Dynia jest dobra na wszystko, choć ma swoje mroczne tajemnice
sobota,22 października 2016
Udostępnij:
Jesienią jest gwiazdą. Króluje w ogrodach i na wielu stołach. Uwielbiali ją starożytni, była jedzeniem biedaków i arystokracji. Jej charakterystyczny kształt zawędrował nawet w kosmos. To pyszne warzywo ma też swoją mroczną, magiczną stronę. Pojawia się w mitach i baśniach ludowych, we współczesnych horrorach i oczywiście jest nieodłącznym atrybutem Halloween. Po prostu pora na dynię.
Dynię, kuzynkę ogórka i arbuza, znali i lubili już starożytni. Skąd pochodzi? Trudno powiedzieć. Jedni twierdzą, że z Ameryki Północnej i stamtąd przywędrowała do Europy razem z Kolumbem w XV wieku.
Jadali ją rdzenni mieszkańcy Ameryki ok. 6 tys. lat temu. Przed tysiącem lat Indianie robili z dyń i tykw misy oraz naczynia. Przypisywali też dyni boskie właściwości, wierzyli np. że powstały z ciał bogów.
Dynia była jednak znana w starożytności na terenie Europy. Zasmakowali w niej Etruskowie, Grecy i Rzymianie. Świadczą o tym zapiski np. Pliniusza, który twierdził, że „dynia nadaje blasku ludzkiemu życiu i jest balsamem na kłopoty”.
Z kolei poeta rzymski Marcjalis napisał wiersz o obiedzie, który składał się z samych dań z dyni. Lukullus (117–56 r. p.n.e.) podawał na swoich słynących z przepychu ucztach dynię smażoną w miodzie. Dynie, którymi zajadali się starożytni, miały przywędrować z Azji.
Europejczycy początkowo traktowali dynię dość ostrożnie. Raczej jak roślinę ozdobną niż coś do jedzenia. Wkrótce jednak nabrali do niej zaufania. Doszło w końcu do tego, że razem z rzepą dynia stała się pożywieniem biednych ludzi. Zdobyła też popularność na ziemiach polskich; w wielu rejonach nazywano dynię banią.
#wieszwiecej | Polub nas
Kształtów i kolorów jest bez liku (fot. Dan Kitwood/Getty Images)
Dynia jest nie tylko smaczna, ale i zdrowa. W dodatku nie tuczy. Jej miąższ zawiera mnóstwo witamin, m.in. A, B1, B2, C, PP, składniki mineralne, zwłaszcza fosfor, żelazo, wapń, potas i magnez oraz mnóstwo beta-karotenu, który w organizmie przekształca się w witaminę A. Pestki dyni to po prostu skoncentrowane zdrowie, tak samo jak wyciskany z nich olej, który ma przyjemny, mocno orzechowy smak.
W medycynie ludowej w wielu krajach dynia i jej pestki były cenione jako afrodyzjak, miano je podawać przed nocą poślubną. Jeśli weźmie się pod uwagę skład dyni i jej pestek, mnogość witamin i minerałów, które zawierają, okaże się, że wierzenia w dyniową moc nie były bezpodstawne.
Kształtów, rozmiarów i kolorów dyni jest bez liku. W naszych sklepach i na bazarach jest ich zaledwie kilka, a często się zdarza, że sprzedawcy nie potrafią powiedzieć, jaki gatunek dyni oferują. Tymczasem każda ma nieco inni miąższ, bardziej zwarty lub miękki. Jedne nadają się do pieczenia, inne lepsze są do zrobienia zupy.
Najpopularniejsza jest klasyczna dynia olbrzymia. Jak sama nazwa wskazuje, jest ogromna. Ma cienką skórkę, łatwo się ją kroi. Dzięki temu łatwo zrobić z niej halloweenowe latarnie. Miąższ ma jednak mało wyrazisty w smaku, potrawy z niej zrobione trzeba podkręcać przyprawami.
Można u nas kupić np. dynię hokkaido. Nazywa się tak samo jak japońska wyspa i z Japonii pochodzi. Jest bardzo popularna i jest duże prawdopodobieństwo, że można ją kupić w sklepie nieopodal domu. Ma twardą skórkę i pomarańczowy miąższ o słodkawym, orzechowym smaku. Świetnie nadaje się do pieczenia. Można z niej zrobić frytki.
Dynia makaronowa potrafi zaskoczyć. Gdy ją upieczemy, okaże się, że jej jasnożółty miąższ dzieli się na cieniutkie paseczki i wygląda ja makaron. Można do niej dodać sos pomidorowy i obiad gotowy. Pieczona dynia makaronowa jest bardzo smaczna, warto jej poszukać.
Dynie są znane od tysięcy lat. Martwa natura z dynią, śliwkami, wiśniami, figami i dzbanem, około 1860 roku. Znaleziono w kolekcji Museo de Bellas Artes de Bilbao. (fot. Fine Art Images / Heritage Images / Getty Images)
W wielu ludowych baśniach dynia, z której wątłych gałązek w pewnym momencie „eksplodują” ogromne owoce w kolorze słońca, była przedmiotem magicznym.
Często łączono ją z wodą. Na przykład w serii włoskich podań ludzie ratują się z morskiej topieli, dryfując na wielkich dyniach, jak na złotych poduszkach.
Jedna z indiańskich legend opowiada historię mężczyzny, który stracił jedynego syna i pochował go w ogromnej dyni, którą zakopał pod drzewem. Gdy po pewnym czasie wrócił na to miejsce, znalazł dynię wypełnioną wodą, w której pływały ryby.
Z kolei azjatycka legenda z terenu dawnych Indochin tłumaczy, jak powstała ludzkość. Oto brat i siostra uratowali się z potopu płynąc we wnętrzu wielkiej dyni. Gdy dotarli już na stały ląd, kobieta wzięła ze sobą pestki dyni. Rozsiewała je na ziemi, a z nich wyrośli ludzie.
W sanskryckim eposie „Ramayana” opisana jest podobna historia – żona króla Sagara urodziła dynię, z której powstało 60 tys. ludzkich dzieci.
Bajkę o dyni napisał m.in. Leonardo da Vinci. Nosiła tytuł „Wierzba, sroka i pestki dyni”.
Gdy zaczniemy przypominać sobie baśnie z dzieciństwa i poszukamy w nich dyniowych śladów, natychmiast pojawi się obraz Kopciuszka, który jechał na bal u królewicza w karecie, którą wróżka zrobiła z dyni.
W serii książek L. Franka Bauma z cyklu o czarnoksiężniku z krainy Oz, pojawia się Kubuś Dyniogłowy (w oryginale Jack Pumpkinhead), drewniany chłopiec z dyniową głową, którego za pomocą magicznego proszku ożywiła wróżka Ognicha. Kubuś jest sympatycznym stworzeniem i strasznie boi się, że ktoś go złapie i przerobi jego głowę na dyniowe ciasto.
Dynia, czego można było się spodziewać, zrobiła też zawrotną filmową karierę. W 1988 r. miał premierę horror pt. „Dyniogłowy” o tytułowym demonie, przywołanym po to, by dokonał okrutnej zemsty. Dyniogłowy wykorzystał jednak to zadanie do tego, by odzyskać wolność. Publiczności się spodobał i hulał sobie w sequelach i komiksach.
W animowanym filmie Tima Burtona pt. „Miasteczko Halloween”, Dyniowy Król, czyli Jack, próbuje odwrócić odwieczny porządek i zostać św. Mikołajem. Wychodzi z tego niezły bałagan.
Dynia to gwiazda Halloween (fot. Alexander Ryumin\TASS via Getty Images)
Halloween (od ang. All Hallows Eve, czyli przeddzień Wszystkich Świętych) wiąże się z celtyckim świętem Samhain.
Samhain to czas, gdy rolnicy przygotowywali się do zimy. Świętowano dziewięć dni. Dnie stawały się krótsze, wyczuwano, że nadchodzi czas zmian. W przeddzień Samhain obchodzono Fleadh nan Mairbh – święto zmarłych. Celtowie wierzyli, że wtedy właśnie światy – rzeczywisty i nadprzyrodzony – są ze sobą bardzo blisko. Druidzi wygaszali wtedy ogień na ołtarzach i zapalali nowy.
Takie miały być początki Halloween. Święto przypadające na noc z 31 października na 1 listopada obchodzono tradycyjnie w Irlandii. Potem, wraz z emigrantami, powędrowało do USA, gdzie zyskało zawrotną popularność.
Lampion z dyni, czyli „Jack-o`-lantern” zgodnie z irlandzką legendą, należał do pewnego Jacka, który zawarł tajemny pakt z diabłem i w zamian za bogactwo oddał mu duszę. Potem próbował diabła przechytrzyć, a ten za karę skazał go na wieczną tułaczkę. W swojej wędrówce Jack ma przyświecać sobie lampionem zrobionym z wydrążonej dyni i wstawionej do niej świeczki.
Dynia jest nie tylko smaczna, ale i zdrowa. W dodatku nie tuczy (fot. Jane Tyska/Digital First Media/East Bay Times via Getty Images)
Wg „The New York Times” niekwestionowaną dyniową królową jest Sarah Frey – ma farmy w siedmiu stanach USA i co roku obroty sięgające kilku milionów dolarów. Uprawia i sprzedaje melony i dynie.
Sarah zrobiła iście amerykańską karierę. Pochodzi z biednej, farmerskiej rodziny, ale od dziecka miała mocne postanowienie, że się wybije. Ukończyła Harvard, a potem wróciła w rodzinne strony, do Illinois, by przejąć farmę, gdy zachorował jej ojciec. Powoli rozszerzała uprawy. Dokupowała ziemię. – Są kobiety, które kupują buty, ja kupuję farmy – mówi Sarah Frey. Teraz jej nazwisko to gwarancja sukcesu i jakości.
Frey Frams jest dyniowym potentatem na amerykańskim rynku, a Sarah stara się spopularyzować to pyszne warzywo. Jej hasłem jest „Nie wycinajcie, gotujcie”. Chce, by Amerykanie nie tylko używali dyń jako lampionów w Halloween, ale docenili ich smak i wartości odżywcze. Chodzi jej przede wszystkim o to, by do przygotowywania potraw używali świeżych dyń, a nie niezwykle popularnego puree w puszkach.
Dynie małe i dynie duże (fot. Dan Kitwood/Getty Images)
Dyniowe rekordy
W tym roku największą dynią w Wielkiej Brytanii okazała się ta, którą wyhodował farmer z Chelmsford w hrabstwie Essex. Rekordzistka ma obwód 4,5 metra i waży 600 kg.
Największa dynia świata, wg Księgi rekordów Guinnessa, ważyła 1,054 kg. Urosła na polu Szwajcara Beniego Meiera. Rekord wpisano do księgi w 2014 r.
Dynie w kosmosie? Czemu nie? I to wcale nie jest żart. „Dyniowymi kombinezonami” nazywano pomarańczowe skafandry, w których odbywano podróże w kosmiczną przestrzeń.
Używali ich piloci NASA na pokładach promów kosmicznych w latach 1994-2011. Kombinezony były wyposażone w zestaw ratunkowy, który np. mógł zapewnić w przypadku awarii na promie bezpieczny skok z spadochronem.
Włoski szał dyniowy
Włosi zwykli mawiać, że przekonanie Amerykanów, że są dyniowymi królami jest zupełnie błędne. Tymczasem to oni, Włosi, dynie wielbią i przygotowują z nich najpyszniejsze potrawy.
Co prawda pierwsze miejsca wśród producentów dyń na świecie zajmują Amerykanie, Hindusi i Japończycy, ale to włoskiej kuchni zawdzięczamy wiele dyniowych przysmaków, które przebojem zdobywają nasze stoły i podniebienia.
W dyniach rozsmakowali się np. mieszkańcy Wenecji, którzy bardzo lubią risotto z tym warzywem. Słynna i ceniona jest dynia zwana marina di Chioggia. Ma zwarty, słodkawy miąższ o intensywnym, pomarańczowym kolorze i ciemnozieloną, mocno pofałdowaną powierzchnię. Jej nazwa pochodzi od miasta Chioggia, zwanego małą Wenecją, które leży kilkadziesiąt od tej dużej i słynnej.
Wiele lat temu wąskie weneckie uliczki przemierzali handlarze, którzy w drewnianych skrzyniach mieli słodkie kawałki pieczonej dyni. Zanim było ich widać, słychać było, jak zachwalają swój towar krzycząc „suca baruca”.
Słynne na cały świat są pierożki z dynią, czyli ravioli di zucca. Nadzienie jest zrobione z dyniowego puree z dodatkiem parmezanu. Pierożki podaje się polane roztopionym masłem z szałwią. Danie pochodzi z Mantui. Pierwotnie podawano je w Boże Narodzenie.
Z dyni robi się też m.in. kluseczki gnocchi, dodaje się ją do zup, dań z makaronów i zapiekanek. Pyszna jest popularna na Sycylii dynia marynowana i dynia z pomidorami.
We Włoszech naprawdę można z dynią poszaleć, bo jesienią zaczyna się dyniowe świętowanie. W wielu miastach organizuje się tzw. sagry, podczas których lokalni rolnicy chwalą się swoimi dyniowymi plonami, a gospodynie przygotowują tradycyjne dania. Są też tańce, śpiewy i konkursy.
Zdjęcie główne: Nastała jesień, czyli czas na dynię (fot. Joe Giddens/PA Images via Getty Images)