Historia

Jestem Żydem od pokoleń, a pokochałem o. Kolbego. Przywrócił mi wiarę

Mimo iż książka czekała w redakcji w Niepokalanowie na swoje wydanie ponad 40 lat, nic nie straciła ze swej aktualności – piszą wydawcy. – Przeciwnie, dziś, gdy po kanonizacji św. Maksymilian jest powszechnie znany na całym świecie, świadectwa konkretnych ludzi ukazują nam jego świętość w jeszcze większym blasku. W przeddzień rocznicy śmierci tego wielkiego świętego, która przypada 14 sierpnia, franciszkanie wydali nieznane wspomnienia o nim, przygotowane jeszcze w 1973 roku.

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Ojców Franciszkanów Niepokalanów prezentujemy fragmenty z najnowszej publikacji „Ojciec Kolbe nie wszystkim znany. Zbiór wspomnień”. Publikacja zawiera wspomnienia i świadectwa o o. Maksymilianie, zebrane w toku przygotowywania i przeprowadzania jego procesu beatyfikacyjnego. Są tu relacje osób z rodziny o. Maksymiliana, współbraci w zakonie, duchownych oraz świeckich: od kardynała Adama Sapiehy poprzez sławnego potem dominikanina Józefa Marie Bocheńskiego aż po Franciszka Gajowniczka, za którego św. Maksymilian poszedł na śmierć. Wiele z tych świadectw spisał brat Arnold Wędrowski z Niepokalanowa, jego wybitny biograf.

****
Sigmund Gorson (1925-1994),
więzień Auschwitz nr 52 821, polski Żyd. W 1949 wyjechał do USA, gdzie zmienił imię i nazwisko z Zygmunt Gruszkowsky na Sigmund „Ziggy” Gorson. Był przyjacielem św. Jana Pawła II, znał Franciszka Gajowniczka.


Pochodziłem z dobrego domu, gdzie miłość była słowem-kluczem. Moi rodzice byli dobrze sytuowani i wykształceni. Moje trzy siostry, bardzo ładne, moja mama, która była adwokatem, doktorantem uniwersytetu w Paryżu, mój ojciec i moi dziadkowie, wszyscy zmarli: jedynie ja przeżyłem. Być dzieckiem wychowanym w tak cudownym środowisku i znaleźć się potem niespodziewanie zupełnie sam, w wieku trzynastu lat, w piekle Auschwitz, posiada taki efekt, że inni mogą to zrozumieć z wielkim trudem. Wielu z nas, chłopców, straciło nadzieję, szczególnie wówczas, kiedy naziści pokazywali nam zdjęcia tego, co według nich było bombardowaniem Nowego Jorku. Bez nadziei nie było możliwym przeżyć i dlatego wielu chłopców w moim wieku rzucało się na druty wysokiego napięcia. Ja szukałem zawsze kogoś, kto miałby jakiś związek z moimi zamordowanymi rodzicami, jakiegoś przyjaciela mojego ojca, jakiegoś sąsiada lub kogokolwiek w całym tym tłumie ludzkim, który by ich znał. To dlatego, bym nie czuł się samotnym. To było wtedy, kiedy błąkałem się – szukając kogokolwiek, z kim mógłbym podzielić się wspomnieniami – jak Kolbe mnie spotkał i rozmawiał ze mną.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Był dla mnie jak anioł, i jak matka bierze swe pisklęta pod skrzydła, tak on mnie wziął w ramiona. Ocierał zawsze moje łzy. Od tego momentu wierzę o wiele bardziej w Boga, ponieważ od czasu, kiedy zmarli moi rodzice, pytałem siebie nieustannie: „Gdzie jest Bóg?”. I straciłem wiarę. Kolbe mi ją przywrócił! On wiedział, że byłem żydem, lecz to nie stanowiło różnicy. Jego serce nie czyniło rozróżnienia między osobami i nie miało dla niego znaczenia to, czy są żydami, katolikami lub z jeszcze innych religii: on kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego jak miłość. Na przykład rozdawał tak dużą część swoich znikomych porcji, że dla mnie było cudem to, iż pozostawał przy życiu.

Teraz jest łatwo być uprzejmym, dobroczynnym, pokornym, dopóki panuje pokój i jest dostatek. Mogę jednak powiedzieć, że być takim jak o. Kolbe, w tym czasie i w tym miejscu, to przekracza wszystko, co słowa mogą wyrazić. Jestem Żydem od pokoleń, ponieważ jestem synem matki Żydówki, jestem wyznania mojżeszowego i jestem dumny z tego. Mimo to, że pokochałem bardzo mocno Maksymiliana Kolbego, kiedy byłem w Auschwitz, gdzie on okazał się moim przyjacielem, to kocham go także teraz i będę go kochał, aż do ostatniego momentu mojego życia.

Chłopak z numerem 77. boksował Niemców jak chciał

Pietrzykowski przetrwał w Auschwitz nie tylko katorżniczą pracę, głód i chłód, ale także kilkadziesiąt walk bokserskich, które stoczył za drutami.

zobacz więcej
Tadeusz Pietrzykowski (1917-1991),
więzień Auschwitz nr 77, w latach 1933-1939 bokser-amator pod pseudonimem „Teddy”, w 2021 o jego obozowych losach powstał film; poznał o. Maksymiliana Kolbego dopiero w obozie w Auschwitz.


Do obozu koncentracyjnego w Auschwitz zostałem przetransportowany z Tarnowa w czerwcu 1940 roku i oznaczony numerem 77. Z ks. Maksymilianem Kolbem spotkałem się po raz pierwszy w połowie czerwca 1941 roku w następujących okolicznościach: kolega mój, Władysław Rzędkowski ze stajni końskiej (pracowałem wówczas przy hodowli krów), dał mi kilka ziemniaków i kromkę chleba z prośbą, abym to wręczył bliżej nieznanemu mi więźniowi. W późniejszej rozmowie z tym więźniem zorientowałem się, że należy on do grupy księży, którzy przyjechali do obozu w jednym z ostatnich transportów. Kontaktując się z nimi, zwróciłem szczególną uwagę na mężczyznę średniego wzrostu w okularach i o dość zmizerowanej twarzy.

Rzeczą charakterystyczną, która kazała mi zainteresować się tym człowiekiem, była rzucająca się w oczy jego umiejętność wyciągania dobrych wniosków nawet z najpodlejszych uczynków. Będąc sam człowiekiem impulsywnym, nie mogłem zrozumieć jego spokoju, dobrotliwego uśmiechu i wyrozumiałości, którą umiał hamować wszystkie nasze ostre wybuchy. W następnych rozmowach dowiedziałem się, że jest to ksiądz z zakonu franciszkańskiego, który kilka lat przeżył na pracy misyjnej w Japonii. Odtąd z większym zaciekawieniem obserwowałem tego człowieka i szukałem jego towarzystwa. Jedynym czasem, kiedy mogłem się z nim spotykać, były chwile poapelowe na alejce pomiędzy brzozami, gdzie w miarę możliwości starałem się być w pobliżu grupki ludzi, w których gronie znajdował się ks. Kolbe.

Trudno mi jest dziś wywołać z pamięci wszystkie słowa usłyszane od ks. Maksymiliana, gdyż walka o życie zbyt mocno mnie absorbowała. Głęboko wyrył się w mojej pamięci moment, kiedy grupa nieznanych mi bliżej więźniów, znajdujących się w bezpośredniej bliskości ks. Kolbego, drwiąco reagowała na kradzież jemu porcji chleba. Ponieważ więzień-złodziej znajdował się w tej grupie, więc zareagowałem uderzeniem go pięścią w twarz i powiedziałem, że jeżeli to się powtórzy, wówczas się z nim jeszcze lepiej rozprawię. Na obronną postawę jego kolegów i zdanie ich, że nieumiejącemu strzec chleb jest niepotrzebny, chciałem ponownie zareagować pięścią, jednak ks. Maksymilian nie pozwolił mi, mówiąc, że nowemu właścicielowi widocznie chleb był bardziej konieczny aniżeli jemu. Przyznam się, że nie rozumiałem tych słów i nie zastanawiałem się nad nimi.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Ojców Franciszkanów Niepokalanów
Ta wypowiedź jednak zbliżyła mnie bardzo do niego i po powrocie do pracy szukałem, aby usłyszeć od niego kilka słów pociechy, która wywierała na mnie szczególnie kojący wpływ. Byłem zbyt mało wyrobiony, ażeby pogodzić się z faktem, że ks. Kolbe nie chciał sam skorzystać z małych porcji jedzenia, które w tym czasie mu przynosiłem, a które nie były mi potrzebne, gdyż potrafiłem zorganizować dla siebie w godzinach pracy wystarczającą ilość pożywienia. Ks. Kolbe każdą porcją, nawet najdrobniejszą, otrzymanej żywności dzielił się, jak sam zauważyłem, z nieznanymi mi bliżej więźniami. Na moje protesty odpowiadał zawsze jednym i tym samym powiedzeniem: „Synu, oni są też głodni”.

Często się buntowałem, obiecując, że nic już nie przyniosę. Zapominałem jednak o tym, skoro zbliżała się chwila spotkania z ks. Maksymilianem dnia następnego. Szczególny kult do Matki Chrystusowej, której byłem hołdownikiem od dzieciństwa, zbliżył mnie jeszcze bardziej do ks. Kolbego, w którym poznałem Jej bezgranicznego czciciela. Nie wiem, czy to było w czerwcu czy w lipcu, ale przez kilka dni nie mogłem odnaleźć ks. Maksymiliana na miejscu zwykłych spotkań. Z niepokojem szukałem go po całym obozie. Wreszcie dowiedziałem się, że został pobity przez kapa komanda, do którego należał. Odnalazłem go na rewirze (szpitalu obozowym). Poszedłem tam, ażeby go odwiedzić i jednocześnie zapewnić, że się porachuję z tym sadystą, który tak straszliwie skrzywdził mego ukochanego ojca, ks. Kolbego. Niestety, na kategoryczne żądanie ks. Maksymiliana, abym pozostawił go w spokoju, gdyż wszystko jest w ręku Boga, musiałem na razie mu odpuścić. Nie trwało to jednak długo. Przy najbliższej okazji stoczyłem z owym kapem bójkę i przez to pomściłem się za pobicie ks. Kolbego. Nie obawiałem się zemsty jego kolegów-kapów, bo wielu z nich było moimi obozowymi przyjaciółmi. Następnego dnia poszedłem do ks. Maksymiliana, ażeby mu o tym powiedzieć. Ale zamiast spodziewanej pochwały, otrzymałem naganę: „Jeżeli chcesz przychodzić do mnie, musisz opanować swój zbyt wybuchowy charakter”.

Rady i wskazówki, jakie wówczas otrzymywałem od ks. Kolbego, były dla mnie, niespokojnego usposobienia, skutecznym lekiem i są nim do dnia dzisiejszego. Coraz rzadziej widywałem się z ks. Kolbem, gdyż praca moja była w okresie letnim 1941 roku na łąkach, gdzie krowy były na pastwisku. Jednakże spotkania odbywały się dwa albo trzy razy w tygodniu. Między innymi przypominam sobie, jak z żywym zainteresowaniem słuchałem jego opowiadań o pracy misyjnej w Japonii. Na moje zapytanie, jak Japończycy wyobrażają sobie Matkę Bożą, ks. Kolbe odpowiedział, że każdy naród pragnie Ją widzieć jako przedstawicielkę swojej własnej rasy i że temu nie należy się dziwić. Na wzmiankę, że Japonia idzie ręka w rękę z Niemcami, ks. Kolbe odpowiedział, że wszędzie są ludzie dobrzy i źli.

Katolickie kina, katolickie radio, a na niebie samoloty Milicji Niepokalanej. Marzenia ojca Kolbego

Jak polski święty stworzył medialne imperium. Alleluja i do przodu?

zobacz więcej
Ks. Maksymiliana Kolbego widziałem po raz ostatni na owym pamiętnym apelu na przełomie lipca i sierpnia 1941 roku. Z powodu ucieczki nastąpiła wybiórka. Widziałem, jak Fritzsch w towarzystwie Palitzscha dokonywał selekcji skazańców do szeregów bloku czy też komanda, do którego należał zbieg. Następnie zostali oni odprowadzeni przez esesmanów do bloku 13 (11), gdzie mieli ponieść śmierć głodową w razie nieschwytania uciekiniera. Z powodu odległości, jaka dzieliła mnie od miejsca wybiórki, nie słyszałem rozmowy ks. Kolbego z Fritzschem. Przypominam sobie dobrze, jak po rozejściu się na bloki poszedłem jak zwykle na ową drogę – alejkę, gdzie dotychczas spotykałem się z ks. Kolbem. Tutaj zastałem żywo dyskutujących dawnych uczestników tych drogich spotkań. Dowiedziałem się od nich, że ks. Maksymilian dobrowolnie zgłosił się na zakładnika w zamian za jednego z tych, którzy już byli wybrani. Nie byłem w stanie zrozumieć tego aktu: nie mogłem pogodzić się z myślą, że już nigdy nie zobaczę ks. Kolbego.

Współwięźniowie i uczestnicy tych spotkań z ks. Maksymilianem byli bardzo przygnębieni. Na zapytania odpowiadali raczej niechętnie. Wieść o dobrowolnym ofiarowaniu się ks. Kolbego za drugiego więźnia i o poniesieniu przez tego kapłana śmierci głodowej, odbiła się donośnym echem w obozie. Z powodu nadmiaru przykrych przeżyć i codziennego obcowania z widmem śmierci, wrażenia tego bohaterstwa zmniejszały się z dnia na dzień. Jednak pamięć głęboka żyła i trwała wśród tych, którzy znali osobiście ks. Kolbego i którym był on bliski i drogi.

Tekst powyższy podyktowałem osobiście br. Arnoldowi Marianowi Wędrowskiemu z Niepokalanowa. Jego prawdziwośćm po uważnym przeczytaniu, stwierdzam własnoręcznym podpisem.

Tadeusz Pietrzykowski
Bielsko-Biała, 22 kwietnia 1967 r.

– wybór tekstów do książki: o. Lutosław Pieprzycki OFMConv
– opracowanie: o. Jan A. Książek OFMConv, br. Władysław K. Kaczmarek OFMConv


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Tytuł pochodzi od redakcji Tygodnika TVP

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Instalacja poświęcona Ojcu Maksymilianowi Kolbe na wystawie głównej Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Fot. Łukasz Dejnarowicz / Forum
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.