Najbardziej bolesne dla przesiedleńców ze wsi było pozbawienie ich najcenniejszej części majątku, dającej szansę na przetrwanie podróży, a także pierwszych dni i miesięcy w nowym miejscu zamieszkania – krów. Do jednej z bardziej spektakularnych prób pozbawienia Polaków dobytku doszło w kwietniu w Rodatyczach. Pełen dramatyzmu opis tej akcji ekspropriacyjnej został zawarty w interwencji Stanisława Pizły, przekazanej na ręce ukraińskiego głównego przedstawiciela:
Metoda „na epidemię”
„Na podstawie przeprowadzonego przeglądu weterynaryjnego krów przeznaczonych do załadowania pierwszym ewakuacyjnym pociągiem z Rodatycz, na ogólną liczbę 122 krowy, jako nie nadające się do ładowania skwalifikowano 44 krowy, które natychmiast ich właścicielom zabrano, nie wystawiając żadnych kwitów. Mojego pracownika chcącego policzyć odebrane krowy, p. Szmatko nie dopuścił, używając do tego funkcjonariusza milicji. Sam on biegał koło pociągu z rewolwerem w ręce, strzelając od czasu do czasu w powietrze na postrach. Referent ukraińskiej strony p. Ignatenko podczas interwencji przy pociągu został uderzony przez żołnierza kolbą w pierś. Działo się to w obecności waszego Przedstawiciela P. Siwca i mojego Pełnomocnika ob. Sobczaka, którzy okazali się bezradni. Na drugi dzień po załadowaniu milicja otoczyła pociąg i zastępca Przewodniczącego Rajispołkomu i naczelnik Finoddziału p. Szmatko oraz miejscowy naczelnik NKWD wyrzucili z wagonów wszystkie sprzęty i odwieziono je do Selrady. Następnie podobny przegląd weterynaryjny przeprowadzono u ludności polskiej na krowy znajdujące się jeszcze w domach. Na ogólną ilość zbadanych ponad 500 krów zakwestionowano i odebrano ponad 60% nie zważając, że nie ma jeszcze wagonów na transport, że pozbawia się rodziny obarczone licznym potomstwem kropli mleka. Nie uwzględniono żadnych próśb ani interwencji. Podobne badania weterynaryjne przeprowadzone zostały na konie i około 40% tychże zostało uznane za chore. /…/ Do innej wyjątkowo bezczelnej próby odebrania bydła doszło we wrześniu na stacji Łanczyn. Już 13 sierpnia mieszkańcy wsi Łanczyn, Wiśniowiec i Majdan Średni z całym swoim dobytkiem, w tym inwentarzem żywym, zgromadzili się na rampie w Łanczynie. Wagonów mimo zapowiedzi do drugiej połowy września nie dostarczono, a ludność przez cały ten czas siedziała z dziećmi i bydłem pod gołym niebem na stacji. Tymczasem 18 września pojawił się lekarz weterynarii, który stwierdził wśród bydła dwa przypadki łagodnej pryszczycy. Władze kolejowe odmówiły przewozu „zarażonego bydła” . Krowy miały zostać oddane do punktu skupu. /…/
Metoda „na epidemię chorób zwierzęcych” była stosowana dość regularnie – w kwietniu usiłowano pozbawić znacznej części koni i krów ewakuowanych z okolic Brodów, na początku lipca chciano posłużyć się nią także wobec mieszkańców kilkunastu wsi drohobyckiego rejonu ewakuacyjnego. W sierpniu na terenie rejonu złoczowskiego sporządzano spisy krów rasy holenderskiej i z góry zapowiadano ludności polskiej, że nie podlegają one wywozowi, więc weterynarze nie wydawali „zaświadczeń o zdrowotności bydła” potrzebnych do wyjazdu. Z kolei pod koniec sierpnia w rejonie Podwołoczysk „przed wyjazdem na rampę polsk[iej] ludn[ości] została ogłoszona kwarantanna na konie i bydło. Pisemnych uzasadnień na to brak”. Pazerności i uwagi radzieckich urzędników nie umykał niekiedy nawet drób, jak w rejonach Hliboka i Storożyniec w obwodzie czerniowieckim. Zakaz jego wywozu z powodu „choroby kurzej” nie znajdował oczywiście potwierdzenia w żadnym rozporządzeniu „władz miejscowych”.
Maszyna potrzebuje smaru
W wypadku co bogatszych rodzin miejskich szczególnie łakomym kąskiem dla przedstawicieli lokalnych władz były fortepiany, pianina czy nawet fisharmonie, których wywóz był stale utrudniany lub uniemożliwiany. W sytuacji, gdy nie dało się udowodnić, że właściciel instrumentu jest zawodowym muzykiem, lepiej było go wcześniej sprzedać. Latem 1945 roku za pianino we Lwowie można było otrzymać 6 kilogramów suszonych śliwek, 2 kilogramy cukru i 6000 rubli.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Nawet podstawienie wagonów i załadunek nie dawały gwarancji, że transport natychmiast ruszy. Godzina, a często i dzień odjazdu były niewiadomą i niespodzianką, zarówno dla wszystkich przesiedleńców, jak i dla pracowników aparatu przesiedleńczego. Oczekiwanie w wagonach na stacji, co było problemem już wiosną i latem, późną jesienią stawało się prawdziwą udręką. Trzeciego grudnia 1945 roku sfrustrowany referent transportowy pełnomocnictwa w Stanisławowie sporządził następujący protokół: „Dnia 29 listopada rb. podstawiono na rampę towarową w Stanisławowie 30 wagonów do ładowania dla ewakuowanych obywateli polskich. Wieczorem transport był w większej części załadowany, a w zupełności był gotów do drogi dnia 30 listopada o godz. 8-mej rano. Transport ten dotychczas jeszcze nie odszedł (dnia 3 XII godz. 10 ½), a władza kolejowa nie daje zapewnienia, kiedy transport odejdzie, gdyż «dispetczer» [dyspozytor] nie wie, jaka jest ilość hamulców w pociągu, mimo że stoi on już 5 dni na stacji. Obecnie transport odstawiony jest na boczny tor”.
Wzorem lokalnych urzędników na przesiedleńcach żerowali również pracownicy kolei. Po załadowaniu wagonów odbywała się kontrola techniczna i – w momencie kiedy znana była ich liczba – sprawdzanie hamulców, które oczywiście potwierdzało szereg usterek. Najlepszym sposobem ich usunięcia okazywało się zebranie przez przesiedleńców odpowiedniej kwoty w rublach lub/i słoniny oraz bimbru i wręczenie ich kolejarzom. Bimber bywał też najskuteczniejszym remedium na awarie lokomotyw albo brakujący jakoby węgiel do parowozu: „Myśleliśmy, że pod wieczór ruszymy w dalszą drogę […]. Ale nasze nadzieje na odjazd przed nocą okazały się płonne. Ruski maszynista zaczął nam tłumaczyć, że wprawdzie maszyna jest gotowa, ale nie ruszy, bo potrzebuje smaru i paliwa. Aż nadto dobrze zrozumieliśmy jego aluzję. Ponieważ mój starszy brat (na zasadzie wyboru) pełnił funkcję kierownika transportu, zwołał więc naradę i postanowiono wręczyć maszyniście dwa litry bimbru i kawałek wędzonej słoniny. Poskutkowało o tyle, że po północy ruszyliśmy”.
– Grzegorz Hryciuk
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Tytuł i śródtytuły od redakcji