Kultura

Demon – kracja: Kto nie z nami, niech znika

Nie ma ucieczki przed ludzkim okrucieństwem. Co nas wszystkich jednoczy? Śmiertelność. Wobec tego ostatecznego odejścia wszyscy jesteśmy jednako nadzy, odarci ze wszelkich atrybutów społecznego statusu czy majątku.

W całym kraju, zwłaszcza w dużych miastach, buzuje atmosfera podniecenia. Triumfalne tony rozbrzmiewają też w środowisku, które obserwuję od lat 90., czyli na tyle długo, by mieć ogląd i pogląd. Kultura, ze szczególnym uwzględnieniem sztuk wizualnych.

Zanim zmiany na dyrektorskich stołkach dojdą do skutku, starym zwyczajem robię rundki po wystawach, omijając wernisażowe spędy. Bo w sztuce nie odzwierciedla się program wyborczy takiego czy innego ugrupowania, lecz tzw. duch epoki.

Wyświechtany termin i już sam z siebie tchnący myszą, jednak nikt nie wymyślił lepszego na obecny (czy dawny) użytek. Ów bezcielesny byt najwyraźniej uwidacznia się z czasowej perspektywy. Wtedy głos zabierają naukowcy różnych branż, posiłkując się statystykami, bilansami i wykresami. Jednak proszę mi wierzyć – w analizowaniu zbiorowych emocji twórcy są szybsi i lepsi niż najdoskonalsze humanistyczne umysły czy algorytmy.

Artyści potrafią unaocznić zachodzące na bieżąco zjawiska kulturowe, sterowani intuicją wspartą wyobraźnią.

Z perspektywy pośladków

Jako się rzekło, prace eksponowane w galeriach (celowo pomijam tu inne przejawy aktywności twórczej, choć bywają nie mniej istotne) są miernikiem zbiorowych przeczuć, fascynacji, obaw. Co wynika z kilku – przykładowo wybranych – obecnych stołecznych wystaw? Lub raczej – które uważam za symptomatyczne dla bieżących klimatów społecznych?

Zacznę od bajek. W stołecznej Galerii Monopol zaprezentowany został przedziwny tercet. Naiwne malarstwo Teofila Ociepki (1891 – 1978), domorosłego okultysty ze Śląska, zderzone zostało ze sztuką o stulecie (sic!) młodszego Bartłomieja Hajduka (ur. 1990) i starszego od niego o ciut ponad dekadę Tomasza Mroza. Całe to trio balansuje twórczo pomiędzy mrocznym światem demonów a rejonami pozostającymi w zasięgu jasnych mocy.

Ociepka to wykopalisko z gatunku tzw. prymitywów, z samego przodka polskich samodzielnie szlifowanych talentów. Prawie Nikifor w sensie rozpoznawalności. Jak tu pisać o kimś, kto wielokrotnie był analizowany, choć przedstawienia pana Teofila głębokiej egzegezy nie wymagają. Przesłanie zostało wyłożone kawa na ławę, z całym dobrodziejstwem naiwnej wiary w „wiedzę tajemną”, którą zgłębiał z takim samym zaangażowaniem jak teksty religijne.

Oto „Oko Opatrzności” – pokazane jako niebiesko-zielone oko, łypiące na świat z kłębowiska niebieskich chmurek, centrycznie wpisane w regularne geometryczne figury, trochę wzorem „Człowieka witruwiańskiego” Leonarda. Połączenie naiwnej wiary i naukowych ambicji autora.
Wedle niego wszechświat podzielony został równo pomiędzy strefę wpływów Boga i Szatana. Nietrudno się domyślić, że podział przebiega góra/dół. Na obrazie „Dobro i zło” (1970) niebiosa zamieszkują jasnowłose, przyzwoicie odziane dobre dusze, zaś piekielne kręgi zaludniają nagie potwory, wśród których dominuje czerwone monstrum, ani chybi Ociepkowa wizja Lucyfera.

Bajki odmalowane przez tego artystę mają wdzięczną kontynuację w bestiariuszu autorstwa najmłodszego uczestnika pokazu. Bartłomiej Hajduk postrzega rzeczywistość jako kłębowisko form zwierzęcych i roślinnych. (Aż prosi się o porównanie z cyklem „Genezis” Jana Dobkowskiego). Człowieka w tym świecie brak. Chyba że za ślad jego współbytowania z florą i fauną uznać obiekty, które kojarzą się z przedmiotami niepojętych kultów. Totemy, wyobrażenia bóstw? Fascynujące posągi skonstruowane z resztek znalezionych w… mule nadrzecznym. Na obiekt „Słońce w locie” złożyły się m. in. kawałki drewna wyłowione z Tamizy i gęsie pióra.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Ten trzeci, Tomasz Mróz (rocznik 1979) zwrócił moją uwagę wiele lat temu, kiedy nawiązywał do polskich ilustracji lat 50. i 60. ubiegłego wieku. Tym razem Mróz wchodzi w dialog z Ociepką, po trosze dworując sobie z jego moralitetów. Rzeźby z silikonu i innych tworzyw częściowo wiernie odtwarzają liście popularnej rośliny (łopuch?), zderzone z tworami groteskowymi, owszem, antropomorficznymi, ale… jakoś urwanymi w połowie.

Oto stoi sobie półpostać przedstawiona od stóp do talii. Glinopodobna materia uformowana na podobieństwo człowieczych nóg i pośladków przykuca, jakby za potrzebą.

Warto zerknąć na tył przykucniętego: z jego zadka popatrują gały. Chyba niczego podobnego nie widziały: na dole – liść; na liściu – figurka nagiego chłopczyka, jakby „zarobaczywionego” w niektórych partiach ciała.

Odgaduję: metafora podejrzliwości. Podglądactwa i snucia domysłów.

Strachy na co dzień

W Miejscu Projektów Zachęty (ul. Gałczyńskiego) fotosy i obiekty autorstwa Marty Zgierskiej.

Kolejna artystka uprawiająca przyrodniczy recykling. W powalone czy ścięte pnie drzew Zgierska „wkapuje” ołowiane strugi i zacieki. Swoisty dripping (malarska metoda Jacksona Pollocka). Z tym że Amerykaninowi chodziło o „miękki” rytuał, rodzaj transu. W tym przypadku drzewa cierpią. Jak każdy organizm, czują twardą ingerencję w jestestwo. Oj, boli!

Również zdjęcia artystki są wyrazem cierpienia, frustracji i poczucia opresji. W wielu kadrach pojawia się ona sama. Samotnie. Jeden z fotogramów przedstawia ją wpisaną w cztery krzesła (pozbawione siedzisk). Skojarzenie oczywiste: „Ukrzesłowienie” Andrzeja Wróblewskiego.

Na innym obrazie nagie ciało Marty otaczają zasieki z drutu kolczastego. Pamięć podpowiada słynne wideo izraelskiej artystki Sigalit Landau, kręcącej hula hop z drutu żyletkowego (2001) czy Mariny Abramović wycinającej żyletką na swym nagim brzuchu pięcioramienną gwiazdę (lata 70. minionego wieku).
Wszystkie trzy autorki mają krwawe rany na ciele. Ślady autoagresji, buntu wobec opresyjnej rzeczywistości. Jednak Zgierska, jak wielu z jej pokolenia (debiutowała w 2012), nie protestuje, nie kontestuje realiów, z jakimi konfrontuje ją życie. Zamiast tego przybiera ucieczkową postawę. Wycofuje się z rzeczywistości. To nie krzyk, lecz szukanie kryjówki. Mimo wszystko smutne.

Bez złudzeń

Ostatni pokaz w moim wyrywkowym zestawie prezentowany jest w Centrum Sztuki Współczesnej – Zamku Ujazdowskim. Taaa… Wiem, miejsce obłożone anatemą z racji powołania na dyrektorskie stanowisko Piotra Bernatowicza, który nastał po oficjalnie zakończonej kadencji Małgorzaty Ludwisiak.

Tu wtręt. Nie chodzę na wernisaże, bywam w galeriach w zwykłe dni, wraz z innymi „pozaśrodowiskowymi” odbiorcami. O ile za czasów Ludwisiak CSW świeciło pustkami, o tyle obecnie wszystkie prezentacje gromadzą dużą publiczność. Także tą, o której chcę wspomnieć.

„Odd Nerdrum. Malarz Północy”. Zupełnie nie znany (lub mało komu) w Polsce 79-letni Norweg to kolejny (po Ociepce) artystyczny autodydakta. Przyznaję, jego wizja to nie moja bajka – ale trudno wobec niej zachować obojętność.

Monograficzny pokaz pozwala zorientować się w różnych etapach twórczych Nerduma, od lat 80. do bieżącego roku. Wyjątkowo spójna kreacja. Nie tyle profetyczna – choć można i tak odebrać te obrazy. Raczej przerażająca, bo odzierająca ze złudzeń. Nie ma ucieczki przed ludzkim okrucieństwem. Co nas wszystkich jednoczy? Śmiertelność. Wobec tego ostatecznego odejścia wszyscy jesteśmy jednako nadzy, odarci ze wszelkich atrybutów społecznego statusu czy majątku.

Nawet jeśli estetycznie płótna Nerdruma kłócą się ze współczesnością (choć autor celowo nawiązuje realistyczną formą do sztuki przeszłości), te wizje poruszają. Mają w sobie prawdę bezwzględną, uniwersalną. Poza tym, trzeba nie lada odwagi, by nie poddawać się bieżącym manierom.
Prace Odda Nerdruma odzierają ze złudzeń. Fot. Daniel Czarnocki/u-jazdowski.pl
Kiedyś nieżyjący już wrocławski artysta Paweł Jarodzki lansował slogan „Tylko sztuka cię nie oszuka”. No, nie wiem…

Jednomyślność

„Czarownice. Wszystkich nas nie spalicie”. Taki był tytuł spektaklu, którego premiera odbyła się w krakowskim Teatrze Nowym Proxima we wrześniu 2021. Miał to być akustyczny spektakl-kolaż, skonstruowany z głosów kobiet, krzyczących w obronie podstawowych praw człowieka.

Dwa lata temu brzmiało to jednoznacznie. Wiadomo było, że chodzi o konserwatystów, których rzekoma agresja idzie w parze z nieprzemakalnością na wszelkie postępowe trendy.

Teraz czarownicami są ci, którzy nie zgadzali się stuprocentowo z lewicową ideologią. Do grona „służebników prawicowego diabła” wliczono też symetrystów i tych, którzy mieli jakiekolwiek zastrzeżenia do poprzedniego układu.

Słucham i czytam o zapowiedziach odwetu, jaki ma być przedsięwzięty. Słucham i czytam z trwogą. Bo znowu jest wielu, którym marzy się tropienie czarownic i przeprowadzenie ich eksterminacji przez „zagłodzenie”. Pozbawić głosu, pracy, ba! ubezpieczeń społecznych wszystkich, którzy ośmielili się mieć własne zdanie. Kto nie z nami, musi zniknąć. Ma być jednomyślność. Według piewców tej koncepcji na tym polega demokracja. A może – demon-kracja?

Mimo woli przychodzi mi na pamięć film, który widziałam dwukrotnie: na przedpremierowym pokazie, tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego i wiele lat potem, już w III RP. Chodzi o „Dreszcze” Wojciecha Marczewskiego. Podobno scena z aresztowanie przez UB ojca głównego bohatera to reminiscencje reżysera z własnego dzieciństwa.

Przechodzą mnie ciarki na myśl, że po raz kolejny będziemy świadkami czystek. W wielu środowiskach, także w mediach. Zarówno prywatni nadawcy, jak publiczni mają zostać podporządkowani wspólnej lewicowej ideologii. Metody zostały opracowane w czasach, o których mniemaliśmy, że są „słusznie zapomniane”. Może warto je przypomnieć? Może ktoś znów poczuje „Dreszcze”?

– Monika Małkowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Wystawę „Słońce było pierwsze” można oglądać w Galerii Monopol do 25 listopada 2023, Warszawa, ul. Marszałkowska 34/50;
Wystawa Odda Nerdruma „Malarz Północy” w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski czynna do 10 grudnia 2023;
Wystawa prac Marty Zgierskiej „Ze wszystkich stron” w Miejscu Projektów Zachęty czynna do 7 stycznia 2024 r., Warszawa, ul. Gałczyńskiego 3
SDP 2023
Zdjęcie główne: „Oko Opatrzności” Teofila Ociepki. Fot. Monika Małkowska
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.