Cywilizacja

Ukraińska kontrofensywa nadchodzi. Ale to nie czołgi zadecydują

Zachodni analitycy ostrzegają: Rosjanie – mówiąc kolokwialnie – ogarnęli się. Nauczyli się działać w sposób efektywny z tym, co mają. Dotyczy to wszystkich dziedzin, w jakich prowadzi się walkę.

Samotny czołg T-34 jadący przez Plac Czerwony wśród innych paradujących w dniu 9 maja pojazdów wojskowych jako jedyny reprezentant tej klasy, wzbudził uśmiechy niedowierzania i politowania wśród obserwatorów na całym świecie. Bo jakże to? Potęga pancerna, która chełpi się posiadaniem największej na planecie liczby czołgów, dla której majowy pokaz siły był od zawsze filarem imperialnej dumy, wystawia do defilady egzemplarz rodem z muzeum? Zamiast zwyczajowo pokazywanego najnowocześniejszego czołgu T-14 Armata, dumy Putina, który co prawda został już kilka lat temu okrzyknięty rewelacją i był traktowany z respektem przez specjalistów, ale widywano go jedynie na paradach, a teraz nagle znikł… Zastanawiające.

Oczywiście propagandowy przekaz potrafił sobie z tym problemem doskonale poradzić, wskazując, że T-34 to był czołg, na którym wojska radzieckie pokonały hitlerowskie Niemcy, więc zawsze pozostanie w sercach rosyjskich patriotów jako symbol zwycięstwa, tuż obok pepeszy, jednak malkontenci sarkali, że wszystkie nowoczesne czołgi poszły na wojnę z Ukrainą, te mniej nowoczesne także, a wystawianie na paradę mających prawie 70 lat czołgów T-55 to jednak poważny obciach, bo te czołgi do Berlina nie dojechały, a ich udział w wojnach Arabów z Izraelem nie pozostawił najlepszego wrażenia.

W tym samym czasie, gdy wyprężony jak struna dziarski rosyjski czołgista wynurzający się z wieżyczki czołgu identycznego jak znany wszystkim chłopcom dorastającym w PRL „Rudy” o numerze taktycznym 102, przejeżdżał przed zasępionym Władimirem Władimirowiczem i zbulwersowanym Alaksandrem Łukaszenką, ukraińscy czołgiści szkolili się z obsługi nowoczesnych czołgów zachodnich, zaś pierwsze wozy znajdowały się już na Ukrainie.

Nie ma kolosalnej przewagi Kijowa

Jak zwykle zaczęła Polska, która rok wcześniej dostarczyła prawie 300 czołgów poradzieckich, czyli T-72 i naszej własnej wariacji tego czołgu, czyli PT-91 „Twardy”, co pomogło w najtrudniejszym okresie, a na początku roku 2023, gdy trwały przepychanki z Niemcami o Leopardy oznajmiła, że dostarczy kompanię tych wozów, czyli 14 sztuk, z własnych zasobów. Było to w połowie stycznia, kanclerz Olaf Scholz prowadził wtedy żenujący dialog ze Stanami Zjednoczonymi, że jak wy dostarczycie, to my też, co skończyło się tym, że Joe Biden obiecał Abramsy, więc i Niemcy podjęli decyzję o przekazaniu kompanii 14 czołgów, a następnie w Europie poczęto gromadzić Leopardy z różnych źródeł.

Tuż po Polakach Brytyjczycy przekazali kompanię Challengerów, oczywiście wcześniej szkoląc załogi. Sprawa czołgów zaczęła być na początku roku tak modna w europejskich kręgach politycznych, że nawet Emmanuel Macron, który nigdy nie zaniedba okazji do lansu powiedział, że „rozważa” przekazanie Leclerców, ale na rozważaniach na szczęście się skończyło. Dlaczego na szczęście o tym za chwilę.

Mniej więcej pod koniec pierwszego kwartału udało się więc zebrać około 100 Leopardów różnej generacji pozyskanych od kilkunastu krajów i zaczęły one sukcesywnie przybywać na Ukrainę. Nawet odległa Hiszpania dostarczyła sześć sztuk. Niewzruszona pozostała posiadaczka 350 Leopardów Grecja, która obawia się ataku swojej natowskiej sojuszniczki, czyli Turcji posiadającej 320 tych wozów.

Razem z 31 Abramsami, ta kwesta czołgowa pozwoli uzbroić mniej więcej trzy ciężkie brygady zmechanizowane. Nie chcę się tu wdawać w talmudyczne rozważania, ile czołgów powinno przypadać na brygadę, czy taka brygada jest na etacie wojennym, czy pokojowym i w związku z tą liczbą i tym etatem czy jest to brygada pancerna, czy zmechanizowana i czy w związku z tym tych brygad jest trzy, czy cztery, napiszę tylko, że według ekspertów czołgi te stanowią poważną siłę uderzeniową, zwłaszcza w połączeniu z wozami bojowymi piechoty, a sami Amerykanie dostarczyli, lub mają dostarczyć około półtorej setki Strykerów i Bradleyów, jednak trudno mówić tu o stworzeniu jakiejś kolosalnej przewagi. Liczebnie nie zdoła to odbudować pancernego stanu posiadania ukraińskiej armii, choć pod względem jakości zachodnie czołgi z pewnością są lepsze od swoich rosyjskich i posowieckich odpowiedników.

Lżejsze rosyjskie czołgi zużywają mniej paliwa

Oprócz opinii ekspertów, którzy jak profesor Michael Clarke z londyńskiego King’s College, były dyrektor renomowanego brytyjskiego think tanku RUSI (Royal United Services Institute), zajmującego się sprawami bezpieczeństwa uważają, że Abramsów nie ma nawet co porównywać z rosyjskimi T-72, bo pod każdym względem są one lepsze, dobrze jest wziąć pod uwagę opinię samych raszystów. A ci wystawili do merytorycznego starcia najbardziej wiarygodnego eksperta, czyli Ramzana Kadyrowa, który niedawno sfotografował się w wieżyczce T-72 i napisał na Telegramie, że walka w takim czołgu to taka sama przyjemność, jak łowienie ryb podczas rejsu jachtem, a rosyjskie czołgi zgniotą amerykańskie Abramsy „jak orzechy”, gdy będą wjeżdżać triumfalnie do Kijowa. Widać z tego, że w raszystowskich elitach panuje naprawdę duże zdenerwowanie.

Oczywiście to wcale nie znaczy, że czołgi zachodnie mają same zalety, rosyjskie zaś same wady. Rozważanie przewag sprzętu wojskowego musi bowiem zawsze odnosić się do tak zwanych „realiów pola walki”, by użyć żargonu specjalistów od wojskowości. Przede wszystkim rosyjskie czołgi są zdecydowanie lżejsze od zachodnich. Zdecydowanym rekordzistą jest tu brytyjski Challenger, który waży 75 ton. Abramsy i Leopardy ważą z po około 67 ton, więc też dużo, bo przeciętny T-72 waży jedynie 47 ton.

Amerykański Abrams przejedzie 100 metrów na jednym litrze

To duża różnica, która przekłada się na lepszą mobilność i mniejsze zużycie paliwa. Tu z kolei rekordy bije amerykański Abrams, który posiada silnik z wysoko wydajną turbiną, która jednak pożera nieprawdopodobne ilości paliwa, w dodatku paliwa lotniczego, a nie zwykłego diesla, jak pozostałe czołgi. Co to znaczy nieprawdopodobne? Ano, na jednym litrze Abrams przejedzie w warunkach bojowych około 100 metrów. Jest jednak szybszy i potężniejszy od czołgów rosyjskich. Coś za coś.

Większa waga oznacza też grubszy pancerz i lepszą ochronę załogi. Rosyjska filozofia walki nie zakłada dbałości o życie ludzkie, dlatego na przykład przedział amunicyjny w rosyjskich czołgach nie jest oddzielony od kabiny załogi. Czyli kiedy dojdzie do trafienia i pancerz zostanie przebity, to wówczas bardzo prawdopodobne jest, że w powietrze wyleci cały zapas amunicji, a wraz z nim załoga i czołgowa wieżyczka. Wiele takich zdjęć widzieliśmy w ciągu ostatniego roku.

W czołgach zachodnich jest inaczej, inne jest także ich opancerzenie, co przekłada się na lepszą ochronę załogi, ale i na wagę. Dawniej można było opisać to podając po prostu grubość pancerza w milimetrach, ale dziś nie jest to już takie łatwe, bo istnieje wiele rodzajów pancerza, a te najnowocześniejsze są oczywiście utajnione. Nie ma mowy w każdym razie o prostym porównywaniu, więc lepiej poprzestać na konkluzji, że czołgi zachodnie lepiej chronią załogę, są szybsze i mocniejsze, ale za to cięższe i wymagają więcej paliwa. Ponadto są zdecydowanie lepiej wyposażone w systemy kierowania ogniem i tak zwane systemy aktywnej ochrony, czyli zwalczające pociski kierowane.
Billboard w Moskwie zachęcający obywateli Rosji do służby kontraktowej w armii. Afisz głosi: "Nasz zawód to obrona ojczyzny". Fot. MAXIM SHEMETOV / Reuters / Forum
I znowu, bez wdawania się w długie rozważania można powiedzieć, że operatorzy czołgów zachodnich lepiej i dalej widzą, są lepiej zamaskowani i potrafią się lepiej obronić przed atakiem. Co nie znaczy, że czołgi rosyjskie tego nie potrafią. Szczegółów dotyczących konkretnych systemów zainstalowanych w dostarczonych w tym półroczu na Ukrainę zachodnich czołgach dowiemy się zapewne, gdy skończy się wojna, albo nie dowiemy się nigdy.

Za dużo różnych systemów dla Ukrainy

Jest jeszcze jedna poważna wada tego pancernego pospolitego ruszenia, jakie dotarło, dociera, lub ma dotrzeć na Ukrainę. Jego rozmaitość. To dlatego pozwoliłem sobie napisać o Leclercach, że „na szczęście” prezydent Macron nie wyszedł poza „rozważanie” ich dostarczenia. Bo każdy czołg to cały system naprawczy, system dostarczania części zamiennych, odmienna logistyka. Śrubka, którą weźmiemy z Abramsa nie będzie pasowała do Leclerca, lub Leoparda, a już na pewno nie do brytyjskiego Challengera.

Wszystkie schematy i instrukcje będą różne i będą wymagały stworzenia osobnych zespołów specjalistów. A szybkość i sprawność dokonywania napraw na polu walki, albo w pobliżu pola walki jest absolutnie kluczowa dla utrzymania zdolności bojowej wszelkich pojazdów, a zwłaszcza czołgów. Ukraińcy będą mieli już wystarczająco poważne problemy z utrzymaniem czterech systemów walki (bo przecież nadal ich zasadniczym systemem są czołgi poradzieckie), więc być może lepiej, że Macron postanowił się tylko polansować i jednak tych Leclerców nie ofiarował? Z drugiej strony Ukraińcy, i słusznie, stosują zasadę, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby…

No dobrze, zapyta ktoś, ale skąd właściwie wziął się tytuł, skoro tyle miejsca poświęcono tu właśnie czołgom? Otóż wydaje mi się, że w zmediatyzowanym świecie, w którym lubimy myśleć skrótami i rzeczy skomplikowane poznawać poprzez rzeczy proste, czołgi stały się teraz naszym kluczem do zrozumienia wojny i do myślenia o naszym sukcesie. Na samym początku, gdy Rosja zbierała się do ataku, a Zachód nie zdobył się jeszcze na podjęcie decyzji o dozbrojeniu Ukrainy w broń ciężką, a dostarczał Javeliny i inne ręczne wyrzutnie przeciwpancerne, uchwyciliśmy się myśli, że to jest właśnie klucz do sukcesu.

Wszyscy pewnie pamiętamy zdjęcia ukraińskich kobiet i starców, którzy przygotowywali butelki z benzyną na przyjęcie rosyjskich czołgów. Mogło się wówczas wydawać, że naród rzuci się na okupantów z koktajlami Mołotowa i supernowoczesnymi amerykańskimi Javelinami i wygra.

Potem pojawiły się w świadomości społecznej tureckie Bayraktary, a świadomość ta była umiejętnie podsycana przez ukraińską internetową propagandę. Nuciliśmy piosenkę o Bayraktarze, oglądaliśmy porażane zrzucanymi z niego bombami rosyjskie transportery i żywiliśmy w sobie nadzieję, że oto istnieje cudowna broń, niedostępna rosyjskim Orkom, która pozwoli ich przepędzić. Kulminacją tego snu była zupełnie absurdalna zrzutka publiczna na zakup Bayraktara, który zapewne po kilku dniach Rosjanie spokojnie sobie zestrzelili…

Kremlowska logistyka coraz lepsza

Tymczasem rzeczywistość była inna i zaczęła się powoli przedostawać do naszej zbiorowej świadomości. Nie było żadnej cudownej broni, a największe sukcesy Ukraińcy odnosili używając tradycyjnej artylerii dalekiego zasięgu. Tak na przykład zmasakrowali słynny rosyjski konwój pojazdów opancerzonych, który wskutek złego dowodzenia utknął w podkijowskiej Buczy. Huraganowy ogień ukraińskich armato-haubic zmiótł go z powierzchni ziemi. Nie było tam na szczęście żadnych kobiet i starców z butelkami z benzyną.

Ponieważ jednak zbiorowa wyobraźnia lubi proste rozwiązania, następnym „game changerem”, jaki się w niej zagnieździł były amerykańskie Himarsy. Tu zresztą po raz pierwszy zbiorowa wyobraźnia zbliżyła się do rzeczywistości, bo precyzyjne wyrzutnie rakiet krótkiego zasięgu naprawdę pozwoliły na zrobienie rosyjskiej armii poważnej krzywdy. Rosjanie wyobrażali sobie, że będą mogli bezkarnie rozbudowywać sobie w pobliżu linii frontu ogromne magazyny amunicji i paliwa i utrzymywać sztaby. Zarzucili Ukraińców gradem pocisków i zaczęli posuwać się niepowstrzymanie do przodu korzystając z zapasów, które mieli w zasięgu ręki. I wtedy okazało się, że te magazyny i sztaby zaczęły masowo wylatywać w powietrze.

Właśnie dzięki Himarsom. To one zmusiły Rosjan do zasadniczej przebudowy swojej logistyki i odsunięcia magazynów o co najmniej 100 kilometrów od linii frontu i rozproszenia tych, które służyły bezpośrednim działaniom. To był dla najeźdźców wstrząs, z którego zresztą się już otrząsnęli, ale w połowie 2022 roku był naprawdę poważny.

Ponieważ jednak od wprowadzenia Himarsów do linii w czerwcu ubiegłego roku upłynęło dużo czasu, a efekt „himarsowania” przestał na rosyjskiej armii robić takie wrażenie, jakie robił z początku, zbiorowa wyobraźnia zapragnęła nowości i tą okazały się czołgi. Wszystkie posowieckie czołgi, jakie mogły być dostarczone Ukrainie zostały jej dostarczone w roku 2022 przez Polskę, Czechy i Słowację, zresztą także przez samą Rosję, bo najwięcej czołgów ukraińska armia pozyskała remontując wozy zdobyczne.

Pojawiła się potrzeba pozyskania nowych i tu jedyną możliwością było przejęcie nowoczesnych czołgów zachodnich. Ukraińskie władze zaczęły kierować do państw zachodnich prośby o Leopardy, a publiczność wyobraziła sobie, że oto przed nami nareszcie konstrukcja bojowa, która pozwoli na pokonanie Rosjan w planowanej na wiosnę kontrofensywie.

Moskwa uczy się na błędach

I tak oto Ukraińcy dostali prawie półtorej setki nowoczesnych czołgów, co jest liczbą dużą, ale nie oszołamiającą i stoją obecnie przed decyzją o rozpoczęciu ofensywy która ma znaczenie historyczne. Bo nie jest tajemnicą, że Zachód przygotowuje się do zawieszenia swojej bezwarunkowej pomocy od jesieni, kiedy będzie chciał skłonić Ukrainę do rozmów pokojowych. Więc to, co zostanie do tej pory wywalczone, to zostanie, a co nie, to być może przepadnie na długie dziesięciolecia.

Czy Ukraina powinna „bronić się siłą”?

Papież Franciszek uważa, że nie.

zobacz więcej
Co będzie decydujące dla powodzenia tej ofensywy? Czy czołgi? Nie odważę się odpowiedzieć na tak zadane pytanie, ale mogę wskazać dokument, który rzuci na ten problem nieco światła. To raport opublikowany niedawno przez wspomniany wcześniej think tank RUSI, a zatytułowany dość przerażająco: „Maszynka do mięsa: rosyjska taktyka w drugim roku inwazji na Ukrainę.” Autorami raportu są Jack Watling i Nick Reynolds, a powstał on w wyniku ich podróży na front w kwietniu i maju i przeprowadzeniu szeregu wywiadów z żołnierzami wielu jednostek ukraińskiej armii.

To jest profesjonalny raport specjalistów od wojskowości, którzy nie szukają cudownych recept na zwycięstwo, tylko chłodno rozważają, co jest możliwe, a co nie. Są dalecy od lekceważenia Rosjan, bo wiedzą, że lekceważenie przeciwnika jest pierwszym krokiem na drodze do porażki. Zasadniczym przesłaniem tego raportu jest, że rosyjska armia jest zdolna uczyć się na błędach i wiele się przez ostatnie półtora roku nauczyła.

Czego? Porzuciła na przykład całkowicie pierwotną koncepcję, z jaką wkraczała na Ukrainę, opierającą się na współdziałaniu wysoce mobilnych Batalionowych Grup Bojowych i przeszła na strukturę opierającą się na podziale piechoty według specjalności i rodzaju użycia. Nie wdając się w specjalistyczne szczegóły warto podać, że dzięki temu podziałowi rosyjscy wojskowi byli w stanie wprowadzić do armii i użyć wielką liczbę źle przeszkolonych „mobików”, która zasiliła armię po jesiennej częściowej mobilizacji. Zostali oni mianowicie użyci do dwu celów: wykrywania walką stanowisk ogniowych Ukraińców i identyfikowania w ten sam sposób ich słabych punktów.

Niszczeniem tych stanowisk i atakowaniem słabych punktów zajmowały się już inne kategorie piechoty, o wiele bardziej doświadczone, wyszkolone i lepiej wyposażone. Nie trzeba dodawać, że proporcje strat były dalece nierówno rozłożone w tych różnie traktowanych rodzajach piechoty. „Mobiki” służyły, mówiąc wprost, za mięso armatnie i stąd zapewne szokujący tytuł raportu.

Nowa czołgowa strategia Rosjan

Ogromne straty w broni pancernej nauczyły też Rosjan inaczej traktować swoje czołgi. Są one rzadko używane do frontalnych ataków. Ostatni z takich ataków miał miejsce wiosną tego roku pod Wuhłedarem, gdy cała brygada pancerna została zniszczona próbując przebić się przez pola minowe i dobrze przygotowane pozycje armii ukraińskiej. To jak się wydaje skutecznie wyleczyło Rosjan z pomysłów o naśladowaniu zagonów pancernych z czasów II wojny światowej.

Do czego w takim razie używają czołgów?

Po pierwsze jako artylerii na krótkich dystansach, co może się wydawać o tyle dziwne, że armaty czołgowe są o wiele słabsze i mają o wiele krótszy zasięg od klasycznej artylerii, ale z drugiej strony są o wiele mobilniejsze i lepiej chronione. To właśnie wykorzystują Rosjanie.

Po drugie do niszczenia zidentyfikowanych celów na krótkich dystansach w walkach pozycyjnych.

Po trzecie wreszcie do angażowania przeciwnika w czasie rotacji własnych wojsk. Ukraiński atak w czasie rotacji wojsk przyniósł Rosjanom klęskę jesienią zeszłego roku na Charkowszczyźnie i o tego czasu rutynowym ich działaniem jest, że gdy pododdziały są rotowane, wówczas następuje rajd czołgów, które zasypują przeciwników gradem pocisków i starają się jak najszybciej wycofać. Wykorzystywane są do tego najsolidniej wyposażone czołgi.

Widać zatem, że Rosjanie nauczyli się działać w sposób efektywny z tym, co mają. Warto dodać, że do wykorzystania w ten sposób dobrze nadają się także starsze modele czołgów, na przykład wprowadzane ostatnio do linii T-62, nowoczesne w latach 70-tych ubiegłego wieku. Informacja o aż tak głębokim sięgnięciu do zasobów magazynowych wywołała powszechnie kpiny, ale jak się okazuje, niesłusznie.

Wojsko Putina już umie używać systemów rozpoznania

Raport dobrze ocenia dwa poważnie rozwinięte w armii rosyjskiej rodzaje wojsk: inżynieryjne i artyleryjskie. Te pierwsze są zdolne do prędkiego budowania fortyfikacji obronnych, których głębokość sięga z reguły 30 kilometrów i składają się wielu warstw, w tym pól minowych, a ponieważ Rosja nie podpisała konwencji o zakazie stosowania min przeciwpiechotnych, są nasycone takimi właśnie minami, które często występują tuż obok min przeciwczołgowych.

Artyleria jest w tej wojnie jest odpowiedzialna za około 80% strat, więc niepodzielnie panuje na polu walki. Według szacunków autorów raportu w roku 2022 Rosjanie wystrzelili około 12 milionów pocisków artyleryjskich wystrzeliwując ich dziennie od 20 do 60 tysięcy. Doprowadziło to do poważnego naruszenia zapasów, a ponieważ ich krajowa produkcja roczna to mniej więcej 2,5 miliona pocisków, więc w tym roku byli zmuszeni do zmniejszenia zużycia amunicji i przewiduje się, że wystrzelą około 7 milionów pocisków. ODWIEDŹ I POLUB NAS Jednak nie sama intensywność ognia jest groźna w starciu z rosyjską artylerią. Rosjanie coraz lepiej uczą się bowiem używać dobrego systemu rozpoznania i wskazywania celów o nazwie Strzelec. Łączy on obraz z wielu dronów i punktów obserwacji i podaje dowódcom precyzyjnie, gdzie skierować ogień. Z reguły dzieje się to już po kilku minutach od przeprowadzenia rozpoznania.

W roku 2022 w wielu rosyjskich pododdziałach elementy tego systemu nie były nawet wyjmowane z pojemników, a jeżeli już zostały wyjęte, to żołnierze nie potrafili ich używać. Teraz już potrafią i jest to jedna z poważniejszych zmian, jakie zaszły od początku wojny.

Skutecznie zakłócają ukraińską elektronikę

Innym mocnym punktem Rosjan jest walka elektroniczna polegająca na zakłócaniu i przechwytywaniu wszelkiego rodzaju sygnałów elektronicznych używanych przez przeciwnika. W ten sposób Ukraińcy tracą miesięcznie na froncie około 10 000 dronów, głównie obserwacyjnych. Rosjanie są w stanie także przechwytywać i rozszyfrowywać w czasie prawie realnym komunikację dokonywaną przy pomocy radiotelefonów Motorola posiadających systemy 256-bitowe.

Wreszcie obrona przeciwlotnicza, którą należy rozumieć nie tylko jako zdolność atakowania samolotów, bo te raczej nie zapuszczają się rejony frontowe, zresztą z obu stron, tylko głównie jako obronę przed rakietami. Wystrzeliwane z Himarsów rakiety są już w tym roku w większości przechwytywane przez rosyjskie systemy obronne i trzeba wystrzelić jednocześnie wiele pocisków, aby choć jeden trafił w cel.

Po prostu Rosjanie – mówiąc kolokwialnie – ogarnęli się i zaczęli używać swoich środków w efektywny sposób. Dotyczy to zresztą wszystkich dziedzin, w jakich prowadzi się walkę. Gdyby trzeba było raport Watlinga i Reynoldsa podsumować jednym zdaniem, to chyba musiałoby ono brzmieć właśnie tak: „Rosjanie ogarnęli się”.

Jak wobec tego postępować, aby kontrofensywa była skuteczna? Autorzy raportu umieszczają przy jego końcu znamienne zdanie, że to jak armia ukraińska zechce zmierzyć się z przedstawionymi wyżej wyzwaniami jest informacją wrażliwą i nie będzie przedstawiane w tekście. Przypominają oni w ten sposób, że to nie są ćwiczenia, że to jest operacja na żywym organizmie i od decyzji, jakie zostaną teraz podjęte zależy życie ludzi i przyszłość Ukrainy. A my możemy sobie dopowiedzieć, że i przyszłość Polski.

Oczywiście zaraz potem autorzy wymieniają dziedziny, jakie będą krytyczne dla powodzenia działań. Tytułowe czołgi są tam tylko jednym z wielu elementów i to – rzecz charakterystyczna – ujętym z punktu widzenia logistyki, a nie zdolności bojowej w bezpośrednim starciu. Kluczowe jest mianowicie, aby w pobliżu pola walki znajdowały się dostateczne zapasy części zamiennych. Nie pocisków i paliwa, bo to oczywiste, ale części.

Szansą Zełenskiego byłoby zaskoczenie wroga

Wreszcie, aby wygrać, wypada odejść od myślenia wyłącznie o sprzęcie i wyposażeniu. Autorzy raportu piszą: „W międzynarodowym wsparciu najwięcej uwagi, co zrozumiałe, poświęcano sprzętowi. Jednak to taktyka zadecyduje o tym, czy ukraińska piechota odniesie sukces na polu walki.” W ostatecznym rachunku będzie to starcie na morale i umiejętności. Co do morale, to porównanie wypada zdecydowanie na niekorzyść Rosjan. Czy intensywne szkolenia, jakim poddawano w ostatnim czasie tysiące ukraińskich żołnierzy przyniosą oczekiwany efekt? To wielkie pytanie.

Jeżeli jednak miałbym po lekturze raportu podać jeden i tylko jeden czynnik, jaki powinien zadecydować o ukraińskim (i naszym) sukcesie, to podałbym zaskoczenie. Jednak nie zaskoczenie rozumiane w sposób klasyczny, czyli taki wybór miejsca i czasu, aby przeciwnik nie zorientował się, że idzie natarcie. Przy dzisiejszym poziomie rozpoznania nie ma co marzyć o osiągnięciu tego typu zaskoczenia. To chodzi raczej o zastosowanie nowych sposobów walki i nowych rodzajów uzbrojenia, a może też i nowych sposobów wykorzystania uzbrojenia.

Rosjanie bowiem, jak zwracają autorzy raportu RUSI, co prawda ogarnęli się i walczą o wiele lepiej niż na początku, ale są reaktywni. Nauczyli się reagować na wyzwania i działają w skutecznej rutynie. Jakakolwiek zmiana po stronie ukraińskiej wywołuje u nich reakcje nieprzewidywalne, paniczne i musi upłynąć czas, zanim wypracują nowe rutyny. Ponadto dobrze działają w warunkach wojny statycznej, ale mają problemy w koordynacji w ruchu. Gdy pojawi się konieczność manewru, a ponadto wystąpią nowe, nieznane do tej pory zachowania po stronie przeciwnika, mogą się pogubić. Tu leży szansa dla Ukrainy.

Po latach dowiemy się, co tak naprawdę było decydujące. Jaką taktykę zastosowano, aby zdezorientować Rosjan. I jakie nowe systemy bojowe okazały się najskuteczniejsze. Może dostarczone niedawno brytyjskie rakiety dalekiego zasięgu Storm Shadow, które mogą razić umocnione cele na odległość nawet 250 km? Może znane tylko specjalistom systemy walki radioelektronicznej? A może jednak czołgi?

– Robert Bogdański

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Supernowoczesne amerykańskie czołgi Abrams mają być przekazane ukraińskiej armii. Na zdjęciu w czasie demonstracji modelu M1A2 na polskim poligonie w Nowej Dębie w kwietniu 2023. Fot. U.S. Army / Zuma Press / Forum
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.