Ci, którzy stanęli murem w sprzeciwie wobec „komuchów”, po transformacji zostali wymienieni na „modniejszych”, bardziej europejskich, kosmopolitycznych.
zobacz więcej
Często podkreślał, że skoro on, uratowany z getta chłopak, znalazł z nim wspólny język, to jakim musiał być Sadzik człowiekiem. Nie miał dla niego słów uznania, przede wszystkim dla jego niezwykłego daru otwierania się na drugiego człowieka. W tym kontekście wspominał też ks. Jana Zieję jako swojego kapelana z Powstania Warszawskiego, który wiedząc, że Marek jest żydowskim chłopcem, tak umiał aranżować powstańcze modlitwy i sytuacje liturgiczne, żeby nikt nie poczuł się gorzej i żeby każdy mógł być sobą. Z Panem Jezusem na czele.
Widywaliśmy się z Markiem Rudnickim co parę lat, często do mnie dzwonił – byłam wtedy bardzo zaangażowana w tworzący się dialog chrześcijańsko-żydowski w Polsce. Marek Rudnicki nie był wielkim zwolennikiem struktur zorganizowanych, i zawsze stawiał mi ks. Sadzika przed oczy, który – jak podkreślał – choć nie wytwarzał zinstytucjonalizowanych struktur, przestrzeń dialogu wokół niego rosła. I to nie dlatego, że miejsce do tego wybrane nazywało się Centre du Dialogue.
Połączył ich Sadzik
Byłam przez Marka Rudnickiego dobrze przygotowana z tematu „ksiądz Józef Sadzik” – dzięki temu na pytanie Jerzego Giedroycia, kiedy stanęłam przed nim jako dziennikarka z solidarnościowego „Tygodnika Gdańskiego”, czy znam tę postać, mogłam odpowiedzieć pozytywnie i zdać „egzamin wstępny”, bo tak zrozumiałam pytania o księdza Sadzika. „Tygodnik Gdański” regularnie był do Maisons-Laffitte wysyłany i przez Redaktora czytany. Ponieważ pojawiały się tam nazwiska księży, to odwołania do roli, jaką w kulturze pełnił ksiądz Józef Sadzik, były oczywiste. Ale nie tylko. Bo kiedy pod koniec 1991 roku los tygodnika stał się niepewny, mówiąc wprost – groził mu upadek, jeszcze nie było takich kredytów i możliwości, żeby przeżyć – i akurat udało mi się wtedy znowu być w Maisons- Laffitte, to Jerzy Giedroyc za przykład i wręcz wzór działania dawał mi księdza Sadzika, który się nie poddawał, nie ulegał kłopotom, walczył o wydawnictwo i o swoje pomysły.
Ale też Jerzy Giedroyc uważał Centre du Dialogue za jedną z najważniejszych instytucji polskich w Paryżu, a księdza Sadzika – kto wie? – za swojego odpowiednika, może następcę, w innej, niedotykanej przez niego strefie działania.
W 1994 roku, w pallotyńskim miesięczniku „Nasza Rodzina” (nota bene jego odnowy dwadzieścia kilka lat wcześniej dokonał także ks. Sadzik!) pisał: „ze skłóconej, jak wszystkie emigracje, Polonii paryskiej na zebrania w Centre du Dialogue przychodzili wszyscy, zarówno działacze emigracyjni, jak i ludzie z kraju, a przecież był to najgorszy okres w całej ówczesnej, skomunizowanej i zsowietyzowanej Polsce. Zebrania były tylko częścią szerokiej działalności księży. Rozwinęła się ogromnie akcja wydawnicza. Stworzona została najbardziej nowoczesna drukarnia w Osny pod Paryżem połączona ze szkołą drukarską (…). Osobnym zagadnieniem były stosunki z »Kulturą«. Był to chyba jedyny ośrodek polski, z którym łączyły nas tak bliskie i serdeczne stosunki” – tak oceniał sytuację Jerzy Giedroyc.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Tu trzeba koniecznie dopowiedzieć, że jednym z następców księdza Józefa Sadzika, po wielu latach, został ksiądz Henryk Hoser SAC. W przyszłości biskup warszawsko-praski, w roku 2000 odprowadził Jerzego Giedroycia w ostatnią drogę. Kiedy tylko „złapałam” kazanie pogrzebowe kompletnie nieznanego mi wówczas księdza, przeczytałam je kilka razy. I uznałam, że jest wybitne. I że – pisałam o tym kilka razy – powinno wejść do podręczników języka polskiego, a już na pewno powinno być lekturą obowiązkową dla tych maturzystów, którzy wybierają rozszerzoną maturę z polskiego i historii. Jest jeszcze metafizyczny, można powiedzieć, aspekt tej sprawy: nie spotkaliby się przecież, gdyby nie ksiądz Józef Sadzik, który z tyloma mieszkańcami Maisons-Laffitte potrafił znaleźć wspólny język i miał dla nich otwarte nie tyle drzwi, bo to oczywiste, ile serce, co pozwoliło im zupełnie inaczej spojrzeć na Kościół i ludzi Kościoła.