Przechodząc do roli Rosji w drugiej wojnie o Karabach: była jedynym krajem, który był obecny na miejscu, pomógł obu państwom zakończyć konflikt zbrojny oraz podpisać porozumienie o zaprzestaniu działań wojennych. Można wiele różnych rzeczy mówić o Rosji, ale gdzie wtedy były UE czy USA? Były całkowicie nieobecne. Były bardzo daleko.
A propos Moskwy: na ostatnim spotkaniu z prezydentem Rosji premier Armenii pokłócił się z prezydentem Azerbejdżanu o nazewnictwo korytarzy granicznych. Widziałem minę Władimira Putina, który był – mówiąc delikatnie – zaskoczony taką postawą i kompletnie nie wiedział, jak ma się zachować. Nie widzicie, że świat nie rozumie „konfliktu o marchewkę”, a takimi zrachowaniami nie przysparzacie – ani jedni ani drudzy – sobie sojuszników?
Nas to nie dziwi, bo od problem istniejący od ponad 30 lat. Co więcej, dla nas to wcale mnie jest „marchewka”. My z kolei odbieramy jako dziwne, gdy europejscy liderzy czasem „warczą” na siebie o błahe z naszego punktu widzenia sprawy.
Wróćmy jednak do Kaukazu. Jednym z głównym wyzwań, z jakim się zmagamy, jest brak zaufania. Dlaczego nie ufamy Ormianom? Ponieważ w ciągu ostatnich kilku lat zmieniali swoje stanowisko. W 2018 roku premier Paszinian raz mówi: nie chcę rozmawiać z Azerbejdżanem, bo nas ten kraj nas atakuje, a potem stwierdza, że jest gotowy negocjować. Taka jest różnica między premierem Paszinianem a naszym prezydentem Alijewem, który jest konsekwentny, przewidywalny i godny zaufania. Dotrzymuje danego słowa. Nawet jeśli wystąpią różnice zdań, wypełnia każde podjęte zobowiązanie tak, jakby złożył pod nim swój podpis.
Mimo wszystko wierzymy, że w tej chwili to Paszinian jest właściwą osobą do rozmów, jako że to on rządzi krajem. Po zaprzestaniu blokowania procesu negocjacyjnego przez Armenię, co trwało od grudnia zeszłego roku, w tym roku w maju wznowiono rozmowy. Strona armeńska prawdopodobnie zrozumiała, że ciężko osiągnąć pokój, nie rozmawiając z Azerbejdżanem. Za nami już kilka świeżych spotkań, osiągnięto pewne postępy. Jesteśmy przekonani, że kolejne rundy pozwolą nam zmniejszyć różnice między nami.
Byłem w ormiańskim mieście Sotk w tym roku. Widziałem zniszczone domy, ostrzelaną szkołę, rozmawiałem z mieszkańcami. Z powodu tego konfliktu od 30 lat cierpi wyłącznie ludność cywilna, która chciałaby żyć normalnie, w pokoju.
Cywile płacą największą cenę w każdej wojnie. Cywile to pierwszy front konfliktu, dlatego chcemy pokoju z Armenią. Chcemy przerwać cierpienie. Odwiedził pan Sotk – to dobrze, ale chciałbym by znalazł pan czas, aby odwiedzić terytoria w Azerbejdżanie, gdzie nie da się znaleźć ani jednego nienaruszonego budynku.
Zobaczył pan w tych miejscach ludzi, którzy cierpią. To tragiczne. Ale na azerbejdżańskich terenach, o których mówię nie ma już dawnych mieszkańców. Tam była pełna czystka etniczna. Nikogo z dawnych mieszkańców już tam nie ma.
Domy zostały kompletnie zniszczone i nie ma do czego wracać. To miejsca zbrodni wojennych. Ponad jedna dziewiąta całkowitej powierzchni Azerbejdżanu wynoszącej 86 tys. m. kw. zostało kompletnie zniszczonych przez agresora.
Dlatego dziś, po wyzwoleniu tych terenów z rąk okupanta, naszym obowiązkiem jest posprzątanie tego bałaganu. Zbudujemy nowe miasta i miasteczka, wsie, nowe domy, żeby ludzie mogli wrócić i prowadzić tam normalne życia. Nie chcemy myśleć o zagrożeniu nową wojną, bo mamy już dosyć. Dlatego zaproponowaliśmy Armenii negocjacje w sprawie traktatu pokojowego.
W pewnym momencie może nam się udać uzgodnić treść takiego traktatu, jednak najważniejsze jest zapewnienie jego pełnej realizacji. Nie chcemy iluzji, chcemy prawdziwego pokoju. Chcemy, aby Armenia wypełniła wszelkie dotychczasowe zobowiązania i wycofała pozostający na naszym suwerennym terytorium kontyngent wojskowy, zanim będzie za późno. Oczywiście Ormianie mogą mieszkać w Azerbejdżanie, będą mieli swoje prawa, ale trzeba pamiętać, że każdy obywatel oprócz praw ma też obowiązki, które musi wypełniać.
Nie chodzi nam tylko o konflikt o Karabach. Chcemy pokoju, który będzie długotrwały i obejmie cały Południowy Kaukaz. Nie chcemy, by nasze państwa widziały w sobie wrogów. Chcemy, by widziały w sobie przynajmniej sąsiadów, a z czasem może i przyjaciół.
To są piekne słowa. Nasi zachodni sąsiedzi w przeszłości w bestialski sposób mordowali Polaków. Dla Niemca zabicie Polaka, było jak splunięcie. A dzisiaj w polskim parlamencie zasiadają przedstawiciele mniejszości niemieckiej, zaś Berlin jest naszym głównym partnerem handlowym.
„Der Untermensch” – czy tak niemieccy naziści określali m.in. Słowian? Zdajemy sobie sprawę z tego, co się u was działo. To bardzo nieodległa historia. Na szczęście nie straciłem nikogo z najbliższej rodziny w wojnie z Ormianami, choć zginęło kilku moich przyjaciół. Olbrzymia część ludzi nadal cierpi z powodu utraty najbliższych. To nie politycy ich „nakręcają”, tylko fakt, że ich krewni zginęli kilka miesięcy lub lat temu. Mówimy o pokoju, ale nie możemy zapominać o poświęceniu naszych braci i sióstr.
Uważam, że z jednej strony trzeba pamiętać o tym, co się wydarzyło, ale z drugiej skupić się na przyszłości. Na zapobieganiu kolejnym wojnom. Na odbudowie terenów dotkniętych brutalnym konfliktem. W naszym przypadku również na umożliwieniu powrotu setek tysięcy przesiedleńców do domów, z których ich wydalono. Mimo cierpienia, jakie dotknęło nasz naród, jesteśmy gotowi na pokój. Zapewniam, że tak jest.
Ale my też potrzebujemy czasu. W Polsce wojna skończyła się w 1945 r. Ciężko byłoby powiedzieć, że w 1946 r. Niemcy byli u was mile widziani. Wszystko musi się dziać powoli, ale stabilnie.
Umie pan sobie wyobrazić ambasadę Azerbejdżanu na Placu Republiki w Erywaniu [centrum stolicy Armenii – red.]?
Odpowiadam bez wahania: tak, potrafię! Mam też nadzieję, że stanie się to w niedalekiej przyszłości! Proszę zobaczyć, co się wydarzyło niedawno. Iran otworzył ambasadę w Arabii Saudyjskiej. Gdyby ktoś rok temu powiedział o tym w Iranie, nikt by nie uwierzył. Polityka jest – skoro już nawiązał pan do Lecha Poznań – jak piłka nożna. Wszystko jest możliwe. Istotne jest, by stworzyć solidne podstawy, dzięki którym pokój nie był chwilowy, lecz trwały i zbyt cenny, by go zaprzepaścić. Tak, by nasze dzieci nie postrzegały siebie jako wrogów.
Skoro jesteśmy przy Iranie: Jak wyglądają relacje Azerbejdżanu z tym krajem?
Długą historię naszych relacji zapewne dobrze pan zna. Nasze bogate i złożone stosunki sięgają bardzo dawnych czasów. Ostatni okres pod żadnym względem nie był łatwy. Mamy ponad 700 km wspólnej granicy i niemal 30 mln Azerbejdżan mieszkających obecnie w Iranie, co stanowi ważny czynnik w naszych dwustronnych relacjach. Azerowie zza rzeki Araks utrzymują z nami ścisłe więzi.
Chcielibyśmy przywrócić normalne relacje z Iranem. Aby to było możliwe, oczekujemy od irańskich władz zakończenia śledztwa w sprawie haniebnego ataku terrorystycznego na naszą ambasadę w Teheranie, w którym życie stracił nasz rodak [27 stycznia 2023 do placówki dyplomatycznej wszedł, w towarzystwie dwójki małych dzieci, uzbrojony mężczyzna. Zabił szefa ochrony ambasady i ranił dwóch strażników obiektu, zniszczył też wartownię przed budynkiem, strzelając do niej z karabinu – red.].
Oczekujemy przedstawienia nam wyników dochodzenia, które umożliwi wymierzenie sprawiedliwości i ukaranie osób odpowiedzialnych za zamach. Czekamy na podjęcie konkretnych działań. Równocześnie bardzo istotne są dla nas nasze relacje handlowo-gospodarcze z naszym południowym sąsiadem i jesteśmy gotowi dalej je rozwijać.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Polacy żyją wojną na Ukrainie. Dlatego naturalnym moim pytaniem jest jak władze Azerbejdżanu podchodzą do agresji Moskwy na Kijów?
Oczywiście jesteśmy przeciwni wojnie – czy to z Armenią, czy z Ukrainą – bo uważamy, że nie potrzebujemy kolejnych ofiar, a ludzkie cierpienie musi się zakończyć. Naszym zdaniem powinno wkroczyć tu prawo międzynarodowe, by granice Ukrainy zostały uszanowane. Azerbejdżan wyraził swoje jednoznaczne stanowisko popierające integralność terytorialną i suwerenność Ukrainy, również z tego względu, że wynika to wprost z naszych zasad.
Azerbejdżan jest jednym z państw przodujących w wysyłaniu pomocy humanitarnej na Ukrainę. Realizujemy wiele projektów – na Ukrainie i w Azerbejdżanie – by złagodzić cierpienie niewinnej ludności cywilnej. Obywatele Ukrainy otrzymują u nas schronienie, chociaż oczywiście nie na tak dużą skalę jak w Polsce. Zaledwie tydzień temu mieliśmy spotkanie naszego prezydenta Ilhama Alijewa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, podczas którego ukraiński prezydent wyraził ogromną wdzięczność dla Azerbejdżanu za wszelką pomoc.
Do kogo należy Krym?
Oczywiście do Ukrainy. Jak już powiedziałem, Azerbejdżan szanuje integralność Ukrainy w obrębie jej granic uznanych przez społeczność międzynarodową.
Wymiana gospodarcza między Polską a Azerbejdżanem jest w zasadzie niezauważalna. W ubiegłym roku wyniosła zaledwie 120 mln dol., z czego olbrzymia większość to polski eksport (import to zaledwie 6,5 mln dol. rocznie). Dlaczego tak słabo to wygląda?
Zgadzam się, że nasza wymiana handlowa jest niewielka i zdecydowanie nie odzwierciedla drzemiącego w niej potencjału. Obie strony powinny przyjrzeć się przyczynom. W marcu 2023, po ośmiu latach przerwy, wreszcie wznowiono posiedzenia Międzyrządowej Komisji ds. Współpracy Gospodarczej. Przedstawiciele Orlenu niedługo odwiedzą Baku i odbędą spotkanie z azerbejdżańskim koncernem naftowym SOCAR. Widać, że zainteresowanie wzmacnianiem współpracy jest bardzo duże po obu stronach, zgodnie z porozumieniem o partnerstwie strategicznym zawartym przez nasze kraje już w 2017 r.
Azerbejdżan jest ważnym partnerem UE w obszarze energii. Coraz więcej europejskich państw jest odbiorcami naszych ropy i gazu. Port w Baku i port w Gdańsku współpracują ze sobą. Mocno też chcemy postawić na alternatywne i odnawialne źródła energii. Liczymy, że polski kapitał wejdzie do naszego kraju. Mamy nadzieję m.in. na udział polskich firm w programach odbudowy i rewitalizacji terenów niedawno wyzwolonych spod okupacji. Spodziewamy się, że polskie firmy przyłączą się do naszych wysiłków na rzecz odbudowy Karabachu. Azerbejdżan jest również zwornikiem tzw. Korytarza Środkowego łączącego Chiny z Europą. Uważam, że to jest kolejny punkt, gdzie możemy podjąć bliską współopracę.
Jest pan przedstawicielem pierwszej wiceprezydent Azerbejdżanu, która została odznaczona Krzyżem Komandorskim przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego – czyli jednym z najważniejszych polskich odznaczeń. Czym sobie na nie zasłużyła?
Prezydent Lech Kaczyński był wielkim przyjacielem Azerbejdżanu i znacząco przyczynił się do wzmocnienia naszych bliskich i przyjacielskich stosunków dwustronnych. Cieszył się doskonałą osobistą relacją z naszym prezydentem Alijewem. Okres ten był bodajże czasem najsilniejszej współpracy politycznej pomiędzy naszymi państwami. Odbyło się wiele spotkań zarówno w Warszawie, jak i w Baku. W tym też okresie pierwsza wiceprezydent Azerbejdżanu (i jednocześnie prezes Fundacji im. Hejdara Alijewa) wniosła istotny wkład w realizację projektów na rzecz promowania Azerbejdżanu w Polsce, a także w pogłębianie polsko-azerbejdżańskiej współpracy. To wysokie wyróżnienie nadano pani Mehriban Alijewej w uznaniu tych cennych zasług.
– rozmawiał Karol Wasilewski
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy