Miliony widzów w kinach i 99% złych recenzji. Żaden polski reżyser nie pokazał tak bardzo jak gusta krytyków filmowych i mas się rozjeżdżają.
„Botoks” to nie tylko najbardziej kasowy film zeszłego roku, ale jeden z najbardziej kasowych polskich filmów wszechczasów. Już niemal co roku Vega sam pobija swoje rekordy. W lutym 2018 roku (kilka miesięcy po premierze „Botoksu”) premierę ma nowy film Vegi „Kobiety mafii”. Zwiastun obejrzało do tej pory ponad 5 milionów widzów.
Filmy Vegi są warsztatowo fatalne. To pod wieloma względami antykino. Co jednak z tego skoro Polacy na nie walą drzwiami i oknami? Za chwilę na Showmax.com ma premierę serialowa wersja „Botoksu”, zaś reżyser zapowiada, że już ma zaplanowane kilka kolejnych filmów.
Vega to filmowy populista. Trybun ludowy, który czuje puls narodu. Wie, jakie są jego bolączki i daje mu na nie proste odpowiedzi. Do tego sprzedaje światu swój własny, specyficzny katolicyzm. Długo przed premierą „Botoksu” buńczucznie zapowiadał, że jego film wstrząśnie polską służbą zdrowia. W jakimś stopniu miał rację. Mimo tego, że zrobił film nieprawdziwy (tak jak nieprawdziwy jest serial „Na dobre i na złe”), to trafił nim do serc milionów.
Patryk Vega paradoksalnie nie kłamie. Patologia, którą pokazuje w filmie ma miejsce w polskiej służbie zdrowia. Nie jest jednak tak powszechna jak pokazuje autor. Ekranizując najbardziej hardcorowe artykuły z tabloidów i pakując je do ponad dwugodzinnego filmu, można zrobić film o patologiach każdej branży.
Choć doceniam, że Vega walnął tym filmem między oczy zwolenników aborcji, to nie mogę przemilczeć, że jest to kino źle wyreżyserowane, nierówno zagrane i zupełnie niewiarygodne. Co ja jednak wiem, skoro naród pokochał?
- Łukasz Adamski, krytyk filmowy i publicysta portalu wPolityce.pl oraz tygodnika Sieci