Seans w kinie to przeżycie emocjonalne. I właśnie tak starałem się pleść tą opowieść by tych emocji widzowi dostarczyć i przez nie postarać się wywołać w nim odpowiednie przemyślenia po projekcji.
Ukraina zmaga się wciąż z brutalną rosyjską agresją. Czy nie miał pan poczucia, że być może teraz nie należało pokazywać tego filmu mimo, że opowiada się za pojednaniem? Gdyby miał go pan realizować dziś, też by go pan zrobił?
Faktycznie, wybuch wojny w lutym 2022 roku zamroził prace nad filmem przez jakiś czas. W sytuacji wojennej, co zrozumiałe, rzeczywistość staje się czarno-biała. Jak można zadawać Ukraińcom trudne pytania o przeszłość w momencie, gdy codziennie giną ludzie w całej Ukrainie? To pytanie sobie zadawaliśmy nieustannie.
W końcu jednak zrozumieliśmy, że to jest paradoksalnie najlepszy moment na to, aby spróbować nawiązać z Ukraińcami dialog dotyczący Wołynia. Bo gdy wrócimy pamięcią sprzed 24 lutego 2022 to czy atmosfera była bardziej sprzyjająca? Nie sądzę. Dopiero to, co wydarzyło się na skutek tego tragicznego nieszczęścia wojennego, czyli to masowe i spontanicznie przyjęcie przez Polaków ukraińskich uchodźców sprawiło, że nasze relacje zdecydowanie się ociepliły.
Nagle Ukraińcy, mieszkańcy Wołynia, zupełnie spontanicznie i oddolnie, zaczęli porządkować i sprzątać polskie cmentarze, co wcześniej się nie zdarzało. Odsłonięto Lwy na cmentarzu Orląt we Lwowie. Nagle tyle gestów z jednej i z drugiej strony sprawiło, że staliśmy się sobie nieporównywalnie bliżsi. A do tego jeszcze okrągła 80. rocznica zbrodni wołyńskiej.
Wobec tego wszystkiego nie można przejść obojętnie, cokolwiek by się nie działo. W związku z tym zamknęliśmy oczy, wzięliśmy głęboki wdech i postanowiliśmy pokazać nasz film światu właśnie teraz.
Pański poprzedni dokument „Cienie imperium” również dotyczył tematyki wschodniej tyle, że właśnie na wskroś współczesnej. Dlaczego historia i współczesność Europy Wschodniej tak pana interesuje?
Tomek Grzywaczewski kiedyś mi powiedział, że jak raz „wdepniesz” we Wschód, to już koniec, przepadłeś. I chyba tak po prostu jest. Szeroko rozumiany Wschód to fascynujący świat – z jednej strony tak różny od naszego, z drugiej zaś – niesłychanie do niego podobny. To sprawia, że gdy raz się postawi kamerę w tamtych stronach, to coś człowieka tam ciągnie.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Inna sprawa jest taka, że propozycję realizacji „Sadu dziadka” otrzymałem dość dawno, jeszcze w trakcie pracy nad „Cieniami imperium”. Był to trochę zbieg okoliczności, ale jednak decyzja o podjęciu się realizacji filmu, który znów dotyka tego wschodniego klimatu była moją suwerenną decyzją.
Następny film, nad którym pracuję, także dotyczy Ukrainy, ale już absolutnie ze współczesnej perspektywy. To jest z kolei projekt fabularny. Mam też kilka pomysłów na nowe dokumenty – część z nich nie jest związana ze wschodem, ale mam też kilka takich, które dotykają tematyki wschodniej. Zobaczymy, który z tych projektów ujrzy światło dzienne. W kinie nigdy nic nie wiadomo.
Co sądzi pan o filmie Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń”? Na Ukrainie przyjmowany był różnie. Ja uważam go za niezmiernie uczciwy.
Osobiście nie mam problemu z filmem „Wołyń”. Podobnie, jak nie mam problemu z filmem „Pokłosie”, „Smoleńsk” czy „Zielona granica”. Z drugiej strony nie przeszkadza mi również mocna krytyka tych obrazów, byleby nie była hejtem – bo to nie jest dyskusja. Na każdy film patrzę zawsze, jak na film. A nie na to, jaka historia i otoczka temu dziełu towarzyszy.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że tak nie jest do końca, bo jak robisz film dotykający tak poważnego i trudnego tematu, jak rzeź wołyńska, lub ewentualny współudział Polaków w pogromach żydowskich, to musisz zdawać sobie sprawę z tego, jaką dyskusję tym filmem wywołasz. Musisz jako reżyser, odpowiedzieć sobie na pytanie, co chcesz tym filmem osiągnąć. To są już pytania do tych reżyserów; co oni chcieli osiągnąć swoimi filmami.
Uważam jednak, że dojrzały i świadomy naród powinien umieć konfrontować się z trudną przeszłością. Nawet jeśli perspektywa ujęta w filmie nie do końca nam odpowiada, z czymś się nie zgadzamy, uważamy, że pewne fakty powinny być inaczej pokazane, to powinniśmy do tego podchodzić ze spokojem i akceptacją tego, że jest możliwy inny punkt widzenia niż mój.
U nas temat relacji polsko-żydowskich zawsze wywołuje skrajne reakcje. Podobnie jest na Ukrainie, gdy porusza się temat rzezi wołyńskiej. To są sprawy bardzo niestety upolitycznione, co skutkuje tym, że coraz trudniej prowadzić wokół nich spokojne debaty. Trzeba wziąć pod uwagę, że Ukraina była sowietyzowana przez wiele lat, teraz z kolei Ukraińcom potrzebny jest mit bohaterów z przeszłości, który pomoże ich scementować jako naród w czasie najwyższej próby.