Historia

Człowiek do zadań specjalnych Naczelnika

W ciągu kilku kolejnych dni Boerner stał się „naczelnym strażakiem Warszawy”, gasząc pożary na linii Polska-Niemcy. Studził gorące głowy żołnierzy z Centralnej Rady, którzy na wieść o rzekomych mordach na Niemcach dokonanych jakoby przez Polaków, chcieli ruszać ze zbrojną zemstą.

Zwolennicy historii alternatywnej twierdzą, że Polska odzyskałaby niepodległość w listopadzie 1918 roku niezależnie od tego, czy władzę objąłby Józef Piłsudski, Roman Dmowski czy Wincenty Witos. W myśl tej narracji stery rządów mógłby przejąć od zaborców ktokolwiek, nawet przysłowiowi teściowa i pan Zenon z warzywniaka. Rosja była pogrążona w wojnie domowej, a Niemcy i Austro-Węgry kończyły swój żywot jako monarchie.

Problem polega tylko na tym, że nawet w obliczu agonii II Rzeszy Niemcy potrafili zadbać o swoje interesy na okupowanych terenach. W krajach bałtyckich na przykład żołnierze i urzędnicy podlegli Berlinowi przebywali aż do jesieni 1919, zabierając i wywożąc, co się da: żywność, zwierzęta gospodarskie, dobra kultury, sprzęt przemysłowy itd. Trudno też mówić o w pełni wolnej Łotwie czy Estonii, jeśli na ich ziemiach przez długie miesiące po zakończeniu I wojny światowej wciąż stacjonowały obce wojska.

Podobne plany miało niemieckie dowództwo w Warszawie, tym bardziej że przez obszar centralnej Polski, w tym przez powołanego przez okupantów Generalnego Gubernatorstwa Warszawskiego (GGW) wiodły linie kolejowe do Niemiec. Można było nimi przetransportować nie tylko tony ziemniaków czy kapusty, ale i tysiące żołnierzy. Oficer sztabu w stolicy GGW notował w swoim dzienniku 10 listopada 1918: „Brakuje im [Polakom] broni...nie mają ani jednego karabinu maszynowego, ani jednej armaty. Na karabin mają po 10-20 naboi. […] Jestem spokojny. My, Niemcy, musimy tutaj wytrwać najdłużej ze wszystkich formacji wschodnich, tak aby oddziały z Ukrainy i północnej Rosji mogły spokojnie wrócić do domu”.

Niczym miecz Damoklesa, nad terytorium GGW (od Łomży przez Warszawę po Kalisz) wisiał więc scenariusz, w którym okres przejściowy między Generalnym Gubernatorstwem Warszawskim a niepodległą Polską będzie trwał co najmniej kilka miesięcy. Co ważne, Niemcy poczynili praktyczne kroki, aby pokazać, że to oni są panami w Warszawie. Na początku listopada wzmocnili załogę Cytadeli dwiema bateriami artylerii, a najważniejsze budynki uzbroili po zęby: np. Zamek Królewski został obstawiony częścią pułku aspirantów oficerskich z Jabłonny, żołnierze przy dziesiątkach okien ustawili karabiny, a na parapetach granaty. Nawet szpitale wojskowe otrzymały orężne posiłki w postaci dodatkowych partii karabinów i granatów.

Plany pokrzyżowały nieco powstające masowo od 9 listopada w warszawskich jednostkach Rady Żołnierskie, które na swą siedzibę wzięły Pałac Namiestnikowski (obecnie Pałac Prezydencki). Radom o wiele mniej niż dowództwu zależało na ograbieniu z wszelkich zapasów dogorywającego GGW. Najważniejsza była dla nich sprawna i szybka ewakuacja garnizonu niemieckiego z Warszawy. Wykorzystał to Józef Piłsudski.
Listopad 1918 rok. Rozbrajanie Niemców w Warszawie. Fot. Wikimedia
Przyszły Naczelnik powrócił z Magdeburga do stolicy 10 listopada rano, a już wieczorem spotkał się z delegacją wyłonioną przez Centralną Radę Żołnierską (CRŻ, tak nazwali się Niemcy obradujący w Pałacu Namiestnikowskim). Krótkie, ale intensywne negocjacje przyniosły porozumienie dotyczące warunków opuszczenia miasta przez żołnierzy niemieckich. Zgodnie z nim, mieli oni m. in. wydać Polakom broń i sprzęt wojskowy, tabor kolejowy i środki łączności, a także powstrzymać się od przemocy we własnych szeregach. W zamian Piłsudski zadeklarował, że strona polska podstawi pociągi, którymi Niemcy wrócą do Rzeszy.

Jak sascy koloniści zostali Polakami

Późniejszy Marszałek pośrednikiem między sobą a Centralną Radą uczynił Ignacego Boernera, podkomendnego w Legionach i Polskiej Organizacji Wojskowej, a także swojego człowieka do zadań specjalnych. Skąd ten wybór? I kim był człowiek, który dziś jest pamiętany – jeśli w ogóle jest –raczej jako patron warszawskiego osiedla Boernerowo?

Jego pradziadek, Jerzy Karol osiedlił się wraz z rodziną w Płocku na przełomie XVIII i XIX wieku, już po upadku I Rzeczpospolitej. Boernerowie pochodzili z Saksonii i przybyli na te tereny w ramach pruskiej akcji kolonizacyjnej, nie mieli więc powodu, aby darzyć Polskę specjalnym sentymentem. Z czasem co prawda granice się zmieniły i Płock znalazł się w podporządkowanym Rosji Królestwie Polskim, ale Jerzemu Boernerowi w dalszym ciągu daleko było do polskości. Nadawał się bardziej na lojalnego poddanego cara. Swojego syna Ignacego Karola wychował jednak, jeśli nie na polskiego patriotę, to przynajmniej osobę sympatyzującą z Polakami. I choć Rosjanie uhonorowali Ignacego dziedzicznym szlachectwem, popierał on wolnościowe aspiracje Polaków, w tym powstanie styczniowe.

Edward, syn Ignacego, który kontynuował rodzinne tradycje duchowne (tak jak ojciec sprawował funkcję pastora), był już Polakiem pełną gębą. Nie dość, że uczestniczył w konspiracji niepodległościowej, to wziął udział w powstaniu styczniowym jako naczelnik cywilny Zduńskiej Woli. W jednym z oddziałów walczył też jego brat.

W takim otoczeniu i w takiej rodzinie nasz bohater był wręcz skazany na polskość.

Prezydent Republiki Ostrowieckiej

Jak pisze biograf Ignacego Boernera, Jerzy Kochanowski, „przyszły »prezydent«, pułkownik i minister wychowywał się […] w atmosferze jednocześnie romantycznego kultu niedawnego powstania [urodził się w 1875 roku], jak i protestanckiego racjonalizmu, szacunku dla wiedzy i poszanowania bliźnich”.

Dodajmy, że biografia Boernera mogłaby z powodzeniem posłużyć jako typowy życiorys reprezentanta pokolenia niepokornych, niegodzącego się z rozbiorami Polski. Władzom podpadł już w gimnazjum rosyjskim w Kaliszu, m. in. za publiczne mówienie po polsku i został wyrzucony ze szkoły. Potem nadeszła fascynacja socjalizmem – aby poznać bliżej życie robotników, przez rok pracował w wałbrzyskiej odlewni i fabryce maszyn– studia w Wyższej Szkole Technicznej w Darmstadt, wreszcie praca inżyniera w Warszawie oraz Ostrowcu Świętokrzyskim.

Polakiem nie trzeba się urodzić. Wystarczy tylko bardzo chcieć nim być

Wykupił ogłoszenie: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety lekarza!”

zobacz więcej
Równolegle Ignacy wciąż prowadził działalność propolską. Początkowo legalną: w Darmstadt współtworzył sekcję Czerwonego Krzyża, służącą pomocą polskim więźniom i emigrantom politycznym. Do tego stanął na czele Polskiej Czytelni, ale ciągnęło go do konspiracji. W 1899 roku wstąpił więc do Polskiej Partii Socjalistycznej („stałem się członkiem tajnej organizacji, osłoniętej już wtedy aureolą jakiejś »nieznanej wielkości«, »poświęcenia«, »bohaterstwa«”), gdzie dał się poznać jako sprawny organizator, radzący sobie w trudnych, jeśli nie ekstremalnych warunkach.

Przykłady? Proszę bardzo: od przeprowadzenia w Ostrowcu kilkutysięcznej demonstracji 1-majowej, przez koordynowanie lokalnych akcji bojowych PPS (np. kradzież dynamitu z magazynów kopalni „Zygmunt” i skok na kasę powiatową w Opatowie), po przewodzenie na przełomie 1905/1906 roku tzw. Republice Ostrowieckiej.

Ten szczególny twór zorganizowali PPS-owcy, przejmując tymczasowo rządy w Ostrowcu Świętokrzyskim i okolicach. Na terenie „republiki” powołali do życia polskie władze, wprowadzili polski język urzędowy, nie zapomnieli też o wsparciu potrzebujących, którym dostarczali węgiel i jedzenie.

Buntownikom nie było dane długo cieszyć się sukcesami: w połowie stycznia dwa carskie pułki piechoty spacyfikowały rewoltę, a Boerner („Prezydent Republiki Ostrowieckiej”) musiał ratować się ucieczką do Galicji. Tam pozostał, z przerwami na pobyty w Niemczech i Szwajcarii, do wybuchu I wojny światowej, ciesząc się względną stabilizacją życiową (z żoną Zofią doczekał się syna Włodzimierza) i zawodową (prowadził biuro techniczne we Lwowie).

Gdy zaborcy rzucili się sobie do gardeł, przerwał obiecującą karierę inżynierską na rzecz służby w Legionach Polskich i Polskiej Organizacji Wojskowej.

Pod czerwonym sztandarem

Co ciekawe, Boernerowi nie zawsze było po drodze z Piłsudskim, którego poznał na początku XX wieku. Znacznie dłużej pozostał wierny socjalizmowi i gdy Komendant oraz jego najbliżsi współpracownicy skupili się na budowie kadr do zbrojnej walki o niepodległość (najpierw w Związku Walki Czynnej, potem Związku Strzeleckim), Boerner krytykował ich za marginalizowanie czerwonego sztandaru.

Drogi obu panów, przynajmniej te polityczne, rozeszły się tak bardzo, że w 1912 roku Boerner opuścił szeregi PPS i przeszedł do tzw. PPS-Opozycji. Partia ta stała na stanowisku, że dbanie o interesy robotników nie może być tłem dla działań paramilitarnych (Boerner mówił z przekąsem „soldateska”) i powinno być co najmniej tak samo ważne.

W 1914 roku rozłamowcy z PPS-Opozycji wrócili na łono macierzystej formacji. Sam Boerner zaś w obliczu zbliżającej się wojny zrewidował swoje poglądy i w ramach „Strzelca” ukończył kurs podoficerski. Zaraz potem ruszył na front i w legionowym mundurze walczył m. in. pod Limanową, Łowczówkiem i Kostiuchnówką.
Sierpień 1914 rok. Józef Piłsudski ze sztabem w Kielcach. Wśród oficerów stoi Ignacy Boerner. Fot. Marian Fuks/Polona
W międzyczasie stał się zaufanym człowiekiem Piłsudskiego, wykorzystywanym przezeń do różnych tajnych misji. O ich ówczesnych stosunkach niech świadczą poniższe epizody: gdy w 1915 roku Komendant szukał emisariusza, który przed wkroczeniem wojsk niemieckich pojawi się w Warszawie i przekaże jego ludziom w stolicy wytyczne, wybrał właśnie Boernera. Z kolei, gdy w grudniu 1915 Austriacy wyrzucili Ignacego z armii za zaangażowanie w politykę, brygadier wziął podkomendnego w obronę i doprowadził do cofnięcia zwolnienia. Gdy więc Piłsudski zainspirował tzw. kryzys przysięgowy (lipiec 1917), Boerner dobrze wiedział, po której stronie stanąć. Tak jak inni został internowany przez zaborców w Beniaminowie. Co więcej, spotkał go wątpliwy zaszczyt (choć byłby z niego zapewne dumny) i niemieccy oraz austro-węgierscy wojskowi umieścili go na czarnej liście niebezpiecznych oficerów. W efekcie za drutami został aż do czerwca 1918 roku.

Pan Porucznik Spokój

I to właśnie jego, w listopadzie 1918 roku, Piłsudski wyznaczył na oficera łącznikowego do kontaktów z Centralną Radą Żołnierską. Bo nie dość, że Boerner był jego sprawdzonym emisariuszem (z czasem przeszli nawet na ty; Piłsudski najwyżej kilkanaście osób dopuścił do takiej zażyłości), to mówił po niemiecku bez cienia obcego akcentu i wiedział, jak rozmawiać z Niemcami – zdawał sobie sprawę, że chcą oni jak najszybciej wrócić do domów. A poza wszystkim Boerner „miał niesłychaną pewność siebie, potrafił przemawiać tak, jak gdyby stała za nim niezmierna potęga i niełatwo dawał się zbić z tropu jakimikolwiek argumentami”.

Z pierwszym zadaniem, jakie postawił przed nim Piłsudski – zapewnieniem spokoju między Radą obradującą w Pałacu Namiestnikowskim a tłumem Polaków na zewnątrz – Boerner poradził sobie gładko. Na jego rozkaz kilkudziesięciu studentów utworzyło kordon wokół pałacu. Boerner dał im broń (Centralna Rada Żołnierska przekazała mu 20 karabinów), a na koniec sam wyszedł do tłumu i zaapelował o zaniechanie rozlewu krwi. Ludzie się rozeszli.

W ciągu kilku kolejnych dni Boerner stał się „naczelnym strażakiem Warszawy”, gasząc pożary na linii Polska-Niemcy. Z jednej strony, musiał studzić gorące głowy żołnierzy z Centralnej Rady, którzy na wieść o rzekomych mordach na Niemcach dokonanych jakoby przez Polaków, chcieli ruszać ze zbrojną zemstą. Z drugiej, paraliżował intrygi niemieckiego dowództwa, zmierzającego do usunięcia w cień CRŻ i odzyskania kontroli nad garnizonem warszawskim.

Uczestniczył także w rokowaniach polsko-niemieckich na temat uruchomienia, wstrzymanego przez okupantów, transportu kolejowego. Bez tego nie było mowy o ewakuacji około 30 000 obcych żołnierzy i urzędników, przebywających w stolicy...
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     A jak wyglądał 11 listopada z perspektywy samego Boernera? Cały dzień, uznawany dziś za symboliczny dla odzyskania niepodległości, spędził w Pałacu Namiestnikowskim, uspokajając niemieckich żołnierzy. Wspominał: „Co chwila ktoś wpadał [do Pałacu], przeważnie poprzebierani w cywilne ubrania oficerowie, którzy opowiadali niestworzone historie o popełnionych morderstwach nad Niemcami. […] Co chwila musiałem się do nich [żołnierzy Centralnej Rady] zwracać ze słowami: „Meine Herren! Blos Ruhe, Ruhe und nochmals Ruhe” (niem. Moi Panowie! Jedynie spokój, spokój i jeszcze raz spokój). W związku z tym, doczekał się wśród Niemców przydomka „Pan Porucznik Spokój”.

Tyle z akcentów humorystycznych, bo gdy wieczorem do gmachu dobiegły odgłosy strzelaniny, część Rady opowiedziała się za natychmiastowym wysłaniem delegacji do Cytadeli z prośbą do stacjonujących tam jednostek, aby „wystąpiły i rozpoczęły wprowadzać porządek siłą bagnetów i kul”. Boernerowi udało się zdusić bunt w zarodku – wziął ze sobą trzech członków rady, objechał z nimi całą Warszawę, by sami się przekonali, że Niemcy w mieście są bezpieczni, wszelkie wymiany ognia mają zaś charakter przypadkowy.

Kilka dni później, wieczorem 16 listopada na wieść o masakrze w Białej i Międzyrzeczu Podlaskim, gdzie z rąk niemieckich żołnierzy zginęło kilkudziesięciu POW-iaków i polskich cywilów, zdał sobie sprawę, że może to być wstęp do marszu wojsk stacjonujących za Bugiem (Ober-Ostu) na Warszawę. Nie zamierzał na nie czekać: po aprobacie Piłsudskiego i z udziałem przedstawiciela Centralnej Rady Żołnierskiej rozpoczął negocjacje telefoniczne z Radą Żołnierską w Brześciu (tam mieściła się centrala Ober-Ostu).

Całonocne rozmowy przyniosły skutek: Niemcy wstrzymali pochód swoich oddziałów. A zagrożenie było realne – jak przekonywał reprezentant Brześcia: „Wy, [Niemcy] w Warszawie, znajdujecie się w niebezpieczeństwie, przeto postanowiliśmy podążyć wam na pomoc. […] Linie kolejowe będą z powrotem obsadzone. Jeżeli Polacy się zgodzą, to dobrze, jeżeli nie – to siłą weźmiemy”...

Po latach Boerner wspominał listopad 1918 jako najważniejszy miesiąc w swoim życiu.

Za podsumowanie zaś niech posłużą słowa generała Stanisława Szeptyckiego, ówczesnego szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. W 1921 roku stwierdził on: „To właśnie Pan Major Boerner sprawnością, taktem, spokojem, energią, słowem, całą swoją osobistością, doprowadził do spokojnej ewakuacji wojsk niemieckich z Warszawy – który to sukces przyczynił się w tych ciężkich chwilach do możebności rozpoczęcia prac nad organizacją państwa, rządu i wojska”.

– Tomasz Czapla

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

11 listopada w Święto Niepodległości w TVP 1 będzie można oglądać od godz. 11.45 transmisję z uroczystości państwowych w Warszawie, o godz. 17. 30 Koncert dla Niepodległej: „Matejko – obrazy polskiej duszy”, o godz. 21.35 film dokumentalny „Wojna Światów”; TVP Kultura pokaże o godz. 13.55 film dokumentalny „Walka o głos” i o godz. 22.55 Koncert dla Niepodległej: „Matejko – obrazy polskiej duszy”; TVP Historia wyemituje o godz. 17.20 film dokumentalny „Polskie 100 lat – 11 listopada 1918 roku”, o godz. 19.00 program „Giganci historii” odc. Walka o granice II Rzeczypospolitej 1918-1923, o godz. 20. 00 film fabularny „Legiony”, o 22.25 film dokumentalny „Rzeczpospolita reaktywacja”, o godz. 23.35 film dokumentalny „Wojna Światów”.
SDP 2023
Zdjęcie główne: Rok 1931. Warszawa. Ignacy Boerner, minister poczt i telegrafów na strzelnicy. Fot. IKC/NAC
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.