Historia

„Żywe reparacje” pod Stalino. Zapomniane deportacje Górnoślązaków

Nadmierny wysiłek fizyczny przy chronicznym niedożywieniu skutkował dużą śmiertelnością. Szacuje się, że z ZSRR nie wrócił na Górny Śląsk co czwarty wywieziony.

Z początkiem 1945 roku zaczęły się deportacje Górnoślązaków w głąb ZSRR. W powszechnej świadomości historycznej fakt ten nie zajmuje należnego mu miejsca, a chodzi przynajmniej o 46 200 osób – tyle znajduje się na liście IPN. O deportacjach na masową skalę Polaków z dawnych Kresów Wschodnich na „nieludzką ziemię” wiedza jest powszechna. Może wynika to po części ze skali zjawiska – z ziem wschodnich II Rzeczpospolitej wywieziono ponad milion, a ze Śląska najodważniejsze szacunki mówią o 90 tysiącach. Zasłona milczenia, jaka zapadła nad poczynaniami Sowietów z Polakami w PRL niewiele tłumaczy, bo o Górnym Śląsku się nie mówiło oficjalnie, ale o Kresach tym bardziej.

Górny Śląsk przed II wojną światową był podzielony pomiędzy Polskę i Niemcy i można się było spodziewać, że Armia Czerwona i organa NKWD inaczej będą postępować w części polskiej, a inaczej w niemieckiej. Pewne różnice były, ale nie tak duże jak na kraj wrogi i zaprzyjaźniony, czyli satelicki.

Po zajęciu polskiego Górnego Śląska przez Wehrmacht teren ten został włączony do Rzeszy. Przyjęcie volkslisty na nowych obszarach Rzeszy było obowiązkowe. Niezgłoszenie się do rejestracji w najlepszym przypadku skutkowało wyrzuceniem z pracy i cofnięciem kartek żywnościowych, w najgorszym – obozem koncentracyjnym. Ponad 90% ludności polskiego Śląska otrzymało stosowną kategorię na volksliście, przeważnie III, to znaczy spolonizowanych etnicznych Niemców, nadających się do powrotu do niemczyzny.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Konsekwencją wpisania na volkslistę była obowiązkowa służba w Wehrmachcie i Armia Czerwona biorąca do niewoli mieszkańców Górnego Śląska uważała ich wszystkich za Niemców, co miało odpowiednie skojarzenia z miejscem ich pochodzenia. Przedwojenne obywatelstwo polskie lub III Rzeszy przestało mieć dla Sowietów zasadnicze znaczenie. W rzeczywistości po obu stronach przedwojennej granicy państwowej byli ludzie uważający się za Niemców, Polaków i Górnoślązaków, czyli po prostu miejscowych, beż wyraźnego określenia narodowościowego.

Na rozkaz Berii, za przyzwoleniem Zachodu

Już Rosja carska przesuwała po mapie duże grupy narodowościowe, szczególnie w Azji. Rosja pod władzą Józefa Stalina robiła to na większą skalę. W tym wypadku nie chodziło o przesiedlenie, ale o pracę przymusową, a w wielu przypadkach niewolniczą, bo często za pracę w ZSRR nie płacono.

Śląsk. Poetyka hałdy i smogu

– Centrum? To getto uciekinierów z prowincji, którzy starają się przykryć własną przeszłość płachtą zapomnienia – mówi prof. Marian Kisiel.

zobacz więcej
Część Związku Sowieckiego, którą zdołał zająć na pewien czas Wehrmacht, była zrujnowana i alianci zgromadzeni na konferencji w Jałcie (4 -11 lutego 1945 r.) zgodzili się, że należą się ZSRR reparacje za straty wojenne. Częścią tych reparacji miała być praca przymusowa Niemców, czyli w omawianym przypadku Górnoślązaków. Literatura historyczna zaznacza zgodę aliantów zachodnich na „żywe reparacje”.

Czy była to zgoda milcząca, czy było podpisane jakieś porozumienie w tej sprawie – nie wydaje się to mieć znaczenia. Z terenów Rumunii i Węgier ZSRR wywiózł w ramach „żywych reparacji” 112 tysięcy ludzi w 1944 roku, nie czekając na konferencję w Jałcie. Na pewno Zachód zgodził się, że na wyzwalanych terenach Rosjanie robią, co chcą. Przynajmniej tak zachowania negocjacyjne Zachodu w Jałcie, a przedtem w Teheranie zostały zrozumiane przez stronę Sowiecką.

Podstawą prawną aresztowań, a właściwie internowań – czyli pozbawienia wolności bez wyroku – był rozkaz Ławrentija Berii z 11 stycznia 1945 roku o czyszczeniu tyłów Armii Czerwonej z elementów, które mogły zagrażać wysiłkowi wojennemu na froncie. Do wdrożenia praktycznego rozkazu szefa NKWD poczekano rzeczywiście do 12 lutego 1945 roku, czyli do zakończenia konferencji jałtańskiej.

Wtedy w dawnej niemieckiej części Górnego Śląska pojawiły się obwieszczenia o konieczności stawienia się w punktach zbornych mężczyzn, obywateli niemieckich od 17. do 50. roku życia, z zapasem żywności na 10 – 15 dni i zmianą odzieży. Rozumiano, że chodzi o prace porządkowe na tyłach frontu. Paradoksalnie, za niewypełnienie zarządzenia grożono zsyłką w głąb ZSRR.

Wypełniający zarządzenia tam właśnie pojechali. Rolnicy i niewykwalifikowani robotnicy na tereny Białorusi i Ukrainy do prac remontowych i w kołchozach, a górnicy, hutnicy i specjaliści obróbki metali w okolice miasta Stalino, dzisiejszego Doniecka.

Internowanych zmobilizowanych – bo taki mieli status, wygodny dla tych, którzy ich zatrzymali – jeszcze w lutym i marcu musiano gdzieś przetrzymać, bo szerokie tory do ZSRR z Bytomia i Katowic przez Kraków trzeba było najpierw zbudować. Wykorzystywano koszary, szkoły, opuszczone zakłady, a także tereny obozu Auschwitz – Birkenau. Przez cały Górny Śląsk maszerowały kolumny internowanych na miejsca koncentracji.

Na polskim Śląsku można się było wykupić od śmierci

Na Śląsku przed wojną niemieckim, Sowieci prowadzili rabunek na znacznie większą skalę niż na polskim. Demontowano całe fabryki, a za nimi posyłano załogi. Szerokimi torami jechały dziesiątki tysięcy wagonów ze zdobyczą. W dawnej części polskiej Śląska chęć rabunku była tonowana przez jakąś formę liczenia się z władzami polskimi, co nie krępowało jednak całkowicie Sowietów zarówno jeśli chodzi o towary, jak i o ludzi.
Zbiorowa mogiła mieszkańców Miechowic, pomordowanych przez Armię Czerwoną. Ze zbiorów Józefa Bonczola, za: Tragedia w cieniu „wyzwolenia”. Górny Śląsk w 1945 roku. Materiały IPN Oddział w Katowicach, 2015. Fot. printscreen z zapisu dyskusji „Śląsk 1945: zbrodnia bez kary” na stronie IPNtvPL: https://www.youtube.com/watch?v=KguN5owlA_Q
Wspomniane obwieszczenia wzywające mężczyzn do obowiązkowego stawiennictwa pochodzą z dawnej niemieckiej części Śląska i były skierowane do przedwojennych obywateli niemieckich. Rozkaz Ławrientija Berii i późniejsze dyrektywy samego Stalina dotyczyły zabezpieczenia tyłów frontu przed sabotażem, dywersją i wszelkimi wrogimi wobec Armii Czerwonej działaniami. W kolumnach internowanych znajdowali się byli członkowie NSDAP, nawet SA, ale nie brakowało tam byłych powstańców śląskich i członków podziemia antyhitlerowskiego z czasów okupacji.

Najważniejsza była przydatność do niewolniczej pracy, a nie zaangażowanie polityczne, czy przynależność narodowościowa. Na przykład w kopalni „Bobrek” w Bytomiu – przed wojną w III Rzeszy – NKWD zatrzymało całą zmianę, która po pracy wyjechała na powierzchnię. Na niemieckim dawniej Śląsku NKWD i Smiersz internowało masowo w przekonaniu, że wszyscy są tam Niemcami, a na Niemcach trzeba się zemścić za rzeczywiście okrutną okupację zajętych po 1941 roku terenów ZSRR.

Pierwszym zdobytym przedwojennym miastem niemieckim na Śląsku były Gliwice, gdzie w ciągu kilku dni Armia Czerwona zamordowała 1500 mieszkańców, przeważnie kobiet, osób starszych i młodocianych. W zachodniej części Górnego Śląska – przed wojną niemieckiego – panował niewyobrażalny terror i internowań było więcej. W dawnej polskiej części Śląska były gwałty i dewastacje, ale można było przeżyć oddając zegarek. Oczywiście, mniej groźne dla obu części Górnego Śląska były oddziały pierwszego rzutu, bardziej niebezpieczne – tyłowe i maruderzy.

W dawnej niemieckiej części Śląska przynajmniej do marca 1945 nie było komunistycznych władz polskich. W dawnej polskiej części były prawie od razu, ale znaczyło to, że Milicja i władze administracyjne musiały wspomagać internowania. Zachowały się volkslisty i na podstawie tych spisów „Niemców” działało NKWD, a czasem bez żadnych list, uznaniowo, w czym pomagały sąsiedzkie donosy. Na przykład, internowano i wysłano do obozu pracy w ZSRR plastyka Pawła Stellera, autora pierwszego, postawionego już w lutym pomnika wdzięczności Armii Czerwonej w polskich przed wojną Katowicach.

Zmarłych zrzucali na nasyp kolejowy

Podróż bydlęcymi wagonami w ścisku, o głodzie i chłodzie mogła trwać nawet kilka tygodni zważywszy, że miejscem docelowym niektórych transportów był wręcz Kaukaz. Do miejsc położonych bliżej też jechano długo, z przerwami w polu, bo jeszcze toczyła się wojna i pierwszeństwo miały transporty na front.

W wagonie było 80-100 mężczyzn – internowanie kobiet było rzadkie – którym dostarczano raz na dwa dni spleśniały chleb i coś w rodzaju zupy. Wody było wiadro na wagon, też raz na dwa dni. W tych warunkach szerzyły się choroby i wielu nie dojechało. Zmarłych konwojenci przekazywali miejscowej ludności w celu pochowania, a w okolicach odludnych zrzucali na nasyp kolejowy.

Na „białe niedźwiedzie”. 80 lat temu Sowieci rozpoczęli zsyłki Polaków

Chodzili po wagonach, nosząc pod rękami zmarzłe dzieci, niemowlęta, pytając się czy „zamierszczych rebiat nima”.

zobacz więcej
Na miejscu docelowym internowanych grupowano w obozach pracy, które najczęściej musieli sami zbudować. Zakładano ekonomiczną rentowność pracy przymusowej. Już w 1945 roku okazało się, że obozy są deficytowe przy darmowej faktycznie pracy. To była harówka nawet dla przyzwyczajonych do ciężkiej pracy górnośląskich robotników. Sprawiały to prymitywne warunki techniczne, brak mechanizacji wielu czynności, normalnej na Śląsku przed i w czasie wojny. Nadmierny wysiłek fizyczny przy chronicznym niedożywieniu skutkował dużą śmiertelnością. Szacuje się, że z ZSRR po czterech, czy pięciu latach internowania nie wrócił na Górny Śląsk co czwarty z wywiezionych.

Komunistyczne władze polskie starały się o powrót mieszkańców Górnego Śląska nawet w rozmowach na najwyższym szczeblu. Interwencje były przyjmowane do wiadomości bez realnych skutków. Aktywniejszy od władz politycznych w Polsce był Centralny Zarząd Przemysłu Węglowego, bo kopalnie i fabryki na Śląsku pracowały z połową przedwojennych i wojennych załóg. Rosjanie tłumaczyli – jeżeli zdarzało się im tłumaczyć – że pracownicy z Polski są im potrzebni.

CZPW sporządzał i przesyłał do ZSRR spisy Polaków ze Śląska, o których się upominał. O uznanych w ZSRR za Niemców nie upominał się nikt, ale nie miało to znaczenia. Jednych i drugich Rosjanie zwalniali, kiedy sami chcieli. Pierwsi wracali chorzy i niezdolni do pracy, jeżeli udało im się przeżyć. Najdłużej musieli zostać najbardziej wykwalifikowani i najbardziej odporni na miejscowe warunki.

Duża fala powrotów nastąpiła w 1949 roku. Ostatni internowani wrócili w styczniu 1950 roku. Z tym, że tych uznawanych za Niemców transportowano nie na Śląsk, a do Frankfurtu nad Odrą. Stamtąd czujący się Górnoślązakami i Polakami po różnych perypetiach wracali na Śląsk. Część wybrała Niemcy jako miejsce osiedlenia.



Instytut Pamięci Narodowej uznał deportacje i pozbawienie wolności Górnoślązaków w latach 1945 – 1949 za zbrodnię komunistyczną o znamionach ludobójstwa.

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Zdjęcie główne: Mapa Górnego Śląska, skąd Sowieci deportowali ok. 90 tys. mieszkańców. Fot. printscreen z zapisu dyskusji „Śląsk 1945: zbrodnia bez kary” na stronie IPNtvPL: https://www.youtube.com/watch?v=KguN5owlA_Q
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.