Guma do żucia, jeansy i herbata w torebkach - luksusowe życie w PRL
sobota,
21 maja 2016
W Polsce Ludowej polowano nawet na dobra podstawowe. Papierosy w złotych pudełkach, płyty winylowe, jeansy czy herbata w torebkach. Największym darem od losu był krewny w Ameryce, który mógł przysyłać paczki.
Schody jadące tylko do góry, rozlewnia płynu do naczyń, klimatyzacja na bazie studni głębinowych.
zobacz więcej
Dzisiaj trudno uwierzyć, że niektóre rzeczy mogły być uważane za luksusowe. A jednak zagraniczne papierosy, mały fiat, meblościanka, jeansy, a nawet pomarańcze były dobrami, o które trzeba było zabiegać, załatwiać lub wystać w kolejkach.
Michał Olszański myśląc o luksusie w tamtych czasach wspomina wizytę znajomej rodziców, która przyjechała do ich bielańskiego mieszkania ze Stanów Zjednoczonych. Przywiozła ze sobą papierosy Benson&Hedges, co istotne - w złotym pudełku.
– Moja mama paliła wówczas Carmeny i te papierosy w złotym pudełku jawiły mi się jako bardzo luksusowe – wspomina. Na tyle, że mimo młodego wieku, a był wówczas w jednej z ostatnich klas podstawówki, zdecydował się sięgnąć po jednego. – To oczywiście bardzo źle się skończyło – wyjaśnia Olszański. Torsjami i bólem głowy. Jakiś czas później przyszła paczka od amerykańskiej znajomej. A w niej – granatowe sztruksowe levisy oraz ostatnia płyta zespołu Cream pt. „Goodbye”. – W nowych spodniach i z taką płytą byłem największym bohaterem na podwórku – wspomina.
Masówki w zakładach, czyny społeczne, festyny i jarmarki – władza ludowa bardzo starała się zagospodarować Polakom wolny czas.
zobacz więcej
Dla Olszańskiego luksusem, który miało się na wyciągnięcie ręki, był Pewex. – Często się chodziło i oglądało, choć rzadko coś kupowało – opowiada. Dziennikarz wspomina czas, kiedy zaangażował się w pomoc pewnemu działaczowi sportowemu z Grecji. Kiedy po kilku dniach tamten wyjeżdżał, Olszański odwiózł go na lotnisko swoim maluchem, a ten w podziękowaniu wręczył mu 100 dolarów. – Aż kucnąłem z wrażenia – mówi. Ta kasa otwierała furtkę do luksusu. Poszła na zabawki dla dzieci, dwie pary jeansów, perfumy dla żony i jakiś dobry alkohol.
Luksusowa herbata w torebkach
Maria Szabłowska przypomina, że w czasach Gomułki , kiedy brakowały niemal wszystkiego, każdy towar, który pojawiło się na sklepowych półkach, był dobrem luksusowym. Edward Gierek, który doszedł do władzy w grudnia 1970 r., starał się zwłaszcza – w okresach przedświątecznych – zadbać o dostawy. „Dziennik” w telewizji co rusz ogłaszał, że kolejne statki załadowane cytrusami płyną do Polski. To był pierwszy po wojnie okres, kiedy Polacy mogli sięgnąć po pomarańcze czy banany. – Ale także herbatę w torebkach – dodaje Szabłowska.
Dziennikarka muzyczna wspomina, że dla niej szczególnie cenne były, także bardzo trudno dostępne, płyty – i polskie, i zagraniczne – bo, jak wyjaśnia, polski rynek fonograficzny nie działał wtedy najlepiej.
Ale Szabłowska miała szczęście. Jej wujek mieszkał w Ameryce, a do tego miał syna zainteresowanego muzyka. – Dzięki nim muzycznie byłam na czasie – wyjaśnia i wspomina, jak z winylowa płytą Beatlesów pod pachą spacerowała od ronda de Gaulle’a do Uniwersytetu Warszawskiego. Wszyscy się oglądali. I każdy chciał od niej płytę pożyczyć, żeby przegrać na kasetę. A z tym był pewien problem, bo częste przegrywanie rysowało płytę. A do paczki z płytami wujek dorzucał gumę do żucia. – Kolejny luksus – kwituje dziennikarka.
Komis – oaza dóbr luksusowych
Luksusem były np. jeansy. – Obowiązkowy strój każdego miłośnika muzyki – mówi dziennikarka muzyczna i wspomina, że zagraniczne ciuchy można było dostać w komisach, bardzo wówczas popularnych oazach dóbr luksusowych. Pewnego razu jej koleżanka szukając czarnej skórzanej torebki nieco niechętnie nabyła pikowaną z łańcuszkiem. – Okazało się, że nieświadomie stała się posiadaczką torebki Chanel. To był dopiero luksus – mówi.
Ludzie marzyli o samochodach – fiacie 125p czy polonezie.
Szczęśliwi właściciele czterech kółek załadowani po dach zmierzali ku kolejnemu luksusowi – zagranicznym wczasom w zaprzyjaźnionych demoludach. Sprawa nie była prosta, bo paszporty trzeba było odebrać z Biura Paszportowego. Jednak najpierw trzeba było przekonać pracującego tam funkcjonariusza, że z wakacji w Bułgarii zamierza się wrócić.
Meblościanka i kryształy
Ale ludzie mieli także bardziej przyziemne marzenia, jak np. boazeria, meblościanka na wysoki połysk czy kryształy, które lądowały za szkłem w meblościankach właśnie . Musiało ich być dużo i koniecznie bogato zdobione.
Z czasem obiekty marzeń się zmieniały. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych obiektem pożądania stał się magnetowid. Do szczęśliwych posiadaczy w weekendy ściągały tłumy znajomych. Na modę natychmiast zareagował rynek. W wypożyczalniach na nowości trzeba było się zapisywać i czekać tygodniami.