Niemniej lista sportowych spadkobierców jest długa. Bywa, że syn czy córka uprawiają tę samą dyscyplinę co ojciec czy matka. Wtedy łatwiej o porównania, chociaż nie wprost, ponieważ młody lub młoda trenują i startują w innych, na ogół lepszych warunkach, co przekłada się na osiągnięcia.
Maciej Szczęsny i Wojciech Szczęsny to pierwszy z brzegu przykład takiej sztafety pokoleń. Niezbyt oryginalny, właściwie rodzinny standard. Ojciec był bramkarzem, więc i syn nim został. Co sprawiło, że tak się stało? Kiedy młody zaskoczył, że to jest to, co chciałby robić?
Zazwyczaj jest to proces związany z atmosferą domu, klimatem dorastania, wpływem autorytetu. Dzieciom sportowców łatwiej jest podjąć decyzję, ponieważ ojcowie wydeptują ścieżki, na które one kiedyś wejdą. Najlepiej dokładnie po śladach rodzica.
Tyle że to samo nie oznacza, że tak samo. Maciej rozpoczął karierę w wieku 18 lat, a Wojtek gdy miał 14. Grał w Agrykoli na pozycji napastnika. Obaj dotarli do reprezentacji narodowej. Ojciec na 5 sezonów, a syn rozegrał już 16.
Tata występował głównie w meczach towarzyskich i jednym w ramach eliminacji do ME, a młodszy Szczęsny w 79 spotkaniach, ustanawiając rekord kraju w kategorii „bramkarz reprezentacji”, grając na mundialach i mistrzostwach Europy. Popularność syna jest nieporównanie większa, podobnie jak zarobki.
Jednak warto pamiętać o nośnikach popularności i różnicach zarobków. Pierwsze serwery internetowe w Europie zaczęły działać w 1991 roku, w Polsce dużo później. Social media nie istniały, a pieniędzy w futbolu stale przybywało, aż urosły do rozmiarów absurdalnych.
Janusz Gortat był dwukrotnym brązowym medalistą olimpijskim wagi półciężkiej w boksie. Marcin Gortat został polską gwiazdą w NBA. Ojciec chciał, żeby syn walczył w ringu. W gorszym wariancie, widział w nim siatkarza. Ale syn postawił na swoim.
Niemniej trudno zakładać, że przykład sportowego ojca nie miał żadnego wpływu na Marcina. Że zaproszenie do sportu dostał od Świętego Mikołaja na gwiazdkę. Ale wyboru dokonał samodzielnie, wbrew woli ojca i błędu nie zrobił.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Gdyby został pięściarzem, to byłby błąd. Choćby ze względu na wzrost. Jakim byłby siatkarzem nie wiadomo. Jednak nie ma to znaczenia, ponieważ spełnił się jako koszykarz. I sportowo i finansowo.
Czy kosztem relacji z ojcem? Trudno wyrokować w takich sprawach. Równie trudno byłoby uznać, że ich kontakty są szorstkie, skoro przez lata w ogóle ich nie było. Rozwód rodziców też zrobił swoje. Zadry pozostały po obu stronach.
W którymś z wywiadów Marcin wyjawił, że spróbuje to jakoś poskładać. Byłoby fajnie, gdyby próba się powiodła. Ale to jest ten obszar prywatności, który należy zostawić w spokoju. Strefa prywatna sportowców to wyłącznie ich domena. Nie wpuszczają tam za biletami.
Wybór własnej drogi sportowej niekoniecznie generuje kwasy i napięcia. Można na miękko i z empatią, bez przymusu i nakazów. Wystarczy zachęta i wsparcie bliskich, żeby kariera odpaliła. Tak postępuje wielu byłych zawodników, którzy znają sport realnie, a nie tylko wirtualnie.
Takim sportowym patronem córki jest Tomasz Świątek, ojciec Igi i Agaty. Ani on, ani mama nie wywierali presji na dziewczynkach. Chcieli, aby dorastały zdrowo i aktywnie, nabrały rutyny codziennego ruchu.
Tomasz Świątek był wioślarzem, uczestnikiem igrzysk olimpijskich w Seulu w 1988 roku. Nie miał chorych ambicji. Ani planów klonowania własnej kariery za pomocą córek, które zresztą same rwały się do sportu. Ale miał pewien pomysł pedagogiczny.
Uznał, że najlepszą drogą rozwoju osobowości dziewcząt, gdyby wytrwały w chęci uprawiania jakiegoś sportu, będzie któraś z dyscyplin indywidualnych. Aby same odpowiadały za zwycięstwa i porażki i nauczyły się z nimi sobie radzić.