Kiedy ksiądz ma żonę
piątek,
19 stycznia 2018
Czy papież Franciszek może znieść celibat? Oczywiście, że może – i dotyczy to zarówno możliwości prawnych, jak i prawdopodobieństwa, że to się może za tego pontyfikatu stać.
Tomasz P. Terlikowski rozważa, czy nauczanie obecnego papieża może prowadzić do uznania, iż w pewnych okolicznościach Bóg oczekuje od nas aborcji, eutanazji lub zdrady małżeńskiej.
zobacz więcej
Znakiem rozpoznawczym łacińskich kapłanów od wielu wieków jest obowiązkowy celibat. W odróżnieniu od nich, i pastorzy, i prawosławni księża mogą mieć żony, choć na różnych zasadach. W prawosławiu bowiem duchowni muszą zawrzeć małżeństwo przed święceniami kapłańskimi, które są w tym wyznaniu pieczęcią wszystkich sakramentów. Czy małymi krokami, decyzjami podejmowanymi na próbę, papież Franciszek może to zmienić?
Idzie zmiana?
Nie brak sygnałów, które wskazują odpowiedź: tak. Już prawie dwa lata temu pojawiły się pierwsze sugestie bliskich współpracowników Ojca Świętego na ten temat. Kilka miesięcy później w wywiadzie udzielonym niemieckiemu dziennikowi „Die Zeit” sam papież, zastrzegając, że nie należy tego traktować jako decyzji, która rozwiąże problem z powołaniami, dopuścił taką możliwość.
„Kościołowi zawsze chodzi o to, aby rozpoznać właściwy moment, kiedy Duch Święty czegoś żąda (…) Musimy zastanowić się nad możliwością dopuszczenia do kapłaństwa »viri probati« (»wypróbowanych mężów« – żonatych mężczyzn – red.). Trzeba będzie wtedy także określić ich zadania na przykład w daleko położonych parafiach” – powiedział wówczas Franciszek.
Chwilę później do akcji wkroczył niezawodny w takich sytuacjach kard. Walter Kasper, który w wywiadzie udzielonym portalowi Kath.de w 60. rocznicę swoich święceń kapłańskich przekonywał, że istnieje „pilna potrzeba działania” w kwestii święcenia żonatych mężczyzn na kapłanów.
Powód? Brak nowych powołań kapłańskich. – Gdy ja byłem święcony było czterdziestu wyświęcanych tylko w mojej diecezji, teraz mamy czterdziestu kandydatów do kapłaństwa w całym kraju – mówi kard. Kasper. Odpowiedzią na ten brak ma być właśnie święcenie „viri probati”.
Niemiecki hierarcha (którego można określić mianem watykańskiego trendsettera, bowiem to on podrzuca coraz to nowe pomysły zmian, które później są realizowane przez Stolicę Apostolską) przedstawił nawet sposób, w jaki owa zmiana (nie ma co ukrywać, że dla Kościoła rewolucyjna) miałaby zostać wprowadzona w życie. – Papież pozostawia decyzje Konferencjom Episkopatów - mówi kard. Kasper. A konkretnie, chciałby, by to one złożyły propozycje, które później Watykan rozważy i ewentualnie zatwierdzi.
A teraz, jak wynika z kolejnych wypowiedzi, sprawa wkroczyła w etap bardziej konkretnych przygotowań, bowiem coraz bardziej otwarcie mówi się o tym, że w czasie planowanego na rok 2019 Synodu poświęconego Amazonii, tamtejsi biskupi mają oficjalnie przedstawić projekt święcenia „viri probati”, a papież miałby go zatwierdzić.
Źródłem problemów z powołaniami nie jest zatem celibat, a postawa ludzi Zachodu, którzy zwyczajnie nie mają ochoty służyć Bogu i ludziom.
Czy tak będzie? Kard. Claudio Hummes, bliski przyjaciel Ojca Świętego (hierarcha, po rozmowie, z którym kard. Jorge Bergoglio miał wybrać imię Franciszek), zapewnia, że w zasadzie sprawa jest już dogadana, a papież wysłał mu nawet list, w którym przekonuje, że tak będzie. Oczywiście, jak zapewniają zwolennicy tego rozwiązania, miałoby być ono przyjęte tylko dla Amazonii, gdzie brakuje kapłanów, a nie dla innych części świata. Nie brak jednak złośliwców, którzy przekonują, że gdyby rozwiązanie takie przyjęto, to szybko w Niemczech czy Holandii pojawiłoby się wielu wyświęconych „viri probati”, którzy przypisani byliby do diecezji amazońskich.
Dyspensa dla byłych pastorów
Złośliwość złośliwością, a fakty są takie, że żonaci kapłani w obrządku zachodnim już w Kościele katolickim są. Tak się bowiem składa, że pastorzy anglikańscy czy luterańscy, którzy dokonują konwersji na katolicyzm mogą – po uzupełnieniu studiów i święceń – zostać kapłanami katolickimi.
Od kilkudziesięciu lat, na skutek postępującej liberalizacji wspólnot anglikańskich i luterańskich, wielu duchownych tych wyznań przechodzi na katolicyzm (lub prawosławie). Korzystając ze specjalnej dyspensy stają się oni kapłanami, mimo że pozostają w małżeństwie. Początkowo, zanim decyzją Benedykta XVI stworzono specjalne ordynariaty dla byłych anglikanów, nowi duchowni pracowali normalnie w diecezjach łacińskich, choć – warto mieć tego świadomość – nie mogli tam sprawować funkcji proboszczów, a najczęściej kierowano ich do szkół czy szpitali, by tam sprawowali posługę.
Identyczną opinię wyraża ks. Douglas Grandon. – Niezależnie od tego, czy jesteś protestantem czy katolikiem powołania biorą się z mocnego przestrzegania wezwania Chrystusa do głoszenia Ewangelii i pozyskiwania uczniów. Tam, gdzie to wezwanie jest realizowane, tam gdzie duchowni pogłębiają wiarę ludzi i pozyskują nowych uczniów, tam są powołania – podkreśla były pastor, a obecnie kapłan katolicki.
Statystyki potwierdzają zaś jego opinie. Tak się bowiem składa, że na brak powołań do posługi pastorskiej narzekają także wspólnoty protestanckie, w których od momentu ich powstania celibat nie obowiązywał. Żeby to potwierdzić, wystarczy porozmawiać z przedstawicielami Kościoła Anglii (który ratuje się powołaniami z Afryki czy Azji), Kościoła Ewangelickiego w Niemczech czy Kościoła Szwecji.
Sytuacji też nie zmienia w wyznaniach protestanckich ordynowanie kobiet – o czym zresztą nie może być w Kościele katolickim mowy, bowiem akurat ta sprawa jest rozstrzygnięta na poziomie doktrynalnym. I one bowiem – po początkowym zachwycie – wcale nie garną się do posługi pastorskiej. Źródłem problemów z powołaniami nie jest zatem celibat, a postawa ludzi Zachodu, którzy zwyczajnie nie mają ochoty służyć Bogu i ludziom.
Celibat nie jest kwestią doktrynalną, a dyscyplinarną.
Celibat zaś, poza byciem znakiem, który odsyła do istnienia wieczności, jest także ściśle związany ze służbą bliźniemu. I na to także zwraca uwagę ks. Grandon. Zaznacza on, że choć sam nie żyje w celibacie, to ogromnie docenia szczególny dar, jakim jest dla Kościoła bezżeństwo kapłanów. Zarówno on, jak i jego współbracia pozostający w związkach małżeńskich, nie robią nic, by zmienić szczególne miejsce kapłanów celibatariuszy w Kościele. – Jezus był celibatariuszem, św. Paweł był celibatariuszem, część z dwunastu była celibatariuszami, to jest szczególny dar dla Kościoła katolickiego – podkreśla ks. Grandon.
Przeciwko zniesieniu celibatu wypowiada się także ks. Joshua J. Whitfield (również były duchowny protestancki). – To, czego potrzebujemy, to ponowne Zesłanie Ducha Świętego. To w ten sposób rozmnożono posłanych. Dwunastu oczekiwało na Ducha Świętego i On przyszedł – podkreśla ks. Whitfield i dodaje, że kryzysów duchowych nie rozwiązuje się metodami praktycznymi. – Nie sądzę, by poprzez wprowadzenie żonatych księży rozwiązano problem liczby duchownych w Kościele – konstatuje.
Kapłaństwo dwóch jakości
Na koniec trzeba jasno powiedzieć, że celibat nie jest kwestią doktrynalną, a dyscyplinarną. Papieże, a szerzej Kościół łaciński w pewnym momencie historii powiązał kapłaństwo z wymogiem bezżeństwa, ale w każdej chwili może to zmienić. Pytanie tylko, czy rzeczywiście ma to sens.
Tak się bowiem składa, że celibat jest kwestią dla tożsamości kapłańskiej w obrządku łacińskim kluczową. Kapłaństwo żonatych mężczyzn jest budowane i przeżywane inaczej, ma nieco inną tożsamość, a także skutkuje odmiennym nieco porządkiem kościelnym. Nie chodzi o to, czy jest gorsze czy lepsze, a o to, że jest inne. To zaś oznacza, że jeśli Kościół zdecyduje się na ograniczenie obowiązywania zasady celibatu, to do kryzysu przeżywania kapłaństwa, z jakim mamy do czynienia, obecnie dorzuci dodatkowy kryzys. Będzie on związany z zupełnie nową w Kościele łacińskim sytuacją – pojawieniem się żon i dzieci kapłanów. Warto też przypomnieć, że jak dotąd lekarstwem na problemy w Kościele było zaostrzanie dyscypliny, a nie jej luzowanie.
Jest też niestety dość oczywiste, że „viri probati” wyświęceni na kapłanów byliby – w ogromnej większości – gorzej uformowani, wykształceni (bo trudno sobie wyobrazić, by kończyli z żonami i dziećmi normalne seminarium), a dodatkowo pozbawieni możliwości naturalnego „awansu”. Tak się bowiem składa, że o ile celibat księży jest sprawą dyscyplinarną, o tyle celibat biskupów jest już o wiele mocniej zakorzeniony w doktrynie. A tytuł infułata (w Kościołach wschodnich mitrata, czyli najwyższy dostępny dla kapłanów nie-celibatariuszy) został przez Franciszka zniesiony.
Jednym słowem decyzją o święceniu żonatych mężczyzn otworzylibyśmy drogę do powstania „kapłaństwa dwóch jakości”. A wszystko to, w istocie bez głębszego powodu, bowiem – przynajmniej w Europie – brak celibatu wcale nie przyczynia się do zwiększenia liczby powołań.
-Tomasz P. Terlikowski