Nie wysyłamy w takie obszary gdzie są prowadzone jakieś działania wojenne czy konflikty wewnętrzne. Jeśli coś takiego zaczyna się dziać, cały czas monitorujemy sytuację i w razie czego ewakuujemy wolontariuszy w inne, bardziej pewne miejsce. Na przykład dwa lata temu, kiedy mieliśmy swoich wolontariuszy w Etiopii, rozpoczęły się zamieszki na północy tego kraju, które szybko przenosiły się na południe. Kiedy już docierały stolicy, postanowiliśmy przenieść naszych wolontariuszy do placówki w Kenii i tam tę misję ukończyli. Zdrowie i życie wysłanników jest dla nas priorytetem.
Na wygody na miejscu też raczej nie można liczyć.
Ludzie przychodzący do wolontariatu na ogół zdają sobie sprawę, że warunki nie będą komfortowe, czyli na przykład będzie utrudniony dostęp do wody czy do prądu. Na to są przygotowani, ale za to mniej pod kątem elastyczności na zadania, które mają wykonać. Mają wizję, że jadą zbawiać świat, a na miejscu okazuje się, że muszą robić dość prozaiczne rzeczy. Staramy się przygotować naszych wolontariuszy, by mieli świadomość, że to misjonarz decyduje, co w danej chwili jest najbardziej potrzebne. Wyjeżdżającym musi towarzyszyć poczucie, że to co nam wydaje się dobre, niekoniecznie może się sprawdzić w tamtych warunkach. Co do cech charakteru, na pewno wolontariusz musi być odważny i otwarty na ludzi z innej kultury. Przydaje się też pozytywne myślenie i odporność psychiczna, bowiem niektóre sytuacje mogą być trudne i wyprowadzić z równowagi.
Działalność Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego - Młodzi Światu robi wrażenie. Wolontariusze pełnią misje w ponad 40 krajach na czterech kontynentach. Do tej pory zrealizowano ponad 450 projektów z dziedziny edukacji, pomocy medycznej i budowania infrastruktury w najuboższych częściach świata. Z których z nich jest pani najbardziej dumna?
Z dwóch projektów realizowanych w salezjańskiej szkole technicznej Don Bosco Boys’ Town w Nairobi w Kenii. Jest tam duża bieda i bezrobocie, co rodzi przestępczość, uzależnienia i zagrożenie HIV/AIDS. Z taką codziennością mierzy się młodzież ze slumsu Kibera w Nairobi, który według danych ONZ liczy około miliona mieszkańców. Tylko 20% z nich ma dostęp do elektryczności czy do bieżącej wody. Młodzi ludzie nie mają pracy. Dlatego powstała szkoła, która nie tylko zapewnia wykształcenie, ale jest też dla nich ośrodkiem wychowawczym.
Naszym zadaniem było doposażenie szkoły i warsztatów. Między innymi rozbudowaliśmy warsztat mechaniczny, w tym kupiliśmy urządzenie do pomiaru geometrii kół oraz czterokolumnowy podnośnik samochodowy i podpory samochodowe. Uczniowie mogą pracować na sprzęcie dokładnie takim, z jakim będą mieli do czynienia w swoich przyszłych miejscach pracy. Nauczyciele byli zachwyceni, mówili, że te maszyny kupione dla działu mechaniki samochodowej widzieli jedynie w podręcznikach. Pojawiły się też nowe maszyny w dziale krawieckim. W tym komputerowa hafciarka ośmiogłowicowa, dzięki której można wyszyć na koszulce, w ośmiu egzemplarzach naraz, wzór zaprojektowany wcześniej na komputerze. Ponadto komputerowa maszyna dziewiarska, dzięki której możliwa będzie produkcja swetrów, a także maszyna do robienia dziurek na guziki. Kupiliśmy też m.in. zestaw komputerów do prac biurowych.
Cieszyło mnie to, że mogłam koordynować ten projekt również na miejscu i osobiście widzieć radość uczniów. Byli bardzo szczęśliwi, że mogą chodzić do tej szkoły. Boys’ Town jest od lat cenioną placówką, dającą wykształcenie zawodowe. Aż 80% absolwentów znajduje pracę. To dla nich duża szansa, aby wyjść ze środowiska slumsów i mieć lepszą przyszłość. Mnie to bardzo motywuje do dalszej pracy.
– rozmawiała Monika Chrobak
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy