Kultura

Nie zawsze Prowansja. Francuskie plenery polskich artystów

Wielu naszych malarzy marzyło o Paryżu, podróżowało do niego, przebywało tam dłużej lub krócej. Latem natomiast spędzali czas w plenerze, ciesząc się słońcem i możliwością pracy na świeżym powietrzu. Warto poszukać ich ścieżek i w muzeach, i na mapie. Zwiedzając współczesne francuskie miasta i miasteczka, można przywołać pejzaże sprzed wielu dziesięcioleci i ujrzeć je w stanie sprzed potopu turystycznej nawały.

Na przełomie XIX i XX wieku i potem, aż do II wojny światowej, Francja była tyglem nowych prądów artystycznych, miejscem spotkań artystów z różnych krajów i środowisk, wzajemnych inspiracji. Francuski rynek sztuki dawał szanse na zaistnienie, zarobek i karierę. Sukcesy odnosiły kolejne awangardowe ugrupowania malarskie, jak np. impresjoniści (tak, tak – impresjoniści na początku drogi byli awangardowymi skandalistami pod względem tematów prac, sposobu ich malowania, komponowania, wreszcie kolorystyki), postimpresjoniści, przez fowistów do kubistów, dadaistów, surrealistów itd.

Paryż był magnesem dla artystów z całego świata, także dla Polaków. Przyjeżdżali za pieniądze własne, rodzin, mecenasów, a w wolnej Polsce, w latach 20. XX wieku, na stypendia artystyczne. Mogli pozostać w polskim środowisku i spotykać się z innymi rodakami, ale także otworzyć się na międzynarodowe znajomości. Najczęściej robili jedno i drugie. Nie zrywali z Polakami, ale zawierali przyjaźnie i artystyczne braterstwa z międzynarodową ekipą malarską. Niektórym twórcom przecięły się artystyczne drogi z tymi, których nazwiska znane są na całym świecie. Jak Władysławowi Ślewińskiemu z Paulem Gauguinem, czy Józefowi Pankiewiczowi z Pierre’m Bonnardem.

Polskich malarzy pracujących we francuskim pejzażu było wielu od połowy XIX w. do II wojny światowej, np. Mojżesz Kisling, Roman Kramsztyk czy przypomniana niedawno w pięknej wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie Anna Bilińska. Artystów działających we Francji było znacznie więcej. W niczym nie ustępowali swoim zagranicznym kolegom. Tworzyli na europejskim poziomie, podchwytywali nowinki warsztatowe, a kiedy im z nimi było nie po drodze, porzucali je na rzecz środków wyrazu bardziej do nich przemawiających. Na francuskiej ziemi byli absolutnie wolni artystycznie. Nie podlegali też ostrzałowi rodzimej krytyki. Francuską ścieżką podążali uczniowie Józefa Pankiewicza – członkowie Komitetu Paryskiego. Z Francją wiąże się nie tylko twórczości i biografie, ale i nazwa kręgu artystów: Ecole de Paris (Szkoła Paryska) – byli wśród nich obywatele polscy.

Tworzyli tak, jak ich francuscy koledzy. I jak oni latem wyjeżdżali na plenery. Po światło, po kolor, a także w poszukiwaniu świeżego powietrza, ponieważ Paryż w XIX w. był molochem i latem trzeba było z niego uciec. Szukali też tańszego życia na prowincji, choć byli tacy, którzy na to się nie oglądali – Władysław Ślewiński kupił sobie rezydencję w Bretanii.
Mojżesz Kisling – Port w Saint Tropez. Fot. Domena publiczna
I polscy malarze uciekali z Paryża z paletami, sztalugami, z rodzinami. Z tych wyjazdów pozostawili po sobie wspaniałe płótna, zapis ich malarskiej wrażliwości i twórczych poszukiwań. Odwiedźmy kilka miejsc znanych z obrazów polskich mistrzów.

Saint-Tropez przed blichtrem

Józefa Pankiewicza można uznać za trendsettera, to on bowiem spopularyzował kierunek francuski jako drogę rozwoju polskich malarzy. On też chętnie malował w Prowansji: w Saint-Tropez, Cassis i w Sanary-sur-Mer. Pierwszy raz odwiedził Francję w 1889 r., a dekadę później wybrał się w letnią podróż do Saint Tropez z Pierre’em Bonnardem i jego żoną Magdaleną (co zostało uwiecznione w obrazie, na którym znajduje się polski malarz i żona artysty). Polaka zachwycił urok Lazurowego Wybrzeża z błękitnym niebem i morzem, z bujną roślinnością, ze starymi drzewami dramatycznie powykręcanymi przez zimowe wiatry.

„Przebywając wielokrotnie w Saint Tropez, Pankiewicz ulegał tej wizji południa, która wiązała się z jednym z najtrwalszych mitów śródziemnomorskich, mianowicie z mitem Arkadii. Spotkanie z południem wpływało na wyobraźnię artystów, którzy własne zauroczenie zawierali w różnorodnych wizjach. U van Gogha i Bonnarda wyrażało się ono przez ewokację Orientu. Pankiewicz zwracał się ku antykowi, ku wizjom ponadczasowym, idyllicznym (…)” – napisała dr Marta Chrzanowska-Foltzer w artykule „Rozmowy prowansalskie – polscy malarze na południu Francji od 1909 roku do dziś”, zamieszczonym w „Archiwum Emigracji. Studia – Szkice – Dokumenty” (Toruń 2011).

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Saint-Tropez ma korzenie (ponoć) grecko-rzymskie. W średniowieczu w tej samej co dziś urokliwej zatoczce znajdował się port, wtedy rybacki. Obecnie to marina z luksusowymi jachtami, bowiem Saint-Tropez z ostoi malarzy szybko zaczęła się zmieniać w turystyczny cel podróży. Dziś na bulwar, znany każdemu z filmów o żandarmach, gwiazdy kina i celebryci schodzą ze swoich jachtów oceanicznych, by zjeść lunch w jednej z tutejszych drogich restauracji lub by zrobić zakupy w miejscowych markowych sklepach. Mogą zażyć innych rozrywek, jak np. zagrać w golfa. Pół golfowych tu nie brakuje. Przeciętnym zwiedzającym miasto proponuje rejs statkiem po okolicznych wodach z obietnicą, że ujrzy się kogoś na nabrzeżu La Madrague (np. Brigitte Bardot albo jednego z jej psów) i wizytę w Muzeum Żandarmerii i Kina w Saint-Tropez (Musee de la Gendarmerie et du Cinema). Muzeum mieści się w budynku, w którym rezydował Louise de Funes i jego gamoniowaci podwładni. Film „I Bóg stworzył kobietę” z Brigitte Bardot oraz cykl filmów o żandarmach rozsławiły Saint-Tropez w podobnym stopniu. Zapewne też Brigitte Bardot zostanie upamiętniona lokalnym muzeum, gdy zejdzie z tego świata.

Nie zapominajmy jednak, że w tym nieco tandetnym, drogim kurorcie przed wieloma laty malował Mojżesz Kisling. Tu ranny na froncie I wojny światowej, wrócił na rekonwalescencję. Pozostał na dłużej. Z czasem uznał, podobnie jak Józef Pankiewicz, że Saint Tropez staje się zbyt rojne i wyniósł się w spokojniejsze miejsce – do Sanary- sur-Mer. Tam zbudował własny dom i już go nie opuścił. Namalował wiele pejzaży najbliższych okolic. Do tej pory pojawiają się na aukcjach, różnej wartości artystycznej i rynkowej. Artysta zmarł w Sanary w 1953 roku.
Józef Pankiewicz – Krajobraz z Sanary . W zbiorach Muzeum Narodowego w warszawie. Fot. Domena publiczna, Wikimedia
W zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu podziwiać można piękny obraz Józefa Pankiewicza, Krajobraz z Sanary z 1926 roku.

La Ciotat – mekka polskich artystów

W latach 20. XX w. La Ciotat, niewielka miejscowość na Lazurowym Wybrzeżu, w delcie Rodanu, oddalona od Marsylii o 40 km, została uznana przez polskich malarzy za idealne miejsce do pracy i letniego wypoczynku. Odkryli ja uczniowie Pankiewicza należący do Komitetu Paryskiego, czyli ci, którzy w podróży artystycznej do Francji widzieli nieodzowny element kształcenia. Tak więc Józef Czapski, Artur Nacht-Samborski, Jan Cybis, Dorota Berlinerblau-Seydenmann i Hanna Rudzka-Cybisowa zjechali tu na lato. „Teraz nam jest tutaj wprost bajecznie, pogoda cudowna, spokój absolutny, tematy do malowania wszędzie… Warunki wymarzone, aby malować. To też tylko tym jesteśmy zajęci, raj na ziemi” – cytuje Hannę Rudzką-Cybisową (z listu do matki) dr. Marta Chrzanowska-Foltzer.

Miasto ma piękne plaże, jest ich aż dziesięć, malownicze wybrzeże, piękny port jachtowo-rybacki, szkutnie…

Od 1927 r. w La Ciotat malował też Józef Pankiewicz, a w 1939 r. osiadł tam na stałe. Zmarł 4 lipca 1940 r.

Współczesne La Ciotat, podobnie jak Saint-Tropez, pokazuje, że film wygrał z malarstwem. To miasto historii kinematografii. Liczne miejsca, pamiątki historyczne prowadzą zwiedzających tę „kolebkę filmu”. Być może nie wszyscy pamiętają, że słynny film braci Lumiere „Pociąg wjeżdżający na stację La Ciotat”, który siał postrach w kinach (ludzie bali się, że lokomotywa wjedzie im na nogi) i był pierwszym ruchomym obrazem przedstawianym publiczności, został nakręcony na peronie istniejącego do tej pory dworca w La Ciotat. Film (tak naprawdę ciąg obrazów fotograficznych) trwał 50 sekund, został nakręcony na taśmie 35 mm. Był realizowany latem 1895 r. i po raz pierwszy pokazany w Lyonie w styczniu 1896 r.

Miejscowość chwali się też najstarszym kinem na świecie: Cinema Eden, które – co jest oczywiste – wcześniej było teatrem.

W drodze do Hiszpanii

Polacy chętnie też malowali w Collioure, cichym porcie położonym w regionie Oksytanii, we francuskiej Katalonii. Najpierw jeździli tam fowiści, zwabieni korzystnymi cenami kwater i wyżywienia oraz malowniczością plenerów, za nimi poszli inni. Pejzaże z Collioure pozostawili po swoich pobytach tacy artyści, jak m.in.: Mela Muter, Jan Wacław Zawadowski, Jan Hrynkowski, Roman Kramsztyk, Tytus Czyżewski, Jan Cybis i Hanna Rudzka-Cybisowa. Na wielu obrazach widnieje charakterystyczna zabudowa nadbrzeża tego małego portu, z wieżą kościoła i budynkiem arsenału.

Bardzo znana i ceniona malarka Mela Muter pracowała w Collioure przez kilka lat. Dzięki temu możemy cieszyć się wspaniałymi kolorystycznie widokami bujnej roślinności na tle zgeometryzowanej zabudowy…
Mela Muter (1876-1967) – Panorama miasta Collioure na południu Francji. Fot. Domena publiczna
W tej katalońskiej miejscowości spędzał też lata Roman Kramsztyk. „W drugiej połowie lat 20. Kramsztyk rozjaśnił kolorystykę, obrazy stały się bardziej świetliste, słoneczne. Coraz częściej artysta malował miejskie zaułki, uliczki, zamknięte podwórka, ograniczone murami domów czy ścianą zieleni („Krajobraz z Katalonii – Uliczka w Collioure”)” – pisała dr Renata Piątkowska w katalogu wystawy monograficznej Romana Kramszyka (1997), która miała miejsce w warszawskiej Zachęcie. Artysta tworzył w Collioure ciekawe prace, jednak brakowało mu światowego życia. Jak notowała jego żona: „Roman nie może żyć bez kawiarni, a miejscowa go nudzi, więc chodzimy często 3 kilometry dalej, też do małego portu, nazywa się Port-Venders”.

Dziś także daleko Collioure do metropolii. Jest miejscem turystycznym. Odwiedzanym przy okazji pobytu w Marsylii na jednodniowy wypad na łódki, na rower, na pieszą wycieczkę po skałach wznoszących się niedaleko za domami. Zna te ścieżki, na których ustawiała sztalugi Mela Muter.

Pont Aven

Bretania to kraina niezwykłej urody. Celtycka część Francji z menhirami, kamiennymi golgotami, urwistymi brzegami. W XIX w. odcięta od metropolii i bardzo biedna. Pobyt w Bretanii gwarantował niskie ceny, ale i spartańskie warunki bytowania. Niemniej artyści docenili zalety tego regionu. Nie mogło wśród nich zabraknąć Polaków. To dlatego w tak wielu polskich muzeach znajdują się wizerunki Bretonek w charakterystycznych czepcach. Malowała je m.in. Anna Bilińska i Władysław Ślewiński.

Ślewiński odkrył Bretanię, dołączając do przebywającego w Pont Aven przyjaciela, Paula Gauguina. Bretońskie płótna tego ostatniego są słynne na całym świecie. Jego styl wywarł wrażenie na polskim malarzu, który przyswoił sobie niektóre z pomysłów kolegi. Zasmakowuje też w Bretanii, choć jej klimat różni się od śródziemnomorskiego, i się zakorzenia. Maluje pejzaże morskie, mariny: morze turkusowo-szmaragdowe, jak na Karaibach i morze chłodne, wzburzone… Ma własne lokum w Pont Aven, potem kupuje dom w Le Pouldu, do którego zaprasza Gauguina. Następnie osiada w Doëlan w domu z okrągłą nieomal wieżą zamkową. Z okna ma widok na ocean. To wizja wielkich wzburzonych fal zwabiła w 1911 r. do posiadłości młodego artystę Stanisława Ignacego Witkiewicza. Późniejszy Witkacy nie polubił ani swojego gospodarza, ani oceanu, który okazał się za mało dramatyczny, a jego fale – zbyt spokojne. Jednak wykonane w domu Ślewińskiego prace należą dziś do historii polskiej sztuki, jako wczesne dzieła słynnego artysty. (Za Witkacologia.eu)
W Bretanii tworzyli też inni artyści, m.in.: Mela Muter, Tadeusz Makowski, Józef Pankiewicz. Malował tu także Roman Kramsztyk, jednak nie zasmakował w bretońskim plenerze. Pogoda nie była zbyt łaskawa. Wolał malować na południu Francji.

Czym jest dziś Pont Aven? Miejscem zlotów turystów podążających ścieżkami słynnych malarzy, o których kręci się filmy i których prace sprzedawane są za miliony dolarów. Ludzie stoją w kolejce do Kapliczki de Trémalo, której polichromia zainspirowała Gauguina do stworzenia płótna „Żółty Chrystus”. Odwiedzają lokalne muzeum, które nie ma arcydzieł, jedzą naleśniki, bo je trzeba jeść w Bretanii, kupują bretońskie maślane ciasteczka w opakowaniach z reprodukcjami. Potem wspinają się ścieżką nad Pont Aven do Lasku Miłości. Szukają czegoś, ale nie wiedzą czego, więc na anglojęzycznych stronach Google’a pytają: „Co jest tak inspirującego w Lasku Miłości w Pont Aven?”. I czytają odpowiedź: „Gra światła i cienia dzięki ruchom wiatru w gałęziach oraz romantyczne kulisy wypraw malarskich ścieżką przez Lasek Miłości”.

– Beata Modrzejewska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Józef Pankiewicz – Widok na Saint-Tropez. W zbiorach Muzeum Narodowego w warszawie. Fot. Domena publiczna, Wikimedia
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.