Kultura

Kraina bez łagodności. Krótka historia polskiego metalu

W domach kultury uczono się grania. Na metalowych koncertach – sztuki przeżycia. Gdy w 1989 roku Marquis Marky ze szwajcarskiego Coronera w wywiadzie dla „Thrash’em all” mówił: „Jesteście najgorętszą widownią w Europie!”, zapewne tylko przez grzeczność nie dodał: „I najkrwawszą”.

W piątek 9 czerwca zaczyna się 60. Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu. Trzydniowe święto muzyczne zainauguruje „Wielka Gala – Od Opola do Opola” (TVP1, 9 czerwca, godz. 20:15). Następnie zapraszamy na „Debiuty” (TVP1, 9 czerwca, godz. 22:20), podczas których młodzi artyści powalczą o nagrody imienia Anny Jantar oraz widzów festiwalu. W ramach wydarzenia towarzyszącego OFFPOLE, które wyemituje TVP Kultura i TVP Kultura 2, usłyszymy gwiazdy rocka, jazzu, rapu i didżejskie kompilacje. Odbędzie się też koncert poświęcony opolaninowi, gitarzyście i kompozytorowi, jednemu z założycieli heavymetalowego zespołu TSA, liderowi i założycielowi rockowej grupy Złe Psy, który zmarł w styczniu 2022 r. Podczas „Tribute to Andrzej Nowak” (TVP Kultura, 9 czerwca, godz. 20:30) wystąpią kultowe Złe Psy, a Marek Piekarczyk zagra największe przeboje TSA akustycznie.

Początki ciężkiego grania w Polsce obrastają mchem. A właściwie Mchem – zespół związany w drugiej połowie lat 70. XX wieku z klubem Mechanik Politechniki Warszawskiej należy do prekursorów polskiego heavy metalu. Podobnie jak nieco starszy Test, który sięgał nie tylko po „Smoke on the Water” Deep Purple, ale już w tamtych czasach dorobił się przeboju „Matylda”, w którym podmiot liryczny zwierza się z poszukiwań tytułowej dziewczyny. Miłe złego początki – westchną moraliści.

A później było TSA, czyli Tajne Stowarzyszenie Abstynentów. Założony w 1979 roku w Opolu zespół szybko zdobył ogólnopolską sławę. Gdy w 1984 roku ukazał się „Heavy Metal World”, wokalista Marek Piekarczyk prowokacyjnie pytał na łamach miesięcznika muzycznego „Non Stop”: „A co innego można grać w tym kraju?”. I z miejsca odpowiadał: „Jedynie heavy metal albo punk rock. (…) Heavy metal mi odpowiada. Jest to muzyka buntu. Dopóki gram ją, nic mnie nie ugrzeczni. Heavy metal nie pozwala na granie tanich przeboików. Ryczące gitary wykluczają jakąkolwiek łagodność. (…) Heavy metal idzie naprzód prostą drogą od źródeł, od pierwszego archaicznego bluesa, rozwija się powoli, ale skutecznie, tak jak muzyka ludowa. Ewoluuje stopniowo i niespiesznie. Dłużej przez to przetrwa. Muzyka heavy metal nie zdradziła rocka, jego ideałów. Nie zdradziła kontrkultury” (cytat za: „Skóra i ćwieki na wieki. Moja historia metalu”, Jarek Szubrycht).

Dziś można zadumać się nad słowami Piekarczyka. Uśmiechnąć nad ich buńczucznością. Zachwycić idealizmem, który rozkwitał na przekór podłym czasom. Jedno jest pewne – metal po polsku przeżył swoje ewolucje i rewolucje. Trzeba pamiętać, że prawdziwym laboratorium doktora Frankensteina była dla metalu transformacja ustrojowa. To dzięki niej polski metal ma swoje ezoteryczne nisze, ciemne i brudne nory, komercyjne gwiazdy. Mgła nie szuka Matyldy, In Twilight’s Embrace oddaje hołd Armii, bezczeszcząc „Opowieść zimową”, Behemoth w satanizmie dawno prześcignął Kata, łącząc ostentacyjnie buntowniczy wizerunek z zachwytami liberalnych salonów.

Metalowcy z północy w śląskiej kopalni

Jasno mówi o tym Piotr Dorosiński na kartach „Rzeźpospolitej”: „Takie style jak death, black, doom, thrash w Polsce w latach 90. nie wzięły się znikąd, nie wzięły się znienacka”. I dodaje: „Powstawało u nas relatywnie dużo bardzo dobrej muzyki, ale równolegle był to okres zawiedzionych nadziei, zagmatwanych historii, a upragnione kontrakty z zachodnimi wydawcami były towarem reglamentowanym. Jedynie Vader stanął w tamtych czasach w szeregu klasycznych zespołów światowego podziemia. Wydawali płyty w najlepszych wytwórniach i zjeździli ze swoją muzyką kawał świata – od swojskich domów kultury w Polsce po kluby w Japonii”. Notabene – Rzeźpospolita to termin, który naprawdę dobrze oddaje dzieje metalu z jego najmniej ugrzecznionych lat. Gdy dorośli dziś metalowcy nie mieli do stracenia nic oprócz długich piór. Katan, badziol, ekranów (wielkich naszywek na plecy dżinsowych kamizelek, w rękawach lub bez), zdobytych w tape-tradingowym znoju nagrań i fanzinów, które wtedy zapewniały wtajemniczenie, jakiego nie uświadczycie w świecie Google'a, serwisów streamingowych i social mediów.


To Vader zasłynął zrealizowanym w 1992 roku przez MTV teledyskiem „Dark Age”. Piotr Wiwczarek chciał magicznych symboli, zachodnia ekipa – przemysłowego Śląska. Owocem kompromisu jest klasyczny dziś teledysk, który wzmocnił pozycję Vadera na rodzimej i światowej metalowej scenie. Peter wspominał po latach: „To zresztą zbliżało nas trochę do zespołów brytyjskich, do tych wszystkich kapel z Birmingham, których muzycy, zanim odnieśli sukces, pracowali w fabrykach i kopalniach. Owszem, Katowice były wówczas ośrodkiem muzyki metalowej w Polsce, ale do nas to zupełnie nie pasowało. My byliśmy z północy kraju, tam były zupełnie inne historie”. Prawda czasu i prawda ekranu: długowłosa młodzież na całym świecie, dzięki obowiązkowemu w tamtych czasach dla każdego metalowca programowi „Headbanger’s Ball”, zobaczyła olsztyńskich metalowców w śląskiej oprawie. „Polski zespół w takim kultowym programie, w MTV, to naprawdę było wielkie wydarzenie” – podsumowuje Wiwczarek („Vader. Wojna totalna”, Jarek Szubrycht).

Historia Vadera znakomicie obrazuje historię przejścia od PRL do III RP. Od realnego socjalizmu do gospodarki rynkowej. Od PRL-owskiej gitary Romeo-2 kupionej przez Petera w olsztyńskiej „Desie” na początku lat 80. po sygnowaną przez niego linię gitar Ran Invader polskiej firmy Ran Guitars. Od inspirujących młodego muzyka spotkań w domu kultury zarządzanym przez Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej po ogólnopolską trasę koncertową na czterdziestolecie zespołu, zapowiadaną na sierpień i wrzesień tego roku. A po drodze niezliczone międzynarodowe występy i kolejne albumy. I „Sword of the Witcher”, utwór nagrany specjalnie dla CD Projekt RED – w 2007 roku Vader promował grę komputerową o Wiedźminie, dokładając w ten sposób swoją cegłę do budowy popkulturowej legendy Geralta z Rivii.

Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że PRL-owskim domom kultury starsi i młodsi metalowcy zawdzięczali wówczas nie mniej niż słynnej Metalmanii. Roman Kostrzewski, nieżyjący już lider Kata, tak wspominał Miejski Dom Kultury w Bytomiu: „Najbardziej prężnie, jeśli chodzi o działalność artystyczną, działał bytomski MDK, gdzie nocami napierdzielało SBB! To był wybitny, jak na tamte czasy, dom kultury, z piękną, udekorowaną i świetnie przygotowaną salą. Później, gdy przyszło mi grać w zespole, właśnie w tym MDK-u znaleźliśmy swoją przystań” („Roman Kostrzewski. Głos z ciemności”, Mateusz Żyła).

To był trend zrozumiały w realiach PRL, w czasach nadzoru instytucjonalnego nad wyższą i niższą kulturą. Jarek Szubrycht, przez lata lider Lux Occulty, opowiadał mi kilka lat temu: „Ćwiczyliśmy jako zespół metalowy w naszym domu kultury w Dukli. To było szersze doświadczenie, znane wielu późniejszym zawodowym muzykom: trudne związki tych instytucji z przeróżnymi metalowymi czy punkowymi młodzieżowymi składami. Z jednej strony ludzie, którzy tam pracowali, chcieli pomagać małolatom w nauce gry na instrumentach, z drugiej zupełnie nie ogarniali tego, co się dzieje”.

Łaska w jego uszach i krwawa metalmania

A co z Metalmanią? Na pierwszej imprezie, w 1986 roku, zagrały zespoły, które na trwałe wpisały się w historię polskiego metalu. Test Fobii, Wilczy Pająk, znany też jako Wolf Spider, Turbo, Vader, Dragon i Kat. Pierwsza Metalmania w katowickim Spodku obyła się jeszcze bez Tomasza Dziubińskiego. Ale kolejne będą kojarzone przede wszystkim z jego postacią.

Muzyk, który się nie sprzedał. Założyciel kultowego polskiego zespołu rockowego nie żyje

Gdybym nie został gitarzystą, to byłbym milicjantem. Żeby się wyżyć – mówił.

zobacz więcej
Dziubiński ma swoją złą i dobrą legendę. To jemu – oprócz Metalmanii – scena metalowa zawdzięcza założoną pod koniec lat 80. wytwórnię Metal Mind Productions. I polską wersję „Młotka”, czyli kultowego „Metal Hammera”, który upadł pod ciężarem własnej legendy i ustąpił na polskim rynku pierwszeństwa tytułom takim jak „Noise Mgazine” i „Musick Magazine”. To Dziubiński w 1991 roku zorganizował w Polsce markową imprezę Monsters of Rock z udziałem AC/DC, Metalliki i Queensrÿche. To także on decydował o być albo nie być wielu projektów. Rządził i dzielił. Czasem można spotkać się z poglądem, że szerzej rozumianym metalowym podziemiem w tamtych czasach były wszystkie kapele, które nie znalazły łaski w jego uszach. Nie wchodziły do gry, albo miały dłuższą drogę do startu: nie dla nich były profesjonale sesje nagraniowe i lepszy muzyczny sprzęt.

W drugiej połowie lat 80. Dziubiński był nie tylko menadżerem Kata. W „Raporcie o Acid Drinkers” Leszek Gnoiński przypomina: „Z czasem powstała cała tzw. stajnia Dziubińskiego. Taki objazdowy heavymetalowy cyrk, który obstawiał kolejne Metalmanie i Jarociny”. Acid Drinkers jako protegowani „Dziuby” zagrali w 1990 roku na piątej edycji katowickiej imprezy. Przyjęcie fanów i dziennikarzy było naprawdę entuzjastyczne: „Guns N’ Roses na obrotach Metalliki”. Przed nagraniem „Czarnego Albumu” przez Metę takie porównanie nie gorszyło metalowych ortodoksów. Chwilę później poznańskie Kwasożłopy miały szansę dogonić i przegonić Vadera w wyścigu do międzynarodowej sławy. Choć zespół powstał jeszcze w 1986 roku, debiutancką płytę nagrał cztery lata później. I właśnie wtedy pojawiła się szansa: udział w tournée amerykańskich zespołów Dark Angel i Forbbiden. Niestety, trasę zapowiadaną na kilkadziesiąt koncertów odwołano.

W domach kultury uczono się grania. Na Metalmanii – czy szerzej: na metalowych koncertach – uczono się sztuki przeżycia. Gdy w 1989 roku Marquis Marky ze szwajcarskiego Coronera w wywiadzie dla „Thrash’em all” mówił: „Jesteście najgorętszą widownią w Europie!”, zapewne tylko przez grzeczność nie dodał: „I najkrwawszą”. Przemoc była nieodłącznym towarzyszem metalowych imprez na przełomie ustrojowym. Zbigniew Szulc, jeden z ówczesnych załogantów, wspomina: „Podróż na koncert była niebezpieczna w pojedynkę lub małą grupą. Często zdarzały się rozróby w pociągach, jak spotykały się ekipy z różnych miast. Dochodziło do bójek i krojenia katan, znaczków i kasy. Najgorzej było pod halami i na mieście. Trzeba było poruszać się w dużych grupach, bo jak byłeś sam, to na pewno oberwałeś w maskę i straciłeś bilet lub kasę. (…) Na pewno prym wiódł Szczecin. To była pierwsza ekipa, która dała się we znaki całej Polsce” (Wojciech Lis, „Festiwal szaleństwa”).

Metalowej młodzieży silnie dawała się również we znaki Milicja Obywatelska – biła przed koncertami, po nich i w ich trakcie. Prewencyjnie i wychowawczo. Miejskie legendy mówią również o goleniu głów. Po zmianie systemowej, gdy pojawiły się agencje ochrony, często posiłkujące się byłymi funkcjonariuszami służb, to ochroniarze wzięli na siebie niewdzięczny obowiązek tłuczenia spokojnych i niespokojnych fanów cięższych brzmień. Nie tylko metalu – Kazik Staszewski regularnie reagował na przemoc wobec publiki pod sceną. Ważna rzecz: na silne wówczas subkulturowe podziały, związane z muzyką i ideologią, nakładały się kibicowskie wojny i zgody. Dziś koncerty metalowe to nieledwie Arkadia – pięćdziesięcioletni dżentelmeni w katanach, na etatach w korporacjach, grzecznie konwersują z dwudziestoletnimi postblackmetalowcami, których nie wzrusza ekran z „Master of Puppets” Metalliki. Za to ekscytują się Gruzją, Domem Złym i JAD-em. Koszmarnie rzecz upraszczając, rzecz jasna.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Dla wielu metal z tamtych czasów to oczywiście czarna msza w Jarocinie i bluźnierczy koncert Testu Fobii-Kreona. I Kat sięgający satanistycznych koncepcji Szandora LaVeya. Ale rzeczywiste podziemie było gdzie indziej, i szybko się radykalizowało – szczególnie gdy przyszła transformacja ustrojowa i nieco młodsze roczniki uznały metal za swój sposób na życie. Na północy Europy metalowy underground sięgał po neopogański, głęboko antychrześcijański okultyzm. To spodobało się polskim metalowym radykałom. Tak było choćby w przypadku Adama „Nergala” Darskiego, który początkowo nosił pseudonim Holocausto. I tak było w przypadku Roba „Darkena” Fudalego, znanego z narodowosocjalistycznego, blackmetalowego Gravelandu.

Fudali nie miał przy tym wątpliwości, że „prawdziwy bezbożny black metal miał być bezkompromisowy i buntowniczy. (…) Nie mogłeś być przywołującym mroczne siły zwolennikiem diabelskiego black metalu, a jednocześnie potępiać nazizm” („Black Metal. Ewolucja kultu”, Dayal Patterson). Nergal przyznawał, że początkowo Darken był „przyjacielem zespołu”, czyli Behemotha, ale ich drogi szybko się rozeszły. Darski wybrał własną okultystyczną ścieżkę, której zdecydowanie daleko do „jasełkowego satanizmu”, którym to pieszczotliwym określeniem próbował ocieplić jego wizerunek ks. Adam Boniecki.

„Ryczące gitary wykluczają jakąkolwiek łagodność” – historia polskiego metalu potwierdza słowa Marka Piekarczyka. Metal towarzyszył buntowi polskiej młodzieży w czasach PRL. Był wyrazem wściekłości w czasach transformacji. Z czasem podzielił los całego gatunku: przegrał walkę o duszę młodych z rapem, ale zachował wielu fanów. Dał sławę i bogactwo przynajmniej kilku metalowym zespołom. I wciąż ewoluuje w wielu artystycznych i ideowych kierunkach.

– Krzysztof Wołodźko

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


55. Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki Opole 2018. Zespół Złe Psy podczas koncertu „Przebój na mundial”. Fot. TVP / Forum
W dniach 9-11 czerwca Telewizja Polska zaprasza na 60. Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Zainauguruje go „Wielka Gala – Od Opola do Opola” (TVP1, 9 czerwca, godz. 20:15), podczas której największe hity minionych lat przypomni m.in.: Zakopower, Wanda i Banda, Roxie Węgiel, Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”. Następnie odbędą się „Debiuty” (TVP1, 9 czerwca, godz. 22:20), czyli utrzymane w konwencji talent show występy młodych artystów, którzy powalczą o nagrodę imienia Anny Jantar oraz nagrodę widzów opolskiego festiwalu.

Kolejny dzień festiwalu, sobotę 10 czerwca, rozpocznie koncert „Premiery” (TVP1, 10 czerwca, godz. 20:15), podczas którego usłyszymy m.in.: Rafała Brzozowskiego z utworem „W pokoju hotelowym”, Annę Sokołowską z „Jesteś przy mnie” oraz zwycięzcę 13. edycji „The Voice of Poland” Dominika Dudka z utworem „Idę”. Drugim sobotnim koncertem będzie „Czas ołowiu” (TVP1, 10 czerwca, godz. 22:00) – sentymentalna podróż muzyczna w hołdzie dla uznanych artystów poprzednich edycji opolskiego festiwalu, którzy już odeszli. Czesława Niemena, Zbigniewa Wodeckiego, Annę Jantar, Irenę Jarocką i innych wspomną występami współczesne gwiazdy, m.in.: Piotr Kupicha, Justyna Steczkowska, Krystian Ochman i Ania Rusowicz.

W niedzielę 11 czerwca widzów rozgrzeje koncert „Cała sala śpiewa z nami, czyli hity opolskiej publiczności” (TVP1, 11 czerwca, godz. 20:15). Na scenie wystąpią m.in.: Leszcze, Janusz Radek, Katarzyna Cerekwicka i Łukasz Zagrobelny. „Ale To Już Było. Jest. I będzie! 60. KFPP, Opole 2023” (TVP1, 11 czerwca, godz. 21:35) to finałowy koncert, podczas którego występy artystów będą przeplatane krótkimi felietonami „O‘polskiej Kroniki Festiwalowej”. Na scenie zaprezentują się m.in.: Czerwone Gitary, Skaldowie, Maryla Rodowicz, Viki Gabor, Ania Wyszkoni, Andrzej Rosiewicz, Alicja Majewska i Włodzimierz Korcz, Izabela Trojanowska, Halina Mlynkova, Krystyna Prońko, Edyta Górniak, Krzysztof Cugowski, Halina Frąckowiak, Ryszard Rynkowski i Kamil Bednarek.

Podczas festiwalu będzie też alternatywna muzyka i jeszcze więcej oryginalnego brzmienia – a to podczas koncertów towarzyszących OFFPOLE, które wyemituje TVP Kultura i TVP Kultura 2. Pierwszego dnia festiwalu odbędzie się koncert „Tribute to Andrzej Nowak” (TVP Kultura, 9 czerwca, godz. 20:30), podczas którego pojawią się kultowe Złe Psy, a Marek Piekarczyk zagra największe przeboje TSA akustycznie.

W sobotę OFFPOLE w ramach „Sceny otwartej na jazz” (TVP Kultura, 10 czerwca, godz. 20:30) wystąpią Piotr Wyleżoł i jego specjalnie przygotowany do Opola projekt Flying Fish – to prawdziwa gratka dla miłośników progresywnego grania. Wokalistka Patrycja Zarychta po raz pierwszy wykona utwory, które pojawią się na jej nowej płycie. Premierowo wystąpią też laureaci Jazz Juniors 2022 – zespół Ziemia oraz Dizzy Boyz Brass Band z gościnnym udziałem Marty Zalewskiej.

W ramach „OFFPOLE Extra” (TVP Kultura, 11 czerwca, godz. 22:05) widzowie usłyszą także m.in.: Abradaba, Rahima i Kleszcza, którzy w opolskim amfiteatrze wystąpią w piątek oraz duet didżejski DJ Eprom i Mr Krime, który wystąpi w sobotę.
SDP2023
Zdjęcie główne: Żary, 2 sierpnia 2003, Przystanek Woodstock. Występ zespołu Vader. Fot. Bartek Sadowski / Forum
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.