Co jednak istotne – nie tylko łączyli się ze sobą reprezentanci rozmaitych dyscyplin twórczych, nastąpiła także integracja międzypokoleniowa. „Starzy” buntownicy niejako zapalali przykładem najmłodsze pokolenia, ledwo wkraczające na samodzielną artystyczną drogę. Takimi weteranami w sprzeciwie byli wprostowcy, czyli członkowie krakowskiej grupy Wprost, powstałej w 1966 roku: Leszek Sobocki, Jacek Waltoś, Maciej Bieniasz i Zbylut Grzywacz. Zdeklarowani przeciwnicy abstrakcji, w mniej lub bardziej metaforyczny sposób odnosili się do realiów, podejmując tematy społeczne i polityczne. To roczniki z lat 30., jeszcze przedwojenne.
Ich sukcesorami i kompanami w ruchu podziemnym okazali się ludzie o pokolenie, dwa młodsi, jak choćby Tadeusz Boruta, kurator wspomnianego gliwickiego przedsięwzięcia. W latach 80. aktywnie współpracował z krakowskimi dominikanami.
Gdzieś pomiędzy wprostowcami a awangardą plasował się prześmiewczo-gorzki Jerzy Bereś; w stronę tradycyjnego malarstwa o ekspresjonistycznym rodowodzie ciągnęło Stanisława Rodzińskiego.
Stolica miała „nieugiętych” pedagogów Akademii Sztuk Pięknych, większość urodzonych jeszcze w latach 20. XX wieku, m.in. Jacka Sienickiego, Jacka Sempolińskiego, Jerzego Tchórzewskiego, Stefana Gierowskiego. Z tej samej generacji rekrutowała się rzeźbiarka Barbara Zbrożyna, w której pracowni mieściło się „centrum podziemnego dowodzenia”, a także odbywały się spotkania i pokazy prac innych autorów.
Stołeczną ASP, z dyplomami już w kieszeni, opuściło na początku lat 80. sześciu wspaniałych czyli Gruppa. Starszy od nich Jerzy Kalina czy duet KwieKulik (Zofia Kulik i Przemysław Kwiek) zdobywali ostrogi w undergroundowej działalności już od końca lat 60.
Między Warszawą a Łodzią rozciągała się działalność Kultury Zrzuty, najbardziej awangardowego inter-środowiska niepokornych, wywodzących się z różnych uczelni (lub bez studiów), plasującego się w opozycji wobec oficjalnych instytucji i form działania (m.in. Zbigniew Libera i grupa Łódź Kaliska).