Jednak nie można zapominać, że elementy męskiej garderoby pisarka uzupełnia spódnicami. Ten ostry kontrast musiał budzić zdziwienie.
Kiedy Jadwiga Skirmuntt napisze w swoich wspomnieniach: „Rodziewiczówna nie uznawała dla siebie mody, nosiła zawsze ten sam rodzaj ubrania: prostą, średnio długą spódnicę, żakiet, koszulę z kołnierzykiem wykładanym i długim krawatem” – będzie to bardzo wybiórcza informacja. Bo na podstawie nielicznych fotografii i opisów ubioru Marii Rodziewicz – często pełnych zażenowania, których autorzy nawet nie śnili o tym, że w XXI wieku będzie można powiedzieć, iż pisarka może wyrażała w ten sposób swoją niebinarność – nietrudno wywnioskować, że Rodziewicz tak zupełnie obojętna na modę nie była. Że jej styl ubierania nie zmieniał się zasadniczo, ale jednak ulegał przemianom. Że potrafiła zadać szyku, zrobić wrażenie – kiedy sytuacja tego wymagała. Że te jej żakiety/marynarki są często świetnie skrojone, szale i krawaty przykuwają wzrok, a obuwie pewnie też było niczego sobie, jak te oksfordy z jubileuszu w 1927 roku.
Jej rewolucyjne gesty pozostawały niezrozumiałe, a ich wagę próbowała przekreślić nawet jedna z dwóch najbliższych Marii osób. Tak, pewnie z lęku. A także z troski o dobre imię pisarki i godną pamięć o niej.
Wróćmy do kpin i obśmiewania.
Panie, panowie i Ty Mario
W 1937 roku kukiełka Marii pojawiła się w dorocznej szopce politycznej. Szopki, w których ważne postaci z życia społecznego i politycznego były reprezentowane przez karykaturalne marionetki i stanowiły przy tym obiekt ciętych dowcipów, przed pierwszą wojną wystawiał krakowski Zielony Balonik. W dwudziestoleciu w tej zabawie prym wiedli między innymi Jan Lechoń, Julian Tuwim i Antoni Słonimski. Szopki można było oglądać w kawiarni Pod Picadorem przy Nowym Świecie w Warszawie, a potem w Ziemiańskiej przy Mazowieckiej. W latach 30. kuplety szopkowe, wystawiane z kolei w innej warszawskiej kawiarni, Café Clubie, pisali Janusz Minkiewicz i Światopełk Karpiński – i bawili widownię do rozpuku. W premierowych przedstawieniach często brały udział portretowane w szopkach znakomitości, robiąc dobrą minę do złej gry.
Jedną z nich był minister spraw zagranicznych Józef Beck, który w 1937 roku z grymasem przyglądał się skeczom. A jednak po premierze pogratulował twórcom. Tę szopkę, w której obok Becka pojawiła się też Maria Rodziewicz, grano przez cały karnawałowy sezon 1937. To chyba mało prawdopodobne, by Maria zasiadła na widowni i ze spokojem przyglądała się żartom z siebie. Nie wspominał o tym w każdym razie historyk Marian Kamil Dziewanowski, który opisał owo premierowe przedstawienie.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Pojawienie się w nim kukiełki Marii świadczy o tym, że pisarka wciąż była ważna. Ale również – że satyrycy uważali ją za wdzięczny obiekt żartów. Kukiełka Rodziewicz nazywała się bowiem Rodziewica. W szopce występowała w duecie z Wacławem Sieroszewskim, prezesem Polskiej Akademii Literatury. Najwyraźniej więc konflikt Rodziewiczówny z PAL i odrzucenie przez nią Wawrzynu Akademickiego były głośne.
Pisał Marian Kamil Dziewanowski: „Zabawny był duet z męska ubranej Marii Rodziewiczówny z prezesem Akademii Literatury (Sirko). Rodziewica, natknąwszy się na Sirkę, wołała:
Czemuś o mnie zapomniał
W Akademie mnie brać…
Na co Sirko odpowiada z tak charakterystycznym dla niego śpiewnym rosyjskim akcentem (nabytym chyba przez tego byłego robotnika z Warszawy w ciągu wieloletniego zesłania na Syberii):
Szanowna pani, według regulaminu Akademii mogą do niej należeć albo mężczyźni, albo kobiety. Więc płonne są twe zamiary…
Na co Rodziewica wybucha spazmatycznym okrzykiem:
Odsądzili mnie od płci i wiary! …i opuszcza scenę”.
A więc z „dziwności” i nieprzystawalności Marii do środowiska artystycznego chcieli się trochę pośmiać Minkiewicz i Karpiński. Może z tego, że w szeregach PAL pisarze, z którymi mogłaby się w jakikolwiek sposób porozumieć – a oni z nią – stanowili ułamek. Przede wszystkim jednak satyrycy zatrzymali się na tym, co najprostsze do wykpienia, a zarazem najmniej dla nich zrozumiałe: na Marii byciu dziwną i osobliwą.
Tych szyderstw było zresztą więcej. Z Rodziewicz natrząsano się w lewicowej prasie, nazywając ją „żubrem w spódnicy”. Popularną anegdotę o niej chętnie powtarzał też Antoni Słonimski. Dotyczyła jakiegoś oficjalnego przyjęcia odbywającego się z okazji przyznania pisarce jednej z nagród. W stronę publiczności miały paść słowa: „Panie, Panowie i Ty, Mario Rodziewiczówno”.
– Emilia Padoł
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Tytuł i śródtytuły od redakcji