– Czy ty na pewno nie przesadzasz z tymi obawami? – pyta mnie znajomy wykładowca.
– No dobrze, a co byś zrobił, gdyby student powiedział ci nagle na zajęciach, że nie życzy sobie formuły „pan”, tylko „pani” – pytam w odpowiedzi.
– U nas nie mamy takich problemów – śmieje się wykładowca, ale natychmiast jego śmiech gaśnie, bo oboje wiemy, że to nieprawda. Właśnie na jego uczelni od kilku lat uwagę przyciąga bowiem poważny profesor, który ubiera się w damskie garsonki – nikt mu nie zwraca uwag, ale też nikt nie wie, co z tym zrobić. Człowiek ten nie głosi żadnych haseł genderowych, nie wystąpił o zmianę imienia na żeńskie, nie deklaruje kobiecej tożsamości. W kuluarach chodziły nawet pogłoski, że władze noszą się z zamiarem ogłoszenia dress codu dla tej uczelni, ale pomysł szybko upadł i to nie ze względu na gender czy LGBTQ itd.
Każdy przecież ma prawo ubierać się jak dziwak, a na tej akurat uczelni przetrwał – sięgający czasów „konspiry” – model nieco niechlujnego brodacza w rozwleczonym swetrze, najlepiej ręcznej roboty. I co z tym zrobić?
Znajomy wykładowca stawia jeszcze zasadnicze pytanie: a co z moimi prawami do wyrażania poglądów, przekonań, tożsamości? Czy jedynym kryterium ma być wrażliwość, która powinna być uszanowana? Skoro Kasia, która chce być Kacprem oczekuje, że uszanuję jej wrażliwość, to dlaczego nie szanuje mojej, która nie pozwala mi na taki gwałt na rzeczywistości?
Brytyjskie kuratorium oświaty (The Teaching Regulation Agency) nieprzejednaną postawę nauczyciela nazwało „nietolerancyjną” i „zniesławiającą profesję”, po czym odebrano mu prawo wykonywania zawodu. Urzędnicy stwierdzili, że „zakaz jest proporcjonalny w stosunku do winy” i „leży w interesie publicznym”, aby utrzymać „zaufanie do zawodu nauczyciela”. To jest brytyjska odpowiedź na pytanie, czyja wrażliwość ma być uszanowana.
Za zwolnionym, podkreślę, że świetnym, nauczycielem matematyki wstawiali się rodzice i uczniowie. Interweniowało Chrześcijańskie Centrum Prawne (Christian Legal Centre), odrzucono opinię ekspercką Mayi Forstater z renomowanej organizacji Sex Matters. Bohater tej historii mówi: „w całym kraju dzieci są indoktrynowane, aby promowały i wywieszały «flagę dumy», ale jeśli w klasie deklarujesz przekonania chrześcijańskie, jesteś niszczony”.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Kiedy piszę ten felieton, 21 czerwca, w Genewie trwa posiedzenie Rady Praw Człowieka ONZ – ma ona wysłuchać raportu stwierdzającego, że chrześcijańskie przekonania naruszają prawa osób LGBT. Czy tylko chrześcijańskie? I czy w ślad za raportem mogą pojawić się rekomendacje ONZ dotyczące orientacji seksualnej i tożsamości płciowej i sugestie ingerencji rządów w sprawy religijne?
Chrześcijańskie Centrum Prawne (CLC) w Wielkiej Brytanii uważa, że sprawa nauczyciela matematyki stanowi punkt zwrotny, że trzeba przywrócić zdrowy rozsądek. Wydaje się, że zdrowego rozsądku brakuje nie tylko tam, ale i w całym ogarniętym tęczowym szałem świecie. Tęczowym – choć może należałoby ująć rzecz szerzej, transpłciowym świecie, choć podobno te kwestie kłócą się ze sobą, jak przytomnie i rozsądnie zauważył publicysta Jan Maciejewski.
Pytanie, czy tego rozsądku wystarczy nam na jeszcze trochę wysiłku, aby nie dać się ponieść kolejnej fali zbiorowego szaleństwa, a nawet się jej przeciwstawić. Przed nami wakacje, stawka jest więc wygórowana: na jakiś czas, nawet na wiele tygodni, tracimy dzieci z oczu. Czy na pewno zdołaliśmy je wyposażyć w odpowiednie środki obrony?
– Barbara Sułek-Kowalska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy