Kultura

Deyna polskiego rocka. Zmarł kolega Kazika, xiążę stolicy

Był muzykiem i kompozytorem Kultu, człowiekiem bez którego zespół nie mógłby się pochwalić tak charakterystycznym brzmieniem. Nasz rodzimy odpowiednik Dave’a Greenfielda, klawiszowca The Stranglers. Sukcesy zespołu bez Janusza Grudzińskiego byłby o wiele trudniejsze. Rzecz jasna nie można powiedzieć, że bez niego nie byłoby grupy, ale na pewno nie byłaby taka sama. Bo to on jest współautorem takich evergreenów jak „Arahja” czy „Czarne słońca”.

Niemniej wydaje się, że Janusz Grudziński był nade wszystko reprezentantem muzycznego świata w Polsce z wolna odchodzącego w przeszłość. Był to świat „nowofalowej” punkowej kontrkultury i wiążącego się z nim nierozerwalnie programowego, antysystemowego buntu, wyrosłego w cieniu dyktatury Wojciecha Jaruzelskiego i stanu wojennego.

W gwoli kronikarskiej sprawiedliwości należy przypomnieć, że w składzie kapeli podczas pierwszego publicznego koncertu Kultu 7 lipca 1982 roku, w studenckim klubie „Remont” w Warszawie (po latach do miana anegdotycznej historii pozostaje fakt, że sprzedano wtedy tylko 14 biletów) Janusza Grudzińskiego nie było. Dołączył do zespołu w listopadzie tego roku i był z nim związany, z małymi przerwami, do 2020 roku.

Z Kazikiem Staszewskim poznali się na wydziale socjologii na Uniwersytecie Warszawskim (Grudziński studiował też archeologię śródziemnomorską), jeszcze podczas strajku w 1981 r. Jak sam mówił w jednej z rozmów: – Wydałem mu się [Kazikowi – M.M.] cennym nabytkiem, jako osoba grająca na wiolonczeli i fortepianie. Wcześniej grałem rocka w licealnym zespole Katunek II. Wcześniej słuchałem Genesis, ale kiedy znalazłem się w Kulcie, zacząłem słuchać nowej fali. Na pewno jednak nie byłem z tej załogi. W trio graliśmy muzykę oszczędną, ale nie pozbawioną emocji. […] Cały czas coś tam kreowałem, jak nie kroniki filmowe wyświetlane podczas występu, to innym razem potrafiłem na scenie rozwalić gitarę akustyczną.

I tak na wiele lat popularny „Gruda” stał się newralgiczną postacią w zespole. Być może nieprzesadzonym byłoby stwierdzenie, że Kult to de facto duet Staszewski – Grudziński. „Janek” (często był tak nazywany przez przyjaciół i fanów) uczestniczył w większości sesji nagraniowych, słychać go na wszystkich najważniejszych, okrzykniętych później legendarnymi płytach Kultu. Łącznie nagrał szesnaście albumów studyjnych oraz był autorem i współautorem wielu kompozycji, również solowych Kazika – m.in. „Melodie Kurta Weilla i coś ponadto” (2001) oraz płyty „Piosenki Toma Waitsa” (2003). Jak powiedział o nim Grzegorz Brzozowicz (dziennikarz muzyczny, producent, znajomy Grudzińskiego): – Bardzo go lubiłem w Kulcie, bo to był jedyny muzyk z prawdziwego zdarzenia, bo umiał grać.

Był wszechstronny czego dowodzi fakt, że był także autorem muzyki do seriali, dokumentów i filmów fabularnych. Ma na koncie m.in. ścieżki dźwiękowe do seriali „Rodzina zastępcza” (Polsat) oraz „Tata, a Marcin powiedział…” (TVP), dokumentów: „Podwójne dno” (TVP), „Solidarność walcząca” (TVP), „Teatr wojny” (TVP), „Sprzedawcy” (TVP) i „Obywatel poeta”(TVP) i filmów fabularnych, takich jak „Gnoje” (TVP), „Kratka” TVP) i „Moje pieczone kurczaki” (TVP).

Janusz Grudziński w swojej stylistyce, porzuciwszy „ortodoksję” rocka progresywnego, okazał się doskonałym, bardzo umiejętnym a zarazem oszczędnym w wyrazie klawiszowcem „nowofalowym”, zazwyczaj posługującym się dźwiękiem organów czy fortepianu lub wykorzystując brzmienie syntezatora. Dzięki niezwykłemu wyczuciu był nieocenionym partnerem i swoistym muzycznym ilustratorem, a w jakimś sennie także interpretatorem dla czasem wielowątkowych historii śpiewnych wykonywanych przez Kazika. Wyśmienicie to słychać zwłaszcza na pierwszych płytach zespołu Kult („Posłuchaj to do ciebie”, „Spokojnie”, „Kaseta”, „45–89”, „Your Eyes”), ale również bardzo dobrze styl ten zagrał na dwóch albumach z tekstami ojca lidera Kultu czyli Stanisława Staszewskiego.
Janusz Grudziński podczas akustycznego koncertu Kultu w warszawskim Och-Teatrze. Fot. PAP/Rafał Nowakowski
Zasługą „Grudy” było muzyczne „udramatyzowanie” utworów. Potrafił stworzyć idealne tło by śpiewana opowieść stała się niezwykle poruszającą – tak jak możemy to słyszeć choćby w legendarnych „Czarnych słońcach”. Utworze uważanym przez wielu krytyków za jeden z najlepszych w całym dorobku Kultu. Mało też osób wie, że Grudziński raz zastąpił Kazika jako wokalista. To on skomponował, napisał tekst i wykonywał legendarną „Totalną stabilizację” – z płyty „Posłuchaj to do ciebie” z 1987 roku. Piosenka była przez wiele lat bardzo mocnym punktów bisów podczas większości tras koncertowych zespołu.

Oczywiście legenda Kultu i Kazika Staszewskiego unieśmiertelniła muzycznie także Janusza Grudzińskiego, choć zapewne dla szerszej publiczności pozostanie postacią anonimową. Wyrazista osobowość frontmana zespołu sprawiła, że zawsze trochę ukryty za klawiszami „Gruda”, nie lansujący się zbytnio, incydentalnie budził zainteresowanie dziennikarzy czy był prezentowany przez media. Można by powiedzieć, że pełnił w zespole rolę bohatera drugiego planu, do czego również predestynował go wygląd – niepozornego faceta z brzuszkiem w niczym nieprzypominającego ekscentrycznego rockmana. Tymczasem w zasadzie należałoby określić go jako „szarą eminencję” zespołu. – Nie był typem rockandrollowca – wspomina – Dariusz Malejonek – był zawsze outsiderem, wolał się trzymać nieco z boku. Co nie znaczy, że miał problemy z relacjami. Był otwarty na innych, bardzo ciepły. W środowisku warszawskim był postacią kultową. ODWIEDŹ I POLUB NAS I właśnie kultywowana przez niego „warszawskość” to kolejna rzecz za którą powinien zostać zapamiętany a przede wszystkim doceniony. „Gruda” kochał Warszawę i jak mawiał nie trzeba być stąd, by ją pokochać, choć akurat on w stolicy się urodził. W 2006 roku pod pseudonimem „Xsiąże Warszawski” wydał swój pierwszy i jedyny solowy album „Olśnienie”. Na temat genezy pseudonimu dowcipkując mówił, że przecież „księżna Joanna Grudzińska, narzeczona wielkiego księcia Konstantego, była ostatnią faktyczną władczynią Polski. Kiedyś żartowałem, że jestem jej prapraprawnukiem, chociaż była bezdzietna. Żart się spodobał, przezwisko funkcjonuje, koledzy zwracają się do mnie Xiążę”. Jak sam mówił kompozycje pierwotnie szykowane dla Kultu powstały w ciągu około dziesięciu dni i właśnie to „olśniewające” tempo było powodem tytułu albumu.

Warszawskość płyty nie była podkreślona tylko pseudonimem, ale przede wszystkim przez utwory, które mając autobiograficzny charakter są nowoczesnymi, ale wyjętymi z „ducha Grzesiuka” balladami o stolicy. „Gruda” nie lukruje tam rzeczywistości, bo był typowym chłopakiem z podwórka, który doskonale wie jak to jest w różnych stołecznych bramach i kogo można tam spotkać. Szczególnie wszystko jak w soczewce było widoczne w piosence „Spacer po Warszawie”, gdzie Grudziński nawiązuję m.in. do historii hotelu Polonia, który przetrwał wojnę i powstanie, domów towarowych Wars i Sawa czy Domu Chłopa czyli obecnego hotelu Gromada.
Muzyczny spacer (w teledysku oglądamy chodzącego Grudzińskiego od szkoły na ul. Ciasnej, z okolic Emilii Plater i pigalaka [okolic w stolicy, gdzie można było wieczorami spotkać panie lekkich obyczajów – red.]do mieszkania na rogu Miodowej i Długiej z widokiem na plac Krasińskich) najlepiej i najdobitniej pokazuję jakim człowiekiem był „Gruda”. – Gdy wychodziło się z mieszkania – wspominał – było z kim porozmawiać, ludzie mieli poczucie humoru, czuło się atmosferę Warszawy. Zdarzały się kłótnie, ale policja interweniowała tylko wtedy, gdy ktoś za głośno się zachowywał. I od razu było wiadomo, kto doniósł. Panowała kultura osobista. Kłanialiśmy się paniom, które bardzo ciężko pracowały na pigalaku... Nigdzie nie czułem się tak dobrze i bezpiecznie jak tam, między Hożą a Koszykami.

Janusz Grudziński bywał czasem nazywany księciem polskiego rocka, ale przecież nie z powodu „Xsięcia Warszawskiego”. Był człowiekiem niezwykle utalentowanym a zarazem otwartym, prostolinijnym i chętnym do rozmowy z każdym. Ujmował normalnością, co w świecie muzycznym nie jest znowu takie częste.

Znając jego zainteresowanie futbolem a także to, że jako warszawiak był kibicem Legii wydaje mi się, że nie będzie przesadą, jeśli powiem, że dla mnie Janusz Grudziński był Kazimierzem Deyną polskiej muzyki rockowej. Tak jak Deyna był wielki w swoim fachu. Niestety „Gruda” był nie do końca doceniony.

– Mikołaj Mirowski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Janusz Grudziński (z lewej) i Kazik Staszewski i podczas promocji albumu zespołu Kultu. "Poligono Industrial" w 2005 roku. Fot. PAP/Szymon Pulcyn
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.