Cywilizacja

Amerykański sen kongresmena z tylnych ław. Czy zwolennik Donalda Trumpa sobie poradzi?

Od 140 lat Stany Zjednoczone nie miały speakera Izby Reprezentantów z tak krótkim stażem parlamentarnym.

25 października 2023 doszło do najważniejszego wydarzenia w dotychczasowym, 51-letnim życiu Mike’a Johnsona. Tego dnia republikański kongresmen reprezentujący 4. dystrykt wyborczy w Luizjanie, został wybrany na 56. marszałka (zwanego w Stanach Zjednoczonych „speakerem”) Izby Reprezentantów USA. Kosmiczny awans dla polityka, który po raz pierwszy zjawił się w Kongresie w styczniu 2017 r., nie pełniąc wcześniej żadnych poważnych funkcji politycznych.

Johnson został formalnie trzecią osobą w supermocarstwie w dużej mierze przez przypadek, a może dlatego, że był… tym czwartym. Poważniejsi kandydaci o większym doświadczeniu i ambicjach zagrali się na polityczną śmierć i potrzebny był ktoś, kto zakończy 22-dniową komedię omyłek, spowodowaną odwołaniem poprzedniego marszałka Kevina McCarthego. Farsę, która zaowocowała kompletnym paraliżem Izby Reprezentantów – a wraz z nią całego Kongresu USA – w obliczu trwających na świecie dwóch wojen: na Ukrainie i w Strefie Gazy.

Jeśli ktoś chciałby napisać historię samobójczych kompromitacji politycznych, to „piękna katastrofa” kongresmenów Partii Republikańskiej z października 2023 r. powinna stanowić oddzielny rozdział. Wszystko zaczęło się, gdy kongresmen z Florydy Matt Gaetz – z dumą przedstawiający się jako „najbardziej Trumpowy kongresmen” (Trumpiest congressman) – zgłosił wniosek o odwołanie McCarthego. Oficjalnie poszło o to, że ówczesny marszałek Izby, nie posłuchał najbardziej konserwatywnych kongresmenów w kwestii cięć budżetowych, ale próbował uchwalić budżet przy wsparciu Demokratów, co liderzy wspieranego przez Donalda Trumpa nieformalnego ruchu MAGA (Make America Great Again), uznali za zdradę. McCarthy przyjął wyzwanie, zgłosił wniosek pod głosowanie i – ku zdziwieniu właściwie wszystkich – 3 października przegrał z kretesem. Choć „za” wraz z Gaetzem zagłosowało ośmioro Republikanów, to wniosek przeszedł większością głosów 216-210, bo „wojnę domową Republikanów” wsparli – z dużą radością – wszyscy Demokraci w Izbie.

Bo miał najmniej wrogów

Odsunięcie McCarthego, który zebrał dla kolegów i koleżanek dziesiątki kampanijnych milionów dolarów, zaledwie po 269 dniach na stanowisku (po wcześniejszym upokorzeniu go przy pierwotnym wyborze – wybrany w styczniu dopiero w 15. rundzie głosowania, gdy decydujący głos oddał nie kto inny jak… Gaetz) wywołało wojnę wewnątrz Partii Republikańskiej. Przez trzy tygodnie, Izba Reprezentantów USA nie mogła funkcjonować, bo dysponujący zaledwie pięciomandatową większością Republikanie nie byli w stanie wybrać marszałka Izby.

W Partii Republikańskiej wszyscy walczyli ze wszystkimi – w wewnętrznych głosowaniach przepadło trzech faworyzowanych przez partyjną hierarchię kandydatów. Przez trzy tygodnie Ameryka mogła obserwować pokaz kłótni i niemocy Republikanów, tak jakby politycy będący w opozycji (wszak to Demokraci mają prezydenturę i Senat) nie tyle nie mogli, ale wręcz nie chcieli władzy w Waszyngtonie, choć do podjęcia są ważne decyzje w sprawie budżetu oraz wojen na Ukrainie i w Strefie Gazy. Ostatecznie, po trzech tygodniach sporów, republikańscy kongresmeni poszli po rozum do głowy i zgodnie, bez głosu sprzeciwu czy choćby wstrzymującego się, zagłosowali na Johnsona.

Dlaczego on? Kongresman Ken Buck powiedział w jednym z wywiadów, że Johnson „potrafi zaprzyjaźnić się z każdym i jest poważany” w klubie parlamentarnym. Choć bliższe prawdy wydaje się to, co Buck stwierdził dalej: wybrali go dlatego, że „miał najmniej wrogów niż ktokolwiek inny w Partii Republikańskiej”. Co z kolei wynika chyba z faktu, że Johnson ze względu na krótki staż parlamentarny po prostu nie zdążył się narazić zbyt wielu kolegom.
Republikańscy kongresmeni Matt Gaetz (z prawej) i Mike Johnson we wrześniu 2023 roku jako członkowie Komsji Sprawiedliwości USA prowadzący przesłuchania w sprawie oskarżeń wobec prezydenta Joe Bidena i jego syna Huntera. Fot. EPA/MICHAEL REYNOLDS Dostawca: PAP/EPA
Mike Johnson to bowiem marszałek z najmniejszym stażem parlamentarnym od… 1883 r., a więc 140 lat. Reprezentuje 4. okręg wyborczy w Luizjanie od stycznia 2017 r., a więc niecałe siedem lat. Rocznik 1972, prawnik z wykształcenia, zanim został wybrany do Kongresu w listopadzie 2016 r., zasiadał w stanowej legislaturze. W Izbie Reprezentantów był szefem jednego z ciał doradczych klubu parlamentarnego, a od dwóch lat jego wiceprzewodniczącym.

Na prawo od centrum

Jakie poglądy ma Johnson? Po przegranych wyborach prezydenckich przez Donalda Trumpa w 2020 r. był jednym z inicjatorów petycji popierającej wniosek o unieważnienie wyników wyborów, którą podpisał wraz ze 125 innymi kongresmenami. Także z tego powodu sprawca całego zamieszania kongresmen Gaetz uważa, że zmiana marszałka „opłacała się”, bo „Bagno [jak Trump i jego zwolennicy nazywają polityczny establishment Waszyngtonu – przyp. red.] ucieka, a ruch MAGA jest fali na wznoszącej”, o czym ma świadczyć marszałek „MAGA Mike Johnson”.

Ale, co ciekawe, cieszą się też Demokraci, którzy zechcą zrobić z jego konserwatywnych poglądów pałkę do okładania Republikanów, zwłaszcza wśród wyborców umiarkowanych. – To rzadki i wybuchowy przypadek wcześniej nie sprawdzonego, bardzo konserwatywnego gospodarza talk show – powiedział portalowi Axios jeden ze spindoktorów Partii Demokratycznej, podkreślając, że ilość „prawicowej retoryki bez trzymanki” Johnsona zapisanej na papierze i taśmach przekracza najśmielsze marzenia sztabowców Demokratów.

Fakt, jego poglądy na kwestie obyczajowe – miłe dla ucha prawicy – zostaną bezwzględnie wykorzystane przez Demokratów do agitacji wśród stale laicyzującego się elektoratu. Johnson jest zdecydowanym przeciwnikiem aborcji: jako prawnik pracował dla kancelarii, która walczyła o zniesienie dopuszczalności przerywania ciąży, wprowadzonej na podstawie decyzji Sądu Najwyższego USA z 1973 r., a w Kongresie optował za projektem zakazu aborcji po wykryciu bicia serca u płodu.

Zdecydowanie opowiadał się przeciw wspieraniu zmiany płci u osób nieletnich, nie należy też do zwolenników małżeństw jednopłciowych. Te poglądy atakują już liberalne media, a dodatkowo wyszydzają fakt, że Johnson przyznał, iż wraz ze swoim 17-letnim synem korzystają z software, który monitoruje korzystanie z pornografii na urządzeniach elektronicznych (w przypadku wejścia na taką stronę, druga osoba jest o tym powiadamiana). ODWIEDŹ I POLUB NAS Krytyka spotkała Johnsona także za fakt, że nie dysponuje niemal żadnymi oszczędnościami, żyjąc de facto – jak miliony Amerykanów – od pensji do pensji. Choć akurat ten fakt mógłby świadczyć, że ten polityk – w odróżnieniu od wielu jego kolegów – nie czerpie dochodów z podejrzanych źródeł.

W innych kwestiach – jak nielegalna imigracja, podatki, wsparcie dla Izraela – nowy marszałek należy do prawego skrzydła partii. Jest też kiepska wiadomość dla Ukrainy: jako szeregowy kongresmen Johnson opowiadał się przeciw zwiększaniu pomocy wojskowej dla tego kraju.

Pierwsze decyzje Johnsona jako marszałka Izby potwierdzają jego prawicowe poglądy. Nie dość, że wbrew wnioskowi prezydenta Bidena rozdzielił decyzję o pomocy dla Ukrainy i Izraela, to uzależnił ten ostatni pakiet (14,3 mld dolarów dla Tel Awiwu) od identycznych cięć w budżecie Urzędu Podatkowego (IRS czyli Internal Revenue Service).

Choć ustawa została uchwalona, to nie ma szans na wejście w życie – rządzący Senatem Demokraci uznali, że jest nie do przyjęcia (dead on arrival), domagając się włączenia do tych przepisów także przyznania środków Ukrainie. Polem do kompromisu może być powiązanie pomocy dla Kijowa z kwestią wzmocnienia barier na granicy z Meksykiem, choć tutaj przeszkodą może być opór administracji Bidena przeciw łączeniu tych dwóch kwestii.

Jednak najbliższe tygodnie to prawdziwy sprawdzian dla Johnsona: jak przegłosować pakiet dwunastu ustaw budżetowych (bo z tylu składa się budżet rządu federalnego) tak, aby zaaprobował je Senat i prezydent Biden, a jednocześnie nie stracić poparcia kongresmenów konserwatywnych, którzy domagają się cięć wydatków.

W arsenale tych ostatnich jest prawdziwa broń atomowa: brak uchwalenia budżetu w terminie grozi zaprzestaniem finansowania programów federalnych, co de facto oznacza wstrzymanie działalności przynajmniej części agend i ministerstw. Rząd federalny ma zapewnione środki na funkcjonowanie jedynie do 17 listopada (to właśnie za przegłosowanie tego prowizorium budżetowego z pomocą Demokratów został odwołany McCarthy), co wymusza szybkie szukanie kompromisu.

Przyczajony Donald, walczący Trump. Czy bez niego Republikanie mogą wygrać?

Tylko jednemu prezydentowi w historii USA udało się zdobyć drugą kadencję po przegranej reelekcji.

zobacz więcej
Choć starzy wyjadacze z Waszyngtonu nie panikują: pewnie, jak bywało to wiele razy wcześniej, Kongres uchwali kolejne prowizorium, odsuwając konieczność podjęcia trudnych decyzji wydatkowych do stycznia, a nawet kwietnia przyszłego roku.

Dał nam przykład Donald Trump

Po niecałych dwóch tygodniach trudno oceniać, jak będzie wyglądać kadencja Johnsona jako marszałka Izby Reprezentantów. Jego brak politycznego doświadczenia (nie był w ścisłym kierownictwie partyjnym, nie pełnił nawet funkcji szefa komisji parlamentarnej) jest uważany za poważną słabość. Przeprowadzenie przez Kongres ustaw budżetowych, kompromis z Senatem i uniknięcie prezydenckiego weta wymagają nie tylko finezji, zdolności negocjacyjnych, ale i politycznego kapitału.

Wiele decyzji amerykańskich parlamentarzystów ma charakter transakcyjny: członkowie Kongresu oddają głos za ustawami w zamian za dofinansowanie w swoich okręgach wyborczych albo wręcz wprost za zapewnienie środków na ich kampanię wyborczą – pytanie tylko, czy Johnson ma czym płacić. O ile jego poprzednik Kevin McCarthy zdobywał serca i głosy swoich kolegów, zbierając pokaźne sumy na ich reelekcje, o tyle w przypadku obecnego marszałka upłynęło zbyt mało czasu, aby mógł się pochwalić poważniejszymi osiągnięciami na tym polu.

Najpewniej rządy Johnsona i republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów skończą się wraz z obecną kadencją. Wraz z wyborami w listopadzie przyszłego roku, może zmienić się mapa wyborcza Ameryki. Demokraci prowadzą agresywną kampanię przed sądami, zmierzającą do takiej zmiany mapy wyborczej, aby stworzyć kilka bezpiecznych dla swoich kandydatów okręgów. Przy obecnej konfiguracji 222 Republikanów – 213 Demokratów, już sama taka reforma może przynieść zmianę większości rządzącej Izbą Reprezentantów.

O wiele poważniejsze wydają się być jednak skutki październikowego zamieszania związanego z odwoływaniem i powoływaniem marszałka Izby Reprezentantów. Kilka tygodni gorszących sporów mogły utrwalić w wyborcach przekonanie, że Partia Republikańska – zdominowana przez Donalda Trumpa i jego naśladowców, takich jak Matt Gaetz – nie jest w stanie na poważnie zajmować się rządzeniem i rozwiązywaniem problemów zwykłych Amerykanów.

Tym bardziej, że republikańscy kongresmeni głosujący za odwołaniem McCarthego nie mogą dotąd pochwalić się szczególnymi osiągnięciami legislacyjnymi. Sam Gaetz – 41-letni kongresmen z charakterystyczną wyżelowaną fryzurą – jest przedstawicielem politycznej, „bananowej młodzieży”. Syn i wnuk prominentnych lokalnych działaczy politycznych, reprezentant bezpiecznego dla Republikanów okręgu wyborczego, słynie z bombastycznych wystąpień i sporej aktywności w telewizji i mediach społecznościowych.

Gaetz nie kryje swojego uwielbienia dla Donalda Trumpa i zdaje się stosować metodę swojego idola: wywołaj kontrowersję, wykorzystaj media i społecznościówki, aby było o tobie głośno, zbierz dodatkowe datki na kampanię, powtarzaj ten cykl jak najczęściej się da. Odwołanie marszałka Izby Reprezentantów to duży sukces i polityczny skalp, który ma otworzyć Gaetzowi drogę do politycznej superligi, obok Trumpa właśnie.

Pytanie tylko, czy Amerykanie, w obliczu coraz bardziej niebezpiecznej sytuacji na świecie (wojna na Ukrainie i w Strefie Gazy, rosnąca rywalizacja z Chinami) oraz obniżającym się poziomem życia, nie są już nieco zmęczeni „metodą na Trumpa”, która – jakkolwiek by było – trwa już dziewiąty rok, od czerwca 2015 r., gdy ekscentryczny miliarder ogłosił start w wyborach prezydenckich.

Tuż po odsunięciu McCarthego były republikański marszałek Izby Newt Gingrich nazwał swoich partyjnych kolegów głosujących za odwołaniem „zdrajcami”, sugerując, że „cała ósemka powinna mieć rywali w prawyborach” i „zostać odsunięta” za to, że zamiast zajmować się Bidenem i jego błędną polityką, mediom i obywatelom zawracali głowę kłótniami wśród Republikanów. Jak zareagują wyborcy? Najbliższe prawybory już na wiosnę. Wtedy rozstrzygnie się przyszłość 56. marszałka Izby Reprezentantów USA, Mike’a Johnsona. I nie tylko jego.

– Paweł Burdzy z Nowego Jorku

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Prezydent Donald Trump z kongresmenem Mike'iem Johnsonem (z prawej) na Kapitolu w lutym 2020 roku. Fot. EPA/LEAH MILLIS / POOL Dostawca: PAP/EPA.
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.