej pory zachowania po stronie przeciwnika, mogą się pogubić. Tu leży szansa dla Ukrainy.
Po latach dowiemy się, co tak naprawdę było decydujące. Jaką taktykę zastosowano, aby zdezorientować Rosjan. I jakie nowe systemy bojowe okazały się najskuteczniejsze. Może dostarczone niedawno brytyjskie rakiety dalekiego zasięgu Storm Shadow, które mogą razić umocnione cele na odległość nawet 250 km? Może znane tylko specjalistom systemy walki radioelektronicznej? A może jednak czołgi?
– Robert Bogdański
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy