Od sławy i romansów do ślepoty i zapomnienia. Ta Polka zawojowała malarski świat
niedziela,
24 września 2017
Choć była jedną z największych polskich artystek XX wieku, obecnie jest niedoceniana i niemal zapomniana. Za życia Mela Muter obracała się w kręgach paryskiej elity intelektualnej, obrastając sławą najlepszej portrecistki. W ten sposób uwieczniła Reymonta, Sienkiewicza czy Rodina. Miała też burzliwe życie osobiste, w którym romanse mieszały się ze stratą bliskich, w tym jedynego syna. Z okazji 50. rocznicy śmierci jej postać i twórczość przybliża wystawa „Portrecistka” w warszawskim apartamentowcu Cosmopolitan.
Ci osobliwi pacjenci zgłaszają się z rozmaitymi dolegliwościami, od przemalowań i wtórnych retuszy, po potrzebę otrzymania nowego dublażu. To żmudna praca. Przyjrzeliśmy się jej z bliska.
zobacz więcej
Paryż u jej stóp
W 1899 roku Mela wyszła za mąż za Michała Mutermilcha, pisarza i krytyka literackiego, któremu rok później urodziła syna – Andrzeja. Wkrótce całą rodziną wyjechali do Paryża, gdzie kontynuowała ona studia artystyczne. Ten kierunek był wówczas bardzo popularny wśród młodych twórców, którzy w Polsce nie mieli szans rozwoju. Krótko po przyjeździe, jesienią 1901 roku Mela Muter podjęła naukę w Académie de la Grande Chaumière, a następnie w Académie Colarossi. Wielokrotnie jednak podkreślała, że była samoukiem.
Dość szybko zaczęła obracać się w kręgach paryskiej elity artystycznej i intelektualnej. Utrzymywała również kontakty z twórcami École de Paris, czyli środowiskiem artystów żydowskiego pochodzenia z Europy Środkowo-Wschodniej. Zaistniała też w kręgach polskich, angażując się w działalność różnych organizacji, m.in. Towarzystwa Polskiego Artystyczno-Literackiego, będąc sekretarzem sekcji sztuk plastycznych.
Talent i oryginalny styl
W 1902 roku malarka zadebiutowała w paryskim Salonie Towarzystwa Narodowego Sztuk Pięknych i odtąd stale prezentowała tam swoje prace. Wysyłała je również na zbiorowe wystawy do Krakowa, Lwowa czy Warszawy. We Francji szybko zyskała uznanie. Określano ją jako „talent świeży, młody, ruchliwy, indywidualność wybitną”. Krytycy cenili ją za oryginalny styl, który zdołała wypracować, choć początkowo widać było echa malarstwa symbolicznego. Czerpała dużo z twórczości amerykańskiego artysty Jamesa McNeilla Whistlera czy polskiego malarza Władysława Ślewińskiego.
Następnie zaczęła odchodzić od melancholijnych, delikatnych ujęć w stronę większej ekspresji, mocno zaznaczonej w bukiecie kwiatów. Przykładem przejściowego okresu w jej twórczości jest „Autoportret” z 1909 roku. To, co charakterystyczne dla obrazów Muter, to chropowata powierzchnia, nad którą pracowała całe życie. Grudy farby kładzione były pociągnięciami pędzla, ale zdarzały się również niezamalowane elementy i wówczas kolor płótna stawał się częścią obrazu.
Imponowała mężczyznom, których portretowała
Była kobietą piękną, ale jej delikatna twarz skrywała twardy charakter i determinację, napędzaną ambicjami artystycznymi. Ta silna osobowość i niezwykły talent imponowały mężczyznom. Nic więc dziwnego, że wśród jej znajomych dominowali przedstawiciele płci przeciwnej. Byli to zarówno polscy twórcy, jak Leopold Gottlieb, Władysław Reymont, Leopold Staff czy Stefan Żeromski, jak i zagraniczni: Henri Barbusse, Artur Honneger, Diego Rivera czy Romain Rolland.
Wiele z wymienionych osób sportretowała, stając się jedną z najbardziej rozchwytywanych portrecistek. Pozowali jej m.in. Auguste Rodin, George Clemenceau czy Henryk Sienkiewicz. Co ważne Mela Muter nie starała się idealizować portretowanej postaci, ale skupiona była na oddaniu cech jej charakteru. Bliskie kontakty z mężczyznami stały się przyczyną licznych romansów. W 1903 roku zaczęła się jej relacja z Leopoldem Staffem, którą zakończyło ultimatum ze strony męża, który za kochankami pojechał aż do Zakopanego.
Artystyczny podbój Europy
Cały czas pozostawała płodną artystką, która inspiracji szukała także poza Paryżem. W latach 1911-1914 podróżowała do Hiszpanii, gdzie w znanej Galeria de Arte Contemporanea w Barcelonie miała miejsce jej indywidualna wystawa, która spotkała się z przychylnym przyjęciem katalońskich artystów i krytyków. Z kolei w maju 1914 roku w Galerii Athenea w Geronie odbyła się druga ekspozycja jej prac. Dwukrotnie podróżowała też do Szwajcarii, czego efektem są płótna pejzaży, uważane za jedne z najlepszych jej obrazów.
Wiele miesięcy spędziła też w Bretanii, gdzie fascynował ją nadmorski krajobraz i mieszkańcy regionu, których portretowała. To tam poznała artystów związanych z École de Pont-Aven, takich jak Ślewiński czy Amerykanin Charles Fromuth, którzy byli przedstawicielami syntetyzmu. Malowała wówczas głównie ekspresyjne martwe natury, gdyż okres I wojny światowej nie sprzyjał twórczości, a już w szczególności zamawianiu portretów. „Owoce morza, skorupiaki i ryby, niewrażliwe na ludzkie dramaty, na ludzkie szaleństwa, zastępowały mi modeli” – zwierzała się artystka.
O 15 lat młodszy kochanek
W 1917 roku poznała kolegę swojego syna, lewicowego pisarza i dziennikarza – Raymonda Lefebvra. Pomimo, że był od niej o 15 lat młodszy zamieszkali ze sobą i zostali kochankami, co ostatecznie doprowadziło do rozwodu z mężem. Efekty tej relacji dało się też zauważyć w jej twórczości, w której pojawiają się ludzie starzy, schorowani, sieroty czy samotne kobiety. Niestety znajomość kończy się tragicznie, gdyż Lefebvre ginie w katastrofie morskiej w 1920 roku.
Śmierć ukochanego mocno wstrząsnęła artystką, która jeszcze mocniej oddała się pracy. To zaowocowało tym, że lata dwudzieste dla Meli Muter to szczyt artystycznego i towarzyskiego powodzenia. Oprócz licznych portretów i kolejnych wystaw, nawiązała również współpracę z paryskimi gazetami, wykonując dla nich ryciny i rysunki, a do pisma „Clarté” ilustracje. Poznała wówczas Henri Matisse'a, który z uznaniem wyrażał się o jej malarstwie.
Seria osobistych tragedii
Niedługo po śmierci Lefebvre'a, bo w 1922 roku umarł ojciec artystki. W związku z tym jesienią Muter przyjechała do Warszawy i zdecydowała się przejść na katolicyzm. Rodzicami chrzestnymi zostali zaprzyjaźnieni z nią Aurelia i Władysław Reymontowie. Niestety zaledwie dwa lata później, w grudniu 1924 roku na gruźlicę kości umiera jej jedyny syn – Andrzej. Te dramatyczne przeżycia malarka przypłaciła depresją, co jednak nie ograniczyło jej aktywności.
Wówczas miała miejsce jej indywidualna wystawa w Polsce, a konkretnie w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. W tym samym czasie rozpoczęła się też jedna z najciekawszych jej relacji z mężczyzną, początkowo przyjaźń, a później związek z poetą Rainerem Marią Rilkem, trwająca aż do jego śmierci w 1926 roku. Powodzenie jej prac zaowocowało dobrą sytuacją materialną, dzięki której mogła pozwolić sobie na budowę zaprojektowanej specjalnie dla niej przez Auguste'a Perreta willi z pracownią i ogrodem przy rue de Vaugirard 114 bis. To tam Muter organizowała modne przyjęcia, na których bywał artystyczny świat Paryża, a wśród gości można było spotkać m.in. Marca Chagalla czy Edgara Varese'a.
Kryzys i ucieczka przed wojną
W latach międzywojennych artystka chętnie podejmowała temat macierzyństwa oraz pejzaży, głównie południowej Francji. W wielu z nich, m.in. „Porcie rybackim w St. Tropez” widoczne są echa twórczości Paula Cézanne'a oraz wczesnego kubizmu. Równocześnie tworzyła akwarele z wyraźnymi wpływami fowizmu oraz postimpresjonistyczne widoki Paryża. Utrwalając swój pobyt nad Sekwaną w 1927 roku przyjęła obywatelstwo tego kraju.
Mieszkaniem w wygodnej paryskiej willi cieszyła się jednak tylko cztery lata, ponieważ kryzys roku 1929 spowodował spadek zamówień i problemy materialne, przez co musiała ją wynająć. Po wybuchu II wojny światowej, obawiając się nazistowskich represji przeniosła się do Awinionu, gdzie uczyła rysunku, literatury i historii sztuki w Collège Sainte-Marie dla dziewcząt. W 1945 roku powróciła do Paryża, ale często lato spędzała na południu Francji. Nadal tworzyła, powracając do ulubionych motywów i technik, choć już z mniejszą intensywnością. Ciągle uczestniczyła w wystawach, ale nie powtórzyła przedwojennych sukcesów.
Jak to możliwe, że Polka znalazła się w jednym zestawieniu obok Sonii Gandhi, Katarzyny Medycejskiej, Luisy Casati czy Carli Bruni?
zobacz więcej
Cudownie ocalona
W 1953 roku w Cercle Volney w Paryżu odbyła się retrospektywa jej twórczości, na której zaprezentowano aż 120 dzieł. Muter borykała się wówczas z problemami finansowymi i była zmuszona mieszkać w ciasnej, wilgotnej pracowni, ponieważ najemca jej mieszkania, malarz Jean Dubuffet nie chciał go opuścić i uważał za własne. Dostawała od niego jedynie groszowy czynsz. To wtedy najmocniej doświadczyła osamotnienia, gdyż powoli popadała też w zapomnienie. Pomimo tego oraz postępującej ślepoty, wciąż z tą samą zaciętością malowała kolejne obrazy.
Dopiero w 1962 roku z pomocą przyszedł jej polski dyplomata i kolekcjoner Bolesław Nawrocki. Odnalazł ją w warunkach niemal kompletnej nędzy, nieufającą ludziom i zmagającą się z kataraktą oczu. Udało mu się zebrać rozproszone obrazy, a także wytoczyć i wygrać proces przeciwko Dubuffetowi, zmuszając go do wyprowadzki. Sama Mela Muter, dzięki przeprowadzonej w 1965 roku operacji, mogła ponownie zobaczyć swoje dzieła. Do wielu obrazów wróciła, by poprawić to, czego wcześniej nie dostrzegała lub nawet namalować je na nowo. Za namową Nawrockiego zdążyła jeszcze spisać swoje wspomnienia. Umarła 14 maja 1967 roku w wieku 91 lat i została pochowana w Paryżu.
50. rocznica śmierci
Dzięki Nawrockiemu i wsparciu jego rodziny archiwum artystki zostało uratowane. Mela Muter, choć była jedną z najznakomitszych polskich artystek XX wieku, to jednocześnie jedną z najmniej docenianych. Dlatego w 50. rocznicę jej śmierci postanowiono pokazać rzadko udostępniane obrazy i przybliżyć szerszej publiczności fascynującą biografię artystki.
Wystawa jej malarstwa, pochodząca z prywatnych zbiorów Jankilevitsch Collection zatytułowana „Portrecistka” prezentowana jest w wyjątkowej przestrzeni, 160 metrów nad ziemią, na 42. piętrze apartamentowca Cosmopolitan Twarda 4. Portrety, pejzaże i martwe natury można podziwiać do 28 października, w każdą środę oraz sobotę od 14.00 do 19.00.